Po wielu miesiącach niepewności zapadła ważna decyzja dla polskiego teatru i polskiej kultury. Dyrektorem Instytutu Teatralnego został Jacek Kopciński. Nowy dyrektor udzielił tylko jednego, krótkiego wywiadu Katarzynie Knychalskiej z wortalu teatralny.pl.
Katarzyna Knychalska: Dlaczego przyjął pan tę nominację? To wręcz demonstracja polityczna, nie boi się pan ostracyzmu środowiska?
Jacek Kopciński: Zapewniam panią, że nie była to decyzja impulsywna. Generalnie, jak mówił Pasolini, wszystko jest polityką. W Polsce nadszedł czas racjonalnych decyzji. Możemy oczywiście przyglądać się i czekać, aż „nasi” wygrają albo działać, by chronić to, co ważne dla wszystkich.
Nasi, czyli Platforma/Koalicja Obywatelska?
Nieważne kto, zawsze są jacyś „nasi”. Trzeba się umieć dostosować.
Nie obawia się pan, że salon od pana się odwróci?
To do tej pory ja byłem salonem i tak zostanie (śmiech). Oczywiście, że się nie boję, salon zawsze był przy władzy. Te mrzonki o niezależnej kulturze, offowej, parateatralnej, performatywnej itd. – wybaczy pani, to śmieszne. Kultura była zawsze na usługach władzy.
Z jakich funkcji będzie musiał pan zrezygnować, zostając szefem Instytutu?
Z żadnej. Wynegocjowałem kontrakt, który pozwala mi na swobodną aktywność we wszystkich obszarach, w których byłem aktywny. To był warunek przyjęcia posady.
Czyli będzie pan nadal naczelnym Teatru? Jurorem?
Tak. Ale nie tylko, będę również: dyrektorem festiwali, kuratorem, wydawcą, krytykiem, czasami tylko recenzentem, członkiem Komitetu Sterującego rozdzielającego granty. To tak z grubsza.
Czego panu życzyć?
Tylko zdrowia, wszystko pozostałe już mam.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.
Zobacz także: W Gdańsku stało się coś niedobrego