Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




74. rocznica śmierci płk. Stanisława Dąbka

Opublikowano: 18.09.2013r.

Jedna z wielu rocznic, których nie można zapominać.

Ja nie skapituluję! Pamięci pułkownika Stanisława Dąbka

Pokażę wam, jak Polak walczy i umiera...
(Słowa wyryte na płycie nagrobnej pułkownika Stanisława Dąbka
Cmentarz Redłowski w Gdyni)

Merde !!!
(napoleoński generał Cambronne w odpowiedzi
na propozycję kapitulacji pod Waterloo)

Był 19 dzień września 1939 r. W schronie w Babich Dołach, pełniącym obowiązki sztabu dowódcy, zgromadziło się kilkunastu żołnierzy i oficerów. Ich widok nie był zachwycający. Brudni, zmęczeni, niektórzy ze śladami krwi na ubraniu. Barczysty mężczyzna w mundurze pułkownika kończył właśnie rozmowę telefoniczną.

- Przerwać kabel! – zakomenderował, gdy odłożył słuchawkę. Następnie rozejrzał się po zebranych. Jego przekrwione oczy zdradzały długotrwały brak snu.

- Tak oto skończyła się nasza rola jako dowódców – rzekł po chwili. – Nie przestaliśmy jednak być żołnierzami i swój żołnierski obowiązek wypełnimy do końca. Bierzcie karabiny i chodźcie ze mną. Będziemy walczyć jako ostatni oddział Lądowej Obrony Wybrzeża.

Skierował się ku wyjściu, lecz zanim wyszedł wziął do ręki opartą o ścianę szablę.

Zgromadzeni w bunkrze wybiegli za swym pułkownikiem. W rejonie sztabu leżeli zabici nawałami artyleryjskimi z morza żołnierze. Ostatni obrońcy zajęli pozycję na północnej krawędzi jaru, pośród drzew. Na prawym skrzydle przystanął pułkownik.

Dochodzące od północy i południa odgłosy walki stopniowo milkły. Pułkownik spojrzał przez lornetkę, wypatrując wrogich żołnierzy. Na chwilę przymknął przekrwione oczy. Ujrzał dom rodzinny, matkę, swych braci oraz starą twarz swego dziadka – powstańca z 1863 r. Dopiero teraz, w pełni zrozumiał jego gorycz i łzy, gdy podczas wypraw po rzeszowskich lasach dziadek opowiadał mu o klęsce bohaterskich powstańców. W pułkowniku zawrzała krew.

Nie pójdę na poniewierkę! – krzyknął przed siebie...

Tego samego dnia, po południu, Hubert Rechlin, kapitan wehrmachtu, relacjonował swoim przełożonym:

W Babim Dole broni się słabymi siłami sztab polskiego dowódcy. Nacierajacy z nieporównaną brawurą batalion Meidowa, po ranieniu majora – dowódcy dowodzony przez dzielnego kapitana Luega, przełamuje rozpaczliwy opór tej grupy [...] Najbardziej skutecznym wsparciem dla batalionu są w jego walce jednostki batalionu Schudera, wdzierające się do Babiego Dołu. Moździerze batalionu Schudera zakończyły tu swoje ostatnie strzelanie w tym dniu.

Nieprzyjacielski dowódca, który stawiał opór do ostatniego żołnierza popełnił samobójstwo. Został pochowany przez ok. 20 polskich i 4 niemieckich oficerów, zaraz na miejscu, w ziemi, na której tak mężnie walczył.

http://www.youtube.com/watch?v=Y87DfjxlJIE

Obrońca Pomorza płk. Dąbek 1/2 Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.

Stanisław Dąbek urodził się 28 marca 1892 r. w Nisku na Rzeszowszczyźnie, w zamożnej rodzinie chłopskiej. Na jego wychowanie przemożny wpływ miał dziadek Franciszek Pawęski, uczestnik powstania styczniowego. Dziadek pierwszy zafascynował młodego Staszka bronią, zabierając go na liczne polowania po okolicznych lasach.

Opowiadał mu tam o swych przeżyciach, walkach, w których brał udział, lasach, które dawały mu schronienie przed wrogiem. Te młodzieńcze fascynacje nie kończą się wraz z dojrzewaniem. Stanisław Dąbek postanawia "włożyć żołnierski but" i ostatecznie w 1914 r. kończy austriacką szkołę oficerską w Baring. Czyni to w sama porę – niedługo Europa pogrąży się w Wielkiej Wojnie, w której zdobędzie pierwsze szlify. Walczy jako oficer liniowy w armii austriackiej.

W 1918 r. jako doświadczony już żołnierz wstępuje do wojska Odrodzonej Rzeczypospolitej. W 1928 r. poprowadził w Tomaszowie Mazowieckim roczny kurs batalionu podchorążych rezerwy, a od jesieni 1929 r. wykładał w szkole podchorążych rezerwy w Zambrowie. Był dla swych podwładnych surowy i wymagający, ale to sprawiło, że słowo „Zambrowiak” było synonimem kogoś odważnego, prawego, zdyscyplinowanego. Wymagał od innych, ale przede wszystkim od siebie.

Pułkownikiem został wraz z objęciem dowództwa 7 Pułku Piechoty Legionowej w Chełmnie. Jego pułk wchodził w skład 3 Dywizji Piechoty, którego dowódcą był gen. Władysław Bortnowski. Nie jest to spokojny czas dla naszego bohatera. Jako były oficer austriacki nie był lubiany przez oficerów wywodzących się z Legionów Piłsudskiego. Uważali go za kogoś gorszego. Szukali okazji aby pozbawić go dowództwa 7 Pułku insynuując różne zaniedbania i nieprawidłowości w funkcjonowaniu pułku. Nie lubił go też gen. Bortnowski, także były legionista. Pułkownik, choć przeżywał te konflikty, nie załamał się. Postanowił wykonywać swoje obowiązki bez względu na przeciwności.

http://www.youtube.com/watch?v=eS6oXqLARWg

Obrońca Pomorza płk. Dąbek 2/2 Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.

Stanowisko dowódcy Lądowej Obrony Wybrzeża objął pułkownik Dąbek dopiero w lipcu 1939 r. Wtedy pojawił się w Gdyni.

- To i ciebie tu zesłano! Po jaka cholerę? – wykrzyknął podpułkownik Ignacy Szpunar na widok przyjaciela. – Dobrze jest witać starego towarzysza broni.

Ściskając go Dąbek odrzekł: - Na tutejszego Focha, bracie! Raz kozie śmierć!

Gen. Bortnowski wyjednał sobie w Sztabie Głównym nadzór nad Lądową Obroną Wybrzeża z prawem decyzji i rozkazodawstwem. W ten sposób płk Dąbek otrzymał dwu przełożonych: dowódcę Floty i dowódcę armii "Pomorze". Pierwszy z nich nie doceniał roli wojsk lądowych, drugi był generałem typu salonowego, pewnym siebie w warunkach pokojowych niż wojennych. Obaj byli daleko: pierwszy obcy duchem, drugi – też nie bliski i aż w Toruniu.

- Panie pułkowniku, czy wobec konfliktu pomiędzy nami chce Pan u mnie służyć? – zapytał Dąbka Bortnowski.

- Panie generale, ja nie służę generałom, służę Polsce – odparł sucho pułkownik.

Siły, które pozostawały do dyspozycji nowego dowódcy, delikatnie mówiąc, nie były imponujące. Składały się nań 1 i 2 morski batalion strzelców oraz Morska Brygada Obrony Narodowej ( 2 - gim morskim batalionem dowodził właśnie ppłk Szpunar).

Tylko nadludzkie wysiłki płka Dąbka i podległych mu oficerów sprawiły, że z chwilą wybuchu wojny udało się zwiększyć liczbę żołnierzy z 5 do 15 tysięcy i postawić pod bronią jedenaście batalionów, z czego jednak tylko cztery przedstawiały pełną wartość bojową. Było tak m. in. dlatego, że latem 1939 r. ok. 12 tysięcy rezerwistów zostało ewakuowanych z powiatów nadmorskich w głąb kraju, natomiast transport broni z kraju, skierowany na Gdańsk, został przechwycony przez Niemców.

Tak więc siły Lądowej Obrony Wybrzeża wynosiły 1 września ponad 15 tysięcy żołnierzy (oficerów, podoficerów i szeregowych) i odpowiadały mniej więcej siłom dywizji piechoty o dużych brakach materiałowych i swoistej organizacji wewnętrznej, w której bataliony musiały z reguły wykonywać zadania pułków, a kompanie wytrzymywać ataki dziesięciokrotnie silniejszego wroga.

Problemy obrony lądowej były traktowane przez kierownicze koła Marynarki Wojennej marginesowo. Liczono się z możliwością desantu morskiego bagatelizując zagrożenie od strony granicy. Poprzednik Dąbka, płk Sas – Hoszowski, musiał pożegnać się ze swoim stanowiskiem na skutek konfliktu z Dowództwem Floty, zapatrzonym w swoje dalekosiężne plany działań zaczepnych na Bałtyku. Płk Dąbek „odziedziczył” konflikt z Morską Obroną Wybrzeża, nie posiadając ani kompetencji, ani sił i środków, które by odpowiadały ogromowi zadań bojowych Lądowej Obrony Wybrzeża.

- Przysłali mnie, abym wypił piwo, którego nawarzyli inni – powtarzał swym współpracownikom przy każdej okazji.

Otrzymał zadanie utrzymania przedpola Gdyni i Kępy Oksywskiej przez 3 dni a samej Kępy przez 7 dni. Utrzymał przedpole przez dni 12 a Kępy bronił przez owe wyznaczone 7 dni.

http://www.youtube.com/watch?v=igi-8151k2E

''Pokaże wam, jak Polak walczy i umiera'' - płk Stanisław Dąbek. Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.

19 września ok. godz. 11 płk Dąbek połączył się z przebywającym na Helu kontradmirałem Unrugiem. Zameldował, że wyczerpał wszystkie środki obrony i pozostał sam ze sztabem. Opór Oksywia obliczał na godziny. Wyliczył straty oraz wymienił dowódców i oddziały, które wyróżniły się w walce i zasłużyły na odznaczenia. Po rozmowie z kontradmirałem zaapelował do obecnych przy nim oficerów i żołnierzy o dalszą obronę ostatniego skrawka Oksywia. Po zajęciu ostatnich linii obronnych wyczekiwał ataku.

Niemcy, w swych złowrogich hełmach, nadbiegli od strony morza. Nagły ogień z karabinu powoduje, że jeden z nich pada z rozkrzyżowanymi rękami. Dąbek obserwuje ich chodząc po skarpie wąwozu. – Hej tam, chodźcie tutaj! – krzyknął po niemiecku. – Nie bójcie się! Patrzcie, ja się was nie boję.

Nagle pocisk z moździerza rozrywa ziemię. Jeden z odłamków rani pułkownika. Ogłuszony i poraniony wyciąga pistolet z kabury.

- Ja nie skapituluję!...


Łukasz Kołak

Źródło:http://prawica.net/node/13657