Chris Farlowe (czyli John Henry Deighton) urodził się w Londynie 13 października 1940 roku. Już jako nastolatek założył swój pierwszy zespół grający muzykę skifflową John Henry Skiffle Group. Pod koniec lat 50tych Farlowe przeżywał fascynację rock&rollem. Zrezygnował z gry na gitarze i skoncentrował się na śpiewaniu (co w przyszłości miało się okazać bardzo słuszną decyzją). Wkrótce grupa przemianowała się na Chris Farlowe and the Thunderbirds, a upodobania muzyków skierowały się bardziej w stronę rythm&bluesa.
W latach 70tych Farlowe występował z zespołami Colloseum, Atomic Rooster, a następnie show business wysłał go na chwilową emeryturę. Z zapomnienia wyciągnął go w latach 80tych Jimmy Page, który zaprosił muzyka do współpracy przy albumie Outrider. Obecnie Chris Farlowe regularnie nagrywa i koncertuje z zespołem Colloseum.Dave "Clem" Clempson urodził się 5 września 1949 roku w Tamworth. Pod koniec lat 60tych założył swój pierwszy zespół Bakerloo, mocno czerpiący z muzyki rythm&bluesowej. Wkrótce wstąpił do Colloseum, zespołu założonego przez legendarnego Johna Mayalla. Tutaj właśnie po raz pierwszy zetknął się z Farlowem, który dołączył do zespołu niedługo po nim. Po pierwszym rozpadzie Colloseum, Clempson grywał między innymi z Jack Bruce Band, The Dolphins oraz Bobbem Dylanem i Chrisem De Burghiem. W latach 90tych powrócił do reaktywowanego Colloseum.
Szczerze przyznam, że na koncert wybrałem się, nie wiedząc do końca, czego się spodziewać. Przez głowę przeleciała mi nawet myśl, czy nie jest to kolejna para emerytów odgrzebana gdzieś z zapomnienia, która już dawno się wypaliła i nie wie, kiedy schodzi się ze sceny niepokonanym. Muszę jednak stwierdzić, że pomimo wieku, panowie Farlowe i Clempson potrafią wykrzesać z siebie co nieco energii i wywołać na ciele słuchaczy gęsią skórkę. Szczególne ukłony w stronę Clempsona, który momentami przypominał mi wielkiego Mr. Slowhanda, zarówno ze sposobu gry na gitarze jak i gardłowo - nosowego śpiewu. Co do Hamburg Blues Band to muszę przyznać, że nie zrobili na mnie piorunującego wrażenia. Po prostu byli na scenie i grali. Być może przyćmiła ich co niego sława Farlowe’a i Clempsona, a może po prostu panowie z HBB nie mają tego „czegoś”, co mają Ci z Colloseum. Nie pomogło nawet to, że wykonywali utwory takich sław jak Peter Green. Usłyszałem nawet stwierdzenie, że wokalista wygląda jak podstarzały Majdan, robiący głupie miny i naprawdę mnie to rozbawiło : - )
Koncert rozpoczął się tuż po godzinie 19:00 dość długim, jak na moje ucho, supportem Hamburg Blues Band. Od samego początku na scenie był Clem Clempson, który wyraźnie wspierał zespół. Swoimi mocno rozbudowanymi solówkami prawie hipnotyzował publiczność.W jego grze słychać takie zespoły jak Ten Years After czy Deep Purple. I co by tu dużo nie mówić, potrafi zagrać tak, że kapcie spadają. Nie jeden dobry gitarzysta mógłby się od niego wiele nauczyć. Po prawie godzinie na scenie pojawiła się druga gwiazda wieczoru - Chris Farlowe. Miał małe problemy z wymawianiem polskich słów, ale przywitał się po naszemu. Jak dla mnie to koncert tak naprawdę zaczął się dopiero od tego momentu. Usłyszeliśmy m.in. I don’t wanna sing the blues no more, All or Nothing Steve Marriota, Out of Time napisane przez Micka Jaggera i Keitha Richardsa specjalnie dla Farlowe’a, a także standard Stormy Monday Blues...
Wokalista wykonał również utwór acapella - Think It’s Going To Rain Today Randiego Newmana. W pewnym momencie artysta dostrzegł na scenie butelki z wodą mineralną, podniósł jedną z nich, obejrzał dokładnie, po czym zapytał co to jest i czy może dostać piwo albo wódkę, bo chciałby się napić : - )
Koncert zakończył się oczywiście bisem, który poprzedziło głośne tupanie publiczności o drewnianą podłogę Pokładu, co jest już chyba tradycją w tym lokalu. Farlowe wyglądał na tak zmęczonego, jakby śpiewał 5 godzin bez przerwy. A publiczność? Publiczność mogłaby go słuchać co najmniej przez drugie tyle. Gdy gasły światła na scenie, wciąż czuła niedosyt.
Wieczór należy podsumować bardzo pozytywnie. Naprawdę fajnie było posłuchać Clempsona, który grał bite 2 godziny, ale z drugiej strony szkoda, że Farlowe śpiewał tylko jedną. Super, że z tych 2 koncertów, które odbyły się w Polsce, akurat jeden przypadł na Gdynię - trzymamy kciuki, aby Gdynia miała już zawsze takie szczęście!
Kuba Pawłowski
Chris Farlowe & Clem Clempson oraz Hamburg Blues Band, Pokład, Skwer Kościuszki, 23 września 2007