Sho[r]t festiwalowy: Chyra tradycyjnie "zmęczony" i kto wygra, czyli Sopot Film Festival po większej połówce
Po 5., z 9., dniach festiwalowych, po obejrzeniu 7. z 8. filmów w głównym Konkursie 1-2 (debiuty i drugie filmy fabularne) Sopot Film Festival pogłębia się patriotyzm. Nasze kino, na tle propozycji zagranicznych, jest genialne! Wprawdzie nie widziałem jeszcze izraelskiego obrazu "Barash", który może oczywiście zagrać jak Islandia z Anglią, ale z obejrzanych pewne jest, że o zwycięstwo bój się rozstrzygnie pomiędzy polskimi filmami. Prawdopodobnie wygrają "Córki dansingu" i będzie to taki "sopocki" werdykt, no chyba że jurorskie trio zrobi szarżę i wyróżni "Baby Bump". "Czerwony pająk" to bardzo porządne kino, ale by Marcin Koszałka poszedł śladem Krzysztofa Kieślowskiego musi spotkać na swej drodze własnego Piesiewicza.
Na drugiej antypodzie kino zagraniczne. Jeszcze cięższa walka niż o trofea główne toczy się, nieoficjalnie, o Malinę dla najgorszego obrazu. Filmy zagraniczne to w najlepszym wypadku rozbudowane etiudy. Nieporadne, nudne, przewidywalne, niepotrzebne. Absolutne klapy to peruwiańska "Rosa Chumbe" i czeski "David". Niestety, selekcja po raz kolejny szwankuje…
Po ciężkiej walce wewnętrznej mój głos oddaję na film z kraju indiańskiego – bonus za absurd scenariuszowy (nieżywe dziecko budzi się po kilkunastu godzinach przebywania w zamkniętej siatce bez dostępu powietrza – ma to być cud i takie tam). Oceny obejrzanych filmów w festiwalowym kontekście i szkolnej skali (z zastrzeżeniem, że "Barash" może wszystko zmienić):
Baby Bump - 4,5
Córki dansingu - 5
Czerwony pająk - 4
David - 1
Ocean pomiędzy nami - 1,5
Paradise trips - 2,5
Rosa Chumbe - 1
Spokojnie w konkursie mogłoby się zmieścić także "Na granicy" (3,5) debiutanta Wojciecha Kasperskiego. Gwiazdą tego filmu jest Andrzej Chyra, który stał się magnesem dla widowni – sala nr 3 w Multikinie była wypełniona do ostatniego miejsca. Andrzej Chyra, jak to ma w swoim zwyczaju, będąc nad morzem, był "zmęczony" po "podróży". Na szczęście tym razem "zmęczeniu" nie towarzyszyły spektakularia wizualno-dźwiękowe, jak to bywa w Gdyni. Andrzej Chyra z pewnością jest czołowym polskim aktorem, co potwierdza właściwie na planie każdego filmu. Jednak jeśli jako człowiek nie ma więcej do powiedzenia ponad bełkot, jaki zaprezentował w Sopocie, to niech lepiej nie mówi, tylko gra. Szkoda.
Do poziomu swego interlokutora dopasował się prowadzący. Ryszard Jaźwiński z radiowej "Trójki" dał popis grepsiarsko-wazeliniarski. Na temat obejrzanego przed chwilą filmu zadał ze dwa pytania, reszta to "inteligentne" peany i pytania na temat wielkości i niezwykłości Andrzeja Chyry oraz jego innych ujawnień. Beznadziejne, koszmarne spotkanie, którego "bohaterowie" uważają pewnie całą publiczność za groupies lub łosi, sikających na widok "gwiazd”. Obejrzyjcie zresztą sami ten żenujący występ, który powinien służyć młodym dziennikarzom za antywzór:
https://www.youtube.com/watch?v=DeLClS7SVic
Sopot Film Festival: spotkanie z A. Chyrą po filmie "Na granicy" Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
W przyszłym tygodniu pełna relacja. Spokojnie, będzie także o plusach dodatnich:)