Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Polecane

Jacek Sieradzki: Rezygnuję. Rozmowa z dyrektorem festiwalu R@Port

VI ranking aktorów Wielkiego Miasta

Kto wygrał, kto przegrał: teatry i festiwale. Podsumowanie roku teatralnego na Pomorzu cz.3

Nasyceni, poprawni, bezpieczni. Podsumowanie roku teatralnego 2014 na Pomorzu, cz.2

Podsumowanie roku teatralnego 2014 na Pomorzu, cz.1: Naj, naj, naj

Niedyskretny urok burżuazji. Po Tygodniu Flamandzkim

Na8-10Al6Si6O24S2-4 dobrze daje. Po perfomansie ‘Dialogi nie/przeprowadzone, listy nie/wysłane’

Panie Jacku, pan się obudzi. Zaczyna się X Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych R@Port

Wideoklip - niepokorne dziecko kinematografii i telewizji. Wywiad z Yachem Paszkiewiczem

Empire feat. Renia Gosławska - No more tears

Na co czekają więźniowie ? Beckett w Zakładzie Karnym w Gdańsku-Przeróbce

Zmiany, zmiany, zmiany. Podsumowanie roku teatralnego 2012 na Pomorzu

Debata w sprawie sprofanowania Biblii przez Adama Darskiego (Nergala)

Jakie dziennikarstwo poświęcone kulturze w Trójmieście jest potrzebne ?

Dość opieszałości Poczty Polskiej. Czytajmy wiersze Jerzego Stachury!

Brygada Kryzys feat. Renia Gosławska & Marion Jamickson - Nie wierzę politykom

Monty Python w Gdyni już do obejrzenia!

Kinoteatr Diany Krall. "Glad Rag Doll" w Gdyni

Tylko u nas: Dlaczego Nergal może być skazany ? Pełny tekst orzeczenia Sądu Najwyższego

Obejrzyj "Schody gdyńskie"!

Piekło w Gdyni - pełna relacja

Pawana gdyńska. Recenzja nowej płyty No Limits

Kiedy u nas? Geoffrey Farmer i finansowanie sztuki

Wciąż jestem "Harda" - wywiad z bohaterką "Solidarności"

Wielka zadyma w Pruszczu Gdańskim

Podróż na krańce świata, czyli dokąd zmierza FETA ?

Co piłka nożna może mieć wspólnego ze sztuką ?

Eksperyment dokulturniający, czyli „Anioły w Ameryce” na festiwalu Open’er

Oswajanie Piekła, czyli jak poeta diabła z niego wypędził. Recenzja "Wierszy Ostatecznych" Jarosława Zalesińskiego

Opublikowano: 13.12.2016r.

Obszerna recenzja tomu poezji Jarosława Zalesińskiego "Wiersze Ostateczne". Analizą zajął się gdyński poeta Zbigniew Szymański.

Oswajanie Piekła, czyli jak poeta diabła z niego wypędził

Zbigniew Radosław Szymański

 

Przymiotnik „ostateczny” nie kojarzy się dobrze nam, śmiertelnikom. W dłuższej perspektywie przywodzi na myśl kres naszej ziemskiej egzystencji; doraźnie, przypomina o niespłaconych kredytach i idących za tym „wezwaniach do ostatecznej zapłaty” nadsyłanych przez rozmaitych windykatorów. W perspektywie historycznej (mam słabą nadzieję, że historycznej bezpowrotnie), bywał ostatecznym rozwiązaniem kwestii dotyczących całych narodów, grup społecznych czy wspólnot religijnych. Ostatecznym jest też sąd na obrazie Memlinga, nie pozostawiający nadziei nam grzesznikom, ale i tym pogrążonym w modlitewnej medytacji, oderwanym od życia, i jego uciech, a więc stosunkowo bezgrzesznych.

A czym może być epitet „ostateczne” w stosunku do wierszy i dlaczego poeta Jarosław Zalesiński odważył się takim epitetem opatrzyć tom swoich wydanych w 2015 roku wierszy? Może to wskazywać na chęć podsumowania swojej drogi twórczej, być prezentacją wierszy, po których już nic. Byłoby to smutne, bo Zalesiński wciąż jeszcze w pełni sił i wierzę, wręcz czekam, na następne książki tego zmuszającego do nietuzinkowych refleksji autora.

Tytuł Wiersze Ostateczne może też być megalomańską wiarą w potęgę własnej potencji twórczej, wynoszącą autora na szczyty wyimaginowanego Parnasu - ale Zalesiński jest poetą skromnym, nie narzucającym się specjalnie czytelnikom i literackim salonom, a także nie wywyższającym się ponad poetycką brać. Ostatecznymi są wiersze w tym tomie dla ich osadzenia w penetrowaniu spraw pozaterminalnych, które unieważniają wszystkie dotychczasowe wezwania do zapłaty czy też pochopnie zaciągnięte kredyty.

Jednak nie wszystkie. Pozostaje kredyt zaciągnięty u Stwórcy, o którym nikt nie wie, czy zostanie przez nas należycie spłacony. Stąd zapewne, wyrażające tę rozterkę motto z Kierkegaarda:

Nie dojdę chyba w moim życiu dalej niż do punktu bojaźni i drżenia: mianowicie, że jestem dosłownie pewny, iż każdy inny zbawi się z łatwością, tylko nie ja. Nie potrafię powiedzieć innym: jesteście straceni na wieki. Dla mnie sprawa jest niezmienna: wszyscy inni będą zbawieni, jest to wystarczająco pewne – tylko ze mną sprawa może być niepewna.

Bojaźń i drżenie towarzyszą mi, chce nam powiedzieć Zalesiński, abyśmy i my, czytelnicy, nie ulegli defetyzmowi, stara się  nas cierpliwie prowadzić przez otchłanie Piekła i Czyśćca naszej codzienności. Poeta podejmuje próbę, by nas do tego Sądu Ostatecznego przygotować. Pokazując, że ten sąd odbywa się nieustannie, jest immanentnie wpisany w ludzki los. To właśnie nasza codzienność jest dniem ostatecznym, terminalnym, powszednim kresem, grą żywiołów, których cząstką sami jesteśmy.

Gladiator, rysunek Sławomira Witkowskiego, zdobiący okładkę tego tomu, to każdy z nas, duszący hydrę przeciwieństw, dźwigający ziemski glob na swych barkach Atlasa. Pesymistyczne motto Kierkegaarda jest więc taką trochę minoderią ze strony pomniejszającego swój indywidualny wysiłek, dowartościowującego natomiast nas, czytelników, autora. Jeśli my nie zostaniemy straceni, do czego stara się nas przekonać autor, to dlaczego straconym ma być on sam? No może jako ten, który przynosi dobrą nowinę a los posłańców bywa nielekki.

Zalesiński sugeruje, by do naszego kresu podejść bez uprzedzeń i strachu, bo on tak naprawdę wydarza się w każdym momencie naszego życia. Nieustanna zmiana, wieczne metamorfozy, walka żywiołów są naszym naturalnym trwaniem, naszym przeznaczeniem. Tak jak strzała Eleatów, która nigdy nie dojdzie celu, tak i nasze życie nie ma końca. Koniec, ten który sobie wyobrażamy widząc śmierć, jest początkiem trwania nowego żywiołu. Trochę w wierszach Zalesińskiego pobrzmiewa gnoza filozofów greckich, widzących życie jako grę potężnych sił natury.

Wiersz otwierający tom to apoteoza boskiego dzieła, tej kompilacji czterech żywiołów, z nami, ludźmi osadzonymi w nich immanentnie, zdanych na ich łaskę i niełaskę, ale też próbujących tę niełaskę oswajać, twórczo w nie(żywioły), ingerując. Zalesiński uczy, że ten trud warto podjąć, wręcz do niego zachęca:

Wejdź, wejdź w ten ogień/On ułoży cię na stosie naciętych gałęzi, przemieni w przejrzysty dym.

To nawiązanie do ofiary Abrahama, i pocieszenie, że woli Boga warto poddać się bez zastrzeżeń, by stać się zrozumiałą „przejrzystą” częścią owego boskiego planu. Zalesiński nie uznaje tej ontologicznej dychotomii: materia-duch, lecz splata wieloraki gobelin, bo, jak pisał inny poeta, Jan Polkowski:

Ten, który opowiada, wplata w gobelin,/ na którym wyobrażone są sceny z życia, inne naręcza zapachów,/odcieni powietrza i kolorów pragnień(Wiersz bez tytułu z tomu Cantus, s.52).

Trud poety jest więc  splataniem w tym tkanym przez kolejne pokolenia twórców gobelinie, snuciem wątku i osnowy: Zamknięty w celi, w ciemności, w kokonie, motam nić/ Nić jest mną, wydobytą ze mnie. Wart jest ów trud podjęcia, bo czyściec i piekło, przez które prowadzi nas poeta, jest jedyną drogą do Nieba. Nie jest ta wędrówka łatwą, bo ten twórczy ekshibicjonizm niczego nie ułatwia: Co pokazuje siebie jest ukryciem. Wysnuty z materii własnego ego patchwork zmienia się w końcu: ...w materiał nieprzeźroczysty i połyskliwy. Niektórym ten blichtr pozłoty wystarcza, ale autor zachęca, by spróbować pójść dalej.

Czy tytuł Wiersze Ostateczne nie jest  trochę na wyrost? Zalesiński znany dotychczas jako cierpliwy i dociekliwy penetrator naszej bardzo codziennej codzienności, tym razem chce być dla nas, niby Wergili w Boskiej Komedii Dantego, przewodnikiem po zakamarkach zaświatów. Odniesienia biblijne, od których nigdy nie stronił, tym razem stają się dla nas nieodzownym przewodnikiem. Każdy z wierszy opatrzony jest odsyłaczem do odpowiedniego fragmentu Pisma Świętego czy też dzieł tegoż Pisma komentatorów. Bez tych odsyłaczy wiersze mogłyby istnieć samodzielnie, ale niekoniecznie ich rozumienie i odczuwanie, pożeglowałoby w zamierzonym przez autora kierunku. Pamiętajmy jednak, że poezja może w swoją misję wierzyć, ale jako glossa do Ksiąg Świętych rzadko bywa wiarygodna. Powstaje pytanie,  czy  to Słowo Święte ma nas prowadzić przez meandry epifanii autora tych wierszy czy to raczej poeta stara się nas prowadzić ścieżkami Słowa Świętego - a jeśli tak, to czy ten kaznodziejski zapał nie jest nazbyt zuchwałą uzurpacją?

Lektura wierszy Zalesińskiego jest zawsze nietuzinkową przygodą intelektualną. Długo nie mogłem znaleźć klucza do odczytania tego poetyckiego przesłania. Odsyłacze umieszczone na dole strony tak małym drukiem, że bez lupy nie mogę ich odczytać, początkowo uszły mej uwadze. Zatrzymałem się na dłużej na dwóch pierwszych wierszach, czując zapowiedź przeżyć niebanalnych. Później przyszły wiersze, do których mimo licznych prób nie mogłem się przekonać. Zbyt były wieloznaczne i zgodnie z moim odczytaniem niespójne, bym mógł w nich zagustować. Odkryłem jednak cały szereg utworów o dykcji, do której Zalesiński zdążył mnie już przyzwyczaić. Po ich lekturze pozostał mi jednak pewien niepokój: czy autor mnie nie zwodzi, czy nie zagrzebuję się w labiryncie jego epifanii, które nie mają wymiaru uniwersalnego, ale jedynie bardzo osobisty? Wtedy odkryłem, że to, co dla mnie niedowidzącego majaczy u spodu każdej strony jakimś kabalistycznym zapisem, te odsyłacze, to immanentna część trudu autora, taki GPS prowadzący przez meandry poetyckiej wizji tego, co nawet jeśli przez nas, czytelników widziane, to w codziennym zagonieniu przeoczone. W czasach, gdy wiersz stał się towarem takim samym jak każdy inny - najczęściej towarem jednorazowego użytku z zaskakującą anegdotą zastępującą żmudną pracę nad formą i treścią - wiersze Zalesińskiego mienią się kalejdoskopem możliwych odczytań. Są jakby modlitwą, w tym rozumieniu modlitwy jako rozmowy z siłami, które być może nas rozumieją, ale czy my zdołamy je kiedykolwiek zrozumieć, sprawa wątpliwa. Spróbujmy więc zmierzyć się z modlitwami Zalesińskiego a ręczę, że nie będzie to zajęcie bezproduktywne, niepotrzebne, chociaż nie raz  będzie trwożyć wieloma z wysnutych przez poetę prawd.

Na początku było słowo, szkoda że nie myśl - pisał, nie pomnę już który, poeta. U Zalesińskiego między słowem a myślą nie ma rozziewu. Czy możliwe jest jednoznaczne odczytanie poezji? Nasz racjonalny umysł chciałby, żeby tak było, ale jak w wierszu Nić mówi autor: Co pokazuje siebie, jest ukryciem. Poezja jest motaniem nici, nici wysupłanej z własnego ja: Nić jest mną, wydobytym ze mnie. Zalesiński nie ma złudzeń, wie, że trud jego i tak zmieni się w materiał: nieprzeźroczysty i połyskliwy. Pozostanie pozłota formy, piękna fraza, ale czy możliwym jest przeniknięcie intuicji poety? Dla czytelnika pozostaje sfera domysłu i - a to jest chyba w dobrej poezji najcenniejsze – możliwość budowania (nadbudowywania) na utworach poety własnego intelektualno-emocjonalnego dzieła.

Do tego trudu Zalesiński gorąco nas zachęca: Wejdź, wejdź w ten ogień, on przecież mówi. Ogień, ta heraklitejska praprzyczyna wszechrzeczy, Płonący Krzak mówiący do Mojżesza, wreszcie ogień ciałopalnej ofiary, który ON ułoży cię na stosie naciętych gałęzi, przemieni w przejrzysty dym. On, ontologiczny byt, to metafizyczny Stwórca. Trzeba przejść przez Niego, by zrozumieć i być zrozumianym. Wejdź, wejdź w ten ogień, on przecież mówi. Może tak trzeba rozumieć słowo, które było pierwsze? Słowo obleczone w formę żywiołu? W odpowiednim przypisie fragmentu Księgi Psalmów (19,4) czytamy: Nie jest to słowo, nie są to mowy/których by dźwięku nie usłyszano.

I kolejny żywioł, wiatr. Wiatr spleciony w warkocz, wiatraczek,/budowniczy aerodynamicznego tunelu,/który ciągnie się za nim jak przeźroczysta tuleja.Bardzo plastyczna metafora ludzkiego losu. Człowiek-wiatraczek gotowy do zgłębiania przestrzeni, czekający na ożywczy wiatr „boskiego tchnienia”. Niczym byłby ten wiatraczek bez wprawiającego go w ruch wiatru, ale i tego wiatru nie byłoby, gdyby nie śmigła wiatraczka. A więc wzajemne współdziałanie, współzależność sił sprawczych i sił, które chociaż bierne, to będące warunkiem sine qua non tak urządzonej rzeczywistości. Czy istniałby wiatraczek bez wiatru i odwrotnie? Czy istniałby Bóg, gdyby nie potwierdzający Jego istnienie człowiek, i człowiek, który by nie był lustrem Boga?

Uchem ironisty-satyryka wychwyciłem w tym wierszu, być może mimowolne, (wszystko, co tutaj piszę, jest oczywiście wyłącznie moją interpretacją), pełne humoru porównanie sił sprawczych ożywiających  życie, do mielenia jęzorem: A przed nim-/ostrza jego śmigła, jakby mielił jęzorem,/bo tak tylko potrafi zagłębiać się w przestrzeń. Z mielenia jęzorem, co? Słowo, słowo, które było pierwsze. Nie zawsze niestety tak piękne jak u poety, ale za to zawsze o porażającej sile sprawczej. Czyli życie, świat jako wypadkowe lingwistycznych poczynań czy też naszej predylekcji do plotek? Chyba przewidując moją nieporadną i dyletancką interpretację tego wiersza, poeta w odsyłaczu kieruje mnie ku Księdze Mądrości(10,21), gdzie czytam: Mądrość bowiem otworzyła usta niemych i głośnymi uczyniła języki niewprawnych. Przyjmuję ten przytyk z pokorą, starając się, jeśli już nie dane mi być wprawnym, to przynajmniej mówiącym ściszonym głosem.

Wiersze Zalesińskiego to alegorie naszego losu. „Człowiek-wiatraczek” wzbudzany ożywczym tchnieniem czy też jak w wierszu Punkt nad wodospadem - alegoria Pisma Świętego z Jego normatywno-edukacyjną warstwą i pouczeniem o kruchości wszelkich zabezpieczeń, by nie traktować ich jako jedynego panaceum. Prawda niekoniecznie ocala, bywa kruchą i nietrwałą barierą, której oddać się we władanie jest dużą nieostrożnością: Na skraju tabliczka z surowym zakazem,/wąska ścieżka, drewniane barierki.

Wciąż więc obsesyjnie powtarzający się motyw słowa, z najczęściej interpretowanej Ewangelii św. Jana. Raz jest to słowo  mówione, żywioł o sile ognia, raz ożywiające nieruchomą materię, tchnienie ducha-wiatru. Tutaj jest to słowo pisane, potrzebne, ale do jak złudnych może doprowadzić skutków! Optymista informację o „drewnianych barierkach” może odczytać zbyt dosłownie i zawierzywszy jej (informacji), ulec wypadkowi. Może więc lepiej być pesymistą? Jak już wspomniałem, Zalesiński  poważnie traktuje pouczenie Miłosza, że czytelnika nie należy straszyć, więc nad tym wzbudzającym grozę żywiołem spiętrzonej wody: Zasłonięte powieką, odsłaniające się oko jakby pulsaru/pod widokowym punktem nad wodospadem.

Jest więc nad tym pozornym chaosem oko tego, który nad wszystkim czuwa, wszechogarniające oko opatrzności, którego spojrzenie możemy czuć, ale którego nie dane nam zobaczyć, bo jak mówi Jahwe do Mojżesza, może być czasem zbyt mocno przymknięte: A gdy cofnę rękę, ujrzysz Mię z tyłu, lecz oblicza mojego tobie nie ukażę (Pisownia zgodna z Pismo Święte, Biblia Tysiąclecia). Zawsze miałem trudności w rozumieniu języka Pisma Świętego. Dzięki Zalesińskiemu – myślę -rozumiem ten język coraz lepiej, nie upierając się jednak, że lepiej rozumiem poetę, ale czy możliwe jest jakieś jednoznaczne odczytanie sensu wiersza? W czasach, gdy mnie próbowano czegokolwiek nauczyć, twierdzono, że można i takie bryki z lektur obowiązkowych próbowano wcisnąć mi (bezskutecznie) do głowy. Dzięki poecie łatwiej mi będzie teraz rozgryzać zawiłości Biblii. Może wiec poezja jest egzegezą Ksiąg Świętych?

Zalesiński prowadzi nas przez kolejne kręgi naszego ziemskiego piekła, poczynając od tego, co było początkiem - od słowa. Nasza mowa nie jest darem skończonym, danym nam raz na zawsze w niezmiennej postaci. Jest nieustanną przygodą, podróżą przez życie, przez samego siebie, przez Objawienie. Świat poety jest konstrukcją zbudowaną na słowie: Zobaczy co się zdarzyło, zobaczy słowo...Ale żeby zobaczyć nie wystarczy statyczne trwanie: Zobaczyć znaczy wyruszyć[...] bo chcemy dotknąć innych, bliższych nam słów, o których opowiemy budząc w nich zdumienie. Życie nie opowiedziane, pisał Wiesław Myśliwski, nie istnieje, ale czy opowieść może być probierzem jego prawdziwości? I czy jakakolwiek prawda poza słowem  Pisma Świętego może się ostać? Tego Zalesiński nie rozstrzyga, więc należy mieć nadzieję, że tak ostatecznie, to te wiersze jeszcze ostatecznymi nie są, i doczekamy kolejnej poważnej próby zmierzenia się z transcendencją.

W tym tomie nie ma żadnej najmniejszej nawet przypadkowości. Ich skończoność, dopracowanie i intelektualna głębia mogą nawet budzić niechęć mniej cierpliwych. Jak u Dantego Wergili, Zalesiński prowadzi nas za rękę przez Czyściec i Piekło, umiejscawiając je nie w żadnym infernum, ale w naszej najbardziej codziennej codzienności. Poeta chce nam powiedzieć, że to, co my znamy z Księgi Ksiąg jako naszą zadekretowaną ostateczność, wydarza się tu i teraz w każdej naszej chwili. Skoro ulegliśmy wezwaniu z wiersza wprowadzającego: Wejdź, wejdź w ten ogień, nie pozostaje nam nic innego, jak pozwolić prowadzić się przez autora przez kolejne kręgi doświadczanego tu i teraz Piekła. Kolejne grupy tematyczne wierszy oddziela pusta, czarna strona i niestety za każdą z takich granic jest coraz mroczniej, do czasu aż nadchodzi Ta godzina, znienacka, bez żadnych oznak zbliżania się: Żadnych oznak-/to właśnie sygnał końca przemarszu, jego tylna straż. Przybliża nam ten obraz  przypis z Ewangelii św. Łukasza(17,34): Powiadam wam: Tej nocy dwóch będzie na jednym posłaniu: jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony.Ci, którzy zostali (zostaną) wyróżnieni: wzlatują/szybem windy lub wbiegają po schodach, jak pisze Zalesiński. Można sobie wyobrazić tę panikę, a jednocześnie nadzieję i dumę wyróżnionych. A pozostali, co ich czeka? Pozostawionym/zostało bezsenne leżenie przez nieskończenie dłużącą się noc,/pod znakiem z ułożonych na krzyż wskazówek.

Wskazówki na krzyż składają się za kwadrans „przed” lub kwadrans „po”. Kwadrans to ułamek czasu odpuszczany spóźniającym się, ale nie zawsze tym, którzy przychodzą przed czasem. Nie byłaby więc wizja Zalesińskiego tak makabryczna, gdyby nie to, że ów kwadrans wydłuża się u niego w bezsenne leżenie przez nieskończenie dłużącą się noc. Jaką katorgą potrafi być bezsenność, wiedzą ci, którzy kręgi dantejskiego piekła właśnie poznają, ale też bezsenność wyostrza widzenie, wręcz pozwala sięgać, „gdzie wzrok nie sięga”. W wierszu Obudzeni Zalesiński pisze: W cierpiącym na bezsenność tkwią źrenice kota. Może to wyjaśnienie wizjonerstwa poety i jego przenikliwości?

Nasza droga jest drogą w dół, drogą w głębiny. Dno owej głębi przynosi nam wiele zawirowań czy też udręk. Czy musimy koniecznie przez nie przejść? Wydaje się, że tak, że poznanie samego siebie bez tego upadku jest niemożliwe. Nie tam jednak nasza nieskończoność. Piekło, według Zalesińskiego jest stanem przejściowym, poczekalnią, z której po zjedzeniu tradycyjnej dla takich miejsc fasolki po bretońsku, udajemy się ku światłu. Satyryk pisał: Na dno upadłem/gdzie losu najgłębsza lichota/Mogło być gorzej, od spodu/pukanie słychać: Kto tam? U Zalesińskiego to pukanie zastąpione jest wołaniem: Na dnie trwa wołanie, wznosi się najgłębiej. Najgłębiej, więc powinno się zgodnie z naszym racjonalnym myśleniem zniżać, ale u Zalesińskiego to wołanie wznosi się, czyli jest ten upadek stanem wywyższającym, nieodzownym etapem przed wznoszeniem się ku światłu. (Dwie linie).

Nie może u poety mieszkającego nad chłodnym morzem zabraknąć elementów marynistycznych. Morze, jego dno, jest alegorią naszej drogi, jak w wierszu Dwie linie czy też w wierszu Zawołany: Zawołany po imieniu jestem tym wołaniem, imieniem. Nadszedł więc ów dzień stworzenia, nazywania przez Adama wszelkich stworzeń i rzeczy. Adam nadaje nazwy rzeczom i zwierzętom,  podobnie jak nas ludzi kreuje chrzest, podczas którego Bez pośpiechu, bez braku zanurzam się w płynną głębię ( Zawołany). Już zaopatrzony w nadaną wraz z imieniem tożsamość, w kulistą kabinę batyskafu swojego imienia, poeta zanurza się w głębinę i nie jest to otchłań, w którą nas wprasowuje Nadejście wysokiej jak klif fali/która przetoczy się po nas niczym żelazny walec/i wprasuje w klepisko dna.

W wierszu Przejście wysoka fala  jest metaforą śmierci. Samo słowo śmierć jest stwierdzeniem faktu, który trwa tyle, co mgnienie oka. Dopóki żyjemy, śmierci nie ma. Gdy odejdziemy w zaświaty, już jej nie ma. Jest życie po życiu. Śmierć jest więc stanem jakby zawieszenia Ułożeni w poprzek brzegu, nogi zanurzamy w wodzie/a głowę obsypuje nam miałki piach/ani tam, ani tu. Wydobywa nas z tego stanu dopiero nadejście „wysokiej fali”, która jest tutaj alegorią Boga. Przełamaniem tej mrocznej tonacji jest głębia z wiersza Zawołany. Białym piaskiem//niczego nie ma poniżej. Jest ten wiersz rozwinięciem myśli św. Katarzyny z Sieny: Wyznaję, nie przeczę, że jesteś jak morze spokojne, w którym dusza żyje jak ryba.

O ile poprzednie tomy poety przyniosły nam wiersze medytacyjne, tak ten pełen jest dynamizmu, walki żywiołów, naszych z nimi zmagań, kontrastów czerni i bieli. Mrok, czerń i hiobowy labirynt bez wyjścia, przełamywany jest wierszami pełnymi czystego zachwytu, z dominującą bielą dobrej nowiny, dobrych snów, jasnych perspektyw. Taką bielą nieskalaną czernią dojrzałości jest dzieciństwo w wierszu Poranek. Autor, wracając do wspomnień dzieciństwa, wspomina swoje wędrówki do magla, do którego nosiłem pościel w dzieciństwie oraz to, co może być obiektem fascynacji dorastających chłopców (a i tych mocno przejrzałych): obfity biust właścicielki z niepokojącą ciemną kreską pośrodku, widoczną w rozcięciu fartucha. Poeta jeszcze czuje zapach krochmalu, który wybielał pościel, co przypomina mu, jak to: Rześki poranek odnawiał już sukno dnia. Tonacja bieli, którą przesycony jest ten wiersz: śnieg, mąka, sól, puder, cukier, bielidło, roztarty cynamon, osiadły na mojej głowie - powodują, że nie chce wracać z tego snu do rzeczywistości, zwłaszcza, że poeta widzi już siebie swoim wizjonerskim wzrokiem w niedalekiej przyszłości, gdy Wszystko było już ukończone: tęczowe barwy kołdry, monochromatyczna biel prześcieradła i wsunięte pomiędzy nie pobielone ciało przygotowane na pogrzeb. To powrót do dzieciństwa człowieka zmęczonego, swoiste zmartwychwstanie i powrót nadziei na zbawienie. Teraz może już być tylko światełko w tunelu, który oby jak najprędzej można było przebyć.

Poddaliśmy się woli poety, wchodząc w jego (nasz) świat. Pewnie nie każdy da się przekonać do uniwersalizmu jego poetyckich epifanii, jego wizje mogą bowiem budzić sprzeciw. Jasna tonacja niektórych kończących tom wierszy, nie do końca przełamuje ponurą czerń i mrok większej części tej książki. Czego mi brakuje w tym nagromadzeniu kolorów niekolorowych - półtonów. Rzeczywistość Zalesińskiego, malowana w czerni i bieli przeczy różnorodności odczuwania elementów naszej egzystencji. Czy deprymujący nastrój przeważającej części wierszy może przełamać biel i czystość nielicznych pozostałych? Zwłaszcza, że wiersz kończący, zamykający naszą podróż, Chory knot znów kieruje nas na dno piekła. Jednocześnie jest on istną rewolucją w naszym pojmowaniu tego infernum. Nie ogień piekielny, lecz syberyjski chłód, zimne morze samotności naszych wypalonych niczym knot dusz. Chory knot w wystygłej pościeli stearyny. Wtopiony/w zamarznięte jezioro strzępek włóknistej, zwęglonej czerni,/porzuconej przez płomyk. Dzwonią z zimna zęby skazańców./nadpalone nitki. Chory knot, a więc wołający o lekarza. I kto staje się tym lekarzem? Stwórca do tej charytatywnej roli zaprzągł anioła upadłego: Anioł z siarki, przelatuje nad nimi/z otwartą książeczką draski. Tak to ogień, atrybut upadłego anioła i symbol naszej męki, obraca się na nasze dobro.

Zalesiński chce oswoić dla nas Piekło, zhumanizować przynosząc niby Prometeusz dobry ogień. A jak skończył ten, który sprzeciwił się woli bogów i obdarował nas mocą spalającego, ale i oczyszczającego ognia? Cierpi nieskończone katusze przykuty do gór Kaukazu. Zrozumiałym staje się więc, będący mottem tych wierszy, cytat z Kierkegaarda. Zbawienie dla nas wszystkich, delegalizacja Piekła, zaś cierpienie dla sprawcy tego zamętu, naszego Prometeusza. Cóż, poeta cierpi za miliony, chociaż pewnie wolałby za milion, i to może być nawet w złotówkach.

Oprowadzając nas po ziemskich i pozaziemskich kręgach naszej doczesności i przyszłości, autor jest niezwykle sugestywny i uczciwy. Nie oszczędza czytelnika, ukazując ostateczne poniżenie człowieka i hiobowe uwikłanie w grę żywiołów, nad którymi nie jesteśmy w stanie zapanować. Lektura tych wierszy nie jest zajęciem lekkim, łatwym i przyjemnym. Nasz zmysł smaku ukształtowany przez filozofię permisywizmu spod znaku „róbta co chceta”, każe nam stawiać wobec przesłania poety opór, co nie zmienia faktu, że są to Wiersze Ostateczne, a więc niepodważalne. Czuć je też nieco siarką, bo autor naszą ukształtowaną przez wieki chrześcijańską wizję Piekła skutecznie podważa i niweczy jej edukacyjny wymiar. Ogień, ten piekielny atrybut, staje się u Zalesińskiego człowiekowi przyjazny, jako jeden z żywiołów, który możemy i próbujemy oswoić. Piekłem staje się chłód samotnego, bezczynnego trwania przez nieskończoną wieczność, z której, o dziwo, to właśnie diabeł, ten upadły anioł, próbuje nas wyzwolić. Anioł z siarki przelatuje na nimi/z otwartą książeczką draski. Czyżby więc ten, który niegdyś sprzeciwił się woli Boga, dostał teraz szansę na rehabilitację a Piekło, jako miejsce katorgi nas, grzesznych, pozostałoby puste? Zamieszczony w odsyłaczu cytat z Hansa Ursa von Balthasara Bóg mimo tego, że może porzucić i porzuci, na koniec, w wieczności uratuje, wydaje się taką sugestię potwierdzać.

 

Polecam tę księgę na świąteczny prezent jako książeczkę draski, mającą ogrzać nasze zziębnięte skomercjalizowanym świętem dusze.

 

https://www.youtube.com/watch?v=fPiAMXeLMbs

Spotkanie promocyjne "Wierszy Ostatecznych" Jarosława Zalesińskiego, Ratusz Staromiejski 18/4/16 Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.

Jarosław Zalesiński na wikipedii

Jarosław Zalesiński, Wiersze Ostateczne. Wydawnictwo Tytuł, Gdańsk 2015

 

 




Autor

obrazek

Zbigniew Radosław Szymański
(ostatnie artykuły autora)

Urodzony w tych szczęśliwych czasach, gdy Gdynia nie była jeszcze Gdingen a już na szczęście nie Gotenhafen. Żyje do dziś, za co siebie codziennie gorąco przeprasza. Za swoją patriotyczną postawę w podnoszeniu wpływów z akcyzy obdarowany partyzanckim przydomkiem "200 gram". Poeta i ponuryk*.Wydał 3 tomiki wierszy: "Słowa śpiącego w cieniu gilotyny"(2001), "Oczy szeroko zamknięte"(2005) oraz "Piąta strona świata" (2009).Pisze także limeryki, fraszki satyry. Jego "plujki" nie oszczędzają nikogo, nie wyłączając autora. * Ponuryk - satyryk piszący satyry tak ponure, ze po ich lekturze tylko siąść i zapłakać.