Fundacja BOTO zaprasza na spektakl:
Zielony mężczyzna
28 LUTEGO i 1 MARCA 2014 o godz. 19.00
On – zielony, zgorzkniały samotnik, odludek i mruk, ona – piękna, dobra i niewinna księżniczka, dwa światy kolidujące ze sobą, a mimo to happy end i portret szczęśliwej rodziny, siedzącej po wsze czasy w malutkiej chatce i wpatrującej się w powoli padający śnieg. Nawet kota im nie brak do szczęścia, a las wokół szumi świątecznie i odwiecznie. A może nie? A może to wszystko jest tylko przekolorowaną wielką iluzją, odwiecznym okłamywaniem samego siebie, nierealną babciną bajką. A bajki muszą się przecież kończyć happy endem. Bajki made in Hollywood. Ale nie bajki opowiadane przez BOTO. Więc tym razem macie pecha! I happy endu nie będzie!
Muzyka: Marcin Mirowski
Scenografia: Tomasz Weber
http://www.youtube.com/watch?v=uh4Hze1IvW8
Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Obsada:
Biała Księżniczka - Sylwia Góra-Weber
Zielony Mężczyzna - Grzegorz Sierzputowski
„Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, w krainie wiecznych lodów, żył sobie w drewnianej chatce dojrzały mężczyzna. Niektórzy mówili, że stary nawet. Pustelnik. Jego życie było proste i monotonne. Wiatr i ciągle padający śnieg powoli sprawiły, że przestał się w ogóle uśmiechać, a mróz skleił jego wargi, że prawie w ogóle się nie odzywał, a jeśli nawet, to bardzo cicho. Ponoć aż zzieleniał i zgnił od tego zgorzknienia i samotności, tak że bały się go nawet dzikie zwierzęta. Tylko jego rudy kocur się go nie bał. Ale nie było to takie dziwne. Rudy kot był olbrzymi i polował nawet na psy. Pewnego razu, do chatki pustelnika zapukała młoda, piękna dziewczyna. Ubrana cała na biało, z książęcym diademem na czole. Niewinna taka. Prawdziwa biała księżniczka. Wyszła ona na chwilę ze swojego pięknego zamku z alabastru, żeby trochę poodkrywać świat, ale zgubiła drogę i strasznie zmarzła na śniegu. Na widok człowieka i ciepłego przytulnego domu, uśmiechnęła się tak gorąco, że jego zamarznięte serce zmiękło i zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Kupili sobie firanki i dywan i od tej pory żyli razem długo i szczęśliwie…”
W istnie bajkowy sposób rozpoczyna się druga, po zaskakującym debiucie „Morze otwarte”, sztuka młodego gdańskiego dramaturga Jakuba Roszkowskiego, finalisty Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej za rok 2009. On – samotnik, odludek i mruk, ona – piękna, dobra i niewinna, dwa światy kolidujące ze sobą, a mimo to happy end i portret szczęśliwej rodziny, siedzącej po wsze czasy w malutkiej chatce i wpatrującej się w powoli padający śnieg. Nawet kota im nie brak do szczęścia, a las wokół szumi świątecznie i odwiecznie. Ale kogo to dziwi? Bajki sprzedawane są przecież z gwarancją dożywotnią, na to, że dobro zawsze wygrywa i prawe uczucia poskromią każdą przeszkodę. Bajki, które opowiadały nam babcie. Bajki pana Perrault czy Hansa Christiana Andersena. Bajki made in Hollywood.
Lecz tym razem mamy pecha. Bo Jakub Roszkowski nie daje nam ukojenia swoim tekstem, nie pozwala na satysfakcję, że w bajce wszystko jest możliwe, a trzypiętrowy tort weselny, który nam serwuje, okazuje się mdły i ciężki. I nagle zauważamy, że w naszej bajce zielone stwory nie mają szans by zmienić się w pięknych książąt, bo białe księżniczki dalekie są od ochoty na całowanie się z nimi, a poza tym śmierdzi im z ust, a koty połamałyby sobie nogi, jeżeli tylko założyłyby buty. I że nic nie jest tu tylko dobre lub tylko złe, nic tak naprawdę białe lub czarne, a raczej wszystko stapia się w szarość. W szarość codzienności. Naszej codzienności.
Bajkowa poświata znika jak różdżką odjąć i okazuje się jedynie przykrywką dla historii bardzo realnej, jak najbardziej dzisiejszej, ujmującej i pozbawionej iluzji historii dwojga ludzi, nie mogących się odnaleźć, a tak bardzo poszukujących miłości, zrozumienia, ciepła, bliskości. W tym sensie „Zielonemu mężczyźnie”, po zdarciu fasady bliżej jest do psychologicznego formatu „Kotki na blaszanym dachu” i „Kto się boi Virgin