Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Polecane

Jacek Sieradzki: Rezygnuję. Rozmowa z dyrektorem festiwalu R@Port

VI ranking aktorów Wielkiego Miasta

Kto wygrał, kto przegrał: teatry i festiwale. Podsumowanie roku teatralnego na Pomorzu cz.3

Nasyceni, poprawni, bezpieczni. Podsumowanie roku teatralnego 2014 na Pomorzu, cz.2

Podsumowanie roku teatralnego 2014 na Pomorzu, cz.1: Naj, naj, naj

Niedyskretny urok burżuazji. Po Tygodniu Flamandzkim

Na8-10Al6Si6O24S2-4 dobrze daje. Po perfomansie ‘Dialogi nie/przeprowadzone, listy nie/wysłane’

Panie Jacku, pan się obudzi. Zaczyna się X Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych R@Port

Wideoklip - niepokorne dziecko kinematografii i telewizji. Wywiad z Yachem Paszkiewiczem

Empire feat. Renia Gosławska - No more tears

Na co czekają więźniowie ? Beckett w Zakładzie Karnym w Gdańsku-Przeróbce

Zmiany, zmiany, zmiany. Podsumowanie roku teatralnego 2012 na Pomorzu

Debata w sprawie sprofanowania Biblii przez Adama Darskiego (Nergala)

Jakie dziennikarstwo poświęcone kulturze w Trójmieście jest potrzebne ?

Dość opieszałości Poczty Polskiej. Czytajmy wiersze Jerzego Stachury!

Brygada Kryzys feat. Renia Gosławska & Marion Jamickson - Nie wierzę politykom

Monty Python w Gdyni już do obejrzenia!

Kinoteatr Diany Krall. "Glad Rag Doll" w Gdyni

Tylko u nas: Dlaczego Nergal może być skazany ? Pełny tekst orzeczenia Sądu Najwyższego

Obejrzyj "Schody gdyńskie"!

Piekło w Gdyni - pełna relacja

Pawana gdyńska. Recenzja nowej płyty No Limits

Kiedy u nas? Geoffrey Farmer i finansowanie sztuki

Wciąż jestem "Harda" - wywiad z bohaterką "Solidarności"

Wielka zadyma w Pruszczu Gdańskim

Podróż na krańce świata, czyli dokąd zmierza FETA ?

Co piłka nożna może mieć wspólnego ze sztuką ?

Eksperyment dokulturniający, czyli „Anioły w Ameryce” na festiwalu Open’er

O pomorskiej kulturze w internecie. Pomorska "Debata o kulturze"

Opublikowano: 01.12.2013r.

Zapis ostatniej debaty z cyklu zorganizowanego przez Instytut Kaszubski.

Pomorska Debata o kulturze.

Spotkanie V. Kultura pomorska 2.0, czyli o tym, co jest, a czego nie ma w sieci.

 

 

Piąta, ostatnia już odsłona spotkań z cyklu Pomorska debata o kulturze, miała miejsce w Instytucie Kultury Miejskiej w Gdańsku 25 listopada 2013 roku. Tematem spotkania był internet jako źródło wiedzy o kulturze, narzędzie promocji kultury i szeroko pojętej współpracy pomiędzy jego użytkownikami. Niemożność  objęcia dyskusją całości zagadnienia podkreślił już na początku swojego wystąpienia autor raportu i moderator spotkania, Sławomir Czarnecki.

Sławomir Czarnecki: Mamy tu trzy bardzo szerokie obszary: mówimy o Pomorzu, o kulturze na Pomorzu i o pomorskiej kulturze w internecie. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego ogarnąć, a tym bardziej przeprowadzić inwentaryzacji internetu i tego, co o kulturze na Pomorzu można znaleźć. Będziemy patrzyli na dostępność wiedzy czy informacji z perspektywy użytkownika, takiego który zadaje konkretne pytanie i najczęściej wpisuje je w wyszukiwarkę. Będziemy mówili, jak zakłada tytuł, o tym co jest, a czego nie ma, ale też o tym, co może być w sieci, co możemy zrobić, kiedy dostrzeżemy konkretne braki w dostępności informacji.

W tej chwili toczy się wielka dyskusja na temat kulturowych konsekwencji internetu, szerzej - nowych mediów, czy w ogóle technologii komunikacyjnych. To spór pomiędzy optymizmem i pesymizmem, od dużego entuzjazmu, ponieważ coś niesamowitego się wydarzyło, czego nie było wcześniej, ziścił się sen o demokratyzacji pełnej kultury, do mówienia o tym, że internet kulturę niszczy. Każdy z nas ma swój pogląd na tę sprawę. Tu moglibyśmy go zawiesić i poprzestać na minimalistycznym stwierdzeniu Wendy Griswold: „Internet pozwala ludziom robić to, co robili wcześniej, tylko z większą skutecznością.

Dalej Sławomir Czarnecki proponował, by spojrzeć na internet w kontekście kultury na Pomorzu, współczesnej działalności instytucji publicznych, czy inicjatyw oddolnych organizacji pozarządowych; jak funkcjonuje jako źródło informacji, wiedzy, a także obiegu informacji na temat  wydarzeń kulturalnych w podstawowym wymiarze z jednej strony i z drugiej jako źródło wiedzy naukowej na temat kultury regionu i dostępnością do zasobów muzealnych; jak funkcjonuje jako narzędzie upowszechniania wiedzy, promocji i jako narzędzie współpracy.

Następnie, opierając się na  najnowszej edycji Word Internet Project, prowadzący podał garść danych liczbowych, wydawałoby się oczywistych, ale istotnych z punktu widzenia badaczy, animatorów kultury i miłośników lokalnych społeczności. Przeważająca liczba (62%) Polaków korzysta z internetu i ten stan jest determinowany przez wiek (15-24 lata: 94%), znaczenie ma także wykształcenie, ale nie ma go miejsce zamieszkania. Większość użytkowników (2/3) co najmniej raz w tygodniu szuka wiadomości, również wiadomości lokalnych. Konta w serwisach społecznościowych ma 77 % użytkowników, powyżej 15 roku życia stanowi to wręcz 100%. Najpopularniejszy jest Facebook.

W hierarchii ważności mediów jako źródła informacji, którą podawali respondenci, na pierwszej pozycji pojawia się telewizja, potem radio, internet i prasa. W przypadku rozrywki zdecydowanie na pierwszym miejscu jest spędzanie czasu z innymi ludźmi, później telewizja, radio, internet, prasa. Na poziomie szukania konkretnej informacji o wydarzeniach kulturalnych kluczowymi źródłami są internet, prasa codzienna, rodzina, znajomi, plakaty. Najpopularniejsze domeny  w badaniach ogólnopolskich to google.pl, facebook.com, youtube.com, onet.pl (na Pomorzu wp.pl). Wikipedia.org plasuje się na 9 miejscu.  Jedyne regionalne wahanie, które się pojawia to na pozycji 10 trojmiasto.pl.

Sławomir Czarnecki: Ludzie masowo korzystają z Wikipedii i przy niej chciałbym się na chwilę zatrzymać. Cytując Dariusza Jemielniaka, Życie wirtualnych dzikich, „Wikimedia to największa współtworzona dobrowolna inicjatywa w dziejach ludzkości”, a bardziej anegdotycznie: to działa, ale kompletnie nie wiadomo dlaczego. Jak to jest możliwe, skoro ludzie robią to bez wynagrodzenia, bez profitów.

Istotne jest, że w Wikipedii pojawia się konieczność podawania źródeł, więc pośrednio możemy promować te wartościowe dla nas. Wikipedia, na którą możemy mieć wpływ, niemal zawsze pojawia się jako pierwsza po wpisaniu  hasła w wyszukiwarce. Jeśli jednak będziemy szukali w Wikipedii wiadomości o kulturze Pomorza, okaże się, że jest tam bardzo ubogo. Trudno spodziewać się, patrząc z perspektywy użytkownika, który nie ma wysokich kompetencji informacyjnych, że się na tym poziomie nie zatrzyma, chociaż mógłby się więcej dowiedzieć, umiejętnie korzystając z potencjału Wikipedii

Z badań wynika, że jeśli ludzie są w internecie, to przede wszystkim w mediach społecznościowych. Warto pamiętać, że fora dyskusyjne pojawiły się wcześniej niż serwisy społecznościowe i nadal są żywotne, np. Dawny Gdańsk. Facebook rozwija bardzo wiele profili,

są blogi oraz strony informacyjne instytucji kultury i organizacji pozarządowych. Analizy potwierdzają dominację Facebooka, jako miejsca, w którym pojawiają się odpowiedzi na słowa kluczowe. Jako ciekawostkę pokazującą jak duże jest bogactwo i dynamika tego, co się dzieje w sieci, sporo wejść (Pomorze 213, Kaszuby 190)  pojawia się w serwisie Instagram, którego główną funkcją jest tworzenie i prezentacja zdjęć.

Ważną cechą portali społecznościowych jest zaangażowanie. Przejawia się to w tym, że sami tworzymy i dzielimy się jakąś treścią, dużo rozmawiamy, komentujemy wpisy.

Kolejnym problemem jest rozproszenie źródeł informacji. Mamy wiele małych społeczności, myślimy bardziej lokalnie, w Gdańsku dzielnicowo, niż regionalnie. Trudno znaleźć takie miejsce, gdzie można się ogólnie wypowiedzieć, a jest bardzo dużo szczegółowych, schodzących na niski poziom profili. Nadmiar treści powoduje trudność ich odnalezienia i weryfikacji. Prosiłbym, byśmy się zatrzymali nad problemem nadmiaru treści, czy to jest dobre, czy złe? Jak sobie z tym radzić, co możemy w tej sytuacji zrobić?

Dyskusję panelową rozpoczęła Ewa Kowalska, mówiąc o konieczności wprowadzenia edukacji medialnej, specjalnych programów w szkołach, bo dzieci, wbrew pozorom, zupełnie nie znają się na internecie i korzystając np. z Facebooka lekkomyślnie narażają swoją prywatność. Niewiedza odstręcza też dorosłych od internetu.

Ewa Kowalska: Internet jest dobrem, tylko trzeba umiejętnie z niego korzystać. Ja jestem uzależniona od Facebooka, ale nie żałuję tego, uważam że Facebook mnie naprawdę ubogaca, chociażby poprzez znajomości, jakie zawieram. To są znajomości nieprzypadkowe, w tej chwili przyjmuję znajomych świadomie. Na początku brakowało mi tej wiedzy, dopiero potem przyszło zastanowienie. W tej chwili zawsze sprawdzam, wchodząc na stronę osoby, która mnie zaprasza, kim ona jest, o czym pisze, na co zagląda. Drugim problemem jest to, że na polskim rynku nie ma żadnej aplikacji, która pozwala systematyzować treści w internecie. Zupełnie nie interesuje mnie sport czy sprawy kryminalne i chciałabym móc pobrać taką aplikację, która pozwoli mi pobierać tylko treści mnie interesujące. Trzecią rzeczą, na którą chciałam zwrócić uwagę jest współpraca. Głównie chodzi mi o nasze lokalne podwórko. Prowadzę bloga dedykowanego miastu i turystom. Z całym szacunkiem dla Gdańska, uważam że nam, blogerom tzw. blogów miejskich w żaden sposób się nie pomaga. Na niewielkim wydarzeniu kulturalnym, z którego robiłam relację czy filmową, spotkałam reportera z Gdańska. Zrobił kilka zdjęć i wrzucił je na stronę miasta, same zdjęcia, bez słowa komentarza. Ja tam byłam, bo chciałam tam być, fotoreporter tam był, bo taką miał pracę. Dlaczego miasto nie współpracuje z blogami w ten sposób, że nie podaje informacji z regionu, korzystając z blogów. To jest moje ogromne zastrzeżenie i do Miasta i do Marszałka.

Maria Antonina Łobocka: Chciałabym nawiązać do tematu rozproszenia treści w internecie, bo to jest coś, co mnie zmotywowało do założenia strony „Kochamy Żuławy” na Facebooku. Zauważyłam, że dużo się dzieje na terenie Żuław. Zaczęłam promować wydarzenia kulturalne, także te najmniejsze inicjatywy oddolne. Żeby ujednolicić tę treść, zebrać w jednym miejscu, zaczęłam prowadzić newsletter żuławski i rozsyłać informacje ludziom, którzy się na niego zapisali, ale wciąż uważałam, że to za mało. Teraz będzie działała specjalna strona internetowa, która będzie mówiła dokładnie o wydarzeniach w regionie żuławskim, gdzie instytucje będą mogły dodać informacje o wydarzeniach, jakichkolwiek, nawet o sprzątaniu cmentarza. Ten temat będzie usystematyzowany, ale nie oszukujmy się, rozproszenie stanowi duży problem.

Dr Krzysztof Stachura: Myślę, że problem jest szerszy i polega na nadmiarze różnych modeli instytucji informacji, komunikacji itd. Chciałbym tu wbić kij w mrowisko i nie do końca bym się zgodził z taką optymistyczną wizją. Z badań wynika, że kultura definiowana jako artystyczna jest dziesiątą kwestią w  rankingu ważności. Jeśli potraktujemy internet jako przedłużenie rzeczywistości, a nie jako zupełnie odrębny świat, dostajemy odzwierciedlenie tego stanu online, mamy coś, co moglibyśmy nazwać długim ogonem kultury, czyli ogromną liczbę inicjatyw, która w gruncie rzeczy cieszy się zainteresowaniem ograniczonego grona osób. Mimo że mamy ogromny wysyp modeli dystrybucji kultury, promocji, komunikacji itd. internet nie jest idealnym źródłem. Dla niektórych Facebook może być niekorzystny, bo nie są pewni, czy informacje dotarły do wszystkich, którzy polubili ich stronę fanowską, szukają jeszcze czegoś innego, bo co się dzieje dalej? Czy w praktyce mamy ochotę pójść na promowane spotkanie?

Ewa Kowalska: prowadzę swój blog od czterech lat i bardzo wiele osób poznałam właśnie przez internet. Na  spacerach po Gdańsku, w realnym świecie, spotykają się osoby, które znalazły informację w internecie. Taki jest dalszy ciąg.

Dr Krzysztof Stachura: Zasadniczym pytaniem jednak jest, co się dzieje ze statystycznym Kowalskim. Ileś osób zapisało się, że weźmie udział w jakimś wydarzeniu. Jaka jest faktycznie frekwencja, ile osób spośród tych, które zaznaczyły, że pójdą, że może będą, faktycznie się na nim pojawia. Jak oznaczę, że będę, to znaczy że mnie nie będzie, ale kurtuazyjnie informuję, że tak, zdzwonimy się.

Maria Antonina Łobocka: Facebook ma dużo minusów, ale póki co nie ma alternatywy. Jednak ludzie wolą przeczytać coś z bloga lub newslettera, bo nie chce im się przeglądać tych wszystkich treści, bo nie ogarniają jak działa Facebook i jak można wyłuskać z niego konkretne informacje, bo tak naprawdę mało jest zaangażowanych wpisów.

Dr Krzysztof Stachura: Mówimy cały czas o paradoksie, że jest nadmiar i niedomiar jednocześnie. Często newslettery wysyłane przez instytucje kultury trafiają do martwych dusz i nikt tego specjalnie nie kontroluje. Z zeszłorocznych badań sektora kultury instytucjonalnej w Gdańsku wynika  jednoznacznie, że instytucje kultury uważają internet i media społeczne za najważniejsze w formowaniu kultury, informowaniu. Ale kiedy przyjrzeć się np. wskaźnikom częstości użycia czy skuteczności  docierania do odbiorców,  jest z tym dużo gorzej. To są, przynajmniej na poziomie deklaracji, kanały najbardziej istotne, głównie w komunikacji mailowej, ale okazuje się, że nie są jeszcze dobrze wykorzystane. Być może wracamy do tego, od czego zaczęliśmy tę dyskusję, do kwestii kompetencji. Także po stronie instytucji kultury funkcjonuje problem nieumiejętnego zarządzania sposobami informowania np. o wydarzeniach kulturalnych. Jednak cała masa rzeczy, które się dzieją w kulturze online, powstaje z punktu wyjścia zupełnie nieinstytucjonalnego

Maria Antonina Łobocka: To widać w porównaniu z inicjatywami oddolnymi. Instytucje wysyłają posty nudne, z których nic nie wynika, suche fakty. Instytucje nie potrafią wrzucać ciekawych postów, choć czasem to się zmienia. Jeśli się nie mylę, to Instytut Pamięci Narodowej zamieszcza na Facebooku zdjęcia, które cieszą się niesamowitą popularnością, są wręcz rozchwytywane

Ewa Kowalska: Czy strony internetowe jeszcze żyją? Jeśli strona internetowa nie jest promowana na Facebooku, to nie ma racji bytu, bo to musi żyć.

Dr Krzysztof Stachura: Być może zależy to od typu instytucji. Wracając do komentarza, że oni nie potrafią. Myślę, że wykorzystują serwisy YouTube czy Vimeo, by publikować swoje informacje, natomiast strona internetowa  jest wyprzedzeniem katalogu, rodzajem wizytówki. Tam nie ma interakcji z odbiorcą.

Grzegorz Tarełko: Z mojej perspektywy jest tak, jak mówi pani Ewa, że nowe media, a szczególnie Facebook, zdecydowanie będą coraz ważniejsze. Facebook, tylko i wyłącznie. Wiadomość o dzisiejszej imprezie ukazała się na Facebooku. Sam bym nie poszukał tej informacji. Być może są ludzie, którzy aktywnie szukają informacji, ja do nich nie należę. Jest też bardzo duża kontrola nad tym, co do nas dochodzi, tak jak pani mówiła, jest możliwość decydowania, co chce się odbierać przez ukrywanie, przez nadawanie ważności danym profilom.

Ewa Kowalska: Informacje, które do nas docierają można personalizować i to jest genialne. Muszę jednak powiedzieć, jak bardzo Facebook się nami interesuje, jak wychwytuje rzeczy, którymi my się interesujemy. Mam kolegę, który nie znosi naszego obecnego prezydenta i w prywatnych kontaktach używa w stosunku do niego określenia „Budyń”. Był zdziwiony, gdy od pewnego czasu Facebook zaczął mu wrzucać reklamy deserów, ale przecież najczęściej używanym przez niego słowem był budyń, więc nie ma się czemu dziwić.

Profesor Cezary Obracht-Prondzyński: Jest bardzo dużo wątków dotyczących technologii naszej obecności w sieci. Przyznaję się, że technologicznie jestem bardzo słabo zaawansowany. Rzeczą niezwykle ważną w kontekście tego, o czym mówimy, jest czas. To jest wielki paradoks. Internet miał w założeniach oszczędzać czas, a paradoks polega na tym, że dotarcie do informacji poprzez sieć bywa bardziej czasochłonne niż dotarcie do niej poprzez inne kanały, bezpośredni kontakt, wykonanie telefonu. Oczywiście internet daje inne możliwości, pozwala na zupełnie niespodziewane kontakty. Inna sprawa – przez trzy lata chodziłem na konferencje robione przez wojewódzką Bibliotekę. Nasłuchałem się o słownikach semantycznych, tezaurusach. To było dla mnie szokiem, bo myślałem, że bibliotekarze mówią o tym, jak książki ułożyć, a dyskusja była wyłącznie o funkcjonowaniu informacji. Jednym z elementów, który wyniosłem z tych rozmów, było pytanie o zawód przyszłości – będzie nim broker informacji. Tak jak dzisiaj funkcjonuje broker ubezpieczeń, który zna 25 firm i wszystkie formy ubezpieczenia, kto może ocenić, czy dana oferta jest dla mnie dobra, tak coraz bardziej potrzebujemy kuratora treści. Przypuśćmy, że z powodów biznesowych, tożsamościowych i innych chcę się bardzo dużo dowiedzieć o Żuławach. Nie mam czasu się tym zajmować. Mogę za to nawet zapłacić. Proszę mi dostarczyć pakiet informacji dostępnych w internecie, ale proszę także ocenić ich jakość. Dzisiaj mamy obieg informacji, natomiast nie mamy narzędzi oceny ich jakości, ponieważ obieg informacji się zdehierarchizował, nie mamy autorytetów, przez co wiarygodność informacji, do których docieramy jest bardzo słaba. Kiedyś zajmowałem się problemem, czego badacz regionu dowiaduje się z sieci o Kaszubach. Wrzuciłem w Googlach hasło „Kaszuby”i poszedłem za kolejno pojawiającymi się wskazaniami. Oceniając pod kątem jakości informacji, do których docierałem, mówiąc krótko-katastrofa. Pomyślcie, co się dzieje, gdyby powtarza to ktoś, kto nie ma wystarczających kompetencji. On nawet nie wie, że czyhają na niego najróżniejsze rzeczy. Czy można zbudować słowniki, które będą pokazywały informacje już ocenionej jakości, czyli nie wg ilości wejść, ale jakości informacji? Wtedy Wikipedia na hasło „Pomorze” czy „Kaszuby” nie byłaby pierwszą stroną, jak by się wyświetlała. Jak wszyscy wiemy po piątej odsłonie nikt już dalej nie wchodzi, czyli de facto, w sensie obiegu, jakość się nie liczy.

Ewa Kowalska: Dla mnie taki broker informacji to bloger, który wie wszystko o Malborku, bo interesuje się Malborkiem, jeśli interesuje się Żuławami, wie wszystko o Żuławach.

Profesor Cezary Obracht-Prondzyński: Na potrzeby dzisiejszego spotkania przejrzałem trzy czy cztery blogi odnośnie Pomorza, również fora tematyczne. Jestem bardzo sceptyczny wobec tego od strony merytorycznej oceny. Otóż to, że każdy może pisać, kompletnie nie oznacza, że się zna. Oczywiście to się zupełnie nie odnosi do waszych blogów

Ewa Kowalska: Zaletą współczesnych mediów jest ich demokratyczność. Poważny bloger w moim pojęciu – nie mówię o tych, którzy piszą blogaski,  ma tę znakomicie wyższą wartość od zawodowego dziennikarza, który ma na zrobienie danego materiału godzinę i musi pisać o wszystkim, że bloger zna swój temat, ma wiedzę skondensowaną i prawdziwą.

Profesor Cezary Obracht-Prondzyński: Znam profesorów, którzy formalnie się na czymś znają, a często piszą głupoty, a co dopiero bloger. Chciałbym byśmy mieli coś takiego, w formie portalu czy strony, która zbierałaby wszystko pod hasłem np. kultura Pomorza. Pomorska Sieć Informacji Regionalnej miała taką być, ale robili to ludzie o ograniczonych horyzontach. Kiedyś miały być Wrota Pomorza, tu już padło - co państwo o tym myślą? Ja myślę jeszcze gorzej. Koleżanka napisała pracę magisterską o ludziach, którzy siedzą w urzędach i generują, filtrują, upowszechniają informacje. Te badania pokazały, że poziom ich kompetencji był dramatyczny. Bytów czy Żuławy to dla nich jeden pies, nie byli nawet w stanie wyczuć, że to jest jakiś błąd. Niestety, takiego miejsca do dzisiaj nie ma. Bardzo podobały mi się pomysły sieciowania blogów, ale to tylko fragment. Wracając do czasu, jeśli wynajdziecie pomysł, by mi tego czasu zaoszczędzić, żebym mógł szybko dotrzeć do różnych rzeczy, to będę te osoby błogosławił.

Ewa Kowalska: Internetu trzeba się nauczyć. Czy dotarcie do punktu informacji, jazda w korkach kosztuje pana mniej czasu niż zrozumienie mechanizmów w internecie?

Dr Krzysztof Stachura: Już wcześniej pojawiła się kwestia jakości mediów. Wchodzimy tu w przestrzeń, po której trudno się poruszać. Pomyślałem, że można przejąć taką metaforę ewangelizatorów idei, czy społeczności, czyli ludzi, którzy uprawiają PR w świecie mediów społecznych. Gdyby taką funkcję zaaplikować do świata kultury po stronie instytucji, gdyby w instytucji kultury był ktoś, kto  pełniłby funkcję eksperta, kogoś kto się dobrze zna, sam aktywnie pisze hasła do Wikipedii, sprawdza hasła, weryfikuje, łączy konserwatywny sposób myślenia o jakości treści z nową formą.  Z drugiej strony ewangelizator społeczności, czyli ktoś, kto w pewien sposób zarządza relacją pomiędzy tą instytucją, a całą usiecioną publicznością, audytorium, które jest niewidoczne. To jednak musi się wyłonić oddolnie. Instytucje  kultury mają w ogóle ten problem, że niekoniecznie rozpoznają potrzeby publiczności. Inaczej jest, kiedy jest to oddolny pomysł i w jego potrzeby zaangażowane są osoby, dla których to jest hobby, potem to się rozszerza, jak dobrze prowadzony własny biznes, o który się dba. W instytucjach kultury ten model trzeba na nowo wypracować

Sławomir Czarnecki: Chciałbym byśmy skupili się na jakości treści i co byśmy mogli w tej dziedzinie praktycznie zmienić. Z jednej strony mówimy, że mamy profesjonalną wiedzę, z drugiej strony wiemy, że oczekiwania internautów są gdzie indziej. Chcemy jednak z tą informacją do nich dotrzeć. Także w kontekście wcześniejszego tematu o roli publicznej naukowca, uczonego w internecie. W jakim sensie odpowiedzialność społeczna powinna się przejawiać?

Ewa Kowalska: Nie ma wątpliwości jak to wygląda. Ja, zakochana w internecie, mogę zdecydowanie powiedzieć, że to jest jeden wielki śmietnik, z którego trzeba umieć wyłuskać potrzebne dla siebie informacje. Pewna dziennikarka psycholożka, która pracowała w jednym z naszych portali, dostała zlecenie na tekst o Parku Oliwskim i zrobiła go na zasadzie kopiowania wiadomości z internetu. Przeczytałam go już po publikacji i znalazłam elementarne błędy. Umówiłyśmy się, że ona może pisać teksty o psychologii, bo ma pojęcie co tu jest prawdą, a co fałszem. Gdybym ja chciała napisać tekst o psychologii, wyszedłby z tego stek bzdur, bo nie mam o tym pojęcia. Natomiast mogłabym stworzyć tekst o Gdańsku, bo wiedziałbym od kogo można i warto kopiować.

Profesor Józef Borzyszkowski: Trzeba znać autorów w przypadku wszystkich prac, naukowych czy literackich, ich jakość jest bardzo różna i w internecie też mamy z tym do czynienia. Dlatego pytam studentów, którzy przywołują teksty internetowe, kto je tam podał? Z czego ten ktoś korzystał? Zwolennicy tej nowej wspaniałej komunikacji powinni w szczególny sposób o to zabiegać, o jakość, o uwiarygodnienie i źródeł i dokumentacji. Mogę powiedzieć, że po Mestwinie czy Świętopełku informacje pani Ewy traktowałbym jako wiarygodne, ale innych osób, których nie znam..

Profesor Cezary Obracht-Prondzyński: Jest kwestia: czy ten kto pisze, jest podatny na perswazję, czy przyjmuje jakiekolwiek uwagi? Przywołałem na wcześniejszej debacie przykład ze stron szczecińskiej „Gazety Wyborczej”. Poinformowano tam, że most, który był do 1945 roku w Szczecinie, przenieśli i zbudowali w Bytowie. Wpuścili to na strony i rozwinęła się wielka dyskusja, już mieli przyjechać, roznitować, zabrać do Szczecina. Jest mnóstwo zdjęć, które dokumentują, że most Bytowie powstał już w przed pierwszą wojną światową, że są różnice konstrukcyjne, ale absolutnie nie do zmiany. To taka polska cecha: napisałem i wara, nie będę niczego prostował. Porównuję to czasami z niemieckimi forami. U nas króluje kultura nieodpowiedzialności. Ludzie nie mają żadnych zahamowań, a potem są  impregnowani na zmiany, bo uważają, że cóż się takiego stanie. Kiedy tworzymy swój profil na Facebooku, możemy tam wrzucać różne rzeczy, ale, zwłaszcza gdy robimy stronę, która przez odbiorcę będzie traktowana jako wiarygodna, nasza odpowiedzialność rośnie.

Ewa Kowalska: Ja bym połączyła odpowiedzialność z pokorą. Uczestniczyłam w debacie młodych i pozwoliłam sobie zarzucić, że osoba, która skończyła studia dziennikarskie, albo wręcz jest jeszcze studentem, a już jest zatrudniona przez gazetę, dla mnie nie jest dziennikarzem przez duże „D”. Kiedy mój syn kończył szkołę plastyczną, dyrektor powiedział „pamiętajcie, że nie jesteście żadnymi artystami. Artystami będziecie, kiedy skończycie Akademię Sztuk Pięknych i potem jeszcze długo nie, aż będziecie mieli praktykę”. Podobnie jest z prawnikami czy lekarzami. Jedna osoba rzuciła się na mnie z pazurami, że odbieram jej prawo do wykonywania zawodu. Niczego nie odbierałam, jedynie uczulałam na to, że człowiek powinien mieć trochę pokory w sobie, nie mówić, że wie wszystko mając lat 20.

Dr Krzysztof Stachura: Zastanawiamy się nad jakością. Nie ma jednego internetu, są różne internety. Mamy kiepskie i dobre książki. Traktujemy internet jako jeden duży artefakt, który siłą rzeczy jest średni. Natomiast jeśli wybrać dobre materiały, można na nich polegać. Jest cała masa dobrych blogów. Jest możliwość dzielenia się swoimi tekstami, ale też by wzajemnie je komentować, recenzować. Są nowe formy współpracy, które pozwalają, by jakość publikowanych treści mogła się zwiększać. Kiedyś internet był bardziej anarchistyczny, dziś są pewne regulacje, zasady i w dużej mierze te rzeczy nie przechodzą. Blogerzy są bardzo różni, jest wielu prowadzących „blogaski”. Kilka lat temu ci sami blogerzy rozpoznali, że jedna z polskich dziennikarek, Eliza Michalik, publikowała teksty, które były plagiatami z Leszka Balcerowicza i szeregu innych ekonomistów, polityków i dziennikarzy. Powstał blog o nazwie „Eliza Michalik Watch”, na którym weryfikowano te teksty, instytucja, która publicznie ją krytykowała i oceniała. Strażnikami jakości informacji okazali się ci, którzy od dołu tego pilnowali

Ewa Kowalska: Regulacje to jedno, a życie to drugie. Trojmiasto.pl nie interesują regulacje, tylko statystki i słupki. Oni nigdy nie zdobędą się na to, żeby moderować komentarze, bo natychmiast spadną im statystyki.

Profesor Cezary Obracht-Prondzyński: Słyszeliście o tym, co się wydarzyło parę miesięcy temu w Brazylii à propos blogów? Autorka pisała bloga o ekonomii, globalizacji, itd. Miała ponad 100 tys. stałych czytelników, jej blog był jednym z najpopularniejszych. Po około półtora roku ujawniono, że to był algorytm, który zasysał różnego rodzaju informacje, przekładał i publikował. Wszyscy, którzy ją cytowali, oceniali jako autorkę kompetentną i wiarygodną, powoływali się na nieistniejącą osobę. Okazało się, że to był eksperyment pokazujący, w jaki sposób generuje się treści i uwiarygadnia je.

Profesor Józef Borzyszkowski: Czy możemy przejść do tematu dzisiejszego spotkania? Bo wciąż mówimy o instrumencie, nie o istocie rzeczy, która nas tu zgromadziła?

Maria Antonina Łobocka: Chciałabym dodać jeszcze słowo o jakości. Informacje zawarte w internecie nie muszą być wyśrubowane naukowo, bo tak naprawdę, nie czarujmy się, większość z nas wchodzi do internetu dla rozrywki, w wolnej chwili, żeby zobaczyć, co się dzieje. Gdyby ta wiadomość była napisana ciężkim językiem, za długa, ludzie by ją po prostu ignorowali. To widać zwłaszcza na Facebooku. Łatwiej przyswaja się proste miłe treści, nawet prozaiczne, ale przez nie można dużo przekazać i przekierować zainteresowanych do czegoś głębszego. Podstawową funkcją Facebooka jest rozrywka, ludzie nie mają czasu na czytanie długich postów.

Dr Krzysztof Stachura: Nie do końca bym się z tym zgodził. Czytam blogi poświęcone kulturze i mam wrażenie, że większość z nich jest jakościowo dość słaba. Często prezentowane są tam tezy rzekomo rewolucyjne, banalne treści podawane są w aurze niezwykłości. Wydaje się, że w naszej dyskusji mamy do czynienia z przeglądem różnych modeli kultury. Z jednej strony model kultury poważnej, wysokiej, o dobrej treści, takiej konserwatywnej, z drugiej strony model, który oznacza spłycanie treści, ich trywializację, banalizację przekazu oraz coś, co jest być może pomiędzy nimi. Chciałem powiedzieć na temat nurtu, o którym dziś myśli się, że jest bardzo ważny, że taką cechę trzeba mieć, czyli wszystkożerność. Z jednej strony zdolność obcowania z kulturą wysoką, z drugiej zdolność filtrowania i odnowy technologii komunikacyjnych, czyli poruszania się w tym świecie, który podaje ciekawe informacje i na zasadzie zajawki docieranie do informacji być może bardziej istotnych. Korzystam często z Wikipedii jako źródła informacji naukowej. Jeden  z tekstów naukowych napisałem dlatego, że odnalazłem tam interesującą informację, czyli dotarłem do ciekawego źródła. W tym sensie mówienie, że jakieś źródło jest lepsze czy gorsze właściwie nie jest kwestią końcową.

Ewa Kowalska: Wysokiej kultury w internecie nie ma za dużo. Jest znakomita ilość średniej wiedzy. I tak jak powiedziałeś – zajawka, za nią mogę pójść dalej. Mogę pójść do archiwum, jeśli jestem zainteresowana. Ale ta wiedza jest bardziej dostępna, bo przecież nie wszyscy mieszkamy w wielkich miastach. Są ludzie, którzy nigdy nie byli i nie pójdą do muzeum, bo mieszkają za daleko, bo nie maja siły, itd. Dzięki np. digitalizacji już mają możliwość uczestnictwa, oczywiście jeśli mają w sobie taką potrzebę, a warto by ją było wyszkolić.

Grzegorz Tarełko: Jeżeli ktoś na co dzień obcuje z internetem, to nie jest dla niego trudne wyczuć, gdzie są źródła wysokiej jakości, a gdzie nie. Jeśli ktoś w jakimś stopniu interesuje się np. matematyką, to znajdzie źródła wysokiej jakości. W każdej dziedzinie jest parę stron, czy forów, które wyróżniają się swoją stałą jakością, które dbają o to.

Ewa Kowalska: Pan jest świadomym człowiekiem, ja mówię o takim, który ma jednak mniej tej świadomości i przez przypadek może się w internecie potknąć. W lutym organizowałam spacer po Nowym Porcie z przewodnikiem dla mieszkańców. Było 480 osób i po tym spacerze podszedł do mnie człowiek o twarzy nieskalanej inteligencją, ale mocno zaznaczonej alkoholem. Zobaczył nas ze sklepu, to dołączył. Mocno nie pasował do reszty, ale zapytał o tytuł książki, o której wspomniał przewodnik. Nie wiedział, że w Nowym Porcie jest tyle fantastycznych rzeczy i z chęcią  by do niej powrócił. Podejrzewam, że zanim poszedł, już o tej książce nie pamiętał, ale wiadomo, że kultura to jest jakby uprawa duszy. Mam nadzieję, że to jedno ziarno w jednej duszy zasiałam

Profesor Cezary Obracht-Prondzyński: Czy państwo nie mają wrażenia, że w internecie jest tak ogromny zasób informacji, że ludziom po prostu nie chce się z nich skorzystać? Dziś studenci historii mają bajkowe życie: wchodzą w bibliotekę cyfrową i mają np. prasę pomorską, może nie całą, bo do tego jeszcze daleko, ale mnóstwo tytułów. Ja musiałem jechać do Torunia i siedzieć na mikrofilmach i kręcić aż dostać kręciołka od tego. Dziś student wyszukuje po nazwiskach, żeby mu się ino chciało chcieć. Bo materiałów w samych bibliotekach cyfrowych pod hasłem Kaszuby albo Pomorze mamy ponad 100 tys. jeśli nie więcej. Notabene trudno przez interfejs do nich dotrzeć. Tu chciałem zapytać o portale lokalne i blogi miłośnicze. Na ile widać, że to żyje, że jest odbierane, komentowane, na ile to ma sens, w znaczeniu, że zmieniamy czyjąś świadomość?

Maria Antonina Łobocka: Uważam, że to ma sens. Mieszkam w Gdańsku, jestem z urodzenia Kaszubką, z wyboru Żuławianką. Założyłam bloga, bo czułam taką potrzebę. Okazało się, że taka potrzeba była u bardzo, bardzo wielu osób, w tym momencie około 1000. Na początku znałam pojedyncze osoby, teraz moi znajomi to głównie osoby związane z Żuławami. Poznaliśmy się przez internet, ale wiele działań przenieśliśmy na grunt rzeczywisty i obecnie zakładamy stowarzyszenie. Gdyby nie internet, do niczego by nie doszło. Na zebranie założycielskie, gdzie minimum potrzeba 15 osób, przyszło 26, plus członkowie wspierający, osoby z instytucji kultury.  Instytucje kultury chcą z nami współpracować, robiliśmy razem wycieczki, mamy siedzibę w  Żuławskim Ośrodku Kultury w Nowym dworze Gdańskim, za darmo. To wszystko wzięło się z internetu. Jest odzew, rozmawiamy, myślimy jak działać dalej dla dobra Żuław.

Profesor Cezary Obracht-Prondzyński: a zaczniecie robić pomorskie blogi o kulturze, tak jak te trójmiejskie i inne? Zróbcie, niech będą w jednym miejscu.

Ewa Kowalska: ja zachęcam do zrobienia. Jeśli kogoś pasjonuje kultura, to powinien założyć bloga o kulturze. Obserwując swojego bloga na temat Gdańska zauważyłam, że jest ogromna potrzeba stworzenia blogów poświęconych np. niszowym koncertom z wyższej półki. Nie Openerowi, którego wszystkie media chcą relacjonować, tylko niewielkim koncertom w Ratuszu Staromiejskim, o których nikt nie  pisze, bo są nieklikalne.

Sławomir Czarnecki: Sprawnie skręciliśmy od szukania światłych rozwiązań w internecie, w kierunku oceny jego możliwości. Należałoby się zastanowić co zrobić i od czego zacząć, np taką listę o blogach naukowych o Pomorzu można zrobić. Możemy podzielić się koszykami pomysłów w kwestii  podręcznikowego problemu - jak świat akademicki może się spotykać z działaniami oddolnymi. Możemy ciągle tkwić w swoich światach rozwiązując dylemat, czy warto w ogóle łączyć naukę z internetem, bo internet jest niski jakościowo i psuje obraz więc dystansujmy się od tego. Ciekawsze, bo trudniejsze oczywiście jest szukanie dialog

Profesor Cezary Obracht-Prondzyński: To ostatnie spotkanie w serii debat w tym roku. Bardzo się cieszę, że udało się zrealizować to, cośmy sobie założyli. Wszystkie prezentacje, które były na kolejnych debatach są już dostępne na Facebooku, na stronie Instytutu Kaszubskiego i pewnie innych instytucji, bo to będzie w sieci, będzie można to powielać. Dziękuję za towarzyszenie i pisanie „Gazecie Świętojańskiej”, za relacjonowanie w obszerny sposób, dzięki czemu informacja o debacie staje się powszechna. Zastanawiamy się na ile i w jakiej formie kontynuować tę refleksję. Chcielibyśmy, żeby to nie był tylko głos, który pojawił się w czasie rozmowy, choć oczywiście to dla nas bardzo ważne. Być może przeniesiemy to do sieci. Pomyślimy o tym, by wejście w sieć pozwoliło nam wyjść poza środowisko gdańskie. Debata odbyła się w Gdańsku, ale uczestnicy byli z różnych miejsc, z Żuław i z Powiśla, ze Słupska. Chciałbym, żeby takie rozmowy toczyły się w różnych miejscach. Mam przekonanie, że w tych różnych środowiskach jest potrzeba i chęć rozmawiania, potrzeba momentu  na zatrzymanie i poddanie czegoś wspólnej refleksji, poza środowiskowymi i międzyśrodowiskowymi ansami. Jednym z walorów naszych spotkań było to, że spotykaliśmy się w rożnych kręgach i gronach osób – i ze środowiska akademickiego i pozaakademickiego, instytucji kultury i organizacji pozarządowych. Brakuje nam międzyśrodowiskowych spotkań. Częste są spotkania środowiskowe w sensie terytorialnym lub branżowym. Idzie o to, by były spotkania międzybranżowe, bo one często otwierają nam perspektywę i pozwalają spojrzeć na jakiś problem z innego punktu widzenia. Gdzieś już ktoś coś zrobił, zdobył doświadczenie, już wprowadził jakieś rozwiązania i warto się tego uczyć. W świecie, który staje się coraz bardziej skomplikowany, także w świecie kultury mamy do czynienia z coraz większymi skomplikowaniami instytucjonalnymi, prawnymi, finansowymi, również od strony odbiorców, którzy stają się wybredni albo coraz bardziej niszowi. Musimy umieć kumulować i korzystać z doświadczeń innych ludzi. W Debacie partycypowały różne instytucje i o to chodziło, żebyśmy spotykali się w różnego rodzaju miejscach i pokazywali sobie samym, że takie miejsca i osoby chętne do rozmowy wbrew wszystkiemu są i jest ich dużo w samym Gdańsku, a jak wychyniemy głowy poza obwodnicę, będzie jeszcze ciekawiej. Mogą mi państwo wierzyć.

 

Od Redakcji

Spotkanie w Instytucie Kultury Miejskiej zakończyło cykl debat o kulturze Pomorza. To bardzo cenna inicjatywa przede wszystkim Instytutu Kaszubskiego, umożliwiająca spotkanie i wymianę myśli różnych środowisk badaczy, animatorów i twórców kultury naszej pomorskiej społeczności. Rozmawiano o zjawisku wielokulturowości Pomorza, regionalnej i etnicznej kulturze regionalnej, sposobach docierania do odbiorców kultury, kreowania i jakości kultury, o odpowiedzialności poszczególnych środowisk, lub jej brak,  za poziom kultury, o kulturze w mediach. Zakres poruszanych podczas Debaty tematów był bardzo szeroki, choć z pewnością nie obejmował całości problemu. Jednak należy się uznanie dla organizatorów, w szczególności dla niestrudzonego Profesora Cezarego Obracht-Prondzyńskiego oraz Profesora Józefa Borzyszkowskiego. Ich obecność nadała debacie merytoryczny ciężar gatunkowy, wiarygodność i konstrukcyjną jednolitość, nie stroniąc przy tym od akcentów humorystycznych.

Można zarzucić organizatorom zbytnią koncentrację na problemach kaszubskich i z kaszubszczyzną związanych, jednak warto przy tym podkreślić, że gospodarzem Debaty było środowisko kaszubskie, a siłą rzeczy debata, jako spotkanie, jest właśnie próbą wyjścia na zewnątrz, do innych kręgów. Kaszubszczyzna jest trudna dla nie-Kaszubów. Najpierw z powodu bariery językowej, potem pewnie z powodu zaszłości historycznych budujących wzajemna nieufność, a wreszcie z powodu pewnego zamknięcia samych Kaszubów. Jednak kropla drąży skałę, a spotkania takie jak właśnie zakończona Debata z pewnością przyczynią się do tego, byśmy wszyscy poczuli się kiedyś jak jedna społeczność, którą pomimo różnic, wiele łączy.

 

Opr. Olga Brzeska

 

Spotkanie V. Kultura pomorska 2.0, czyli o tym, co jest, a czego nie ma w sieci.

Organizatorzy:

Instytut Kaszubski

Instytut Kultury Miejskiej

Miejsce:
Instytut Kultury Miejskiej

Gdańsk, ul. Długi Targ 39/40

Termin:
25.11.2013 r. (poniedziałek), godzina 17.00

Autor raportu i moderator:

Sławomir Czarnecki

Paneliści:


Dr Krzysztof Stachura – Zakład Antropologii Społecznej IFSiD UG, socjolog, badacz nowych mediów i sieci.

Maria Antonina Łobocka – prowadzi blog: https://kochamyzulawy.wordpress.com

Ewa Kowalska -gdańszczanka, założycielka bloga http://www.ibedeker.pl

Pobierz:

Dlaczego debata o kulturze

Informacja o projekcie

Zobacz:

Strona na Facebooku

 

Debaty zrealizowane:

Pomorska wielokulturowość:niewykorzystane potencjały czy potencjalne ryzyko?, Nadbałtyckie Centrum Kultury, 4 września 2013. (zobacz relację)

Regionalna i etniczna kultura popularna, Dom Kaszubski, 26 września 2013. (zobacz relację)

Jak popularyzować wiedzę o Pomorzu? Projekty, działania, instytucje, ludzie. Wydział Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańsk, ul. Bażyńskiego 4a, 15.10.2013 r. (zobacz relację)

Kultura książki, książka dla kultury. Biblioteka  Gdańska PAN, 14 listopada 2013 (zobacz relację)

Pomorska debata o kulturze - Serwis "Gazety Świętojańskiej"