Hanna Śleszyńska przechodzi w "Pomalu..." samą siebie. Czegokolwiek się dotknie - błyszczy, cokolwiek zaśpiewa - dźwięczy dźwięcznie i wdzięcznie. Czy to, kiedy uczy Igora tańczyć ("Choreografia to moja pasja, z Fredem Astaire'm tańczyć bolero i Ginger stać się przez parę dni..."), czy to w przedfinałowym songu "Teatr jest lustrem" (za który należałoby ją okrzyknąć nadwiślańską Lizą Minelli; Liza zaś niechże pozostałaby sobie hollywoodzką Hanną Śleszyńską). Co tam jakaś złota palemka z Cannes! Wyzłoconą palmę z ronda de Gaulle'a przyznałbym pani Haneczce za, wykonywaną w duecie z Olgą Bończyk, parodię operowego numeru (z paprykarzem szczecińskim w tle), oscylującą stylistycznie między "Strasznym dworem" (cóż za pełen głębi vocal!) a "Madamą Butterfly" . A za pełne tragizmu harakiri (za pomocą widelca) wręczyłbym złotego Oskara i Fryderyka jednocześnie.
Krzysztof Rozner, www.kulturalna.warszawa.pl
Nadja - Stays Demons Gdynia Gazeta Świętojańska
Pomalu, a jeszcze raz, Fragment spektaklu i rozmowy z twórcami. Jeśli masz kłopoty z „odpaleniem” filmu, wejdź tutaj