Już kilka minut przed końcową syreną większość kibiców w hali 100-lecia Sopotu na stojąco oglądała to, co działo się na parkiecie. Wszyscy byli już pewni, że mistrzostwo Polski nadal pozostanie nad Bałtykiem. Przeciągłe "Jeeeeest" i "Dziękujemy, dziękujemy" rozległo się tuż po ostatniej akcji wczorajszego meczu. Asseco Prokom Sopot wygrał piąty mecz finału z Turowem Zgorzelec 96:74, zapewniając sobie tym samym szósty z rzędu tytuł mistrza kraju. Takiej serii w historii polskiej koszykówki nie miał jeszcze żaden zespół.
- To fantastyczne uczucie. Strasznie się cieszę - mówił Filip Dylewicz, który był przy każdym triumfie sopockiej drużyny.
Przed rokiem to on został wybrany MVP finałów. W tym nikt nie miał wątpliwości, kto ten laur zgarnie. To oczywiście Qyntel Woods, który do Sopotu trafił dopiero w trakcie rozgrywek, ale przez te kilka miesięcy pokazał, że jest graczem wybitnym. To co wyprawiał w środę - podobnie, jak w większości spotkań w lidze - było nieosiagalne dla innych zawodników.
Gdy nadeszła pora na wręczenie nagrody dla najlepszego zawodnika, a jeszcze nie podano jego nazwiska, koledzy Amerykanina z Asseco Prokomu wypychali go po jej odbiór a kibice skandowali "Qyntel Woods, Qyntel Woods".
Sopocianie wygrali wczoraj bardzo pewnie, choć początek meczu wcale tego nie zapowiadał. - To nasza ostatnia szansa, ale nie ma jakiejś wielkiej wyjątkowej presji na zawodnikach. Wyciągnęliśmy wnioski po dwóch porażkach w Zgorzelcu i zamierzamy powalczyć o zwycięstwo - mówił tuż przed wczorajszym spotkaniem trener Turowa Paweł Turkiewicz.
I jego podopieczni z animuszem rozpoczęli grę. W 6. minucie gospodarze przegrywali już różnicą 12 punktów (5:17), głównie za sprawą fantastycznie rzucającego Damira Milijkovicia. W ekipie mistrzów Polski było sporo niedokładności, z dogodnych pozycji nie trafiali nawet Woods i David Logan.
Sopocianie spotkanie rozpoczęli bez Przemysława Zamojskiego, którego uraz okazał się na tyle poważny, że nie znalazł się w meczowym protokole. Z kolei w składzie Turowa po kontuzji pojawił się Bryan Bailey. Jednak rozgrywający zgorzelczan nie był tak naprawdę przygotowany na trudy prawdziwej finałowej walki i na parkiecie był tylko przez niecałe sześć minut.
Mistrzowie zaczęli odrabiać straty w drugiej kwarcie. Woods znowu czarował, skuteczny był Logan i Daniel Ewing. Koszykarze z Turowa przeciwstawiali się jedynie pojedynczymi akcjami. A to na Asseco Prokom za mało.
Asseco Prokom Sopot - Turów Zgorzelec 96:74 (16:24, 32:13, 21:19, 27:18)
Asseco Prokom: Woods 28 (2), Logan 17 (3), Ewing 14 (2), Brazelton 11 (1), Burrell 8, Łapeta 7, Dylewicz 5 (1), Burke 4, Szczotka 2, Hrycaniuk, Kostrzewski, Świętoński.
Turów: Milijković 18 (2), Edney 18, Witka 9 (2), Daniels 9, Radonjić 5 (1), Turek 5, Drobnjak 5 (1), Roszyk 4, Strzelecki 1, Bochno, Stefański, Bailey.
Stan rywalizacji: 4-1 dla Asseco Prokomu i mistrzostwo kraju dla sopocian.
Źródło: Dziennik Bałtycki