"Ostatnia wieczerza" okiem młodego konsumenta (kultury)
Konrad Wojtowicz
Pierwszego grudnia na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże odbyła się sopocka premiera spektaklu "Ostatnia wieczerza”, zaprezentowana w ramach 3. odsłony projektu „Teatr na nowe czasy” realizowanego przez Fundację Pomysłodalnia. Po zeszłorocznej, udanej prezentacji innego spektaklu fundacji, „This is not a love song, czyli miłość ci wszystko wypaczy”, szedłem do Sopotu z większą ciekawością, a na dodatek wzmogła to jeszcze wiadomość, że projekt fundacji „Ostatnia wieczerza” zdobył uznanie jury Teatru Ósmego Dnia w Poznaniu i zakwalifikował się do grona zwycięzców Konkursu Off: Premiery/Prezentacje 2016.
Widowisko, którego reżyserem, scenarzystą i autorem konceptu był Piotr Wyszomirski (m.in. współtwórca projektu „Teatr na nowe czasy”, pomysłodawca gdyńskiego DKF-u Pomysłodalnia i akcji „Gdyńskich schodów” - przy których miałem przyjemność brać udział), było świetnym przykładem teatru offowego, alternatywnego i eksperymentalnego. Pomysł Latającego Cyrku Idei, scalającego różne poetyki teatru offowego w jedno przedsięwzięcie, to świetne przedstawienie mniej znanych szerszej publiczności artystów offowych. I tak w obsadzie zobaczyliśmy: Agafię Wieliczko (tancerkę, choreografkę, pedagożkę tańca - m.in. Śląski Teatr Tańca, Szkoła Baletowa w Gdańsku), Magdalenę Bochan-Jachimek (inicjatorkę Teatrzyku Bezwstydnego i warsztatów „W kaczych butach” w CKG, aktorkę, reżyserkę i improwizatorkę), Monikę Wińczyk (poznańską performerkę, ostatnio m.in. Monster Hurricane Wihajster), Domelę Grendę i Marka Kurkiewicza (Teatr 3.5 i Wytwórnia Kultury Bo-Tak). Choć ci aktorzy nie pracowali wcześniej ze sobą, nie było tego widać w czasie spektaklu. Dobre zgranie zespołu mile mnie zaskoczyło.
Od lewej: Domela Grenda, Marek Kurkiewicz, Agafia Wieliczko i Magdalena Bochan-Jachimek. Foto: Tomek Wilary
Więcej zdjęć w galerii: Latający Cyrk Idei, Ostatnia wieczerza @ Scena Kameralna Teatru Wybrzeże w Sopocie, 1/12/16, foto: Tomek Wilary
Na przystawkę wieczerzy dostaliśmy film przedstawiający ludzi (freeganów) zbierających „niechcianą” żywność oraz choreografię symbolizującą religie uniwersalistyczne. Film sugerował, że będziemy mieli do czynienia z teatrem artystycznym w złym tego słowa znaczeniu, czyli niezrozumiałym. Jednak scena modlitwy osłabiła pierwsze wrażenie. A dalej było już tylko lepiej.
Uczta składała się z kilku dań-scen pozornie ze sobą niepowiązanych, lecz łączył je wspólny składnik - temat: stary porządek świata bywa często zły i niesprawiedliwy. I tak mogliśmy nasycić się rozprawą sądową o drobne wykroczenie (tu wyśmienity pomysł z prokuratorem poruszającym się na szczudłach – symbolizowało to wyższość nad oskarżonym), inicjacją nowego członka elity (luźne bazowanie na Grupie Bilderberg), prześciganiem się liczbą nominacji i tytułów wśród krytyków kultury (tu widać lekki wpływ pythonowski), sceną gry na bębnach i australijskim didgeridoo czy osobistym wyznaniem każdego aktora na temat buntu. Wszystko przyprawione miejscami humorem (żeby nie było smętnie i markotnie) a także wspaniałymi wizualizacjami Łukasza ‘Rata’ Czerwińskiego (znanego mi również jako Kot w Butach w „Shreku”). Logo firm zmienione na ich złowieszczą wersję (Murder King, YouSuck) to rewelacyjny pomysł idealnie wpasowujący się w klimat przedstawienia, do tego świetne wykonane.
Na „popitkę” otrzymaliśmy występ wokalistki heavy-metalowej Marion Jamickson, śpiewającą podczas filmu przedstawiającego walczące hieny. Ponadto usłyszeliśmy piosenkę „Plecak” Marka Kurkiewicza i „Do prostego człowieka” zespołu Akurat. Monika Winczyk wykonała performance „Daj-Die”, podczas którego całkowicie zdjęła kostium. We współczesnym teatrze często pojawia się tzw. „golizna”, wzbudzając wiele kontrowersji, ponieważ nie zawsze jest podyktowana potrzebami spektaklu. Jednak w wypadku performance’u Moniki Wińczyk nagość się obroniła.
Na deser każdy z widzów mógł podejść do stołu i poczęstować się wegańskim jedzeniem: kawałkiem chleba z pastą humusową, marchewką lub kalarepą.
Bardzo oszczędna scenografia (stół, wieszak z kostiumami aktorów i kilka krzeseł), poza drobnymi elementami w czasie spektaklu, nie zmieniała się. To był najsłabszy punkt tego dzieła teatralnego, aczkolwiek biorąc pod uwagę formę, atmosferę, a także zapewne budżet, jakim teatr offowy może dysponować – była satysfakcjonująca i adekwatna. Przecież „talerze”, na których podaje się wieczerze, nie są ważne w porównaniu z jej treścią i smakiem.
Marek Kurkiewicz. Foto: Tomek Wilary
Do dobrego odbioru całokształtu spektaklu i wydźwięku poszczególnych tematów przedstawienia przyczyniła się wiarygodna gra aktorów (ubranych w marynarki lub po proste ubrania casualowe, zmieniane podczas kolejnych scen). W podawanych kwestiach, czasami intymnych monologach, czuć było prawdę. Na szczególne uznanie zasługuje Marek Kurkiewicz. Jego szyderczy uśmiech sprawiał, że jeszcze bardziej czuło się atmosferę złego porządku świata. Dało się jednak zauważyć, że niektórzy aktorzy byli stremowani, co jednak ostatecznie nie przeszkadzało w odbiorze spektaklu, wręcz przeciwnie – dodawało prawdy, której w teatrze często brakuje.
Bardzo lubię spektakle, w których następuje interakcja i dyskusja z widownią. Aktorzy pytali się widzów, co sądzą na temat kradzieży z wokandy rozprawy, czy zastanawiali się kiedyś nad zjawiskiem głodu na świecie, czy wyrzucają żywność.
Foto: Tomek Wilary
Podsumowując, była to rzecz o niesprawiedliwości, nadmiernym bogaceniu się kosztem innych, wyzysku, nasycaniu kosztem głodu innych, wyścigu „ściankowych indywiduów” kontrastującym ze znojem ludzi pracy, a także rzecz o buncie, który w dzisiejszych czasach jest równoznaczny ze wstawieniem selfie na Facebooku. Może dzięki temu manifestowi społecznemu przeciw niesprawiedliwemu systemowi świata, zdziecinniali 30-latkowie odziani w kigurumi i biegający za pokemonami w bogatej Europie zastanowią się, do czego to wszystko zmierza. A może sami widzowie poddadzą ewaluacji swoje działania i środowisko, w którym żyją?
Był to jeden z nielicznych spektakli, który zainspirował mnie do działania. Poczułem potrzebę buntu w moim życiu, uzmysłowiłem sobie, że nie zawsze trzeba się zadowalać czymś, co tak naprawdę nie do końca zadowala. Należę do osób z tej kategorii wiekowej, która buntuje się czasami (lub przynajmniej kiedyś tak było) i oblicza, czy się to opłaca. To właśnie strach przed konsekwencjami zawraca nas z drogi buntu. Po „Ostatniej wieczerzy” boję się mniej…
Foto: Tomek Wilary
Latający Cyrk Idei, Ostatnia wieczerza. Koncept, scenariusz i reżyseria: Piotr Wyszomirski, choreografia: Agafia Wieliczko, wizualia: Łukasz 'Rat' Czerwiński, performance: Monika Wińczyk, muzyka: Krzysztof Burnatowski, projekt plakatu: Jacek Staniszewski, obsada: Magdalena Bochan-Jachimek, Domela Grenda, Agafia Wieliczko, Monika Wińczyk, Marek Kurkiewicz. Muzyka i słowa do piosencki „Greed”: Adrian „Klama” Klimkiewicz, wykonanie: Marion Jamickson; słowa, muzyka i wykonanie piosenki „Plecak”: Marek Kurkiewicz. Produkcja: Fundacja Pomysłodalnia. Prapremiera: 20.11.2016 r. w Teatrze Ośmego Dnia. Czas trwania: ok. 2 h.