Malarstwo - Jej piąty żywioł. Autograf – nasz najpierwszy żywioł
Zbigniew Radosław Szymański
Najnowszy numer Autografu (2-2015) to prawdziwy benefis urodzonej w 1921 roku w Warszawie a od 1945 roku mieszkanki Sopotu, malarki i poetki Jadwigi Lesieckiej. Dzięki technice drukarskiej zamieszczone w dwumiesięczniku zdjęcia obrazów olejnych i grafiki artystki dają nam, rzadkim bywalcom galerii innych niż handlowe, pojęcie o bogactwie dróg, jakimi ta ciekawa malarka podąża. Dzięki technice i wierności zasadzie, że Autograf to Parnas dla wielu muz. Połączenie sztuk plastycznych ze słowem pisanym wzbogaca i tak bogatą treść pisma. Tą drogą wytyczoną przez Andrzeja K. Waśkiewicza poszli też liczni naśladowcy, wśród nich redaktorzy Blizy, którzy w ostatnim numerze kwartalnika poinformowali, że zawiązała się współpraca między Blizą a ASP w Gdańsku. Jednak jak na razie nie udało się im tak udatnie połączyć tekstu pisanego z malarstwem i grafiką, by słowo ilustrowały reprodukcje obrazów, a obrazy zyskały w połączeniu z wierszami i prozą nowy wymiar, jak potrafią to robić redaktorzy Autografu.
Jadwiga Lesiecka (bio, nagrody, wystawy, prace, opinie)
W twórczość benefisantki z dużym znawstwem i miłością jej dzieł wprowadza Anna Malcer-Zakrzacka. Niebanalne jest życie tej debiutującej dość późno artystki, która u progu swojej malarskiej drogi miała 36 lat, a pierwsze tomiki poetyckie opublikowała na początku tego wieku, czyli po siedemdziesiątce. Stereotyp kształtowany przez przemądrzałych krytyków każe myśleć, że to za późno, ale jak pisze pani Jadwiga w jednym z wierszy: Nie oskarżajcie/że kocham piękno., no a poza tym: kto mi zabroni/ Żyć wiecznie.
Jadwiga Lesiecka uczy kilku prawd z pozoru banalnych, ale jakże często przez nas zapominanych; że świat jest wspaniały, a kolorem dominującym nie jest czerń, ale kolor nadziei: Nie płacz - w świecie najwięcej/Zieleni- koloru nadziei. Celnie podsumował twórczość Jadwigi Lesieckiej po kolejnej paryskiej wystawie jej prac w 1962 roku francuski krytyk Waldemar George w katalogu wystawy Peinture de Poesie: Poetka, która śni za dnia, maluje spontanicznie. Tematy obrazów inspirują i pobudzają jej wyobraźnię, jej nieskazitelne oko, poczucie śmieszności i geniusz komizmu, jej ironię i melancholijny humor... Obrazy świadczą o jej delikatności, a nawet pokorze, lecz równocześnie o magii jej twórczości.
Śpią za dnia także zakochani i nie wiem, czy warto ich budzić, by przeczytali kolejny znakomity esej Jana Kurowickiego. Szczęście zakochanych. Niestety zmuszający do myślenia, a tego zakochanym potrzeba jak najmniej. To, co się przydarza zakochanym, ma wartość i sens dopóki dzieje się spontanicznie. Wszelkie, nawet najmądrzejsze rady, mogą jedynie tę harmonię zakłócić, bo Mit o owym szczęściu oczywiście nie dopowiada żadnej realności, a jedynie pragnieniom i wybiórczej zawsze pamięci, w której zwykło pozostawać głównie to, co dla nas z przeszłości wygodne i przyjemne.
Warto czytać Kurowickiego, by lepiej zrozumieć naszą rzeczywistość. Gdy cytuje Szkice o miłości Ortegi y Gasseta: Kiedy uwaga kobiety skupia się na jakimś mężczyźnie, niezwykle łatwo może on opanować jej myśli. Potrzeba tylko niewinnej zabawy w ciepło i zimno, w pragnienie i lekceważenie, obecność i rozłąkę. Rytm takiej techniki działa na kobiecą uwagę, jak pompa ssąco-tłocząca, a kończy się pozbawieniem jej całej reszty świata - to lepiej rozumiem fenomen sukcesów agenta Tomka.
Może lepiej stan zakochania praktykować niż o nim czytać? Z pewnością jednak znacznie zdrowiej i bezpieczniej jest czytać. Wybór należy do czytelnika (czytelniczek), tylko przestrzegam, cytując za Kurowickim Ortegę: ...wielkie, twórcze natury ludzkie to zazwyczaj jednostki niezbyt poważne.
Niepoważne w swej prostocie a jednocześnie zadziwiające głębią logicznych konstatacji, zręczne operowanie oksymoronem, paradoksem, to wiersze Lesława Nowary, a że czytałem je zaraz po eseju Kurowickiego, pozwolę sobie zacytować ten poświęcony kobiecie: (Inny człowiek): Kobieta/to inny człowiek//Inaczej myśli/inaczej czuje/Zupełnie inaczej wygląda//zwłaszcza/gdy umaluje usta, rzęsy/i brwi.
Ironiczny dystans do prawd objawionych przypomina mi trochę twórczość gdańskiej poetki Ariany Nagórskiej, która zresztą wiersze tego gliwickiego poety w jednym z poprzednich numerów Autografu recenzowała. W najnowszym zaś numerze Ariana Nagórska prezentuje swoje prozatorskie drobiazgi i ten ironiczny dystans do rzeczywistości, właściwy twórczości Nowary daje się zauważyć także w prozie Nagórskiej
Piszę te słowa w kaszubskim plenerze skąpo, jak na razie, darzącym zielenią i jaskrawą rozrzutnością krajobrazu. Chętnie więc, jak zwykle, zajrzałem do ogrodu Eugeniusza Kurzawy i jego Zapisków z ogrodu(sztuk), a tam znalazłem takie kwiatki: Historia jest pisana „od nowa”, choćby frazami żołnierzy słusznie wyklętych.
Zgadzam się, że jest pisana od nowa, ale, niestety, nie zawsze po nowemu. Metodą są jak dawniej półprawdy, przemilczenia, przeinaczenia, poprawne polityczne mity nowych czasów, a trudno, stosując te same chwyty, tę samą poetykę, zbudować na niej nowe. Tzw. „Żołnierze wyklęci” nie są przez to ani mniej, ani bardziej słusznie wyklęci, a przesądzanie o słuszności ich wyklęcia przez Kurzawę jest niestety powrotem poznawczego dogmatyzmu oraz zacietrzewienia i nie sprzyja rozsądnej dyskusji. Jest sztuką uproszczoną, a nie o disco-polo zapewne autorowi chodziło, i nie w takim ogrodzie sztuk chciałbym się co dwa miesiące zanurzać. Szkoda, bo poprzednie wizyty wspominam z satysfakcją.
W wierszu Czar wolności datowanym na 2002 rok- domyślam się, że autorowi chodzi (te 13 wypitych kolejek) o przełom ustrojowy 1989 roku- Andrzej Bernat pisze: proszę jedno.../proszę kolejne.../prosz...//wypiłem trzynaście/czar wolności/i ciągle mi mało.
Cóż, jeśli autor pisze o wolności picia, to nigdy z tym nie miałem problemu. Nawet wtedy, gdy trzeba było czekać do godziny 13-tej i brakowało kartek na alkohol. Jeśli jednak to picie z radości odzyskania wolności sensu largo, to nareszcie zrozumiałem dlaczego stałem się abstynentem.
Uzupełnieniem ostatniego numeru Blizy (Koniec uniwersytetu?) jest esej Mirosława Karwata Uniwersytet psuje się od Ministerstwa. Trudno nie zgodzić się z autorem. Wszyscy wiemy, że jest źle, ale czy nie właściwiej byłoby zapytać, zwłaszcza w roku wyborczym: Od czego psuje się Ministerstwo. Miałem postawić tutaj znak zapytania, ale jak twierdzi Tadeusz Buraczewski w wierszu zamieszczonym w Autografie (MeFiSto): ponowoczesność/płynna jest/co zbędnym czyni/ tak znak zapytania/jak i wykrzyknik.
Poezji jak zwykle w Autografie nie brakuje. Znakomicie wkomponowała się w obrazy i rysunki Jadwigi Lesieckiej czasem uzupełniając się z dziełami artystki, czasem z nimi dialogując. Wrażenie robią pozornie szorstkie, surowe, pozbawione nadmiernej metaforyki a w rzeczywistości pełne pasji, wiersze Grzegorza Kwiatkowskiego.
Dzień, gdy to piszę, jest pochmurny, więc mój stan ducha świetnie oddaje Haiku Ireny Nyczaj: Zły humor dręczy/gdy człowieka nie czeka/Arkadia tęczy.
W zły humor wprawiła mnie też lektura wierszy Zbigniewa R. Szymańskiego, bo widzę, że ten autor, który gromił innych za błędy w użyciu cytatów łacińskich (patrz ostatnia Bliza), sam nie jest bez winy. W wierszu, którego tytuł jest cytatem z Horacego: Sed omnis una manet nox, gdzieś zaginęło ostatnie słowo „nox”. Może to chochlik drukarski, ale pewnie, jak znam autora, ten gamoń po prostu gdzieś słowo to zapodział. Na szczęście zły humor można sobie poprawić Konfiturami Moniki Milewskiej, a także innymi specjałami, których w jej wierszach znajduję zawsze wiele: Twym śmiechem napełniam/dyktafon srebrzysty/robię konfitury/z twych najsłodszych wyznań/lepię twoje listy.
Autograf chce także promować poetów, którzy dopiero znajdują się na początku swojej drogi twórczej, a kto najlepiej to zrobi niż Wojciech Boros, wieczny pielgrzym między kolejnymi spotkaniami poetyckimi i konkursami, w których zwykle bywa głównym jurorem. Tym razem rozmawia z Ewą Poniżnik (Druga strona lustra), a wiersze tej autorki zamieszczone obok, wskazują, że warto obserwować poczynania tej poetki, wyrazicielki troski o żywot człowieka współczesnego: człowiek współczesny nie uczy się na błędach modyfikuje je/tyko dla swoich potrzeb i lepszego wizerunku.
Mniej tym razem w Autografie prozy, ale za to w najwyższym gatunku. Oprócz uroczych miniatur Ariany Nagórskiej jest też przypowieść zapomnianego i skrzywdzonego przez literaturoznawców Ferdynanda Goetla. Jego Gołąbki pokoju to proza, która wciąż jest aktualna i doskonale pasuje do bardzo od siebie odległych wydarzeń i czasów.
Dlaczego warto czytać pisma literackie, w tym zwłaszcza Autograf? Warto choćby dlatego, że wciąż odkrywają przed nami wartościowych autorów i informują (recenzje) o książkach, które niekoniecznie promują opiniotwórcze media. To, co próbują nam sprzedać środki masowego przekazu, jest tylko małym, za to bardzo głośnym (sztucznie nagłośnionym) fragmentem tego, co się wśród artystów dzieje. W najnowszym Autografie Leszek Żuliński zauważa Nowy timbre poezji w twórczości Piotra Tenczyka, recenzując jego tomik poetycki Poemat o czasie przeżytym. Znając popularyzatorski zapał recenzenta, wierzę, że warto do wierszy tego autora zajrzeć. O nowej książce gdańskiego filozofa Andrzeja C. Leszczyńskiego pt. Najgłębsze, spokojne morskie dno. Próby antropologiczne pisze Zbyszek Dymarski.
Mnie zaś, potomka uchodźców z Kresów, wciąż nie potrafiącego zakorzenić się w teraźniejszości i tutejszości, recenzja książki Anny Sobeckiej Kalejdoskop. Spotkania z mniejszościami narodowymi autorstwa Iwony Joć szczególnie ucieszyła, bo znałem już jej fragmenty z audycji radiowych i wiem, że o emigracji, repatriacji, aspektach psychologicznych tych często traumatycznych doświadczeń, które na długie lata kształtują ludzką psychikę, dowiem się wiele. Być może pozwoli mi to zrozumieć wiele własnych postaw i przeżyć, bo jak czytamy w motcie zapożyczonym od niemieckiego socjologa Petera Alheita: Historie biograficzne nie tylko pozwalają nam lepiej zrozumieć nas samych i nasze życiowe światy, ale również dają wgląd w historię, społeczeństwo i kulturę.
Powie ktoś, że to dopiero kilka nowych numerów Autografu po wielomiesięcznej przerwie i ten tytuł recenzji jest mocno przesadzony. Znając Autografy wcześniejsze i widząc, że nowa redakcja godnie kontynuuje tamten, wysokiej próby trend, mam prawo przypuszczać - ba - wiem to na sto procent - że Autograf stanie się ważnym głosem gdańskiego środowiska artystycznego, promując to, co wartościowe. Czytajmy więc nasz najpierwszy dwumiesięcznik.
Autograf nr 2(126), marzec-kwiecień 2015. Gdańskie Towarzystwo Przyjaciół Sztuki, 38 stron.