Podobnie jak w ćwierćfinale, tak i w piątkowe popołudne Tamika Catchings otworzyła wynik spotkania. Po chwili, gdy Amerykanka trafiła za 3 punkty, wicemistrzynie Polski odzyskały prowadzenie, które straciły po akcji 2+1 Jacqueline Moore. Wysoko postawiona obrona torunianek przynosiła skutek przez pierwsze 4 minuty spotkania. I mimo zaniechania jej, prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie, a brak skuteczności raził w grze obu drużyn. Niestety, gdynianki podobnie jak w meczu z Finepharmem popełniały wiele strat i gdyby nie dobra postawa Catchings, która w pierwszych 10 minutach zdobyła 11 punktów, Lotos zamiast prowadzić pięcioma punktami (21:16), zapewne, przegrywałby.
Trener Lotosu – Jacek Winnicki szalał przy linii bocznej boiska, ponieważ festiwal strat trwał nadal w drugiej kwarcie. Sfrustrowania błędami swoich podopiecznych i, jego zdaniem, sędziów, nie krył trener gości – Elmedin Omanic, który w połowie 2 odsłony meczu został ukarany przewinieniem technicznym, co pozwoliło odskoczyć gdyniankom na 7 punktów. Po chwili przewaga ta stopniała do zaledwie 2 oczek, jednak za sprawą Alany Beard na przerwę Lotos schodził z 11 punktową przewagą (37:26).
Już na początku 3 kwarty boisko z powodu 5 fauli opuściła Jacqueline Moore. Obraz gry po przerwie nie wiele się zmienił. Obie drużyny poprawiły skuteczność, ale to Lotos był nadal lepszym zespołem. Mimo poprawy celności rzutów i zwiększenia zaangażowania w grę obronną obu drużyn, poziom spotkania tylko nieznacznie się poprawił. Jednak, gdy na nieco ponad 2 minuty przed końcem 3 części meczu Beard trafiła za 2 punkty, przewaga wicemistrzyń Polski wzrosła do 17 oczek. Gdy Oliwia Tomiałowicz dwukrotnie trafiła za 3 punkty Lotos prowadził już 61:40. Ostatecznie kwarta zakończyła się wynikiem 26:14, co w konsekwencji dało 23 punktową przewagę po 30 minutach gry (63:40).
Ostatnie 10 minut to stopniowe zwiększanie przewagi gdynianek, jednak gdy w pewnym momencie stopniała ona do „tylko” 22 punktów sprawy w swoje ręce wzięła Tamika Catchings, która po raz kolejny udowodniła, że przewyższa umiejętnościami większość zawodniczek biegających nie tylko po parkietach w Polsce, ale i w Europie. Mimo słabnącego zaangażowania w grę obu drużyn, wobec wiadomego już rozstrzygnięcia meczu, ostatnia kwarta była wyrównana i jej wynik cały czas oscylował w granicach remisu. Nie miało to jednak wpływu na końcowy rezultat, gdyż przewaga wicemistrzyń Polski nie wynosiła mniej niż 18 punktów. Trzeba jednak dodać, że w ostatnich minutach barw Lotosu bronił drugi garnitur, a trener Jacek Winnicki, podobnie jak wczoraj, pozwolił pograć dłużej młodym zawodniczkom, które w normalnych okolicznościach nie mogły liczyć na taką ilość minut.
Gdynianki, w drugiej połowie poprawiły skuteczność i zdominowały grę na tablicach, co było kluczem do spokojnego zwycięstwa. Wicemistrzynie Polski nie forsowały tempa, wiedząc, że sobotni mecz finałowy z Wisłą Can-Pac Kraków będzie wymagał od nich dużo większego wysiłku. Niepokoi jednak fakt sporej ilości strat i nie wymuszonych błędów. Zbyt długie wyprowadzanie piłki z własnej połowy nie powinno się zdarzać zawodniczkom o takim doświadczeniu, nie wspominając już o ogromnej ilości niecelnych podań. Trener Winnicki ma o czym myśleć przed finałem, ponieważ krakowianki prezentują zupełnie inny poziom niż dotychczasowe przeciwniczki Lotosu w Pucharze Polski.
Warto również podkreślić kolejny bardzo dobry mecz Tamiki Catchings. Amerykanka udowodniła po raz kolejny jaka przepaść dzieli ją od pozostałych zawodniczek występujących na polskich parkietach. Potwierdziła, że będzie gwiazdą nie tylko Lotosu, ale i całej ligi.
Lotos PKO BP Gdynia – Energa Toruń 86:64 (21:16, 16:10, 26:14, 23:24)
Lotos PKO BP: Catchings 23, Matovic 15, Beard 13, Sosnowska 11, Tomiałowicz 11, Jujka 4, Marchanka 4, Pawlak 3, Snytsina 2.
Energa Toruń: Tłumak 16, Krawiec 11, J. Moore 7, Waligórska 6, Bajerska 6, Gala 6, Chaney 5, Jasnowska 4, Gulak 3.