
Foto: Kuba Pawłowski
Gazeta Świętojańska: Dwa miesiące temu ukazała się płyta Samo Voo Voo. Czytałem różne opinie na jej temat – że jest dobra, wraca do korzeni, ale też, że płyta jest słaba, że pora na emeryturę. Jak Ty oceniasz ostatni krążek?
Wojciech Waglewski*: Dobrze, bardzo dobrze. Jestem ostatnią osobą, która by oceniała oceny mojej skromnej osoby. Widziałem różne opinie na blogach, ale takiej oceny, że pora na emeryturę – nie czytałem. Normalne recenzje, takie w których ktoś przystąpił do opisania płyty, przeczytałem chyba dobre. Nie ukrywam, że są one ważne. Jak się gra tak zwaną muzykę niszową, to zwraca się uwagę na opinię. Nie zwracam natomiast uwagi na blogi internetowe. Ta płyta powstała po to, żeby zmienić repertuar powoli. Zrobić fajny nowy program. Celem tej płyty było zrobienie takiej atmosfery, jaka była dzisiaj na koncercie i nie mam nic do dodania. Oczywiście, że są ludzie, którym może się to bardziej podobać i są ludzie, którym mniej. Jedni będą uważać ją za płytę wywrotową, bo odnoszącą się do korzeni rock’n’rolla, a inni będą ją brać za zupełnie normalną. Mnie to specjalnie nie interesuje. Dla mnie ważne jest to, że jak już widzę po dopiero dwóch koncertach, wchodzi ona fantastycznie. I to było celem nagrania tej płyty.

Foto: Kuba Pawłowski
GŚ: Słyszy się czasami opinie, że Wagiel za bardzo smęci, że za dużo bluesa, że za dużo Toma Waitsa itd. Powiedz, czy prywatnie jesteś wesołym człowiekiem ?
WW: Są to komentarze internautów, które można znaleźć na jakiś tam blogach. O tyle ciężko jest mi z nimi polemizować, bo są to komentarze ludzi, którzy w ogóle nie znają mojej muzyki. Poza tym w internecie jest fajnie, bo jest się jakimś anonimowym kolesiem, który tam coś klika i mówi wszystko, co wie o świecie. Nie znam żadnej osoby, która była na naszym koncercie, nawet przypadkiem, i która powiedziałaby, że my smęcimy. Jestem osobą refleksyjnie nastawioną do świata to fakt, ale smęcenie jest też elementem muzykowania. Można zagrać wolne tempa, natomiast jestem absolutnie przekonany o tym, i mówię to z czystym sumieniem i pełną premedytacją, że tak żywiołowo grających zespołów jak my, jest niewiele na świecie. To tyle.
GŚ: Co daje Ci najwięcej radości w życiu?
WW: Miałem ten rok niezwykle radosny. Po raz pierwszy od wielu lat spędziłem go z całą rodziną. Gdzieś tam za granicą, ale ze wszystkimi. Z synami, ich żonami, z wnukami i to było fantastyczne. Myślę, że radości życia polegają na tym, że znajduje się je codziennie. Teraz jest taki w sumie kiepski okres. Ja nie lubię takich zim, jaka jest w tej chwili, takich szarości. Natomiast i w tym można coś znaleźć. Ja uwielbiam się kontaktować z ludźmi, uwielbiam każdy kontakt z moją żoną, ja… uwielbiam żyć po prostu.

Foto: Kuba Pawłowski
GŚ: Swego czasu Voo Voo zaangażowało się w kampanię wyborczą partii AWS. Czy jest taka opcja, że jeszcze kiedyś poprzecie oficjalnie jakąś partię lub polityka?

Foto: Kuba Pawłowski
WW: Ja już nigdy w życiu.
GŚ: Co pierwsze przychodzi Ci do głowy, kiedy myślisz – Gdynia?
WW: Dzisiaj jestem pod wrażeniem tych obchodów uroczystości Wałęsy, tej rocznicy Nobla. Całą podróż w samochodzie słuchałem i w hotelu też to oglądałem, i strasznie mi się taki flashback nakłada. Ten Dalajlama ścierający łzy z oczu Wałęsy to jest… Jakby całe Wybrzeże kojarzę z powstaniem Solidarności. Nie tylko Gdańsk, bo także Gdynię. Całe Trójmiasto. Myślę, że jeśli ktokolwiek kiedykolwiek w życiu jeszcze zaskoczy mnie pytaniem - Co myślę o Gdyni, o Gdańsku czy nawet o Szczecinie, to zawsze mi się wydaję, że to dzięki tym miastom jestem jaki jestem: wysoki, przystojny i bogaty.
Rozmawiał: Kuba Pawłowski
*Wojciech Waglewski (ur. 21 kwietnia 1953 w Nowym Sączu) – polski gitarzysta, kompozytor, aranżer i producent muzyczny. Ma żonę Grażynę, z którą ma dwóch synów, obecnie artystów hip-hopowych: Fisza (Bartosz, 1978) i Emade (Piotr, 1981). Członek grup:Osjan, MWNH i Voo Voo, ; uczestnik wielu projektów muzycznych i pozamuzycznych, wielka indywidualność współczesnej kultury polskiej. Więcej o artyście m. in. na.: wikipedii