Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Dwugłos absolutnie wyjątkowy i ważny

Opublikowano: 02.09.2009r.

Wszystkie "Dwugłosy" są ciekawe i ważne, ale ten jest wyjątkowy z kilku powodów.

Po pierwsze od tej sesji będziemy jeszcze ciekawiej i staranniej informować o wydarzeniach z sali 105. Dzięki temu każdy będzie mógł sobie wyrobić zdanie o tym, co się naprawdę działo podczas spotkania Wybrańców. Przy felietonach, mamy nadzieję, że już na trwałe autorstwa trójki naszych stałych felietonistów, będziemy linkować wszystkie pozostałe artykuły z sesji. Na pewno będzie to ciekawa lektura porównawcza.

Marcin Horała troszkę nas, ale bardzo pozytywnie, sprowokował i wyprzedził. „Gazeta Świętojańska” przez wrzesień będzie ukazywać Czytelnikom nowe oblicze. Liczymy, że radni, którym naprawdę zależy na dobrej debacie publicznej nie tylko będą nas wspierać, udzielając informacji i zwracając uwagę na to, co ważne i ciekawe w mieście, ale i pomogą w zorganizowaniu i prowadzeniu otwartych debat publicznych w dzielnicach. Chcemy je rejestrować i animować, ale potrzebujemy wsparcia. Formułą jest do dyskusji, ale chcemy zacząć już na przełomie września i października. Wszystkich radnych, chętnych do współpracy serdecznie zapraszamy.

Jeszcze we wrześniu pierwszy z serii artykułów oceniających nasz samorząd, pt. „Kto wygra wybory w Gdyni, czyli przegląd wojska” a niedługo potem Pierwszy Ranking Gdyńskich Radnych. Zapraszamy wszystkich bez wyjątku radnych do współpracy.

Oto wszystkie artykuły posesyjne, do których lektury zachęcamy po przeczytaniu świetnych, choć bardzo różnych, felietonów Marcina i Zygmunta.

[Foto] Fotoplastikon po XXXIV Sesji Rady Miasta Gdyni

Dla wszystkich radnych i urzędników: „Wiej do Gdyni” czyli: powrót Milusińskich

Oficjalny komunikat po XXXIV Sesji Rady Miasta

Jacek Benert wygrał z Gdynią po raz drugi.

Powrót "Trzeciego oka" na łamy Gazety Świętojańskiej !

[Wideo] Po Sesji:Jerzy Zając straszy Andrzeja Skuchę paralizatorem i karabinem maszynowym?

[Wideo] Po Sesji: Dlaczego reforma rad dzielnic musi poczekać ?

[Wideo] Skarbnik Gdyni o kryzysie: Spadają dochody miasta

Marcin Horała*


Pożytki z niebytu



Marcin Horała

Jeżeli miałbym wyróżnić jakąś podstawową cechę lokalnej debaty publicznej w Gdyni, to byłoby to jej nieistnienie. Aby jednak nie poprzestać na tym prostym stwierdzeniu spróbujmy posłuchać choćby śladów tego na poły legendarnego, dawno wymarłego zwierza.

Najpierw poszukajmy w prasie drukowanej. Liczą się dwa lokalne tytuły – Dziennik Bałtycki i Gazeta Trójmiasto, czyli lokalny dodatek do Gazety Wyborczej. W obydwu czasem pojawi się jakiś artykulik o gdyńskich sprawach (choć obydwa pisma są zdecydowanie gdańsko-centryczne). Cóż z tego, skoro artykulik ów jest zazwyczaj mały, na fefnastej stronie i zasadniczo nic nie mówiący. Ot odbyła się sesja, uchwalono to i tamto. Nastawienie zdecydowanie na pojedyncze newsy o charakterze reportersko-interwencyjnym. Informacja o tym że pies pogryzł babę (a jeszcze lepiej – że baba pogryzła psa) jest co najmniej równie ważna, jak informacja o budowie drogi albo o zmianie w systemie szkolnym – a wszystkie są znacznie ważniejsze od tego, jak wygląda samorządowa scena polityczna. O tym ostatnim się nie pisze w ogóle. Najwyraźniej nikogo to nie obchodzi. A jak już się trafi artykuł zahaczający o tematykę mechanizmów lokalnej władzy, to wyłącznie jako odprysk jakiejś sprawy reporterskiej. Mieszkańcy apelują, żeby załatać dziurę w drodze – no to wypowie się w tej sprawie jakiś prezydent czy radny. Porządnych artykułów, analiz, wywiadów o tym, kto z kim i dlaczego, jakie są koncepcje, jakie strategie i tak dalej – tego wszystkie nie ma. Nawet często nie ma dalszego drążenia tematu, co się stało z ową dziurą, dlaczego i przez kogo.

Kto zajrzał za kulisy lokalnych gazet wie, że gdyńskimi tematami zajmuje się grono dziennikarzy, których można policzyć na palcach u jednej ręki pijanego pracownika tartaku. W dodatku przy podłych pensjach, aby zarobić na masełko do chleba muszą oni nastukać wierszówkę – więc produkują po kilka artykulików dziennie na temat dziur w jezdni, przewróconych drzew i awanturujących się sąsiadów. Fizycznie nie mają czasu na dziennikarstwo śledcze czy też analityczne z prawdziwego zdarzenia – choćby im się nawet akurat chciało. Są natomiast w sposób naturalny podatni (mniej lub bardziej – to już zależy od osobistej etyki) na przepisywanie tez z gotowców – a w Gdyni mamy tylko jeden ośrodek (urzędowy) który ma siły i środki na codzienną produkcję takowych gotowców.

Dodajmy do tego magazyn Wieczór będący wyłącznie bogato ilustrowaną kroniką towarzyską, efemeryczne i nastawione wyłącznie na reklamy darmowe gazetki dzielnicowe oraz niskonakładowy gdyński dodatek Wyborczej poświęcony obyczajowo-wspominkowym opowiastkom i lokalnym ciekawostkom – i mamy pełny obraz drukowanej prasy lokalnej.

Z różnych stacji radiowych tylko półtorej zajmuje się w ogóle jakąkolwiek tematyką lokalną – Radio Gdańsk i troszeczkę (kiedyś, dawno i nieprawda) Radio Plus. Radio Gdańsk nie odbiega tu od normy wyznaczanej przez gazety, to znaczy gdańskocentryczności i koncentracji na (nielicznych) pojedynczych sprawach reportersko-interwencyjnych pokazywanych w zupełnym oderwaniu od całości problemów i mechanizmów rządzących gdyńskim samorządem. Mogę od razu hurtem załatwić i TVP Gdańsk, dopisując ją do powyższej charakterystyki. Dodatkowo zarówna radio jak i telewizja nie mają ani jednej osoby, która by się w tematyce gdyńskiej specjalizowała i orientowała na bieżąco.

Szczególnie boli brak telewizji takiej jak nieodżałowanej pamięci TV Gdynia (później Tele-Top) która koncentrowałaby się na gdyńskim podwórku, nadawała transmisję z Rady Miasta i tym podobne. Znacznie mniejsze od Gdyni miasta miewają takie telewizje (czasem nawet dwie), a u nas niestety posucha. Podobnie z drukowaną miejską gazetą lokalną.

Pozostaje jeszcze Internet a w nim godny uwagi ze względu na popularność serwis trójmiasto.pl (nie odbiegający niestety od wyznaczanego przez inne media lokalne modelu dziennikarstwa przypadkowo-interwencyjnego) i oczywiście Gazeta Świętojańska.

Świętojańska ma oczywiście swoje ogromne wady, których tu nie opiszę, bo mi i tak redaktor wytnie. Ma jednak również ogromną zaletę – jako jedyne, dosłownie jedyne medium lokalne próbuje czasem dziennikarstwa analitycznego, nie kwituje poważnych problemów małymi artykulikami, jedynie tutaj można czasem przeczytać/obejrzeć/posłuchać jakiś merytoryczny wywiad z lokalnym politykiem, można śledzić jak poszczególne tematy się rozwijają i jak dowiadujemy się o nowych okolicznościach spraw już raz opisanych. Słowem mamy tu do czynienia z namiastką gdyńskiej debaty publicznej. Niestety namiastką, gdyż pełna debata publiczna wymaga, by po pierwsze była wielostronna a więc również toczyła się choćby w kilku miejscach (każde medium – również GŚ – ma swoje sympatie i antypatię i po swojemu odgina debatę, dopiero polifonia pozwala odbiorcom na wrobienie sobie pełnego obrazu sytuacji), a po drugie by była publiczna – a niestety nadal media internetowe mają mocno ograniczony krąg odbiorców.

Skoro więc ustaliliśmy, że zasadniczo debata publiczna w Gdyni nie istnieje (poza przypadkowymi śladami i jedną pełnoprawną namiastką w GŚ) pozostaje nam jedynie ucieszyć się z tego faktu. Bowiem nieistnienie debaty niesie ze sobą niezaprzeczalne korzyści.

Przede wszystkim nie ma na poziomie lokalnym newsmakera innego niż władza – a więc na tematy lokalne gdynianie z grubsza rzecz biorąc myślą to, co władza chce żeby myśleli.

Konsekwentnie w tym kierunku idzie również polityka deprecjonowania roli Rady Miasta w ogóle, a sesji plenarnych w szczególności. Żywe sesje mogłyby bowiem wygenerować jakieś newsy czy wręcz całe narracje odbiegające od urzędowego wzorca. Toteż wszelki przejaw dyskusji na sesji przyjmowany jest z niesmakiem, poprawki i propozycje zgłaszane na sesji odrzucane z góry jako pisane na kolanie, odczytywanie interpelacji wywołuje niechętno-ironiczne komentarze i tak dalej. Opozycja ma nawet prawo czasem coś powiedzieć, zgłosić, czasem nawet jakąś poprawkę czy propozycję przeforsować – pod warunkiem, że będzie to miało miejsce na posiedzeniach komisji. A więc tam, gdzie już absolutnie żaden pies z kulawą nogą nie zauważy.

Czemu akurat teraz mi się zebrało na powyższe refleksje? Ano dlatego, że na ostatniej sesji miało miejsce zdarzenie, które jest idealnym przykładem a zarazem jaskrawym unaocznieniem płynących dla władzy korzyści z zaduszenia publicznej debaty.

Oto od jakiegoś czasu grupa radnych z wszystkich opcji pracowała nad pakietem zmian w ustrojach rad dzielnic. W pewnym momencie kontakt pomiędzy organizującym prace kolegą z PO (od niedawna ponownie goszczącym na tych łamach) a kolegami z Samorządności się urwał – co ten pierwszy, być może zbyt pochopnie, uznał za desinteressment wobec dalszych prac. Pewnie Mariusz Bzdęga nie dochował pełnej staranności w próbach nawiązywania tego kontaktu, ale i trzeba przyznać że takie desinteressment byłoby logiczną kontynuacją polityki Samorządności zbywania problemu reformy rad dzielnic (żeby wspomnieć o storpedowaniu projektu utworzenia specjalnej komisji w tym celu) – a więc spokojnie można było założyć że tak właśnie jest ponownie. Działając więc w przeświadczeniu że radni Samorządności nie są zainteresowani dalszą wspólną pracą szybko w gronie radnych PO i PiS uzgodniliśmy sześć projektów uchwał i zgłosiliśmy jako inicjatywę grupy radnych…

…I tu się okazało że tym samym uraziliśmy uczucia kolegów z Samorządności, którzy we własnym mniemaniu czekali na dalsze wspólne prace i uzgodnienia. W tym miejscu założyłem dobrą wolę obydwu stron i zaproponowałem rozwiązanie kompromisowe – koledzy z „S” mieli wskazać, które ze zgłoszonych projektów uchwał im odpowiadają i te przedstawione zostałyby jako wspólne. A pozostałe wnioskodawcy wycofaliby z porządku obrad (oczywiście rezerwując sobie prawo do ponownego zgłoszenia za kilka sesji już jako odrębnego projektu opozycji). Wydaje mi się, że propozycja dawała szansę na wyjście z twarzą z sytuacji przez wszystkie strony, a przede wszystkim nie wylewanie z dziecka z kąpielą (czyli tej części projektów, które wszystkim wydawały się sensowne).

Samorządność na taką propozycję nie przystała, wysuwając w zamian nie do końca oficjalną propozycję, żeby to te akceptowalne dla wszystkich projekty zdjąć z porządku (celem późniejszego wspólnego zgłoszenia) a pozostałe – w domyśle – odrzucić. Na to z kolei nie zgodziliśmy się my – wnioskodawcy – nie widząc sensu w zdejmowaniu gotowych dobrych projektów i narażaniu ich na późniejsze nieznane losy w zamian za mgliste obietnice, że kiedyś wrócą pod obrady.

Dwugłos

I tu klub Samorządności zachował się dla mnie w sposób zdumiewający, to znaczy zagłosował w czambuł przeciwko wszystkim projektom, nie argumentując nawet swojego zachowania inaczej jak „zerwaniem ustaleń” odnośnie wspólnej pracy. No do ciężkiej cholery – nawet jeżeli faktycznie doszło do „zerwania ustaleń” (co jak opisałem wyżej nie jest wcale takie oczywiste) – nie zmienia to ani na jotę treści projektów. Gdyby argumentowali, że taki i taki projekt jest zły to bym się nie zgadzał, ale rozumiał. Odrzucanie bez takiej argumentacji nie jestem w stanie pojąć.

To „nie bycie w stanie pojąć” wyżej to oczywiście taka figura retoryczna felietonisty, otóż jestem w stanie pojąć tylko pojęcie owe nie prowadzi do szczególnie optymistycznych wniosków.

Swego czasu życzliwi donieśli mi, że w kręgach Samorządności funkcjonuje niepisana – ale czasami werbalizowana – zasada: opozycja z definicji jest niekonstruktywna. Najwyraźniej mieliśmy do czynienia z jej manifestacją. Przydatne tu będzie ćwiczenie z dialektyki. Otóż subiektywnie projekt np. zmniejszenia ilości podpisów wymaganych dla rejestracji kandydatów do rad dzielnic może być sobie słuszny – ale obiektywnie jest niesłuszny ponieważ został zgłoszony przez radnych opozycji, a wszystkie projekty radnych opozycji są z zasady niesłuszne. Projekt opozycji ewentualnie może uzyskać status słuszności na zasadzie koncesji udzielonej przez Samorządność w ściśle ograniczonym zakresie tematycznym i proceduralnym. Zgłaszając projekt tak jak go zgłosili, wnioskodawcy naruszyli zasady koncesji, „złamali ustalenia”, a więc tym samym projekt osunął się w odmęty niesłuszności.

Porażające jest brak w tym wszystkim refleksji nad dobrem naszego miasta. No bo nawet jeżeli niektórzy radni poczuli się obrażeni czy oszukani – to powinni sprawę omówić po męsku z winowajcami, może nawet się obrazić, przestać podawać rękę albo i wyzwać na pojedynek – ale nie ukatrupiać projekty uchwał. Wychodzi więc na to, że prywatne uczucia radnych Samorządności są dla tego klubu ważniejsze od merytorycznej pracy nad dobrymi dla miasta rozwiązaniami. Zdążyłem już dość dobrze poznać zainteresowanych radnych (czyli dwóch Andrzejów: Kieszka i Bienia) i raczej nie wydaje mi się by byli takimi primadonnami, żeby ze względu na osobistą gorycz torpedować dobre uchwały.

Pozostaje więc nam jeden motyw – kontroli wizerunku. Nie po to latami inwestowano tyle w markę „gdyński samorząd” (również miliony publicznych pieniędzy), żeby teraz pozwolić, aby choć odrobinę gdyński samorząd skojarzył się z czymś innym niż Samorządnością i jej liderem. Aby okazało się że z kręgów opozycji lub przynajmniej przy jej udziale może urodzić się wartościowy, merytoryczny, godny przyjęcia projekt. Nie pierwszy to przejaw stawiania budowy wizerunku wyborczego jako absolutnego priorytetu przez rządzący Gdynią układ, ale przejaw szczególnie smutny.

I tu wracamy do początków mojego wywodu – taka sytuacja jest możliwa tylko przy zaniku lokalnej debaty publicznej. Gdyby kilku dziennikarzy przepytało radnych Samorządności dlaczego uważają, że rejestracja kandydata do rady dzielnicy powinna być proporcjonalnie kilkukrotnie trudniejsza niż kandydata do Senatu RP, albo dlaczego radny ma tracić mandat z powodu przeprowadzki… gdyby telewizja lokalna transmitowała niemą radę miasta która jest przeciw uchwale dla zasady, mimo braku jakichkolwiek merytorycznych argumentów… to takie sytuacje by po prostu nie zaistniały. I dobry merytorycznie projekt miałby czasem jakąś szansę na przejście nawet mając niesłusznych autorów, tudzież powstając ze „złamaniem ustaleń”.

PS. Tak przy okazji osiągnąłem już w tej kadencji liczbę 7. projektów uchwał, których jestem autorem lub współautorem. Wszystkie zostały oczywiście odrzucone, ale tylko jeden po normalnej merytorycznej dyskusji na sesji, a reszta bez dyskusji lub wręcz poprzez zdjęcie z porządku obrad. Odrzuconych poprawek nie zliczę. Pewnie przy okazji wyborów usłyszymy, że radni opozycji to niemerytoryczni politykierzy, co to tylko krytykują, a nie pracują dla dobra miasta… Pytanie jak długo dowolny pracownik pracowałby zapałem, gdyby miał pewność, że wszystkie efekty jego pracy zostaną automatycznie wyrzucone do kosza, z czego zdecydowana większość bez czytania

Tym sposobem mam przyjemność przyznać sobie tytuł rekordzisty – autora największej liczby nieprzyjętych uchwał Rady Miasta Gdynia.

*Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.

www.horala.pl

Dwugłos

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski*

Pisząc o sesji, myśląc o życiu

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski

„Kierowca prowadzący opla w kierunku Rumi uderzył w wyjeżdżającego z ul. Piaskowej i skręcającego w kierunku centrum Gdyni hyundaia. Najprawdopodobniej opel jechał z prędkością 160 km na godz., bo na takim wskazaniu zatrzymał się prędkościomierz - mówi Hanna Kaszubowska z Komendy Miejskiej Policji w Gdyni. Siła uderzenia rozerwała na części hyundaia i odrzuciła na kilkadziesiąt metrów. Dwaj jadący nim bracia w wieku 19 i 15 lat zginęli na miejscu. Mimo iż najprawdopodobniej mieli zapięte pasy, zostali wyrzuceni z auta. Lekarz pogotowia próbował jeszcze reanimować ich 9-letniego brata. Dziecko zmarło jednak w szpitalu. Według ustaleń policji opla omegę prowadził 19-letni mieszkaniec Gdyni. Tego dnia miał urodziny. - Impreza przeniosła się z mieszkania do samochodu. W pewnym momencie postanowił przejechać się oplem, którego ojciec wraz z nim kupił dwa tygodnie wcześniej. Nie miał prawa jazdy, pięć razy oblewał teorię. Kluczyki były jednak w zasięgu ręki... - opowiada jeden ze śledczych.”

Ciężko jest pisać felieton następnego dnia po takim wydarzeniu. W takich chwilach myślę sobie, że to, czym zajmuje się Rada Miasta, jest zbyt abstrakcyjne i bardzo odległe od codziennych problemów, wyzwań i tragedii, z którymi mierzą się mieszkańcy. Wczoraj w Cisowej tematem nie były miejscowe plany, czy zmiany w budżecie miasta, ani tym bardziej kompetencje rad dzielnic – poruszeni sąsiedzi rozmawiali o wieczornej tragedii, na Chylońskiej paliły się znicze, a uczestnicy festynu na Kcyńskiej rozpoczęli go minutą ciszy. Nastrój też był inny niż zwykle – ludzie przygaszeni, więcej rozmów przy stolikach i ogromna doza współczucia dla sąsiadów.

Za nami kolejna sesja, pierwsza po wakacyjnej przerwie, zaskakująco spokojna i z niewielką dozą emocji. Rafał Geremek już nie w Prezydium Rady, ale wśród innych radnych PO, większa część porządku obrad prawie bez historii, na galerii znów kilka zaledwie osób – to najkrótszy opis tego, co się działo. Kilka kwestii zasługuje jednak na odrębne potraktowanie.

Kolejny miejscowy plan został uchwalony – tym razem dotyczący części Orłowa i planujący przebieg tzw. Drogi Czerwonej, przedłużającej ruch w kierunku Sopotu równolegle do ulicy Inżynierskiej. To jeden z tych planów, które wyprzedzają znacząco realne prace na objętym nimi obszarze i pozwalają zdefiniować jego rozwój z wieloletnim wyprzedzeniem. To dobra kolejność – chciałoby się, by takie właśnie sytuacje były standardem, a nie takie, gdy plan jest próbą jak najszybszej reakcji na już następujące procesy na danym obszarze – a takich sytuacji również jest wiele.

Zmiany w budżecie to generalnie kolejne jego urealnienie, ale tym razem powiązane z pozytywnymi zjawiskami, czyli znaczącym obniżeniem kosztów wielu inwestycji. To jeden z pozytywnych skutków spowolnienia gospodarczego, gdy koszty wynikające z przetargów są znacząco niższe od tych wynikających z kosztorysów inwestorskich – zatem dobry to czas na inwestycje, ale również wymagający reagowania na te zmiany modyfikacjami zapisów w budżecie. Warto wskazać, że tylko dwa największe przetargi, czyli Bosmańska i stadion, dały kilkanaście milionów oszczędności.

Benedykt Porożyński, Bernard Myśliwek, Janka Bielak, Edmund Śmierzchalski – czy ktoś z Państwa zna te osoby? Mam nadzieję, że tak. Wiem na pewno jednak, że wielu gdynian ich nie kojarzy, co dopiero ludzie spoza naszego miasta – a szkoda. Dlatego cieszy mnie podjęta uchwała, nadająca nowym ulicom w dzielnicy Chwarzno – Wiczlino, nazwy związane z ważnymi dla Gdyni i Pomorza osobami, często zbyt mało znanymi. Przywołałem tu kilkoro patronów spośród bardzo licznej tym razem grupy. Myślę, że to bardzo dobry trop, by oprócz standardowego dla wszystkich miast zestawu Kopernik – Piłsudski – Mickiewicz, upamiętniać i popularyzować postaci mniej znane, a na pamięć potomnych zasługujące.

Gdy uchwalaliśmy system płatnego parkowania, jasnym było, że będzie on, jak każdy nowy projekt, wymagał obserwacji, wyciągania wniosków i dokonywania stosownych zmian. Przyjęta na ostatniej sesji uchwała to właśnie takie działanie, czyli korekty wynikłe z obserwacji sytuacji parkingowej w pierwszym miesiącu funkcjonowania strefy. Pewne zjawiska, które miały wystąpić, wystąpiły, stąd korekty. Dla mnie na przykład uprawnienie do nabywania ulgowych abonamentów przez osoby z czasowym meldunkiem, od początku wydawało się ryzykowne i – jak widać – Polak potrafi. Nagle w obszarze śródmieścia pojawiło się 250 nowych czasowych mieszkańców, z czego 240 natychmiast wystąpiło o abonamenty;) Generalnie, zmiany dość kosmetyczne i pewnie jeszcze na tym nie koniec. Myślę, że system płatnego parkowania wymaga naszej wspólnej uwagi i uwspólniania spostrzeżeń – komisja gospodarki komunalnej już zasygnalizowała kierownikowi strefy gotowość do spotkania i dyskusji. Obserwacji przybywa z każdym dniem i warto z nich korzystać.

Zabrakło dyskusji przy projektach uchwał związanych z radami dzielnic i proponującymi modyfikację, jeśli chodzi o ordynację wyborczą, długość kadencji a także przywileje i promocję działalności. Tej dyskusji nie było, nie dlatego, że rozmawiać nie ma o czym, ale z uwagi na niezakończone prace nad nimi. Pojawienie się tych projektów w porządku obrad było w ocenie radnych „Samorządności” falstartem – umawiając się na utworzenie zespołu czterech radnych, który miał opracować propozycje zmian, oczekiwaliśmy tego, że będziemy mogli zapoznać się z ustaleniami tej grupy. Tymczasem, zanim do tych ustaleń w wersji ostatecznej doszło, pojawił się już projekt podpisany przez grupę radnych, zdecydowanie różną od tej, która miała wypracować ostateczną wersję. Chciałbym wierzyć, że nie był to jakiś akt wrogości ani kalkulacji politycznej, natomiast efekt jest taki, że zmarnowano potencjał pracy „ponad podziałami”, której efektem mogły być ciekawe i uzgodnione zmiany, ułatwiające pracę rad. Mam nadzieję, że do tego ostatecznie dojdzie, ale niesmak po sesji pozostaje. Szkoda mi również pracy Andrzeja Bienia i Andrzeja Kieszka, którzy gotowi byli wziąć na siebie przekonanie reszty radnych „Samorządności” do wypracowanych rozwiązań. Póki co – nie było do czego. Od razu zastrzegam, że nie wszystkie z propozycji budzą entuzjazm, ale niektóre z nich z całą pewnością zasługują na uważną analizę merytoryczną i formalną. Mnie na przykład zastanawia kwestia zgodności z prawem rozwiązania, by rada dzielnicy (jako jednostka pomocnicza rady miasta) mogła funkcjonować także w okresie braku rady miasta (okres między końcem kadencji i wygaśnięciem mandatów radnych a powołaniem nowego składu), natomiast, gdyby owe rozwiązanie było możliwe do zastosowania, uważam je za wartościowe.

***

„Ziomek Przesadziles :/ ....
Napewnoo Nie Specjalnie Ale Lipa
Dassz Rade ,,,”

(wpis na profilu sprawcy wypadku na Naszej – Klasie kilka godzin po wypadku)

***

Jeszcze jeden temat, czyli kwestia ulicy Białowieskiej. Opublikowana w „GŚ” moja wypowiedź z sesji jest w pełni zgodna z moim poglądem, natomiast chcę w tym miejscu uzupełnić ją o jeszcze jeden wątek. Martwi mnie to, że ważną dla mieszkańców sprawę rozwiązano w takim trybie. Zniesmacza mnie nie tylko stylistyka działań pana Benerta, niezależnie od kwestii merytorycznych, ale także sposób załatwienia tej sprawy przez miejskie służby. Albo bowiem kwestia jest trudna i zawiła i szybkie jej załatwienie nie jest po prostu możliwe, niezależnie od dynamiki i estetyki działań osób zainteresowanych, albo jednak istnieje w miarę prosty sposób rozwiązania problemu – wtedy w takim trybie się go rozwiązuje. Tu najpierw słyszę o złożoności kwestii i wysokim poziomie skomplikowania, później zaś obserwuję imponujące tempo doraźnych prac remontowych na sąsiednich ulicach, później zaś – prostą i klarowną konstrukcję rozwiązującą problem. Dlaczego zatem musieliśmy tyle czekać? Nie mam pojęcia, choć mogę przypuszczać. A dlaczego nagle tak szybko sprawa ruszyła z kopyta? Obawiam się, że wiem i to martwi mnie również. Najważniejsze, że problem będzie rozwiązany, choć kwestia stylu nie jest bez znaczenia.

Tyle o sesji. A na zakończenie, tytułem gorzkiego komentarza opis widniejący na GG sprawcy wypadku jeszcze dziś:

„No to zaczynamy dalej picie xD Iza Wolski Kubers u mnie”

31 sierpnia 2009

*Zygmunt Zmuda Trzebiatowski jest radnym okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia). Reprezentuje Samorządność.



trzebiatowski.blox.pl

I jeszcze bonus dla wszystkich naszych radnych i urzędników:

„Wiej do Gdyni” czyli: powrót Milusińskich

Zbigniew 200 gram Szymański

Tak, przyznaję Redaktorze
Wyszomirski, tego lata
Zwiedziliśmy wszyscy razem
Niemały kawałek świata.
Chyba się nam należało,
Po tak pracowitym roku
Spojrzeć na tę naszą Gdynię
Trochę z dala, trochę z boku,
Z lewa, z prawa i z wysoka,
Czyli placów Watykanu,
Bo i tam ktoś z nas pojechał
Za ten rok dziękować Panu.

Jeden, co wyruszył jachtem
(Zlot żaglowców dlań natchnieniem)
Stwierdził: „Wolę pełnić wachtę
Za Urzędu Miasta sterem”
Kto zaś na plażach Hiszpanii
Stopy o kamienie ranił
O jednym już tylko marzył:
Deptać piasek gdyńskiej plaży.

Przyznajemy, że „last minute”
Oferta wielu urzekła,
Lecz „after minute” do Gdyni
Uciekali niczym z piekła,
Bowiem miło na Chorwację
Wyskoczyć na chwilę z domu,
Lecz jakież to i wakacje
Bez bałtyckich nagłych sztormów?

Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma,
Lecz kiedy już tam jesteśmy
Widać, że to tylko „ściema”
Dobrze?- w Gdyni jest na Sesji
Rady Miasta – więc tęsknimy
Do tych zdjęć, co Pan szyderca
Robi nam - do nich pędzimy,
GPS nas wiedzie serca.

Tęsknimy do smaku jabłek,
Tak hojnie nam darowanych
Przez radnego Miotke - i to
Wcale nie sfermentowanych!
Czy też do komunikatów
(Sens w nich znaleźć – dar to rzadki)
Które rzecznik Grajter światu
Płodzi niczym Sfinks zagadki.
Do tych czarów nad budżetem,
Bo kryzys i kasa biedna.
Potrzeb, co z sufitu wzięte,
Sztuczek niczym Cooperfielda.
Czekamy też z niepokojem
Co wymyśli radny Skucha.
O co będzie toczył boje,
Czy go w końcu ktoś wysłucha?

Jedni wolą gdzieś w dal gonić,
By obedrzeć świat z sekretów.
My zaś w Gdyni czas swój trwonić
Na szukaniu parkometrów,
Czy też- co częstsze niestety-
Na szukaniu toalety.

A więc chociaż biur podróży
Przebogata jest oferta,
Monotonią swoją nuży,
Mamy nań „ szlaban Berenta”
Wynalazek gdyński nowy,
Jak też władzy wbić do głowy,
Żeby chciała bez szemrania
Wykonywać swe zadania.

Krótko mówiąc, Redaktorze,
Z „Wiej do Gdyni” zgodnie hasłem,
Każdy z nas znów radzić może
Na sesji, jak rządzić miastem.
I choć często od mieszkańców
Dostajemy za to burę,
Do uwiecznienia nas, rajców,
„Zaprasza Prezydent Szczurek”
I ten, który zza Oksywia
Nie wychynął latem bram,
Lecz relacje nasze spisał
W miarę wiernie – 200 gram.

Ucho Gdynia Gazeta Świętojańska

Rada Miasta w Gdyni: A Tribute To 28 sierpnia 2009. Jeśli masz kłopoty z „odpaleniem” filmu, wejdź tutaj


Powiązane artykuły

- Wszystkie Dwugłosy