Świat się śmieje...w matrix-ie...
Matrix - stary jak świat to – wynalazek.
Filozof tak postrzegać każe,
iż rzeczy-vistość - „sceną cieni”
ściemniał już Platon – w swej pieczarze.
Jaskinią dziś – okrąglak z Wiejskiej
gdzie orła cień – veta & wota...
A z cienia kamer – matryc gazet
steruje facet – zawód-patriota.
Dwoistość takoż trzeba wyczuć -
- żartem Donkowi szepnął car:
wystarczy tarczę dać na tarczy – a...
„kraj priwislinskij”* - czeka dar.
Pęka na garbie ciasny frak -
Obudzić chichy? Dać nagą prawdę?..!
Lud czeka cud na szybie tivi...
Ooo... Paris Hilton – ...i... bez majtek..!
Bush kaca ma po wizji świata
kiedy z Osamą w szachy grywa
z Iraku – matrix demokracji
chce sformatować dziś - na Iran.
Smycz każda końce miewa dwa...
Jak kij – którego końca zaznasz?
Ba! Mądry to król, co wiedział, że
Królestwo warto dać za błazna.
Jako się czuje – śmiech nie grzech
chichot historii – niczym hieny,
w Biblii się przecie nikt nie śmieje...
Więc z czego teraz rechoczemy?
Śmiejmy się – mamy dwa tygodnie
- mistrz Beaumarchais nam przypomina
Ooo w kompie robal – wirus śmiechu
(skórka z banana – greps Chaplina)
W pryzmatach łez – czym real jest?
Więc kpijmy przez...Poezja teraz rany liże...
Ironia – oto test na - matrix!
A wierzcie tylko – tylko satyrze!!!
......................................................
Kiedy archanioł w trąbę zadmie,
iż czas do nieb iść z ziemskiej matni…
Zapewne się uśmiechnie Pan – wszak:
ten śmieje się – kto śmieje się ostatni..!
* - tak Rosjanie od wieków nazywają Polskę;
Tadeusz Buraczewski
c.d. „Trędowatej” – Dzień Kobiet...
Marzec kwietniował ku majowi. Szedł 8-my Marca. Z tejże okazji ordynat Robinson Krauz wydał bal.
Ha! Pod pałacykiem stały pojazdy i podwody – banalne Mercedesy 600, Corvetty & Buicki intarsjowane hebanem, wyposażone w barki najświeższe Lexusy. Lekkie zainteresowanie budził Lincoln Liszowskiej z sauną i bidetem. Ale bidet był symboliczny... Z okien na oścież otwartych buchała muzyka subtelnie zhomogenizowana poprzez Dodę z jej hand made - poezją:
Feministki śpiewają przy goleniu
- to jak refren płynie - od wrót raju,
to, że samiec chciałby zawsze dominować?
Stop! Szlus! Wara!!!
Męskość – wszak żeńskiego jest rodzaju..!
Facetowi niepotrzebne są baterie
- niech ładuje i szczytuje - no i cześć!
Facet to jest taki bio-wibrator,
co temperaturę ma 36 i 6
– Kiedy ma przybyć książę Wałęsa, mam temperaturę około 40 – tu gradusków Celsjusza – cieszyła się byznesłomen produkująca kapsle do piwa i galanterię patriotyczną (popiersia, podupia, biusty i całe figury). A Rex Lech – to brzmi lepiej niż... w Szczebrzeszynie. –Ten mój biedny, nieszczęsny kraj – żalił się na ramieniu hetery z feministycznej Zonty – wysoki, łysiejący liberało-libertyn Palimyszka. – Nie jest tak źle – ta oponowała łagodnie – tylko pan zda się pomieszał śliwowicę pejsachówkę z szampanem. Ot i rozrzewnienie...- Popieram ruchy kobiet – pod warunkiem, że są rytmiczne...replikował inteligentny z zawodu – patriota sejmowy.
Lion Club reprezentowała lwica – Małgorzata, żona największego cudotwórcy niedorzecza Wisły. 10 kilo złota i ciut ciut brylantów nosił na sobie Alo Kolbud – rekin byznesu. Tak go zwano, bo jadał langusty bez używania szczypiec. A propos krabów, ostryg, kawioru i ptifiurek z łososiem, to te skromne dary morza pobłogosławił (dziś w białym smokingu) sam ksiądz Jan Henrykowski. Już szara strefa flirtowała z „różową nomenklaturką”, czarni kokietowali zawsze niebieskich, odsądzając zielonych od czci ale nie od wiary, bo wiara czyni cuda, a ci już paru takich dokonali. Filantropi dobierali się z utracjuszami, byłe podziemie solidarnościowe z obecnym podziemiem gospodarczym. Jak to się mówi Kuba do Jakuba, Jakub do Fidela... I kiedy już się wszechwszystko sparowało – wodzirej hetman Nowak vel Novak zakrzyknął – poloneza czas zacząć! Zali byli tu i pierwsi i ostatni co tak wodzić potrafią. I wtedy, niespodzianie zupełnie obok ordynata Robinsona pojawiła się Stefa. – Ja chcę... zdążyła wyszeptać. Robi ruszył z nią w tan. -Ja chcę... – Niech pani patrzy – jaka tu zgoda narodowa – to się nazywa krystalicznie – ekumenizm gastronomiczny. Równość opcji erotycznych rozwiązywał miękki w biodrach Kubraczek, obściskując dla niepoznaki femini-kocicę Duninową. Niech żyje bal. - A ja wiem czego Pani chce! Kontynuował szept do kształtnej małżowiny panny Stefy – ordynat Robi Krauz.
I bal trwał, swoim polonezowym traktem toczył się niczym dzieje Majów przed wynalezieniem koła. Kurdesze, bigosy i bażanty... i gawot i kontredans i dysko polio, które nuworysze (ze sfer poPGR) znali najlepiej. Stefcię porwał do walca producent mączki rybnej, której subtelny aromat przebijał przez tonujące go bryzy wód Calvina Kleina. Już chciała mu pogratulować udanej weneckiej maski, kiedy zorientowała się biedaczka, że to oryginalna facjata dobrodusznego zboczeńca. I wirowali, rzec by można, jak ośmiornice - gdy nogi tańczą niezależnie od ramion. Dystyngowany producent wibratorów wypytywał hrabinę Łabieńską, który herb by kupić – Leliwę czy Ślepowron? Hrabina odwzajemniła się niedoszłemu baronowi sex shopów dowcipem : co to wyjdzie po stosunku dwojga chochołów? – Słomianka! – drogi sex-szopenie... Eterycznie wyspiańską pointę w lot wychwycił ordynat Robi i ogłosił festiwal filantropii – zali notoryczną zbiórkę na szczytny cel. Sama filantropia jest jakże zacną istotą i sublimowanym sensem życia sfer. A dla ludzi sfery (złośliwi mówią sfory), która musiała swój pierwszy milion ukraść, ma to niebagatelne znaczenie.
To katharsis jakby – usprawiedliwiał jeden zużyty polityk prawej sceny polityczno – przemysłowej. – Zbieramy na komputer do szkoły w Globinie gdzie uczy panna Stefa – zaordynował zbiórkę ordynat . Uczycielka rzuciła mu poprzez tłum spojrzenie pełne miłości i ... zupełnego roztargnienia. – Ech! Stefa!... Ja ci internet dam i stałe łącze...mruknął do siebie Robi jak to czynią bohaterowie brazylijskich seriali bądź politycy zrzuceni ze scenki politycznej. Ze srebrną tacą poczęła kwestować Iza Rajder, dama towarzystwa onegdaj dama do towarzystwa w agencji „Pyton”. Bohatersko – srebrne kółko z nosa wypięła Emilia Zepter (z tych Platerów) i rzuciła na tacę. Duninowa wyrwała z pępka złoty kolczyk z brylancikiem aż zabrzęczało na tacy. 100 marek rzucił baronet Tuskowitz, co to się dorobił na polsko – niemieckim pojednaniu – podwoił dochody a potroił apetyt. – Ludzie w kraju kwitnącego kartofla, Wałęsy, samogonu i hey`a – mają dobre serca – zasepleniła hrabina Łabieńska, rzucając na stos złoty mostek z czterema zębami herbowymi. Na srebrnej tacy rosła w oczach połyskująca sterta kolczyków, obrączek, pierścieni, waluty Euro i przaśnych złotówek. Kiedy Robi rzucił nań swoją złotą grawerowaną papierośnicę – Stefa już była przy nim. –Nie trzeba, nie ma sensu – powtarzała w kółko. -Dlaczego? - spytał ordynat. I w ciszy, która po tym zaległa dał się słyszeć dźwięczny i wdzięczny alt Stefy: pracownia komputerowa to nasze marzenie!.. – Tyle, że w Globinie nie ma jeszcze elektryczności...przytomnie wtrąciła swoją kropkę nad i – Monka Olejnik.
I wtedy poprzez członki uczycielki Stefy przemknął impuls jakby elektryczny. Plik odpowiedzi błysnął na zwoju mózgowym, Stefcia wykonała w powietrzu nieokreślony ruch, coś jakby enter i usta objawiły: - to teraz kochani zbieramy jeszcze na generator! Prąd musi być! Ten pewnik był emanacją jej ducha. W końcu – dusza – to też nieco pozytywnej energii...!
***
Bio-gram
Urodziłem się w Tykocinie! Mając 17 lat poczułem poetą, a że poeta to nieudany satyryk (moja teoria) musiałem zostać w efekcie tym drugim. Studia to - Studencka Agencja Radiowa i kabaret. W 1974r. wygrałem Studencki Konkurs Satyryczny w trzech (wszystkich) kategoriach). Kupił mnie w knajpie „Pod Kominkiem” - kabaret Jelita. W 1974r. W Białymstoku na imprezie START 74 zdobyliśmy I-sze m-ce, ale po proteście attache`e kulturalnego ambasady radzieckiej nagrody (do dzisiaj) kabaret nie otrzymał .W 1975r. reprezentowaliśmy środowisko studenckie na FAMI-e w Świnoujściu z programem mojego pióra - „A ja to wszystko… kocham...”.
Skończyłem studia – zacząłem jako inżynier budować. „Celulozę” w Kwidzynie, KKW „Nord” w NRD (atomówka), Elektrownię Wodną w Żarnowcu etc...w sumie 22 budowy...Kiedy budowałem Elektrownię Jądrową Żarnowiec – podstępnie zostałem wciągnięty przez dr M.Prusakowskiego we współpracę z Radiem Gdańsk(i tak wrócił duch SAR. I... zacząłem znowu uprawiać felietonistykę w radio i prasie („Dziennik Bałtycki”, „Głos Wybrzeża”, „Kurier Gdyński” i inne). W Radio Eska Nord – satyryczny magazyn autorski „Trzynastka”. Kabaret „Liliput” i „Karuzela” w Gdyni – teksty. Własna witryna satyryczna w „Kurierze Gdyńskim”, „Kurierze Wejherowskim”, „Gazecie Nadmorskiej”. Współpraca z „Pismem” PG, „Gazetą Świętojańską”, miesięcznikiem „Twój Dobry Humor”, „Akantem”. Radio Gdańsk – Magazyn Satyryczny (autorski) „3 Grosze”, PR III – Magazyn „Parafonia”( w trakcie jubileuszowego wydania na żywo ze Studia im A.Osieckiej – „przyłączyłem” wieś Redę, gdzie pomieszkuję aktualnie, do gminy Gdynia. Dorobiłem się witryny satyrycznej „Ironezje” w piśmie „Obywatel”. W międzyczasie wydałem cztery tomiki satyryczne „Eurosół”, „Ironezje & Tykocino” i „Ironezje II” i „Igielnik”. Zainicjowałem dwa ogólnopolskie konkursy satyryczne: „O Grudę Bursztynu” w Gdyni (6 edycji) i „O Statuetkę Stolema” w Gniewinie ( 3 edycje). Powołałem Trójmiejski Klub Satyryków by zintegrować środowisko szyderców.
Znak – Skorpion;
Dewiza – Natchnienie = cena + zamówienie;
Tadeusz Buraczewski