Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Dwugłos again, czyli zapraszamy do lektury i dyskusji

Opublikowano: 16.12.2006r.

Po raz kolejny, ale z niezmienną przyjemnością zapraszamy do lektury felietonów naszych Radnych. Będzie jeszcze lepiej, jeśli wykorzystamy Dwugłos do mądrej, sensownej, co nie znaczy nudnej!, dyskusji.
Zygmunt Zmuda Trzebiatowski*


Na miejsca – Gotowi – Start!









Jak jej nie było, to nie było. Jak ruszyła, to z siłą wodospadu, czy jak to tam w reklamach głoszą. Rada Miasta V kadencji rozpoczęła pracę. Za nami trzy posiedzenia i to nie koniec na ten rok – z powodów formalnych i niezależnych od miasta a związanych z decyzjami ministerialnymi wpływającymi na budżet Gdyni, 20 grudnia spotkamy się raz jeszcze. Zatem ilość imponująca, a jak z jakością? Klasyk szukałby tu korelacji, ja jednakowoż z właściwą sobie naiwnością, rozpocząłem obserwacje niejako od zera i bez wstępnych założeń (no, powiedzmy, tak się starałem).

Na pierwszej sesji mnie nie było – pozostały mi relacje prasowe i koleżeńskie, ale generalnie miały miejsce ślubowania mniej lub bardziej uroczyste oraz wybór nowego–starego Przewodniczącego Rady Miasta. Wybór zapewne nikogo nie zaskoczył, ja zaś pozostaję z nadzieją, że Stanisław Szwabski nadal będzie odnajdywał w sobie dość motywacji do sprawnego i konsyliacyjnego prowadzenia obrad. Nie zaskoczył też nikogo zapewne skład grona wiceprezydenckiego, formalnie podówczas ogłoszony.

Kilka dni później odsłona kolejna – dla mnie szczególna, bo wtedy wraz z czwórką innych osób dołączyłem do grona rajców, rozpoczynając swoją trzecią kadencję. Tym razem miejsce miał także wybór wiceprzewodniczących rady i pierwszy ważny ruch: do sprawdzonego tandemu Joanna ZielińskaJerzy Miotke dołączył trzeci wiceprzewodniczący – Rafał Geremek z PO. Generalnie, bycie w prezydium rady nie jest tym czymś, co budzi moje szczególne emocje – niejednokrotnie podczas sesji towarzyszyła mi refleksja, czym tak naprawdę winni zająć się owi „wice”, co by z nudów nie pomrzeć i nie przybrać postaci paprotki – bo czy naprawdę liczenie głosów jest szczytem możliwości intelektualnych osób tam sąsiadujących? Śmiem wątpić – tymczasem głosy liczą już trzy osoby i – o dziwo – wychodzą im wyniki zgodne i spójne, co z pierwszej ławki uważnie obserwuję.

Podział na komisje nie przyniósł szczególnych zaskoczeń – jak zwykle największe oblężenie przeżywała Komisja Gospodarki Komunalnej. Tu mój lekki smutek wywołała dżentelmeńska postawa mojego współfelietonisty, który widząc nieprzeparte tłumy szturmujące do tego gremium, wycofał swój wcześniejszy akces, umożliwiając pracę innym. Za nami już dwa posiedzenia tej Komisji i szefując jej jestem dobrej myśli – widzę potencjał ekipy, która się tam zebrała i jestem przekonany, że będzie ona partnerem dla Prezydenta; partnerem, czyli poza opiniowaniem jego propozycji, będzie generować własne i uruchamiać twórczy dialog w kluczowych dla miasta kwestiach.

Komisji nadal jest moim zdaniem zbyt wiele a część z nich mogłaby spokojnie zostać połączona. Siła tradycji jednak jest wszechpotężna, a jeśli dodamy do tego ważny gest, jakim było oddanie opozycji kierownictwa dwóch komisji (gospodarka mieszkaniowa czyli scheda po Jadzi Stefaniszyn – PiS (gratulacje dla Marcina), zdrowie i opieka społeczna czyli dotychczasowe księstwo Aliny Winiarskiej – PO a konkretniej Bogdan Krzyżanowski), to widać wyraźnie dlaczego liczba pozostała bez zmian.

A radnych wszak mamy jedynie 27 zamiast kompletu. Jacek Milewski mandatu się nie zrzekł, a zatem nikt w jego miejsce wejść póki co nie może, nie złożył też ślubowania, które jest niezbędne do objęcia mandatu. Zatem jeden mandat nie został, póki co., objęty i pozostaje czekać na inicjatywę głównego zainteresowanego, niezależnie od tego, jak kto ocenia jego postawę. Ja z taką oceną się wstrzymuję dysponując jedynie szczątkową i wyłącznie wtórną wiedzą w tym zakresie – wiem natomiast, że w radzie winno pracować nas dwudziestu ośmiu, bo tylu mieszkańcy wybrali. Zalecam też daleko idącą wstrzemięźliwość wszystkim innym, którzy tak chętnie teraz ferują wyroki skazujące i dla których wszystko jest oczywiste. Dla mnie nie jest – nikogo nie będę bronił, bom nie adwokat ale i kompetencji sędziowskich sobie nie przypisuję.

Cóż można zatem po miesiącu ledwie powiedzieć? Rozglądam się po sali i towarzyszy mi poczucie zadowolenia, że mieszkańcy wybrali sobie dobrą radę. Mają mocną i niezwykle ustabilizowaną ekipę rządzącą (ten sam prezydent, wiceprezydenci i ¾ prezydium rady), mają również obiecującą i zrównoważoną opozycję. W dobrze wywietrzonej sali nie unosi się duch radnej Kalinowskiej, która w każdej, mniej lub bardziej błahej kwestii, uznawała za swój moralny obowiązek odczytywanie z kartek sążnistych wystąpień i przemówień – póki co, jest krótko i na temat.

Ponieważ redaktor naczelny zawsze dyskretnie naciska, żeby w naszych felietonach nieco „dołożyć do pieca”, to pozwolę sobie na małą uszczypliwość: w dyskusji nad jedną z pierwszych merytorycznych uchwał dotyczącej limitu nowych taksówek na rok 2007, głos zabrał przedstawiciel PiS, który, sugerując obniżenie limitu nowych zezwoleń, wygłosił przedziwny w mojej ocenie wywód: taksówek jest już zbyt wiele i to niedobrze, bo taksówkarze muszą dużo pracować i są przemęczeni a to z kolei zagraża bezpieczeństwu pasażerów i innych uczestników ruchu. I tak sobie pomyślałem, że jest to pierwszy chyba w historii wszechświata przypadek, gdy ludzie są przemęczeni, bo jest ich w branży za dużo. Co to by się działo, gdyby taksówek było za mało, wolę nie myśleć. Najprawdopodobniej wtedy umarliby z nudów:)

Generalnie jednak jest dobrze: komisje powołane, komisja rewizyjna nieco później niż inne ale również jest, przedstawiciele Gdyni do Komunalnego Związku Gmin wyznaczeni (w tym reprezentanci PO i PiS ale i moja skromna osoba), reprezentant Gdyni w Związku Miast i Gmin Morskich również (nie, nie z „Samorządności” ale z PiS), projekt budżetu wrzucony do komisji – znaczy, zaczęła się merytoryczna praca i pierwszy sprawdzian dla nowej rady. Bardzo jestem ciekaw tej próby. Nie zakładam oczywiście (nawet moja naiwność ma granice), że opozycja wykona ekstatyczny taniec i zacznie śpiewać pieśni pochwalne nad projektem budżetu, bo nie taka jej rola – mam jedynie nadzieję, że zagwarantuje pewien standard dyskusji nad tym najważniejszym dla miasta dokumentem a prace w komisjach będą merytoryczne do bólu. Co mnie cieszy – wyraźnie czuć, że w radzie jest sporo nowych osób i chyba powszechna jest gotowość do ich wdrażania w temat. Skarbnik, omawiając uchwałę dotyczącą zmian w budżecie, sporo miejsca poświęcił omówieniu podstawowych kwestii dotyczących specyfiki budżetu, zasad jego tworzenia i zmieniania, czyniąc to właśnie z myślą o nowych radnych. I dobrze – bo potrzebujemy radnych zorientowanych i świadomych, także tych z opozycji. Czego sobie i Państwu niniejszym życzę.

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski

www.trzebiatowski.pl

_____________________

*Zygmunt Zmuda Trzebiatowski jest radnym okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia). Reprezentuje Samorządność. http://trzebiatowski.blox.pl/









Marcin Horała*


Na dobry początek







W życiu każdego autora felietonów przychodzi taki moment. W moim przyszedł już przy drugim razie. Moment, w którym siedzisz przed klawiaturą, patrzysz w ekran jak wół w malowane wrota i od godziny powtarzasz sobie w myślach „o czym by tu...”.

Na usprawiedliwienie muszę powiedzieć, że nie moja to wina. Tematyka niniejszych felietonów ma być samorządowa, pożywką mają być sesje naszej rady miasta i okolice. Sesje były, nawet trzy. Niestety niezbyt ciekawe.

Uchwały nie kontrowersyjne, decyzje podejmowane bezpieczną większością i tak dalej. Mecz bez historii, jakby powiedział klasyk Dariusz Szpakowski. Gdzież, ach gdzież, gorące spory, w których to „szablistą polszczyzną tnie, świszcze i chrzęści” a w ogniu gorących dyskusji wykuwają się spiżowe decyzje prowadzące nasze miasto ku świetlanej przyszłości. Zamiast tego: kto za, kto przeciw, kto się wstrzymał, dziękuję, następny punkt porządku obrad.

Takie są niestety nieubłagane prawa początku kadencji, zwłaszcza przy tak bliskich końcu roku wyborach. Rządzący jak to rządzący w karnych szeregach podnoszą wypielęgnowane dłonie za. Zaplute karły reakcji z opozycji natomiast dopiero wgryzają się w tematykę, wygrzebują spod stosów dokumentów, którymi zostali zasypani, umawiając spotkania z obywatelami na pół roku do przodu i ogólnie próbują ogarnąć temat i zacząć pływać w głębokiej wodzie, do której zostali wrzuceniu wolą wyborców.









Oczywiście w niektórych miastach zdarzają się mitomani, co to po tygodniu bycia radnym czują się dość kompetentni, żeby majstrować ręcznie przy tak ważnych kwestiach jak lokalne podatki czy budżet. W Gdyni na szczęście rozsądek jest silniejszy.

Tak, że w sumie o sesjach pisać nie ma co, poza tym że się odbyły.

Ponieważ jednak Czytelnikom należy się jeszcze parę akapitów do poczytania pozwolę sobie podzielić się refleksją natury ogólno-samorządowo-filozoficzną. Refleksja napadła mnie na posiedzeniu komisji (przypomina się stary dowcip: po co funkcjonariusz MO nosi broń służbową? Żeby mógł się obronić jak go jakaś myśl napadnie) w trakcie rozmowy ze skądinąd przemiłym i bardzo inteligentnym gdyńskim skarbnikiem-profesorem.

Dyskusja dotyczyła nieszczęsnego, bezsensownego, nieściągalnego, demoralizującego i ogólnie debilnego podatku od posiadania psów, który miejmy nadzieję od przyszłego roku będzie opłatą i rada miasta będzie mogła go zlikwidować. W ramach dyskusji skarbnik bohatersko zniósł nawał argumentów przeciw temu podatkowi, by na końcu stwierdzić, że pomimo zasadności znacznej części z nich on nadal będzie za utrzymaniem podatku – bo zawsze jest to jakiś dodatkowy pieniądz w budżecie.

Z podobnej filozofii wynika strategia stałego gonienia maksymalnych ustawowych stawek podatków i opłat lokalnych – bo to zwiększa ilość środków w budżecie.









I tej filozofii ja – członek partii głoszącej potrzebę społecznego solidaryzmu – muszę powiedzieć nie. Miasto ma szereg zadań wymagających finansowania – zgoda. Miasto powinno swoim mieszkańcom zapewnić szereg usług społecznych – zgoda. Powinno inwestować, rozwijać infrastrukturę i tak dalej – zgoda, zgoda, zgoda. Ale nie oznacza to, że do prowadzenia miejskiej polityki należy podchodzić w myśl zasady „pieniądz pozostawiony w rękach gdynianina to pieniądz stracony”.

Wyobraźmy sobie, że Sejm uchwala ustawę, w myśl której miasto ma prawo co roku wylosować stu mieszkańców którym zabierze mieszkanie i samochód i zlicytuje zasilając w ten sposób budżet miasta. Przykład oczywiście skrajny, ale specjalnie tak go dobrałem by tym wyraźniej widać było zasadę. Czy wówczas też miasto powinno to swoje prawo realizować i łupić swoich obywateli – bo to zawsze dodatkowe wpływy do budżetu??? Mam nadzieję, że nie znajdzie się czytelnik, który powie, że tak.

Tak, że generalną zasadą nie powinno być - maksymalizujmy wpływy do budżetu miasta, choćby po trupach, a co najmniej po trupie zdrowego rozsądku. Zawsze najpierw przyjrzyjmy się czy dana forma podatku opłaty czy innego źródła wpływów jest sensowna, czy przynosi znaczące wpływy, czy nie krzywdzi ludzi i tak już przez los pokrzywdzonych, czy nie jest obciążona rażąco wysokimi kosztami poboru, nałóżmy na to perspektywę zaspokojenia potrzeb wydatków niezbędnych, bardzo ważnych i mniej ważnych i tak dalej. Naprawdę miasto nie powinno przybierać roli zbója Rumcajsa czy innego Janosika, gotowego złupić obywateli maksymalnie na ile tylko mu ustawowe widełki pozwolą, bez względu na jakiekolwiek okoliczności.



__________________

Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.

www.horala.pl