Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Dwugłos: Kto następny do Samorządności?

Opublikowano: 04.06.2009r.

O tym, co tak naprawdę działo się na Sesji Rady Miasta, informują nas w wyjątkowy sposób autorzy "Dwugłosu"

Zobacz zdjęcia z Sesji:

Sensacje, skandale i ploteczki: Fotoplastikon po XXXIII Sesji Rady Miasta Gdyni

Marcin Horała*


Sesja transferowa



Marcin Horała

Ostatnia sesja była szybka i niekontrowersyjna. I właściwie nie byłoby o czym pisać, gdyby nie „ sensacyjny transfer”, czyli wstąpienie kolegów Andrzeja Denisa i Grzegorza Bonka do klubu Samorządności.

Najpierw o samym określeniu. Bo sugeruje ono jakąś sensację, podczas gdy żadną sensacją nie było. Wzmiankowani koledzy od dawna w swoich głosowaniach byli zgodni z klubem Samorządność i ich grawitacja w tym kierunku nie była dla nikogo tajemnicą. O newsie i sensacji można było mówić półtora roku temu, gdy występowali z PiS – teraz to była jedynie konsekwencja tamtego kroku.

Sytuacja, gdy uczestnik wydarzeń występuje też w roli komentatora bywa niezręczna wiec postaram się jej uniknąć pisząc o procesie, a nie o konkretnym zdarzeniu. Otóż jest coś na rzeczy w zdolności przyciągania przez środowisko rządzące Gdynią transferów w trakcie kadencji. Nawet z list i środowisk, które startowały jako opozycyjne. Tak było z wybranymi w 1994 radnymi UPR, tak było z wybranymi w 1998 radnymi Konwencji Gdyńskiej czy wreszcie obecnie z dwoma radnymi ex-PiS.

Można by oczywiście temat zwulgaryzować, zrzucając wszystko na ludzką tendencję do opowiadania się po stronie silniejszych batalionów. Niewątpliwie coś jest na rzeczy, byłoby to jednak zdecydowanie przesadne uproszczenie.

Raczej mamy do czynienia z wyższością poprzez specjalizację. Gatunek endemiczny, żyjący tylko i wyłącznie w ekosystemie gdyńskiego samorządu – czyli pewien układ personalny sformalizowany pod szyldem Samorządności – ma skłonność do odpierania i wypierania inwazji na swoje naturalne środowisko ze strony gatunków mniej wyspecjalizowanych. A takimi są ogólnopolskie partie polityczne (bez wdawania się w szczegółową historię Konwencji zaznaczmy, że jest tu częściowym wyjątkiem). Funkcjonowanie z powodzeniem w gdyńskich strukturach samorządowych jest dla partii o zasięgu ogólnopolskim nic nie znaczącym szczególikiem – a nawet dla gdyńskiej struktury danej partii jest celem ważnym, ale jednym z kilku (niekoniecznie najważniejszym).

Ucho Gdynia Gazeta Świętojańska

Marcin Horała komentuje przyjęcie nowych radnych do Samorządności Jeśli masz kłopoty z „odpaleniem” filmu, wejdź tutaj

Inne cele takie jak uzyskanie mandatu parlamentarnego czy też walka o wpływy w organizacji nie muszą nawet stać w sprzeczności z działalnością samorządową. Wystarczy, że wymagają zaangażowania czasu i pracy, którego potem na działalność samorządową może brakować. Dlatego przyjemniejsza niektórym samorządowcom może wydawać się perspektywa, w której te inne pola aktywności mogą sobie odpuścić i skoncentrować się na tym co najbardziej lubią robić czyli pracy samorządowej.

Przykład radnych UPR drugiej kadencji, który wprawdzie znam nie bezpośrednio, ale z relacji bliskich świadków, może też posłużyć za ilustrację alienacji wewnątrzpartyjnej radnych. Po pierwsze z przyczyn czasowych – każdy normalny człowiek aktywny zawodowo, mający rodzinę itp. może na szeroko rozumianą działalność społeczną poświęcić skończoną ilość czasu. Będąc radnym, uczestniczy w posiedzeniach komisji, ma dyżury dla mieszkańców, załatwia różne związane z pełnieniem mandatu sprawy – przez co czasem po prostu nie starcza czasu na rozbudowaną aktywność wewnątrzpartyjną.

Radni Samorządności tego problemu nie mają, u nich posiedzenia klubu radnych są zarazem posiedzeniami władzy ich partii. Lokalność partii Samorządność powoduje, że nie wymaga ona żadnej aktywności poza lokalną, samorządową. Każdy woli robić mniej niż więcej, a czasem tego więcej robić po prostu nie jest w stanie.

Więcej – w strukturze partyjnej może również wystąpić rozjechanie się oczekiwań. Lokalne koło ma swoich działaczy, dla których partia to oni. Jeżeli w dodatku mają blade pojęcie o sprawach samorządowych, nie śledzą lokalnych mediów itp. mogą aktywność polityków partii oceniać wyłącznie po ich aktywności wewnątrzpartyjnej. Z kolej z perspektywy radnego taka stricte partyjna działalność ma drugi priorytet. Od niej właśnie są struktury partyjne, podczas gdy pierwszym priorytetem należącego do partii samorządowca jest dobra działalność samorządowa – ma w niej szansę realizować dobro wspólne w lokalnym wymiarze, a tym samym również promować swoją partię w lokalnym środowisku (jest dla większości mieszkańców jedyną identyfikowalną i „namacalną” wizytówką swojej partii – parlamentarzyści są zbyt oddaleni, a inni działacze anonimowi). Aby tego paradoksu uniknąć konieczna jest niewątpliwie daleko idąca unia personalna lokalnych władz partyjnych i samorządowców. Niestety przeciw temu rozwiązaniu znów działa paradoks specjalizacji – działacze wyspecjalizowani w wewnętrznych rozgrywkach zwanych potocznie „knuciem” mają tendencję do bycia w nich lepszymi od osób dzielących czas między „knucie” a aktywność samorządową i ci pierwsi często zdobywają wewnątrzpartyjną władzę nad tymi drugimi.

Te wszystkie paradoksy i sprzeczności w Samorządności nie występują, gdyż jest organizacją samorządo - centryczną. A więc nie ma w niej fizycznej możliwości wykształcenia ośrodka władzy oddzielnego od struktur samorządowych. A i knucie, które oczywiście odchodzi na potęgę, jak w każdej politycznej organizacji, koncentruje się wokół samorządu i może być wykonywane przy okazji działalności samorządowej.

Wreszcie nie bez znaczenia jest siła lidera. Wiele można o prezydencie Szczurku powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest słabym politykiem. Silny lider „ciągnie” organizację i zapewnia jej wysoką atrakcyjność transferową – bo może się pochwalić udokumentowanymi sukcesami politycznymi, a co za tym idzie perspektywą takich sukcesów w przyszłości (na które to sukcesy chcieliby się załapać przyszli transferzyści). Gdyby prezydent Szczurek był politykiem słabym, raczej ruch byłby odwrotny – raz, że wszyscy potencjalni amatorzy transferów spodziewaliby się więcej na współpracy z nim stracić niż zyskać, a dwa że słaby lider ma zazwyczaj tendencję do obrony swojej pozycji poprzez wycinanie wewnętrznej konkurencji. Z kolej wewnętrzna konkurencja widząc, że organizacja idzie w maliny próbuje temu zapobiec organizując zmianę lidera – w efekcie zamiast wspólnej pracy nad sukcesem organizacji mamy wewnętrzne walki i wycinanie co bardziej wyróżniających się jednostek. Jasna hierarchia oparta na wysokim autorytecie przywódcy, która cechuje Samorządność, daje możliwość uniknięcia takiego scenariusza (co nie znaczy, że nie ma wielu innych wad żeby tu wspomnieć chociażby o braku zdolności do wewnętrznej krytyki, a więc autokorekty).

Podsumowując – w sensie organizacyjnym Samorządność jest takim garniturem szytym na miarę samorządowca, swoistym związkiem zawodowym gdyńskich radnych podczas, gdy w innych strukturach radni noszą garnitury fabryczne. Niektórym pasują jak ulał, ale są i tacy których strasznie cisną. Nie ma więc nic dziwnego w tym, że niektórzy z nich czasem idą do krawca.

*Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.

www.horala.pl

Dwugłos

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski*

O biletach, prątkach, nieświeżym oddechu sąsiada i czytelnictwie korkowym, czyli posesyjne refleksje komunikacyjne

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski

Kolejna sesja za nami, a przede mną rozterki felietonisty i radnego w jednej osobie: co z tego, co wydarzyło się na radzie, jest istotne z perspektywy czytelników, a co z tego, co ważne, mieści się w formule felietonu i daje się w tej lekkiej formie opisać? Dziś na te rozterki odpowiadam sobie następująco: jako, że felieton jest formą komunikacji, będzie właśnie o komunikacji. W dodatku tej zbiorowej.

Pretekstów, by o tym napisać jest kilka, a dokładniej trzy. Tyle bowiem uchwał podjętych na sesji dotyczy tej kwestii i to w najróżniejszym wymiarze: komunikacji miejskiej, szybkiej kolei miejskiej oraz lotniska – zatem: do wyboru, do koloru.

Najbardziej kluczową, bo przekładającą się na realia od zaraz, jest uchwała zmieniająca wysokość opłat za przejazdy komunikacją miejską, a także modyfikująca nieco strukturę biletów, które w Gdyni obowiązują i są dostępne. Generalnie, powodem tych zmian jest konsekwentne unifikowanie systemu komunikacyjnego w obrębie aglomeracji trójmiejskiej. I oczywiście – kiedy decydowaliśmy się na wejście w system, jasnym było, że będzie trzeba z tego tytułu ponieść pewne ofiary, niezależnie bowiem od zalet gdyńskich rozwiązań, konieczne stało się jednak wypracowanie kompromisowych mechanizmów, tak by i nasi starsi bracia z grodu nad Motławą mieli poczucie, że jest to coś wspólnego, a nie implementacja modelu z innego miasta. Zatem w naszym systemie pojawił się element rodem z Gdańska, czyli bilety czasowe, a konkretniej – jednogodzinne. Rozwiązanie to, prezentowane jako korzystne dla osób, które, nie dysponując biletem okresowym, muszą pokonać trasę, podczas której kilkukrotnie musiałyby się przesiąść, ma zapewne zalety, ale niesie ze sobą właśnie te wady, które obserwować możemy dotychczas w Gdańsku. Wyobraźmy sobie zatem mieszkańca, który rusza z Demptowa autobusem linii 114, a następnie w Chyloni przesiada się na linię „S”, by dostać się do Sopotu. Rozkładowo, mieści się w godzinie, natomiast w realnym świecie bywa różnie – doświadczył tego, każdy, kto jechał tą trasą w godzinach szczytu w sezonie. Wygenerowanie opóźnienia w warunkach kongestii na poziomie 15 minut, nie jest szczególnym wyczynem – natomiast w przypadku kontroli biletów oznaczać musi stwierdzenie przekroczenia czasu i jakże miłą sercu każdego człowieka, wysoko obciachową procedurę wypisania mandatu. Oczywiście, potem można to i owo opisać, poskarżyć się, odwołać (może nawet niekiedy skutecznie), natomiast tego, co się wydarzyło wcześniej, w tym cudownego uczucia wstydu, cofnąć się nie da. Słowem, wpuszczamy do naszego ogródka nową roślinkę – jak bardzo się rozpleni i jakich szkód narobi, dopiero się dowiemy. Ja w każdym razie jestem mocno sceptyczny, czemu dałem wyraz na komisji i na sesji.

Kolejne rozwiązanie, czyli bilety trzydziestodniowe, oprócz miesięcznych (a zatem możliwość kupienia biletu na okres miesiąca bez konieczności czekania do 1-go) to akurat rozwiązanie godne, sprawiedliwe, słuszne i zbawienne – pytanie czemu dopiero teraz wprowadzane.

No i wreszcie podwyżka cen biletów jednorazowych. Jeden powie, że niewielka, bo czymże jest 50 groszy, zwłaszcza, gdy nie drożeją bilety okresowe, inni zagrzmi, że wzrost to horrendalny, bo o 25% - mnie natomiast bardziej martwi inny dylemat: z jednej strony utrzymywanie relatywnie niskich cen za przejazdy, by zachęcać do korzystania z komunikacji miejskiej (a zatem dopłacanie do rozwiązania poprzez dotację dla ZKM), z drugiej zaś – postępujące zjawisko odwracania się od komunikacji zbiorowej na rzecz tej indywidualnej. Zatem, płacimy duże pieniądze, by ci, którzy jeżdżą autobusami i trolejbusami mogli z nich korzystać relatywnie niedrogo, chcemy, by komunikacja prezentowała określony standard (który kosztuje, więc dopłacamy z budżetu), a potem patrzymy, że nadal dla większości mieszkańców bardziej atrakcyjne jest podkreślanie swojego statusu majątkowego i wożenie się furką, nawet jeśli jej wartość niewiele przekracza cenę trzech biletów miesięcznych. Wiadomo, po latach ciężkich i deficytowych, mamy lata nadrabiania zaległości i sycenia się możliwościami. Podwojenie liczby aut, które dokonało się w ciągu kilku zaledwie lat, nadal ma swoją dynamikę i jeszcze kilka lat to zjawisko potrwa. Efekt jest taki, że w tych samych, rosnących z dnia na dzień korkach, stoją zarówno ludzie w trolejbusie, narażeni na prątki, chechłanie, ocieractwo czy nieświeży oddech sąsiada, jak i mistrzowie kierownicy, samotnie wystawiający łokieć przez szybę swojego cudu techniki – i każdy klnie w podobnym stylu;)

Daleki jestem od tego, by komukolwiek narzucać, czym ma się poruszać. Wierzę tylko, że poza sferą emocji („A co? Dorobiłem się i mam”), jest jeszcze sfera pragmatyzmu, która pozwala ludziom porównywać alternatywy i dokonywać pomiędzy nimi racjonalnych wyborów. Zatem, jeśli naprawdę chcemy przekonać mieszkańców, że warto racjonalizować swoje życie i korzystać z komunikacji zbiorowej, to musimy stwarzać argumenty dla tej tezy: podwyżka cen biletów jest akurat w tym kontekście mało przekonująca – bardziej byłyby chociażby wydzielone pasy ruchu dla komunikacji miejskiej tam, gdzie to możliwe. Takie rozwiązanie jest choćby Warszawie i stanowi jedno z tych nielicznych w tym mieście, które warto podglądać i stosować. Jedno jest pewne – prowadząc auto, a nawet stojąc nim w korku, ciężko jest czytać książkę – tu przewaga komunikacji zbiorowej jest bezdyskusyjna, dzięki czemu mogę pochłaniać kolejne kartki książki Krzysztofa Gajdy „To moja droga” – niezwykłej biografii Jacka Kaczmarskiego, którą niniejszym polecam nie tylko tym, którzy korzystają z komunikacji zbiorowej;)

Druga kwestia to sprawa, której skutków bezpośrednich zwykły mieszkaniec nie odczuje, natomiast świadomy czytelnik „Gazety Świętojańskiej” oczywiście dostrzeże jej istotność. Chodzi o kwestię objęcia przez Gdynię udziałów w podwyższonym kapitale zakładowym Szybkiej Kolei Miejskiej. Po co to komu? Ano po to, że możliwość uczestnictwa w procesie zarządzania i modernizacji tego strategicznego przewoźnika trójmiejskiego i jego stopniowa „komunalizacja „ i usamorządowianie, jest niezwykle istotna z perspektywy planowanego rozwoju tego podmiotu i realizowanych w najbliższych latach inwestycji. Pojawia się istotna szansa na to, że głos Gdyni w dyskusji dotyczącej kolejności i skali inwestycji na kolejnych odcinkach SKM i jej przystankach będzie słuchany nie tylko z grzeczności, ale także jako głos jednego ze współwłaścicieli i podmiotów tworzących strategię rozwoju spółki. SKM to niezwykły punkt na kolejowej mapie Polski, przeczący stereotypowym poglądom na temat kolei i warto w kreowanie jego rozwoju się angażować, tym bardziej, że nie chodzi o jakąś niszową spółeczkę, tylko o przewoźnika, z którego usług każdego dnia korzystają tysiące gdynian.

Ucho Gdynia Gazeta Świętojańska

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski komentuje nie tylko przyjęcie nowych radnych do Samorządności Jeśli masz kłopoty z „odpaleniem” filmu, wejdź tutaj

Na podsumowanie zostawiłem kwestię - jak to ujął redaktor Wyszomirski – „transferów politycznych w radzie miasta”. Otóż na sesji przypadło mi w udziale oficjalne poinformowanie urbi et orbi o poszerzeniu składu klubu radnych „Samorządności” o dwie kolejne osoby – Grzegorza Bonka i Andrzeja Denisa. Ten ruch dla nikogo chyba nie był zaskoczeniem, biorąc pod uwagę biografie obu radnych, ich podobny sposób patrzenia na miasto i jego funkcjonowanie, a także na sferę wartości – która, przynajmniej dla mnie, jest bardzo ważnym spoiwem. Radni to nie urzędnicy i technokraci, ale przede wszystkim osoby, podejmujące różnego rodzaju decyzje, skutkujące w różnych sferach – dlatego wspólnota na poziomie wartości jest w wielu kwestiach po prostu niezbędna. Radni Bonk i Denis wierzyli, że dobrym miejscem na realizację misji w oparciu o wyznawane wartości będzie partia polityczna o nazwie Prawo i Sprawiedliwość – życie zaskakująco szybko obaliło tę naiwną tezę i po raz kolejny pokazało, że, przynajmniej na poziomie gmin, to nie partie są najlepszym moderatorem działalności i kuźnicą pomysłów dla samorządów, a właśnie środowiska osób o podobnych wartościach i sposobie patrzenia na najbliższe otoczenie. Zatem, bogatsi o wiedzę i doświadczenie dwóch kolejnych osób, działamy dalej – mam nadzieję, że jeszcze skuteczniej i z pożytkiem dla mieszkańców.

Okazało się także, że nowy transfer zaowocował pozyskaniem także świetnego bramkarza. Kto nie dowierza i chce naocznie przekonać się o niewątpliwym potencjale Andrzeja Denisa i wątpliwym innych radnych (w tym niżej podpisanego), tego zapraszam już dziś na sobotę, 6 czerwca, gdzie od godziny 9 na boisku III LO w Gdyni odbywać się będzie charytatywny turniej piłkarski, z którego dochód zasilić ma schronisko w Ciapkowie. W akcji zobaczyć będzie można drużyny radnych, dziennikarzy, samorządów uczniowskich oraz stowarzyszenia „Młoda Gdynia”.

*Zygmunt Zmuda Trzebiatowski jest radnym okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia). Reprezentuje Samorządność.



trzebiatowski.blox.pl


Powiązane artykuły

- Wszystkie "Dwugłosy"