Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Paweł Adamowicz: Lechia mnie wkurzyła

Opublikowano: 20.02.2009r.

- Żebrałem o pieniądze dla Lechii przez tyle lat, a kogo krytykują teraz w internecie? Mnie. Byłem wkurzony, ale już mi minęło - mówi prezydent Gdańska Paweł Adamowicz

Tomasz Osowski, Łukasz Pałucha: Dlaczego miasto nie będzie udziałowcem spółki akcyjnej Lechia Gdańsk?

Paweł Adamowicz: Miasto nie miało prawa do niej wejść. To szefowie Lechii zdecydowali, że samodzielnie powołają spółkę, bez udziału gminy. Nie zostaliśmy do niej zaproszeni. Wcześniej nie prosiliśmy się o wejście do spółki, ale zaoferowaliśmy pomoc do czasu, kiedy Lechia nie znajdzie inwestora strategicznego. Dla inwestora udział miasta jest ważny, bo to wiarygodny partner.

Był pan zaskoczony decyzją Lechii?

- Trochę się wkurzyłem, bo to wygląda tak, jakbyśmy zmarnowali czas. Razem z Lechią przez rok pracowaliśmy nad znalezieniem formuły spółki akcyjnej, do której miasto mogłoby przystąpić. Takiej, której zakres działania jest zgodny z prawem samorządowym. Zatrudniliśmy na koszt miasta firmę doradczą. Myśleliśmy o wniesieniu w formie aportu gruntów, które potem mogłyby być przez spółkę wydzierżawione i zasilać jej dochody. Wtedy zostalibyśmy nawet udziałowcem większościowym. Z ramienia miasta pracowali ludzie najwyższego szczebla, którzy mają na głowie wiele spraw. Żyliśmy w przekonaniu, że powstanie spółka z udziałem miasta. A teraz dochodzą mnie wiadomości, że już od dawna nie byliśmy brani pod uwagę.

Kiedy zorientował się pan, że Lechia chce pójść inną drogą?

- Na przełomie roku. Wcześniej nie miałem o tym pojęcia. Przecież wiele razy spotykaliśmy się w tej sprawie z przedstawicielami Lechii...

Spółka została zawiązana miesiąc temu. A o tym, że nie chcecie mieć z nią nic wspólnego, poinformowaliście dopiero w ostatni wtorek. Dlaczego?

- Czekaliśmy aż nasz doradca skończy opracowywać raport, który liczył 700 stron. Najpierw musieliśmy się z nim zapoznać, a potem przedstawić wnioski opinii publicznej.

Czy ostatnie nieporozumienia oznaczają koniec pomocy miasta dla Lechii?

- Wyjaśniliśmy już sobie drażliwe kwestie. Przedstawicieli Lechii znam przecież osobiście, bo pracowali ze mną ładnych parę lat [prezes Lechii Maciej Turnowiecki był rzecznikiem prezydenta, w urzędzie pracował też Błażej Słowikowski, obecnie rzecznik Lechii - red.]. Mam nadzieję, że komunikacja będzie teraz dużo lepsza. Każdą ofertę od Lechii rozważymy. Obecnie np. Lechia wystąpiła do nas o umorzenie pożyczki w wysokości 650 tys. zł. Raczej się zgodzimy. Nie zostawię klubu bez pomocy, ale spółki nie możemy dotować wprost przez granty, tak jak stowarzyszenie. Byłem wkurzony, bo najbardziej ucierpiałem na tym nieporozumieniu. Żebrałem o pieniądze dla Lechii przez tyle lat, a kogo krytykują teraz w internecie? Mnie. Byłem wkurzony, ale już mi minęło. Powiedziałem to prezesowi Turnowieckiemu.

Wcześniej pojawił się pomysł utworzenia spółki z udziałem miasta i inwestorem strategicznym - Zygmuntem Solorzem. Dlaczego się nie udało?

- Solorz zjawił się w Gdańsku, ale potem okazało się, że zainwestuje jednak we Wrocławiu. Solorz wskazał nam innego partnera, ale sprawa jest już nieaktualna, bo miasta nie ma w spółce. Bez miasta nie ma gruntów, a dla większości inwestorów to decydujący czynnik.

Pojawiły się głosy, że Solorz nie zainwestował w Lechię, bo nie dogadał się z miastem właśnie w sprawie gruntów?

- To nieprawda. Wcześniej podpisany był list intencyjny, ale nie wiem, co zadecydowało, że Solorz wybrał Wrocław. Teraz Lechia wciągnęła w spółkę pana Andrzej Kuchara, który widocznie nie chciał gruntów. Nie znam go, ale słyszałem, że to rzetelny przedsiębiorca, który chce wnieść spore pieniądze do spółki. Nie jesteśmy akcjonariuszem, więc nie mamy prawa oceniać inwestora. Nie chcę nawet wyrażać prywatnej opinii. Chcę jednak podkreślić, że Lechia musi pozostać "gdańska".

KOMENTARZ
Gmina Gdańsk powinna się trzymać jak najdalej od spółki akcyjnej Lechia. Do tej pory była w klubie po same uszy - sponsorami Lechii są komunalne spółki. To tolerowana przez wszystkich patologia, dzięki której dało się osiągnąć sukces - awans do ekstraklasy. Ale ten mechanizm "biznesowy" to przedszkole w porównaniu z tym, co czeka klub, jeśli chce, by jego potęga była równa blaskowi Baltic Areny. W ciągu kilku lat musi przynajmniej zbliżyć się do poziomu organizacyjnego, jaki reprezentuje np. Lech Poznań. Nie da się tego osiągnąć siłami kolejnych urzędników, których do pracy w gminie wyznaczyłyby władze Gdańska, gdyby posiadały udziały w Lechii. Potrzebny jest prywatny inwestor z pomysłami na zdobywanie pieniędzy, bardziej błyskotliwymi niż te, które proponowali dotychczasowi szefowie Lechii. Czy jest nim Andrzej Kuchar? Nie wiem. Ale wiem, że już najwyższy czas, by klub puścił się gminnej spódnicy.
Sławomir Sowula

Źródło: Tomasz Osowski i Łukasz Pałucha, Gazeta Wyborcza Trójmiasto