Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Tylko u nas!!! Dwugłos:felietony radnych Horały i Zmudy Trzebiatowskiego.

Opublikowano: 24.11.2006r.

Z ogromną przyjemnością przedstawiamy Państwu nową, mamy nadzieję stałą i chętnie czytaną rubrykę: Dwugłos. Zaprosiliśmy do niej dwóch radnych nowej Rady Miasta Gdyni. Głównym tematem Dwugłosu będą wydarzenia związane z pracami Rady Miasta, tak więc spodziewajcie się Państwo Dwugłosu w kilka dni po każdej sesji:). Mamy nadzieję, że będą również inne okazje dla Dwugłosowiczów:). Tego nie można, ani zadekretować, ani wyprosić, ale byłoby niezwykle miło, gdybyśmy w komentarzach wykorzystali możliwość prowadzenia dyskusji z autorami. W przypadku powodzenia tejże misji będziemy się ośmielać w składaniu propozycji innym osobom związanym z naszym miastem. Jeszcze raz wielkie dzięki dla Autorów Dwugłosu i…zapraszamy do lektury.










Marcin Horała*


I po wyborach







Redaktor Gazety Świętojańskiej należy do ludzi, którym się nie odmawia. Gdy więc wystąpił wobec mojej skromnej osoby z propozycją współpracy odpowiedź mogła być tylko jedna. Pierwszy temat – kampania, wybory i tak dalej. Spoko, no problem.

Oczywiście nawet nie przypuszczałem w jaką wpadłem pułapkę. Znany bowiem powszechnie w Gdyni ze swojej złośliwości redaktor sam chyłkiem wysmażył i wrzucił na stronę artykuł o identycznej tematyce. I bądź tu teraz mądry człowieku: co nie napiszesz, to się powtórzysz; zgodzisz się, to będzie nudno, skrytykujesz, to niechybnie dosięgnie cię zemsta redaktora.

Nie mniej trudno, alleluja i do przodu. Przyjrzyjmy się trochę tym wyborom.

Refleksja pierwsza głównie do młodszych Czytelników: jeżeli macie jakieś polityczne aspiracje i zainteresowania, to jak najszybciej wyprowadźcie się z Gdyni. Z wyborów na wybory poziom natężenia kampanii wyborczej i trudności odniesienia sukcesu zwiększają się w postępie wręcz geometrycznym . Nie znam osobiście miasta, w którym tak trudno byłoby zostać radnym jak u nas.

Wystarczyło w trakcie kampanii przejechać się do Gdańska. Nieśmiało wiszące gdzieniegdzie plakaciki. W niedzielę pod kościołami pusto. Ogólna sielanka. Za to w Gdyni każdy słup zaaranżowany na wyborczą choinkę (ja osobiście znalazłem rekordowy z DZIEWIĘCIOMA płytami), pod kościołami co niedzielę grasujące stada kandydatów: kandydaci pod rynkami, kandydaci na dworcach, kandydaci w autobusach. A że w trakcie kampanii przypadało Wszystkich Świętych, to zdarzali się nawet kandydaci na cmentarzach (oczywiście nie prowadzący kampanii wyborczej, tylko działający pro publico bono, niemniej fakt pozostaje faktem). No i oczywiście stałe komiwojażerstwo, akwizycja i naruszanie miru domowego, zwane kampanią door-to-door. Oto cytat z autentycznego zdarzenia, będącego udziałem kolegi kontrkandydata.:


Dzień dobry, nazywam się tak i tak i kandyduję do Rady Miasta Gdyni. Ochoczo przedstawia się “kandydat”.

Ale pan już tu był dwa razy!!! wykrzykuje zaatakowany mieszkaniec.

O nie, droga pani, tylko raz!












Jestem już weteranem kilku kampanii i możecie mi wierzyć: żeby zostać radnym miasta Gdyni trzeba zrobić kampanię, która w większości innych miast wystarczałaby, żeby zostać posłem.

Powód jest prosty, jak zwykle grupa Prezydenta Szczurka - w tych wyborach pod nazwą Samorządności – nadaje zabójczo wysoki poziom kampanii. Inni muszą się dostosować lub zginąć.

Łezka kręci się w oku za czasami, kiedy radnym można było zostać korzystając z ksera i mąki (na klej do lepienia po murach). Obecnie bez silnej ekipy kampanijnych ultrasów i godziwej skarbonki nie ma w ogóle sensu zaczynać. I – na pohybel wszystkim krytykantom PiS – to jest największy cios w autentyczną ideę samorządności, a nie żadne tam zmiany w ordynacji wyborczej.

Na marginesie pozwolę sobie załatwić prywatne porachunki. Otóż od dłuższego czasu w mediach robiona była przy okazji każdych wyborów nagonka na kandydatów lepiących plakaty „na rympał” czyli na co popadnie, zamiast wieszać je na płytach. Różne festiwale pająków i godzille kontratakują mogły sobie wisieć na murach latami, ale nie daj Boże żeby gdzieś się zapodział jakiś plakat o tematyce politycznej. Zgroza, skandal, wandalstwo, śmieciarstwo, chamstwo i drobnomieszczaństwo. Mało kto zauważył, że przy okazji odcięliśmy możliwość REALNEGO zaistnienia w wyborach kandydatom, którzy nie dysponują pieniędzmi, tylko determinacją. No ale mniejsza, mamy te nasze śliczne estetyczne skrzynki, słupy i tak dalej oraz plakaty powieszone na płytach. W związku z tym zaczyna się powoli nagonka na... płyty. Że zasłaniają widoczność, że mogą spaść i kogoś zabić. Np i w ogóle fuj i bebe. Czy jest gdzieś koniec tego trendu??? Czy naprawdę ma być tak, że w wyborach będą niezbędne nawet nie tysiące, ale już dziesiątki i setki tysięcy złotych na bilboardy i płatne ogłoszenia w gazetach?

Zostawmy już dygresje i prywatne porachunki na boku. Zanim przejdziemy do oceny zwycięzców i przegranych, najpierw trzy kampanijne smaczki z mojej dzielnicy.

Pierwszy, i w sumie najmniejszy, to unikalna technika plakatowania kandydatki Aleksandry Mróz. Otóż p. Ola z trudnych dla mnie do rozwikłania przyczyn swoje plakaty wylepiała na dwóch stronach płyt. W efekcie po powieszeniu plakat z jednej strony przytulał się do słupa, będąc zupełnie niewidocznym dla wyborców i agitując beton.











Drugi smaczek, to znikający kandydat i mówię tu, niestety, także o sobie. Czy zawinił klej czy technika – gorące kłótnie w moim sztabie trwają do dziś. Niemniej pewnego pięknego dnia większość moich plakatów po prostu się odlepiła sama z siebie i zostały gołe płyty. Kryzys udało się zażegnać receptą konika Boksera z „Folwarku zwierzęcego”: muszę jeszcze więcej pracować. Niemniej, w konkurencji o kampanijny samobój roku, zajmuję mocną pozycję.

W tej konkurencji bezapelacyjnie jednak zwyciężył kandydat Samorządności z okręgu nr 3 (to ważne – obejmującego Leszczynki, Grabówek, Działki Leśne, Witomino i Chwarzno-Wiczlino) Karol Kazimierz Kowalski (nawiasem mówiąc cztery lata wcześniej kandydat Naprzód Gdynio!). Otóż kandydat KKK prowadził kampanię tak mocną, że aż mu wyszła poza jego okręg wyborczy. Plakaty kandydata znajdowałem praktycznie w całej Chyloni. W jedną niedzielę pod chylońskim kościołem św. Mikołaja spotkałem nawet panią o kolorze włosów, sposobie ubierania i aparycji Dody Elektrody (nawiasem mówiąc samo w sobie dość oryginalne zagranie na kościelny elektorat), która to pani rozdawała ulotki kandydata Karola Kazimierza mieszkańcom Chyloni. Widziałem nawet, że przesympatyczny radny Wołek próbował rozpaczliwie coś tam pani wyklarować, ale jego próby spełzły na niczym i pani dalej rozdawała. Już wyobrażam sobie rozpacz mieszkańców Chyloni przekonanych do kandydatury, którzy po prostu fizycznie nie mogli na swojego kandydata zagłosować. Przygotowanie do kampanii parlamentarnej? Okrutny żart sztabowców Samorządności, którzy wmówili swojemu kandydatowi, że startuje z innego okręgu niż startuje? Najstarsi górale gubią się w domysłach.

Przejdźmy do tradycyjnego krótkiego spisu wygranych i przegranych.

Bezapelacyjnym zwycięzcą jest oczywiście pan Prezydent Wojciech Szczurek. Otrzymał poparcie jeszcze większe niż cztery lata temu, jego prywatne ugrupowanie ma samodzielną większość w radzie miasta i tak dalej. Czapki z głów, każdy musi przyznać, że mamy do czynienia z politycznym mistrzem.

Może uzna to ktoś za prywatę, ale niemniej śmiem twierdzić, że w gronie względnych zwycięzców należałoby też umieścić Prawo i Sprawiedliwość. Gdynia ze swoją strukturą demograficzną i sympatiami politycznymi jest jednym z najtrudniejszych dla tej partii miast w Polsce. Przed wyborami mówiło się, że PiS w Gdyni jest słaby, że szykuje się na pewną klęskę i tak dalej. Sam dostawałem „przecieki”, że podobno ma być jeden no-góra-dwaj radni. Nasi kandydaci otrzymywali w trakcie kampanii „przyjacielskie” rady w rodzaju: po co się męczysz, przecież i tak wiadomo, że nie macie szans. No cóż, okazało się że pogłoski o naszej śmierci są mocno przesadzone. Gdyński PiS pokazał pazurki, wystawił własnego kandydata na Prezydenta, zrobił niezłą, jak na okoliczności i konkurencję, kampanię – i w rezultacie jest pięć mandatów i własny klub. Wielu lokalnych proroków przed wyborami uważało to za niemożliwość.

A teraz przegrani.

Zgoda, że należy do nich zaliczyć gdyńską PO. Jak pokazały wybory do sejmiku potencjał poparcia dla platformy w Gdyni jest przeogromny. Kampania też była niezła. I klops. Tylko jeden radny więcej niż PiS i ogólnie tych radnych mało. Zaważyła siła Samorządności (jednak bardziej kojarzonej z PO niż z PiS), a przede wszystkim brak kandydata na prezydenta. Przekaz: Wojciech Szczurek jest super, ale ludzie na jego autorskiej liście są bebe okazał się zbytnim rozkrokiem. Elektorat PO usłyszał od swojej partii, że Wojciech Szczurek jest super – po czym w temacie, którzy kandydaci są fajni, słuchał już bardziej samego prezydenta niż PO. Na plus natomiast należy zaliczyć skład radnych klubu PO, który, być może również w wyniku swoistej selekcji naturalnej, jest naprawdę mocny, zwarty i silny w każdym tego słowa znaczeniu.

Nie tyle przegranymi, ale wręcz zniszczonymi, rozgromionymi i skoszonymi równo z trawą mogą się poczuć nasi rodzimi lewicowcy. Nie mogę powiedzieć żeby akurat mnie osobiście to szczególnie martwiło. Choć po ludzku zawsze żal kandydatów, którzy władowali kupę sił i środków w kampanię i wyszło wielkie nic. Wolę nawet nie próbować wyobrazić siebie na ich miejscu. No cóż, idee mają konsekwencje.

To już wszystko jednak historia. Kampanijna temperatura opada a wszyscy radni pałają chęcią wspólnej pracy dla dobra Gdyni. Bo przecież nam wszystkim chodzi wyłącznie o dobro naszego klubu. Eee znaczy miasta. Szczerość w naszym mieście to norma.

_______________________________________________

Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.

www.horala.pl
















Zygmunt Zmuda Trzebiatowski*


Pokampanijnie, czyli garść Zygmuntowych spostrzeżeń







Ciężki miesiąc za nami gdynianami. Dla jednych ciężki, gdyż w pocie czoła swoich rąk i nóg walczyli dzielnie o re- lub elekcję, dla innych znów nielekki, bo stać się musieli obiektami tych starań, umizgów, oświadczeń, zapewnień i płomiennych peror, a jako żeśmy nie nawykli do tego rodzaju erupcji emocjonalnych, bywało różnie i ze skutecznością tych działań i z reakcjami osób im poddawanych.
12 listopada jednak zadziało się, to co stać się musiało i lud gdyński tłumnie ruszył ku urnom, zaciekle kreśląc to i owo albo dzieląc się swymi emocjami w formie mniej lub bardziej subtelnych listów.
Skoro już po wszystkim i jedynie smętnie wiszące tu i ówdzie plakaty przypominają o minionych emocjach, można już pomalutku czas ten podsumować.


Wspomnienia polarnika czyli nowe doznania


Dość niespodzianie dla wszystkich chyba, część kampanii przyszło nam prowadzić w warunkach ekstremalnych. Nocne wieszanie plakatów w sypiącym śniegu, zgrabiałe łapki – tego do tej pory nie było. Był moment, gdy oczyma duszy widziałem już odnajdywane o poranku zwłoki dzielnych kandydatów, w zgrabiałych dłoniach trzymających swe bezcenne ulotki. Tak się na szczęście nie stało, ale warunki były naprawdę ciężkie – doświadczył tego każdy rozdający ulotki w rzęsistym deszczu, wieszający plakaty w śniegu, czy stojący kilka godzin w porywistym wietrze. Na pewno pogoda sprzymierzeńcem kampanii nie była, a za cztery lata nie będzie lżej, więc pora już myśleć nad technikami zimowymi;).


Szymon Słupnik czyli galeria portretów trumiennych


8 lat temu wieszając swoje plakaty, czułem się jak pionier tej techniki komunikacji – tegoroczne uczucia nazwałbym zupełnie inaczej. Bo gdy na jednym słupie wisi 7 (tyle naliczyłem w wielu miejscach) facjat, to czy jeszcze w ogóle można mówić o skuteczności oddziaływania? Szczerze wątpię – była to raczej „lista obecności” i wzajemna neutralizacja. Może warto pomyśleć jednak o rezygnacji z tej techniki? Ileż to nocek można by odzyskać i wykorzystać z większym pożytkiem...
Niestety, podejrzewam, że następować będzie jedynie dalsza eskalacja – czekam na pierwszych śmiałków którzy zaczną wieszać swe oblicza już wprost na trakcji trolejbusowej, robiąc tzw. efekty świetlne;).
Ciekawostką jest to, że nigdzie poza Gdynią efekt Szymona Słupnika nie przybrał takiej skali – znów mamy coś własnego, gdyńskiego;).


Kup Pan cegłę czyli obnośna sprzedaż samorządu


Pukanie od drzwi do drzwi jest, zdaje się, klasyką kampanijną i większość osób, które pozostały wierne tej metodzie, będzie miała okazję przez kolejne 4 lata pracować w Radzie Miasta. Moje wrażenia z „doorowania” są podobne do tych z poprzednich wyborów: jedni reagują pozytywnie, niektórzy (choć niewielu) bardzo agresywnie, większość neutralnie. Generalnie ludzie są dzielni – nadal próbują się miło uśmiechać, mimo, że danego dnia odwiedza ich już trzeci kandydat. Jedno jest pewne – widzę wymierne efekty tego działania porównując wyniki w komisjach „przetuptanych” z pozostałymi.









Taśmociąg czyli miejsca wydawania materiałów


Niektóre osoby wychodzące podczas kampanii z niedzielnej mszy mogły dorobić się nerwicy lękowej gdy w ich kierunku wysuwało się kilkanaście par rąk, rozpaczliwie próbujących wcisnąć im stosy ulotek, karteczek, gazetek (oraz czasopism). W niektórych sytuacjach wywoływało to efekt odwrotny od zamierzonego a ten, kto wierzył, że ludzie tuż po mszy są milsi i niezdolni do zachowań agresywnych, mógł poczuć się wielce rozczarowany. Tymczasem auta rozwożące ulotkowiczów wyposażonych w plany mszy w danym okręgu, mknęły między parafiami przez cały niemal dzień.
W Chyloni miejscem cyklicznych spotkań kandydatów były także okolice rynku, gdzie w soboty pojawia się rzesza mieszkańców. Mieszkańcy przyjmowali podówczas dwie strategie: albo brali wszystko co im podtykano, albo profilaktycznie wykonywali straszliwy grymas ewentualnie zbroili się w parasol licząc na siłę mowy ciała. W tym wariancie występował także wariant słowny, czyli dowolna kombinacja wyrazów: „złodzieje”, „oszuści”, „cwaniaki’ i innych, nie nadających się do publikacji, czułostek.


Pomaluj mój świat czyli korekta czerwonego


W nocy z 12 na 13 listopada wszystko było już jasne. Do naszego sztabu napływały wyniki z kolejnych komisji, komputer na bieżąco symulował wyniki i podział mandatów, kolejni kandydaci albo unosili ręce w górę albo ze smętną miną mknęli w kierunku bufetu. To jednak, że po raz pierwszy od 1990 roku w radzie zabraknie reprezentantów lewej strony sceny, zaskoczyło chyba wszystkich. Nieprzekonująca kampania zakończyła się przekonującą porażką - jak się okazało, nie tylko w Gdyni, ale i w całym Trójmieście.


Czarne konie, czyli niespodziewani


Skład nowej rady jest znany ale czy do końca przewidziany? Nie sądzę. Ja osobiście nie doceniłem między innymi Joasi Chacuk, kandydującej ze Śródmieścia. Patrząc na kontrakandydatów, z przykrością stwierdziłem, że nie ma ona szans. Asia na szczęście tak nie myślała, tylko ruszyła w teren, odwiedzając niemalże każde domostwo w swoim okręgu. Determinacja, pracowitość i nieprzeciętny urok osobisty okazały się mieszanką wybuchową i doprowadziły do dużej niespodzianki.
Do głowy nie przyszłoby mi również obstawiać sukcesu Pawła Stolarczyka – a jednak. Moim zdaniem, powinien przez najbliższe 4 lata nosić Marcina Horałę w lektyce, bo to dzięki jego determinacji i świetnemu wynikowi zawdzięcza swój mandat, ale nie tylko temu. Po prostu, jako jedyny chyba z tej listy, wierzył w drugi mandat na Chyloni. Pozostali plują sobie pewnie teraz w brody i insze zachyłki.
No i muszę po raz kolejny wytknąć mojemu koledze współfelietoniście brak wiary w sukces Ewy Krym, która jednak dała radę i ciężko zapracowała na mandat.
Pozostałych wyników, szczególnie poza „Samorządnością”, nie uważam za niespodzianki. „Jedynki” wzięły co miały i gdyby zadania nie wykonały, chichot byłby wielki.


Lista nieobecności czyli pożegnanie ze sto piątką


Kobiet o wiek się podobno nie pyta – co najwyżej się nie wybiera. Taki los podzieliły trzy seniorki poprzedniej rady: Jadwiga Stefaniszyn, Alina Winiarska i Jolanta Roszczynialska. Jest to pewien symbol i dowód na dokonaną zmianę pokoleniową w radzie. Nie ma też w niej Adama Borkowskiego, dla którego musi być to niełatwe po12 latach zasiadania w sali 105. Nie ma również Andrzeja Bienia, co uważam za stratę dla gdyńskiego samorządu. Nie ma radnej Jolanty Kalinowskiej, co akurat uważam za znaczne usprawnienie prac rady. Braku wiecznie nieobecnego Jarosława Duszewskiego rada nie odczuje, koniec misji Tadeusza Kluby dokonał się z jego woli, Leszek Żurek zmienił poziom swej aktywności.









Wnioski czyli koniec Królów Podwórka


Jak podsumować tę kampanię? Każdy pewnie robi to po swojemu. Ja myślę tak: skończył się już chyba czas osób, które miały bardzo silne poparcie w jednej z dzielnic albo jej części i to wystarczało do zdobycia mandatu. Frakcja „cisowska” okazała się za słaba aby przedłużyć mandat Jadwigi Stefaniszyn i Tomka Gorczyńskiego, poparcie Żelaznej nie wystarczyło na przedłużenie fenomenu Kazi Cegłowskiej itd. itp. Aby wygrać, trzeba istnieć w świadomości całego okręgu – to już pewne.
W mojej ocenie nie osiągnięto również celu, dla jakiego na Chyloni kandydował Wojciech Szczurek: mandatu dodatkowego nie ma, a poziom mobilizacji osiągnięty przez Marcina Horałę jest skutkiem tego właśnie ruchu, ergo: Paweł Stolarczyk znów ma komu dziękować Jeśli chodzi o kampanię, to przełomu nie dostrzegłem ani jeśli chodzi o stylistykę ani w zakresie narzędzi komunikacji z otoczeniem.
Na pewno mamy radę dużo młodszą niż dotychczas: do tej pory tylko Marek Łucyk był ode mnie młodszy, teraz takich osób jest już osiem. Warto też dostrzec, że na 28 radnych (licząc po uzupełnieniu składu rady) jedynie 12 pracowało w dotychczasowej radzie – to duża zmiana i wierzę, że na lepsze.
No i słowo o kampanii prezydenckiej: choć moje poparcie dla obecnego prezydenta jest jasne i oczywiste, to żałuję, że zmarnowano szansę na systemową i pogłębioną debatę o mieście, o priorytetach i kierunkach rozwoju. Trzeba powiedzieć wprost: kontrkandydatów w zasadzie nie było a żadna z czwórki osób stających w szranki nie miała na celu zwycięstwa. Mam nawet wrażenie, że jedynym celem co niektórych było zwiększenie limitu środków na wybory – po decyzji posła Kozaka pojawiły się bilboardy, banery i dodatkowe materiały, ale nie pojawił się alternatywny pomysł na Gdynię – nadal nie wiemy zatem, czy istnieje.


_____________________________________________

*Zygmunt Zmuda Trzebiatowski jest radnym okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia). Reprezentuje Samorządność.

http://trzebiatowski.blox.pl/