Dzisiaj jest piątek trzynastego. Czy myślicie, że ten dzień był dla was szczęśliwy czy pechowy? Czy dobrze wam się grało?
Dzik: Ja nie wierzę w coś takiego.
Majones: Ja się zbytnio nie ciśnieniowałem. Starałem się do tego podejść jak do każdego innego koncertu. Owszem, fajnie jest zagrać w Węgorzewie na dużej scenie, dla większej ilości ludzi. Nie często zdarzają nam się takie koncerty, bo zwykle gramy w mniejszych klubach. Generalnie staraliśmy się jednak podejść do tego na luzie.
Graliście jako ostatnia, dziesiąta kapela. Z tego powodu ludzie, którzy oddawali swoje głosy poprzez smsy poznali was dopiero na samym końcu. Nie czujecie się poszkodowani?
Sielak: Nie. Nie przywiązywałem do tego większej uwagi, ponieważ uważam, że sposób wyłaniania laureata publiczności, który zaproponował organizator jest generalnie bez sensu (napisaliśmy coś na ten temat na naszej stronie). Odstawiliśmy to na samym początku. Po prostu nikogo nie namawialiśmy ani sami nic na siebie nie wysyłaliśmy, bo z doświadczenia wiemy, że tak to ostatecznie wygląda. Zespoły głosują na samych siebie aby wygrać. My tak nie chcemy, wiec to, że byliśmy ostatni… Cieszyliśmy się, że mieliśmy światła. To było pozytywne..
A czy się porównywaliście z innymi zespołami?
Sielak: Nie. Znaczy… brzmienie – może tyle, jak są zrealizowane inne zespoły. No bo to, jak kto gra to jego sprawa. Trudno robić tutaj jakiś wyścig szczurów ze sztuki.
Wasz zespól zagrał oryginalnie. Było energicznie, rozruszaliście publiczność. Czy to wasz sposób na wygraną?
Sielak: Nie tworzyliśmy repertuaru pod kątem tego konkursu, jeżeli to masz na myśli pytając. Zespoły, które tu zagrały zostały zakwalifikowane ponieważ istnieje jakiś tam klucz, według którego kierowali się organizatorzy. A my gramy swoje. Lubimy energię i uważamy, że te pierwotne korzenie rock’n’rolla to podstawa. To, że są zespoły, które grają bardziej brytyjsko czy bardziej amerykańsko… Jakby nie zastanawiamy się nad tym.
A czy przyjechaliście po wygraną?
Dzik: W Toto Lotka chyba….
Sielak: Nie. Przyjechaliśmy po to, aby zagrać na dużej scenie. W zeszłym roku graliśmy na małej i Krzychu sobie postanowił, że mamy zagrać na dużej. (śmiech)
Dzik: I się udało.
Sielak: Wszystko wyszło bardzo fajnie, ale generalnie teraz skupiamy się nad tym, aby promować naszą płytę, więc to jest tak jakby nasze główne zamierzenie. Wygrana to nie nasz jedyny cel.
Staracie się być w wielu miejscach. Hunterfest, Węgorzewo…
Sielak: Dlatego tutaj między innymi gramy, aby zawitać w każdym miejscu gdzie rock jest grany.
Gdybyście wygrali tegoroczny festiwal w Węgorzewie i zdobyli tutaj jakąś nagrodę to czy nagle otworzyłyby się przed wami jakieś drzwi czy traktowalibyście to jedynie jako kolejny sukces?
Dzik: Oczywiście otwierają nam się drzwi i mamy tajemny klucz…
Majones: Bylibyśmy ucieszeni, ale nie jest to żadna weryfikacja. Weryfikacją jest frekwencja na koncertach. Gdyby to się przełożyło na jakieś inne imprezy, większe zainteresowanie naszym zespołem – wtedy dopiero można by mówić o jakimś sukcesie. A to, czy dostaniemy kwotę mniejszą czy większą to nie ma właściwie na nas wpływu.
Sielak: Wydaje mi się, że jest to promocja nazwy i tyle. A jeżeli któryś z zespołów liczy na to, że wygrawszy Węgorzewo otworzy się przed nimi jakaś kariera to w ogóle jest to błędne myślenie. Zespół, który wygrał w zeszłym roku był bardzo dobry – to nasi koledzy, Pawilon, Niestety do dzisiaj nie wydał płyty chociaż my uważamy, że powinni dawno to zrealizować. Owszem, rozmowy trwają, wszystko jest już na jak najlepszej drodze, ale wygrana tu nie okazała się dla nich jakimś ogromnym kopem promocyjnym. Można też spojrzeć na to, co się dzieje w Jarocinie. Tam jest podobnie i nic się później nie dzieje z tymi zespołami.
Majones: Z drugiej strony nie ma co ukrywać, że festiwal w Węgorzewie cieszy się największym prestiżem. Przykład jakim jest Kombajn Do Zbierania Kur Po Wioskach, Coma czy Sweet Noise pokazuje, że udało się jednak węgorzewskim kapelom zaistnieć.
Wydaliście niedawno wasza pierwszą płytę. Czy jest to płyta tematyczna, ma „myśl przewodnią”?
Sielak: Jest to, że tak powiem o niesprawiedliwościach świata tego.
Dzik: Naszego polskiego…
Sielak: No tak ogólnie. O miłości też jest, czy o życiu… Chociaż nie lubię używać tego słowa. Generalnie pytanie jest takie banalne, wiec co tu powiedzieć… Przepraszam. Nie jest to koncept album. Nie ma historii z numeru na numer. Na pewno teksty są w jakiś sposób kontestujące, komentujące rzeczywistość aktualną, polską.
A czemu taka okładka waszej płyty?
Sielak: To są koktajle mołotowa.
Dzik: Podpala się ten sznureczek co wisi i się rzuca w kogoś, na coś… Obojętnie.
Ile czekaliście na wydanie tej płyty?
Dzik: Gdzieś ok. dziesięć lat.
Sielak: W moim przypadku od wtedy, kiedy zacząłem grać na gitarze.
Majones: Wydaliśmy jedna demówkę, drugą, trzecią i stwierdziliśmy, że w końcu trzeba wyjść z płytą.
Sielak: To była po prostu naturalna kolej rzeczy. Akurat tak się złożyło, że była propozycja z firmy fonograficznej i przystaliśmy na jakiś tam układ. Nie czekaliśmy w piwnicy zagryzając zęby czy przyjdzie odpowiedź od wydawcy. Tak jakoś to wszystko poszło gładko i naturalnie.
Czy uważacie swoja płytę za skończoną, do końca dopracowaną czy może czujecie pewien niedosyt, że mogło być lepiej?
Dzik: Zawsze jest niedosyt.
Sielak: Oczywiście mogliśmy zrobić mnóstwo rzeczy lepiej. Ja mogłem na przykład lepiej zaśpiewać.
A myślicie o jakiejś trasie koncertowej promującej ten krążek?
Dzik: Promocja cały czas trwa. Generalnie jest planowana trasa na jesień…
Sielak: Na poziomie alternatywnym. (śmich)
Dużo gracie w Trójmieście. A co z innymi miejscami?
Sielak: Praktycznie już teraz nie gramy tyle w Trójmieście. Staramy się grać też w innych miejscach w Polsce. Na jesień postaramy się zrobić jak największą trasę. Ile to będzie koncertów? Mam nadzieję, że minimum dwadzieścia. A maksymalnie to nie wiem ile, ale to czas pokaże. Na pewno chcemy grać jak najwięcej.
A bardziej udane są dla was koncerty w Trójmieście czy raczej poza?
Dzik: Różnie.
Sielak: Ale jednak z przewagą na razie na Trójmiasto. Jednak jesteśmy zespołem szerzej znanym właśnie tam.
Czy macie jakiś swoich idoli, osoby, które was zainspirowały do takiej muzyki?
Dzik: Ja mam zespół The Beatles. Najbardziej.
Majones: Jak byłem młodszy to bardzo namiętnie słuchałem Guns’n’Roses. Był taki numer ‘You could be mine’. W wieku lat 7 złamałem sobie rękę skacząc po kanapie do tego numeru. Generalnie, teraz nie ma już takich idoli… J
Sielak: A ja na przykład zacząłem grać na gitarze, bo mi się podobało jak Angus Young z AC/DC zachowuje się na scenie. I dlatego wziąłem akustyka i przed lustrem skakałem w domu w podstawówce z tą gitarą. I tak to się zaczęło. Później inspiracje bywały różne, również bardzo niegitarowe – np. Depeche Mode. Ale też The Cash, Metallica czy Nirvana. Cześto takie wszem i wobec znane gwiazdy choć nie tylko.
A od ilu lat istniejecie?
Sielak: Od trzech lat.
Majones: Wiosną 2004 zaczęliśmy grać.
Dzik: 9 albo 7 marca.
Sielak: Z Majonesem graliśmy tak od czerwca chyba. Ale ogólnie gramy od 3 lat, a koncertujemy od 2,5.
Czyli tak prawie od razu zaczęliście koncertować?
Sielak: Zaczęliśmy grać w czerwcu, a pierwszy koncert mieliśmy w październiku.
Dzik: Nie byliśmy zespołem, który powiedzmy poznaje się, kupuje sobie instrumenty i razem się uczy grać. Jakoś tak się zgraliśmy, że każdy miał pewne doświadczenie muzyczne. Jakoś się to połączyło i zaczęło się robić fajnie.
Czyli uczyliście się wcześniej grać?
Sielak: Tak, graliśmy wcześniej w innych składach. To było najważniejsze. Bo granie samemu w domu to tylko polowa sukcesu.
Muzyka jest dla was teraz takim dodatkiem do życia czy …?
Dzik: Dodatkiem jak na razie.
Sielak: Ja właśnie nie wiem, czy dodatkiem, bo ja ostatnio cały czas spędzam na myśleniu o zespole. Nie żyjemy z tego, ale generalnie nastawienie mamy profesjonalne. Poza jakimś tam sposobem pozyskiwania środków do życia to wszystko inne jest podporządkowane zespołowi.
Majones: Na razie lepiej grać dla przyjemności niż z musu żeby grać. W sensie, żeby nie było takiej presji, że musisz nagrać płytę, bo masz taki narzut, że teraz do marca trzeba ja nagrać. Póki co mamy z tym dużo luzu.
Majones: Ty powiedziałaś, że jest dodatkiem. Dla mnie jest pasją.
Sielak: Pasją, która nas ogarnia z wszystkich stron.
Dzik: Żeby nie zwariować.
A jak byście zareagowali gdyby się wami jakaś większa wytwórnia zainteresowała?
Dzik: Staralibyśmy się nie sprzedać.
Sielak: Sceptycznie, bo w Polsce zespoły, które się wydają w dużych wytwórniach to przeważnie na tym nienajlepiej wychodzą. Teraz większość zespołów, także tych bardziej znanych w Polsce wydaje się u niedużych wydawców. Bo muzyka rockowa też nie ma masy odbiorców, więc lepiej się wydawać w jakimś miejscu, gdzie wszystko jest jakby na miejscu do obgadania.
Czyli waszymi planami na przyszłość jest śpiewanie i granie?
Sielak: Chcielibyśmy robić tak, jak pozostałe zespoły robią. Po prostu nagrać nowy materiał, wydawać płyty i grać koncerty. W którym momencie to się zacznie robić profesjonalne na tyle, że my z tego przeżyjemy – tego nie wiem. Na razie staramy się na tyle, ile mamy sił.