Nietrudno zatem domyśleć się mojej reakcji, kiedy otrzymałem propozycję wybrania się na koncert japońskiego zespołu D'espairsRay – natychmiast się zgodziłem. W taki oto sposób, 22 lipca skierowałem swoje kroki w kierunku gdyńskiego Ucha…
Zanim jednak opiszę co widziałem i słyszałem, trzeba wyjaśnić parę rzeczy… Przeglądając wszelkiego rodzaju prasę i myszkując w Internecie, można znaleźć informacje, że wyżej wspomniany zespół tworzy „muzykę metalową z elementami elektroniki”. Są jeszcze wzmianki o rocku gotyckim, industrial metalu… Cóż, to wszystko można w zasadzie włożyć między bajki. D'espairsRay gra typowy, może nieco cięższy J-Rock (japoński rock). Ten gatunek – mocno inspirowany glam rockiem zresztą – charakteryzuje się szybkimi, nieskomplikowanymi riffami, utwory są bardzo melodyjne, energiczne, niemal skoczne, a w każdej piosence największy nacisk jest położony na śpiew – gitarowe solówki i inne wstawki są co prawda całkiem częste, lecz bardzo proste, największe pole do popisu ma wokalista.
Warto także wspomnieć, że D'espairsRay należy po części do japońskiego nurtu Visual Kei – muzycy z tego kierunku zwykle wyglądają bardzo ekscentrycznie, nierzadko przyozdobieni oryginalnym makijażem i bardzo nietypowymi strojami – pióra, lateks, wyraziste kolory. Można by przez to sądzić, że scena w Uchu na krótki czas zmieniła się w arenę cyrkową, na szczęście tak jednak nie było. Co prawda członkowie zespołu na pewno nie przeszliby ulicą nie wywołując jakichś reakcji, ale dało się na nich patrzeć bez większego szoku. ;) Wyglądali nieprzeciętnie, lecz bez przesady, widać było wyraźne stonowanie wizerunku w porównaniu do głównego nurtu.
No, skoro formalności mamy już za sobą, przejdźmy w końcu do właściwej części relacji. Punkt o 20.00 dotarłem do Ucha… A właściwie to przed jego bramę – nie chodziło nawet o to, że o tej porze nie wpuszczali jeszcze ludzi do środka, tylko o wielki tłum fanów, w zdecydowanej większości płci żeńskiej, który niemal całkowicie zatkał wejście. Po kilku krótkich rozmowach dowiedziałem się, że wiele osób z tego zbiorowiska przyjechało do Gdyni z różnych zakątków Polski – pojawiał się Toruń, Poznań, Warszawa, Kielce, Kraków… Wszyscy w jednym celu – na koncert. Ba, niektórzy byli tu nawet już dzień wcześniej i dzielnie koczowali przy Uchu całą minioną – deszczową zresztą chyba – noc. Pozostaje tylko pogratulować zespołowi tak oddanych i wiernych fanaty… To znaczy fanów. ;)
Co do samego występu… Składający się na D'espairsRay Hizumi (wokal), Karyu (gitara), Zero (bas) i Tsukasa (perkusja) zagrali… Po prostu poprawnie. Owszem, publika była zachwycona – po każdym utworze pierwsze rzędy dziewczyn piszczały tak głośno, że puste krzesło koło mnie zaczynało krwawić – jednak na mnie nie zrobili specjalnego wrażenia. Utwory takie jak przykładowy „Reedemer” lub „Horizon” brzmiały do siebie dość podobnie, strasznie typowo. Japończycy nie stworzyli chyba nic, co wyróżniłoby się mocno w gatunku. Niby wszystko fajnie, ale to już było…
Najbardziej warte uwagi na koncercie były dwie rzeczy – fenomenalne nagłośnienie i głos wokalisty. Pierwsze płynnie współgrało z drugim – rzadko można usłyszeć, żeby ktokolwiek śpiewał tak mocno i czysto, chłopak mocno mnie zaskoczył, był prawdziwym władcą własnego głosu. Wszystko to sprawiało wrażenie, jakby słuchało się materiału wprost ze studia, a nie na żywo.
Podsumowując – dla fanów J-Rocka ta impreza była nie lada gratką, bardzo ważnym eventem. Jednak pomimo mojego sentymentu do Kraju Kwitnącej Wiśni, ośmielę się stwierdzić, że jeśli byłeś kiedykolwiek na jednym takim koncercie, to możesz śmiało mówić, że byłeś też na każdym innym. Wszędzie usłyszysz i zobaczysz mniej więcej to samo – fanki w ekstazie, charyzmatycznych Japończyków w fikuśnych strojach i wpadające w ucho, acz niezbyt ambitne utwory.