Kilka życzliwych uwag w temacie teatru amatorskiego na przykładzie Teatru Korkoro
Piotr Wyszomirski
Już po kilku miesiącach działalności można bez większego ryzyka stwierdzić, że Teatr Gdynia Główna (TGG) wypełnia lukę na trójmiejskiej scenie teatralnej. Dzięki empatycznej postawie Ewy Ignaczak oraz Idy Bocian w nietypowej przestrzeni piwnic poddworcowych rozwija się coraz bujniej amatorski ruch teatralny i, szerzej, kulturalny. Takie miejsce było potrzebne nie tylko Gdyni. Otwartość szefowych TGG sprawia, że grupy, które nie miałyby szans na uzyskanie możliwości próbowania i wystawiania w warunkach kwalifikowanych, mogą rozpocząć swoją artystyczną drogę bez jakichkolwiek zobowiązań. Jednym z rezydentów TGG jest Teatr Korkoro prowadzony przez Krzysztofa Dziwnego Gojtowskiego, twórcę i realizatora metody pracy z wolnością wewnętrzną. I właśnie osoba kierownika projektu była jednym z powodów nie tylko wizyty na dość intrygująco zapowiadającej się premierze, ale także poczucia obowiązku, jakim jest powstanie tego tekstu.
Z reguły, kiedy jestem świadkiem dzieła nieskończonego i niedopracowanego, a takie zdarzają się nierzadko w tzw. teatrze offowym i amatorskim, po prostu nie recenzuję widowiska. Nie chodzi o zwykłą, ludzką litość, ale pełną świadomość rozlicznych trudności, z jakimi borykają się bezdomne teatry. Zwyczajowo też nie przyznaję w offie i teatrze amatorskim „gwiazdek”, tak jak czynię to w przypadku spektakli teatrów repertuarowych, które dysponują kosmicznymi budżetami i takimiż możliwościami (np. ponad 100 prób do kameralnego spektaklu). Jednak propozycja Korkoro wymaga recenzji, bo sprawcy, przygotowujący się intensywnie przez kilka miesięcy, podeszli do swego wydarzenia uzbrojeni w bogaty arsenał izmów i ambicji. To nie przelewki, tylko spektakl biletowany i aspirujący, tak więc musi się zderzyć, dla swego dobra, z opiniami odbiorców.
Do TGG zwabiła mnie także zapowiedź, w której realizatorzy informują, że spektakl „jest próbą skonfrontowania inteligentnego patriotyzmu z inteligentnym odrzuceniem polskości. Artefakty rzeczywistości i matryce zasłyszanych zabobonów stanowią esencję spektaklu zbudowanego skojarzeniowo. Aktorzy natomiast stanowią ciało zbiorowe, stado aktorów działa bardziej na emocje widza niż rozumowanie. Każda ze scen rozgrywa się w kolejnych przedziałach pociągu, eksponując mieszkańców i banitów tej naszej wspólnej synczyzny”. Instynkt podpowiadał, że zestawienie życiorysu Dziwnego i deklaracje upubliczniane w materiałach przedpremierowych przyniosą rezultat zerojedynkowy. Godzinna prezentacja, tak informowano przed premierą, będzie albo strzałem albo pretensjonalnym kiczem. Większość zmysłów już zawodzi, ale instynkt dał radę i tym razem.
Zaczęło się obiecująco. Po tradycyjnym w teatrze amatorskim i offowym poślizgu, widzowie zostali zaproszeni do polskiego poczęstunku (pieczywo, smalec, ogórki kiszone i wódka). Był to zdecydowanie najmocniejszy punkt wieczoru, który wbrew zapowiedziom okazał się zaskakująco krótki. Zamiast godzinnego spektaklu było tylko 25 minut, które poprzedził luźny, nieco chaotyczny wstęp reżysera, który wyjaśniał, o co chodzi kaman w widowisku pod jego reżyserską batutą. Sam spektakl to kilka scenek, etiud, luźno lub wcale ze sobą nie powiązanych. Wybrzmiał Gombrowicz w skeczu „Juliusz Słowacki wielkim poetą był”, ale anonsowanego także Kaczmarskiego już nie mogłem wychwycić. Generalnie chodziło chyba o emigrację, ale opierało się to wszystko na tak bolesnych stereotypach i uproszczeniach, że budziło estetyczną rozpacz. Szkoda, że tak mało było muzyki, która w zaprezentowanych fragmentach brzmiała obiecująco. Nie zagrał dobry pomysł z nagranymi wypowiedziami widzów – po prostu nic nie było widać, ani słychać na maleńkim, średniowiecznym monitorze. Najlepsza na scenie zdecydowanie była Iwona Majszyk. Szkoda, że reżyser nie rozbudował jej roli, szkoda, że pozostali, szczególnie panowie, nie wykazali się podobnymi umiejętnościami. Młodzi aktorzy podawali tekst przesadnie afektownie, całość przypominała szkolne teatrzyki na zakończenie roku szkolnego.
Mogę zrozumieć, że młodzi aktorzy nie mają warsztatu, a reżyser stracił panowanie nad całością – wszak Krzysztof Dziwny Gojtowski nie ma akademickiego wykształcenia ani solidnego doświadczenia kierowniczego. Przyjmę ze zrozumieniem dziesiątki wpadek, brak wyczucia scenicznego, poczucia rytmu, zatrzymania itd., itd. Zrozumiem i przyjmę wszystko, oprócz jednego: banału i wtórności. Oczekiwałem oryginalnego, niekoniecznie odważnego, głosu młodych ludzi. Chciałem się dowiedzieć, jak postrzegają polskość, szczególnie, że termin premiery zbiegł się z hucznie fetowaną rocznicą odzyskania wolności i miał miejsce w mieście 25-lecia.Niestety-nie dowiedziałem się niczego nowego, obejrzałem tylko nieudaną próbę zmierzenia się z Gombrowiczem, który wielkim pisarzem oczywiście był, ale dzisiejsza rzeczywistość wymaga innego języka.
Nawiązując do tytułu minirecenzji:
1. Nigdy nie opowiadajcie przed spektaklem, o czym będzie. Wiem, że Jerzy Gruza w Gdyni ma taki zwyczaj, ale to generalnie obciach i narcyzm.
2. Przed ujawnieniem publicznym i sprzedażą biletów zróbcie kilka prób dla ludzi w różnym wieku i z różnym doświadczeniem scenicznym. Warto posłuchać głosu innych i nawet w ostatniej chwili dokonać zmian.
3. Odpowiedzcie sobie na pytanie: czy adresujecie przekaz do kogoś konkretnego, czy bardziej zależy wam na niczym nieskrępowanej ekspresji. W zależności od odpowiedzi redagujcie komunikat do świata.
4. Unikajcie infantylnych zwrotów typu „inteligentny patriotyzm”, czy „artefakty rzeczywistości i matryce zasłyszanych zabobonów” albo „wolność wewnętrzna”. Im mniej powiecie poza teatrem, tym lepiej. Niech sztuka przemawia i broni się sama.
5. Nie bójcie się mówić własnym językiem. Mistrzowie są ważni, ale nie zawsze adekwatni.
Mógłbym kontynuować, ale za bardzo już pachnie niewyszukanym belferstwem. Mimo niskiej oceny spektaklu, zauważyłem spore chęci w grupie kilkunastu wykonawców Teatru Korkoro. Młodzi artyści od razu chcieli wystąpić w finale olimpijskim i przejść do historii. I to się chwali, bo kto ma ponad poziomy wzlatywać i takie tam, jak nie kulturalna młodzież z dużych miast? Mam nadzieję, że już niedługo Teatr Korkoro powróci i zachwyci, czego szczerze życzę sympatycznym, młodym artystom.
https://www.youtube.com/watch?v=iS0m-UXpaSk
Teatr Korkoro, Z miłością, od Polski/ From Poland With Love Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Teatr Korkoro, Z miłością od Polski/From Poland with Love. Całość inspirowana twórczością Witolda Gombrowicza oraz Jacka Kaczmarskiego. Aranżacja i reżyseria: Krzysztof Dziwny Gojtowski, pomoc reżyserska: Nana Marta Cwujdzińska, pomoc przy pracy z aktorem: Adrianna Kucner, pomoc pieśniarska: Iwona Majszyk. Muzyka:Tomasz Bobrowski, Michał Liberak, Bartosz Winiecki. Stado:Marta Pylińska, Adrianna Kucner, Justyna Ruda Franczak, Aneta Anna Rudzka, Paweł Mim Kępka, Patrycja Murawska, Joanna Niewiadomska, Nana Marta Cwujdzińska, Zuza Bobrowska, Agata Polikowska, Iwona Majszyk, Joanna Żochowska, Daniel Ebertowski, Lech Piszczatowski. Czas trwania: ok. 25 minut, premiera: 6 czerwca 2014, Teatr Gdynia Główna.
Więcej o teatrze w na stronie www.pomorzekultury.pl
