Wyprawę na „Pokład” potraktowałem tym razem sentymentalnie. Oto na scenie jednego z najżywszych i najciekawszych muzycznie klubów nie tylko Trójmiasta, miała wystąpić legenda polskiej muzyki a dla mnie fragment dziecięcych i młodzieżowych fascynacji sprzed wielu, stanowczo zbyt wielu lat:) Takie spotkania są niebezpieczne i generalnie boję się ich, gdyż zbyt często kończyły się tragicznie dla wspomnień. Czasami naprawdę lepiej po wielu latach ponownie nie obejrzeć filmu, nie przeczytać książki czy nie oglądać występu dawnych idoli, by nie stracić kolorów, smaków i unikalnych wspomnień.
Kiedyś, na zapotrzebowanie marketingowe, stworzono termin „Muzyka Młodej Generacji”. Tworzyły go głównie trzy zespoły : „Exodus” z Warszawy, „Kombi” z Gdańska ( no i z Mławy – bo Skawiński i Waldek Tkaczyk pochodzą z tego uroczego miasta) oraz „KRZAK” ze Śląska . „Exodus” rozpadł się najszybciej i całkowicie, „Kombi” gra teraz niezłą, ale jednak popelinę, i tylko KRZAK: jedyny i wierny jest z tego tria swoim korzeniom. Założony w 1972 roku przez Jana Błędowskiego swój złoty okres przeżywał w latach 1975-82 a najsłynniejszy skład to: Jan Błędowski - skrzypce, Leszek Winder – gitara, Jerzy „Kawa” Kawalec – bas i Andrzej Ryszka – perkusja. Trudniej powiedzieć, kto z czołówki polskiego bluesa nie grał z KRZAKAMI, bo występowali z nimi m.in.: Riedel, Apostolis, „Skiba” Skibiński, Skolias, Skrzekowie i wielu, wielu innych, nie tylko śląskich muzyków. KRZAK stał się muzyczną instytucją w Polsce i, po latach sukcesów, rozpadł się w wyniku nieporozumień artystycznych i towarzyskich. Znając temperamenty liderów, wielkim zaskoczeniem był powrót zespołu w 2006 roku, okraszony nagraniem płyty i trasami koncertowymi.
KRZAK to mieszanka bluesa, rocka, jazzu i bliżej niesprecyzowanych elementów ludowych, które najłatwiej określić mianem:„składnik śląski”. W muzyce kwartetu możemy znaleźć wiele odniesień i nawiązań, ale całość, co najważniejsze, jest oryginalna, „krzakowa”.
Zagrali m.in.:Skoczusia, Czakusia, Przewrotną sambę, Jacky 2004, Dla Lakisa, Dla Kawy ( poświęcony zmarłemu w 2003 roku Kawalcowi), Luizyt, Ściepkę i balladę dla swych (Jana i Leszka) żon, czyli Baś.
Długie, rozbudowane o solówki wersje ukazywały radość grania b.dojrzałych już mężczyzn:) Muzycy autentycznie świetnie się bawili, grając ze sobą i dla siebie. To duża przyjemność widzieć wykonawców, którzy spotkali się po ponad 20-tu latach przerwy. Można spokojnie uwierzyć, że to nie względy finansowe zdecydowały o tym niespodziewanym powrocie.
Niewątpliwym liderem zespołu jest Błędowski, niczym baletnica drobiący w swych r’n’r spodniach po scenie. Niezwykle energetyczny muzyk, trochę podobny temperamentem do Iana Andersona z „Jethro Tull”, prawdziwy „kierownik” zespołu, decydujący o długości solówki nie tylko swojej. Na przemian żywiołowy i liryczny, ale w każdej sytuacji dający z siebie wszystko. Jak mówi ostatnio młodzież oraz lanserzy: szacun:) Leszek Winder, co-lider, z reguły trochę z boku, ale to właśnie współbrzmienie gitary i skrzypiec tworzy znak firmowy śląskiego bandu. Od zawsze KRZAKOWI towarzyszyło jedno pytanie i od zawsze pytanie pozostaje bez odpowiedzi : dlaczego nie ma wokalu, bo wokaliza Błędowskiego to zdecydowanie za mało. No może częściową odpowiedzią jest stwierdzenie, że to skrzypce lidera śpiewają, ale nie dla wszystkich wystarczające :)
W maju zagrał na „Pokładzie” Randy Brecker. Swój koncert zadedykował Jaco Pastoriusowi ( A Tribute to …). Z całym szacunkiem dla Breckera, ale zdecydowanie bliżej do tego tytułu było wczoraj Krzysztofowi Ścierańskiemu. „Książę basu”, jak o nim mówi nie tylko Jan Błędowski, dał po prostu popis. Nie dość, że wirtuoz instrumentu, to jeszcze wykorzystywał sample, przestery i mnóstwo dodatkowych urządzeń, tworząc prawdziwą ścianę dźwięku. Były momenty, że zawartość samego Ścierańskiego w muzyce Ścierańskiego była zdecydowanie mniejsza niż minimalna wskazana zawartość cukru w cukrze :)
Krzak na Pokładzie - Solo Krzysztofa Ścierańskiego
Sekcję KRZAK miał gościnną ( nie zagrał anonsowany Andrzej Ryszka ), ale za to niezwykłą. Z księciem basu tworzył ją jeszcze młody Ireneusz Głyk - jedna z najciekawszych postaci polskiego jazzu i bluesa. Absolwent Wydziału Jazzu w klasie perkusji i wibrafonu. Grał w duecie z Benkiem Maselim, współpracował z wieloma wykonawcami ( m.in. z Tomaszem Stańko, Stanisławem Sojką, Irkiem Dudkiem, Jorgosem Skoliasem, SBB). Prowadzi również własny kwintet -IREK GŁYK MULTISOUND. Całe wczorajsze granie Głyka to wielka przyjemność dla ucha, a solówka to wymiatanie równie niezwykłe, co różnorodne.
Krzak na Pokładzie - Solo Ireneusza Głyka
Z przyjemnością podwójną, choć niechętnie, opuszczałem Pokład. Wspomnienia ocalały, KRZAK się nie tylko wybronił, ale pokazał nową klasę, rzec by można „profesorską”. Jeszcze przyjemniej było niechcący podsłuchiwać rozentuzjazmowane głosy widzów, którzy po raz pierwszy zetknęli się z tą naprawdę oryginalną i piękną muzyką. Ciekawe czy i oni będą mieli podobne rozterki za dwadzieścia lat, zastanawiając się, czy wybrać się na koncert „prezydenckiego” zespołu. Bo jestem przekonany, że Jan Błędowski będzie wtedy nadal drobić na scenie w skórzanych spodniach i wyczarowywać niezwykłe dźwięki z czterech krótkich strun…
KRZAK, Pokład, Skwer Kościuszki, 15 lipca 2007