Zawartość Krawczyka w "Krawczyku"
Piotr Wyszomirski
W 1999 roku powstał film "Być jak John Malkovich", który zapoczątkował całą serię "Byciów jak ktoś znany". "Bycie" się pisały, powstawały w kinie i w teatrze, na świecie i w krainie nadwiślańskiej: „Być jak Stanley Kubrick” (polski „Być” dzięki niezrównanym twórcom polskich tytułów filmowych), „Być jak Kazimierz Deyna”, „Być jak Steve Jobs” (książka i zupełnie inna sztuka). Nawet Gdynia, w której każdy czuje się jak ktoś specjalny, doczekała się swego „Być jak Charlie Chaplin” (2014). „Być jak ktoś znany” to pojemna figura: dla ambitnych twórców może być palimpsestem lub medium, przez które wyjawią nieznane oblicza bohatera lub staną się pretekstem do wypowiedzi metabyciowych czy ciekawą perspektywą oglądu rzeczywistości. Dla pr-owców i poszukiwaczy publiczności to po prostu instrument do zwabienia widzów.
O Krisie, czyli naszym Presleyu, wszyscy wiedzą prawie wszystko, ale nikt tak go nie miłował jak Przemysław Wojcieszek, który zagrał figurą Krawczyka dwukrotnie. W niezapomnianym legnickim „Made in Poland” (zobacz na filmie poniżej od 2:00:10) jest wzruszająco (pod warunkiem, że uważnie obejrzało się poprzedzającą całość):
https://www.youtube.com/watch?v=Q4AM5lUArxs
Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
W wersji filmowej wątek Krisa mamy rozbudowany, bohater podejrzewa nawet, że jest nieślubnym synem szansonisty. Tym razem Krawczyk jest wręcz jedną z osi dramaturgicznych, jest kultowo i kiczowato (zobacz na filmie od 35:20). Czy autor i reżyser gdyńskiej premiery inspirował się Wojcieszkiem?
Andrzej Mańkowski to jedyny, rdzennie gdyński reżyser filmowy w mieście, które chce być bardzo filmowe. Dorobek ekranowy Mańkowskiego tworzą bardzo dobre, licznie nagradzane dokumenty i trochę średniego metrażu. Jego filmy cechuje bardzo solidne rzemiosło, nie wypuścił jak do tej pory żadnego gniota, co jest zjawiskiem nieczęstym w polskim filmie. Czeka na debiut kinowy, ale nie rezygnuje z realizacji telewizyjnych i… teatralnych. Po bardzo porządnie zrealizowanej, kameralnej tragikomedii "Sammy" na Małej Scenie Teatru Miejskiego w Gdyni, przyszedł czas na realizację „pełną gębą”. "Być jak Krzysztof Krawczyk" to spektakl nie tylko pełnoobsadowy, ale dodatkowo autorski. Mańkowski napisał i się wyreżyserował. Zagrał o pełną pulę, zaryzykował.
Z zagraconej sceny, bo tak należy scharakteryzować scenografię Sabiny Czupryńskiej, patrzy na nas tzw. ładne, ogromne i kolorowe zdjęcie panoramy Gdyni. Po prawej długi stół, po lewej podium dla „orkiestry”, pośrodku, w głębi, schody. Jesteśmy na polskim, buraczanym weselu. Na takim weselu muzyk musi koniecznie bzyknąć choćby jedną z uczestniczek, pan młody inną. Pijackie dramaty, odkrywane tajemnice i „prawdy życiowe”, nowe miłości, dowcipy z datą świeżości z epoki Kazimierza Wielkiego. Wokalista zespołu weselnego, na co dzień bibliotekarz, mógłby spokojnie wygrać wszystkie teleturnieje z tematu "Życie i twórczość Krzysztofa Krawczyka" z "Jaka to melodia" na czele. Jest inteligentniejszy niż wszyscy weselnicy razem wzięci, więc musi cierpieć na depresję lub co najmniej ma problemy z autolokacją społeczną, uczuciową i pewnie wszystkimi pozostałymi. Adam Bardziej (Bogdan Smagacki) jest wycofany, nieśmiały, nieatrakcyjny i obowiązkowo nosi „obciachowe” nazwisko. Napotyka bratnią duszę w postaci jeszcze bardziej wyalienowanej Agnieszki Czas (Agata Moszumańska), z którą…. A wszystko to tylko gra komputerowa, taki rpg teatralny. No i kilka piosenek Krzysztofa Krawczyka w pakiecie.
https://www.youtube.com/watch?v=sGI3xs23jF0
Krzysztof Krawczyk w Teatrze Miejskim w Gdyni. Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
„Krawczyk” jest pełen nawiązań i cytatów - choćby z „Wesela” Wyspiańskiego. Gatunkowo to koktajl Mołotowa – komedia, pastisz, antymusical, kryminał i jeszcze kilka gatunków. Jest multimedialnie – wodzirej chodzi po scenie z kamerką, z której obraz rzucany jest na lewy ekran, na centralnym co jakiś czas pojawia się Autor (Bogdan Smagacki), najczęściej w towarzystwie swego chłopaka (Szymon Sędrowski). Smaki też są różne – tak jak w pewnej fazie wesela, kiedy tort czekoladowy zakansza się śledziem lub ogórkiem kiszonym.
Najlepsze są dwa fragmenty: początek drugiego aktu, zagrany a la manekiny lub wampiry i sekwencja węgierska. O reszcie chciałbym jak najszybciej zapomnieć po napisaniu opinii. Przyczyną dotkliwej porażki "Krawczyka" są wielkie ambicje. Andrzej Mańkowski wykreował zbyt wiele światów, chciał powiedzieć zbyt wiele i zadowolić zbyt wielu, przez co stracił nad całością kontrolę. Umiejętne operowanie pastiszem i kiczem, by nie przerodziły się w tandetę, jest bardzo trudne. Wymaga nie tylko wyczucia konwencji ale i świetnego aktorstwa. W Gdyni obu składników zabrakło. Miejski po raz kolejny mierzy się ze spektaklem muzycznym, poddając się okrutnym porównaniom z jednym z najlepszych teatrów muzycznych w Polsce. W zespole jest kilkoro naprawdę dobrych aktorów śpiewających, ale po raz kolejny nie mieli szans na pokazanie swoich umiejętności. Zawiódł Bogdan Smagacki, przez co tak naprawdę nie mieliśmy Krawczyka. Muzyka w większości na podkładach, irytująca nadekspresyjność aktora Sykały (współczuję twardego lądowania poza sceną na niedzielnym pokazie), przewidywalność gestów u większości aktorów, banał i kicz niczym Uroboros goniły swój ogon, itd., itd. Mam nadzieję, że „Krawczyk” nie będzie bezpowrotnym pożegnaniem Andrzeja Mańkowskiego z jakością i dobrym smakiem.
Publiczność na drugim pokazie, dzień po premierze, nagrodziła aktorów i realizatorów stuprocentową owacją na stojąco. To, podobnie jak kolejna "Diagnoza społeczna" profesora Czapińskiego, ostrzeżenie dla rozumu.
Zobacz także: Standing ovation do prokuratury
Być jak Krzysztof Krawczyk. Scenariusz i reżyseria: Andrzej Mańkowski. Premiera: 13 lutego 2016, Duża Scena Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni. Czas trwania: 135 minut z jedną przerwą. Obsada i realizatorzy na stronie spektaklu.