Zbigniew Radosław Szymański
Jutro było lepiej,
a pojutrze kto wie, czy kiedykolwiek nadejdzie, stwierdza autorytarnie w swoim nowym zbiorze wierszy Jutro było lepiej Zbigniew Radosław Szymański. Autor dożył wieku, gdy owo „jutro”stało się jego dzisiaj i zrozumiał, że ono; Jest tylko marzeń moich minioną maligną,/Tęsknotą za wczoraj, kiedy: jutro było lepiej. A, że na jutro jutra już raczej nie liczy- czas akcji uznając za zamknięty, zaś miejsce ograniczone do 200-gramowych opłotków - zżyma się więc na ową słusznie/niesłusznie(niepotrzebne skreślić) wywalczoną rzeczywistość, tomik swoich nowych wierszy, poprzedzając mottem z wiersza Andrzeja Babińskiego: Polska nigdy nie jest większa niż mój gniew na nią.
Na ile to gniew słuszny, ocenią czytelnicy. Wielu pewnie zaprotestuje przeciwko takiemu przybieraniu przez autora pozy Katona, zarzucając mu moherowe szaleństwo, ale on, jak można przeczytać w załączonym do tomiku odręcznie napisanym posłowiu, świadomie przywdziewa błazeńską czapkę: Być może jestem tu po to/ by peszyć głupim pytaniem/lecz wolę już być idiotą/ niż koniunkturalnym draniem.
Zamieszczony w tomiku wiersz dedykowany Jarosławowi Kaczyńskiemu może być dzisiaj, na dwa miesiące przed przejęciem przez niego władzy uznany, co prawda, za koniunkturalizm, ale autor, co u niego rzadkie, niektóre wiersze z tego tomiku asekurancko datuje chcąc uniknąć nadinterpretacji swoich słów. Wiersz powstał podczas posmoleńskiej, prezydenckiej kampanii wyborczej i miał za zadanie namówić złamanego tragedią brata zamordowanego prezydenta, by wciąż cele stawiało przed nim: Sługa sumienie – Sancho Pancha.
Większość zamieszczonych w tym tomie wierszy powstała po owym posmoleńskim tygodniu smutku, kiedy to milczeli hejterzy i tylko pewien gdański celebryta niechętny rannemu budzeniu, dawał upust swojej bezinteresownej głupocie na łamach „Naszej Klasy”, ówczesnego Facebooka. Już się budzi, wychodzi z swych nor./Prawie tydzień niczego nie jadła./Lepka, brudna, jak po strzale w skroń,/Szczurza, podstępna, swojska pogarda - czytamy w wierszu otwierającym tomik i z tą swojską, bezinteresowną pogardą, autor próbuje się zmierzyć w zamieszczonych w tomiku wierszach. Skończył się tydzień narodowej traumy i pozornej zgody, podobnie jak skończyła się wiara w pokolenie JP II, i: Znów ten sam magiel, rodzimych przekupek/Kto, komu, ile razy dawał dupy. Nie są to jednak wiersze deklaratywnie jednostronne. Nawet wspomniany już powyżej oktostych Don Kichot, dedykowany prezesowi PIS, wcale nie musi oznaczać bezwarunkowej afirmacji poczynań adresata dedykacji.
Szymański ma duszę satyryka i to wyraźnie da się odczuć w wielu wierszach. Oczywiście daleka ta satyra od poczynań naszych kabaretowców, powiedziałbym, a znam trochę autora, że ideałem jest dla niego satyra Norwida, tyle, że do ideału mu wciąż daleko. Trudno się dziwić, skoro jak pisze: Rzeczpospolitą brzucha wybrałem i lędźwi. Pewnie można te wiersze zakwalifikować do tzw. poezji obywatelskiej, sięgającej po utarte wzorce rozumienia patriotyzmu i społecznego zaangażowania, nie stroniącej od obiegowych, stereotypowych odkryć na miarę współczesnego "polskiemu wieszczowi" Paulo Coelho. W wierszu Gra w Piotrusia czytamy:Wciąż gram w Piotrusia, póki idzie karta./Gra, nie wygrana, jest w życiu coś warta.
Oprócz wierszy, w których autor próbuje zrozumieć skomplikowane, polskie losy: I tylko kwiaty służą, jak cierpliwe kurwy/Raz bohaterom innym zaś razem zbrodniarzom/Kto jest kto? - Kwiecie proszę- czym prędzej to mów mi:/Z przyjemnością was wąchać mam, czy też z odrazą? - Szymański wychodzi niekiedy poza 200-gramowe opłotki, zamyślając się nad nędzą naszą europejską: Co Herod zaczął, w Srebrenicy/nie wzbudza w nikim już zdziwienia.
Tylko po co daleko szukać? Wszelkie niedorzeczności znajdziemy przecież tuż, tuż, za progiem swojego domu, gdzie wszystko, mimo ustrojowych zawirowań, mówiąc kolokwialnie, „po staremu”:
Tu po staremu – nic się nie zmieniło;
życia tak nie ma, jak nie było.
Wciąż łzami kobiet przesoloną,
zupą smakuje nasza wolność.
Los się nie spala, ledwie żarzy.
Życiem się tutaj nie zarazisz.
W nicość wlepiają oczy sarnie,
bezwolne kukły – solidarnie.
Solidarność, to słowo kluczowe dla tych wierszy, oddające stopień zaangażowania autora w naszą codzienność. Nie stawia się ponad, czy też obok, lecz samokrytycznie przedstawia siebie jako aktywnego współuczestnika naszych grzechów i zaniedbań.
Poeta ma już dawno za sobą wzloty i upadki (co wcale nie znaczy, że nie miałby ochoty jeszcze raz upaść), a także ciekawość drugiej strony góry. Zrozumiał: Że ta wyśniona strona, to jest żart ponury,/ nasza strona jest właśnie drugą stroną góry.
Tak w ogóle, to jest sceptykiem i ponurykiem. Osobom o słabych nerwach lektury tych wierszy zdecydowanie nie polecam, gdyż po takiej konstatacji poety: bo świat od dawna jest już atrapą/śmiercią wypchaną, zdrowy rozsądek nakazuje targnąć się. Sam zresztą o takim rozwiązaniu wspomina: Życiu, urodzić ciebie nie mogę,/brak siły, więc cię poddam aborcji.
Ale można też wybrać wyjście alternatywne, które czytelnikom sugeruje: Nastawię zacier i miesiąc nie minie/Kiedy wesele urządzimy w sadzie.
Chociaż poeta pozuje na bożego szaleńca, twórcę bujającego w obłokach niebytu: być może jestem szaleńcem/co pianę brzegiem ust toczy, to w gruncie rzeczy niecierpliwie oczekuje poklasku: Szczekam sobie a muzom, bom sam sobie panem,/i nie oczekuję, by mnie ktoś wysłuchał./Kość suchą mi przynajmniej daj za to szczekanie,/choć gardzę nagrodami, to wzmacniają ducha.
A czy może być lepsza nagroda niż kolejny czytelnik? Dlatego gorąco namawiam do lektury nowego tomu wierszy Zbigniewa Radosława Szymańskiego Jutro było lepiej. Chociaż żadnego morału nie należy oczekiwać, bo jak pisze: Codzienna zmora:/noc i snu morał,/i świtu kac za karę.../Niewiele zrozumiałem.//Kolejny dzień banału./A morał? - Brak morału. - to coś o sobie, o nas, mam nadzieję w jego wierszach przeczytamy.
Tomik miał się ukazać w serii „Poeci gdyńscy”, ale zabrakło urzędnikom odpowiadającym za kulturę chęci dotowania tak niepewnego elementu, jakim są poeci. I słusznie, bo Gdynia widziana oczami Szymańskiego z pewnością nie jest „miastem z marzeń”. Tomik ukazał się staraniem Rodziny oraz Zenka Kropisznapsa, który uzbierał na jego wydanie sporą sumkę za sprzedane puszki po piwie. Wcześniej opróżniając je z zawartości, dzięki czemu się na działanie tych wierszy uodpornił.
Zbigniew Radosław Szymański, Jutro było lepiej. Instytut Wydawniczy "Świadectwo". Bydgoszcz 2015. Oprawa miękka, 72 strony.