Miejskie kung fu
Gdzie są gdańskie ruchy miejskie?
Odpowiedź na pytanie tytułowe jest banalnie prosta. Otóż nie ma ich wcale. Z kolejnymi wyborami ruchów miejskich w Gdańsku ubyło do cna, choć nigdy nie było ich za wiele.
Czytaj także:
FRAG odpowiada Olejniczakowi: Gdzie są gdańskie ruchy miejskie?
Trudno bowiem za ruch miejski uznać Forum Rozwoju Aglomeracji Gdańskiej, które pozycjonuje siebie raczej jako zespół opiniująco-doradczy i to w wąskim obszarze infrastrukturalnym z pominięciem bardziej szczegółowego zaangażowania w sferę społeczną czy socjalną.
O FRAG-u wspominam na początku m.in. dlatego, że wciąż działa i ma się dobrze. Natomiast Gdańsk Obywatelski to już pieśń przeszłości, która wybrzmiała do ostatniej nuty wraz z objęciem przez Ewę Lieder mandatu poselskiego z ramienia Nowoczesnej. A jeśli kto pamięta, to wszak w roku 2014 liderka GO startowała do wyborów samorządowych w opozycji do Pawła Adamowicza. Dziś znalazła się na liście kandydatów Koalicji Obywatelskiej w nieodległych wyborach parlamentarnych.
Lepszy Gdańsk istnieje, ale po tym, jak poparł prezydenta Adamowicza w wyborach samorządowych w roku 2018 i później Aleksandrę Dulkiewicz w przedwczesnych wyborach po tragicznej śmierci Pawła Adamowicza, stracił – moim zdaniem – mandat do określania siebie mianem niezależnego ruchu miejskiego. To poparcie dotychczasowej władzy w mieście miało – znowu moim zdaniem – szersze podłoże polityczne no i było poparte wątpliwej jakości umową z władzami miasta dotycząca realizacji kilku postulatów zgłaszanych przez LG. No właśnie, jak tam realizacja postulatów? Mam nadzieję, że wszystko OK?
Przy okazji wrócę na moment do FRAG-u. Ich człowiek również dogadał się z wielką partią polityczną w wyborach z roku 2018. Z umowy i tak by nic nie wyszło, gdyby nawet kandydat PO Jarosław Wałęsa wygrał wybory. Po prostu Karol Spieglanin z pewnych przyczyn okazał się nieodpowiednim kandydatem na urząd wiceprezydenta miasta… Sytuacja ta pokazuje jednak, że także FRAG umie i chce dogadywać się z władzą w kwestii dopuszczenia do udziału w niej.
O co chodzi z ruchami miejskimi w Gdańsku? Co sprawia, że tak łatwo dają się wodzić za nos politycznym wyjadaczom? Że tak chętnie kroczą z nimi w jednym szeregu? Owi polityczni wyjadacze nie są w ciemię bici. Wiedzą, jak rozegrać miejskich aktywistów. Po pierwsze trzeba przejąć część postulatów wyartykułowanych przez ruchy miejskie i „sprzedać” je wyborcom jako własne inicjatywy. Kto spośród średnio zaangażowanych mieszkańców miasta usłyszy larum aktywistów, że to przecież oni pierwsi postulowali to czy tamto? To lokalna władza i stojące za nią komitety lub partie polityczne mają lepsze dotarcie do uszu obywateli i obywatelek. Po drugie warto próbować wyciągać pojedynczych aktywistów z ich opozycyjnych mateczników. Najlepiej, kiedy uda się pozyskać kogoś ważnego w ruchu, jak w przypadku Spieglanina. Po lidera mogą sięgnąć, obiecując mandat poselski, także partie polityczne, co udowodnił przykład Lieder w Gdańsku i kilku jeszcze osób w innych miastach. Po trzecie, należy spróbować dogadać się z aktywistami z opozycji obiecując im, a to udział w rządzeniu, a to realizację wybranych postulatów, jak w przypadku Lepszego Gdańska. Efekt murowany! Hasło przewodnie takiej polityki: wraże przejecie.
No dobrze, stan na dziś znamy. Czy coś się może zmienić w przyszłości? Czy ruchy miejskie, w znanej nam dotychczasowej formule, w Gdańsku mają rację bytu? Oczywiście nie. (Zwłaszcza, jeśli – jak w przypadku Lepszego Gdańska – w mediach społecznościowych będą zajmować się np. walką z pedofilią w Kościele katolickim, czy ankietami o tym, kto jak zagłosuje w wyborach parlamentarnych). W Gdańsku sytuacja polityczna, w lokalnym rozumieniu polityki, zabetonowana jest na dłuższy czas.
Gdyby jednak ktoś szukał nowego otwarcia dla ruchów miejskich choćby w działających w mieście radach dzielnic, to raczej niczego nie znajdzie. Zwłaszcza, jeśli weźmie się pod uwagę kompetencje rad dzielnic i to, że władze miasta postrzega rady jako „przedsionek do wielkiej polityki”. Czyli przedsionek funkcjonującego od lat systemu rzecz ujmując najprościej. Na oficjalnej stronie ratusza znalazłem nawet tekst, w którym jasno napisane jest, że: „Aktywność i praca w Radzie Dzielnicy może okazać się pierwszym krokiem w karierze samorządowej. W Radzie Miasta Gdańska obecnej kadencji, na 34 radnych, zasiada aż dziewięciu radnych dzielnic!”.
Przyznam, że sytuacja wydaje mi się patowa. O ile bowiem niezadowolonych z rządów – przedtem prezydenta Adamowicza, a dziś Aleksandry Dulkiewicz – w Gdańsku trochę by się znalazło, o tyle nie mają oni dziś żadnej reprezentacji zdolnej, już nie tylko zagrozić funkcjonującemu w mieście od dwóch dekad układowi sił, ale choćby tym układem w minimalnym stopniu wstrząsnąć.
Nie wstrząśnie nim także Kacper Płażyński, reprezentujący dużą partię polityczną. Między innymi dlatego, że teraz bardziej kojarzony jest z (wirtualno-medialną dla wielu) walką PiS-u/rządu z władzami miasta o Westerplatte, niż z kwestiami lokatorskimi (o których wszak mówił nie tak dawno). A za chwilę kojarzony będzie z wyborami parlamentarnymi. To tyle po prawej stronie sceny.
A po lewej stronie? Jolanta Banach (Lepszy Gdańsk) zaangażowała się we wspomnianą wyżej bitwę przeciw pedofilii księży, na spółkę z Elżbietą Jachlewską najprawdopodobniej. Innej, mniej lub bardziej oddolnej, inicjatywy na lewicy nie widzę.
Czy to w ogóle komu potrzebne? No cóż… Władza pozbawiona obywatelskiego nadzoru jest bezkarna i dąży do degeneracji. Opisany wyżej stan rzeczy nie napawa optymizmem. Rozwiązania sytuacji naiwnie upatruję w wytworzeniu się w Gdańsku nowej, naprawdę niezaangażowanej w ogólnopolską politykę i nie ubiegającej się o lokalne frukty, siły społecznej patrzącej władzy na ręce, rozliczającej władzę z każdego czynu i słowa. Aktywnie wpływającej na tę władzę, a także na lokalny aktywizm gdańszczan. Ta lokalna siła sama z siebie się nie weźmie. Warto takiego potencjału szukać w swoim otoczeniu. No, chyba, że wszystko jest cacy i wszyscy już znaleźli to, czego im najbardziej potrzeba.
Dariusz Olejniczak (1967). Z wykształcenia socjolog, z zawodu dziennikarz. Z Gdańskiem związany od 25 lat. Obserwuje i komentuje rzeczywistość, która jest ciekawa, ponieważ skrzeczy.