Postindustrialna uczta dla ucha. „The Young Gods” w B90
Tomek Wilary
Po raz kolejny B90 potwierdziło opinię, jaką przekazują sobie fani od kilku miesięcy: to jeden z najlepszych klubów muzycznych w Polsce! Po sukcesie koncertu z trasy „Polska czarna jesień”(zobacz naszą relację), przyszła kolej na gwiazdę zagraniczną, zespół nienowy, ale klasyczny, zespół, bez którego nie byłoby NIN (potwierdzili przyjazd do Polski!) i wielu innych postindustriali wszelkiej maści.
Foto: Tomek Wilary
Więcej zdjęć w galeriach: The Young Gods oraz 2Cresky
Na rozgrzewkę zagrali, lub zagrały, 2Cresky. Po przedkoncertowym obejrzeniu wideo byłem ciekaw, co zaprezentują muzycy tej grupy. Koncert potwierdził, że łączący muzykę elektroniczną z muzyką alternatywną, Sławek, Bodek i Łukasz to jeden z bardziej odkrywczych warszawskich zespołów. Sami o sobie mówią, że grają industrial, dark wave czy trip hop. Jednak czegoś mi zabrakło, by paść na kolana. Zaczęło się fajnie i ciekawie od instrumentalnych kawałków. Utwór „Francusky” z „Major System Error” miał nieco rozbudzić nieco ospałą publikę stojącą jeszcze przy barze lub siedzącą na wygodnych skórzanych fotelach. Udało się im to dopiero po wkroczeniu na scenę Łukasza Łacha z L. Stadt. Na koncercie była duża dawka industrialu powodująca wahania nastrojów. Bywało nieco dark – ponuro, po czym nagle usłyszeć można było pozytywny „Happy” aby zakończyć występ „Strip Me”
http://www.youtube.com/watch?v=DzbY8oRQuHQ
"Strip Me" koncert zespołu 2Cresky w trójmiejskim klubie B90 Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Gwiazda wieczoru The Young Gods zagrała dwa pierwsze albumy, czyli „The Young Gods” i „L'eau Rouge” z koncówki lat 80-tych. Dodam, że sporo zespołów przyznaje się do czerpania inspiracji muzycznych właśnie z tych albumów, wymienię tutaj choćby: Sepulturę, czy Davida Bowie. Nie przypuszczałbym, że nawet lider Faith No More w swoich projektach tworzy opierając się na Młodych Bogach.
http://www.youtube.com/watch?v=qNMNd01yPKg&feature=youtu.be
The Young Gods@B90 Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj
Muzycy wystąpili w składzie:
Franz Treichler (vel Franz Muse) - śpiew, gitara
Cezare Pizzi - klawisze, samplery, loopy
Bernard Tronti - perkusja
Co ciekawe nazwa zespołu pochodzi z jednego z utworów Swans, którzy przed paru laty mieli zagrać koncert w Stoczni Gdańskiej, ale nie odbył się z powodu rzęsistego opadu atmosferycznego (zwanego wśród wtajemniczonych deszczemJ, ale wg innych źródeł powodem braku Łabędzi był organizator-przyp. Red.). Tym razem nawet burza z piorunami ani zaspy śniegu nie pozwoliłyby przerwać występu. Jeszcze przed samym koncertem właściciel klubu ogrzewał salę, aby uczestnikom wydarzenia było cieplej. Całkiem miło z jego strony, jednak muzyka praktycznie od początku rozgrzewała na tyle, że niepotrzebne były słupy ognia (jak w przypadku Behemotha). Co ciekawe, ledwo na scenę wyszła gwiazda, z dachu zaczęło spadać na publiczność czarne konfetti (pozostałości z koncertu z trasy Polska Czarna Jesień).
Nie zabrakło utworów „L’Amourir”, „Pas Mal” czy „Did You Miss Me” Gary’ego Glittera, oraz dwóch bisów.
A czego brakowało na koncercie? Na pewno trochę więcej wytrawnych fanów muzyki – wiem, że w tym czasie, w sobotnie wieczór wiele osób ma inne zajęcia niż koncerty, trwała również promocja płyty Naked Brown w Desdemonie w Gdyni, a połowa Gdyni jeszcze nie do końca rozbudziła się po wcześniejszym koncercie Behemotha, następnego dnia wybierając się na kolejny metalowy koncert, tym razem w gdyńskim Uchu. Wydaje mi się, że Trójmiasto nie jest na tyle duże, żeby robić dwa tak atrakcyjne gigi dzień po dniu. Raz na tydzień dobry koncert w zupełności wystarczałby trójmiejskiej publiczności. A tu mieliśmy praktycznie trzy dni pod rząd bardzo ciekawe propozycje w każdym mieście od Gdyni, przez Sopot po Gdańsk.
Śmiem twierdzić, że po tym weekendzie nikt już nie może mieć monopolu na rynku koncertowym ani w Gdańsku, ani w Gdyni. Nie ma czegoś takiego jak gdyńska, czy gdańska scena muzyczna. Jest po prostu klub, w którym spotykają się ludzie, by posłuchać muzyki . Warto odwiedzić to miejsce, dla niego samego. Docenić dźwięk i wizualizacje. Albo po prostu spotkać się ze znajomymi i wspólnie rozkoszować się dźwiękami płynącymi ze sceny. Szwajcarzy – skromni półbogowie – pokazali, na co ich stać. Umiejętnie grali na odczuciach, koncentrując na sobie uwagę. Wokalista umiejętnie manewrował publiką. Jego mikrofon zakończony był jedynym źródłem światła i to on decydował tak naprawdę, co będzie się działo na scenie. Nie musiał przy tym wykrzykiwać ze sceny żadnych profetycznych haseł niczym Nergal. Uskuteczniał wpływ na publiczność pewnego rodzaju magią, o którą pytany podczas wywiadów, odpowiada szczerze – to nie moje doznania, tylko trafiam do waszych wrażliwych dusz.
http://www.youtube.com/watch?v=Xw8Xxj8HStM
The Young Gods / 2Cresky w B90 Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
The Young Gods,2Cresky@B90, 23 listopada 2013