Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Nasz autor

obrazek

Tomasz Cieślikowski
(ostatnie artykuły autora)

Pasjonujący się utrwalaniem ulotnych chwil na matrycy, kochający muzykę, szczególnie tę na żywo, nie pogardzi także dobr...

Dwugłos, czyli dwóch takich, którym się ciągle chce...

Opublikowano: 05.06.2013r.

Posesyjne komentarze radnych Rady Miasta Gdyni.

Czytaj wszystkie "Dwugłosy"

 

Łukasz Cichowski*

 

Felieton po XXI Sesji Rady Miasta

 

Po krótkiej przerwie czas powrócić do posesyjnych felietonów. Czas powrócić, bo dużo się dzieje – zarówno podczas sesji, jak i wokół nich.

Zaczną od sprawy aktualnie dla mnie najważniejszej. Najważniejszej albowiem w tym przypadku walka rozgrywa się o pracę, a tym samym źródło dochodu kilkudziesięciu gdyńskich rodzin. Problem dotyczy gdyńskich kioskarzy, na których miasto wymusza podjęcie bardzo kosztownych inwestycji warunkujących dalsze korzystanie z miejskich gruntów i możliwość kontynuowania swojej pracy. Niestety zakup  nowych kiosków, których wymaga miasta, jest absolutnie poza zasięgiem finansowym kioskarzy, albowiem nowy kiosk kosztuje od 55 tys. ( dane podawane przez miasto) do 100 tys. ( trzy oddzielne kosztorysy zamówione przez kioskarzy u trzech różnych wykonawców). Biorąc pod uwagę, że powierzchnia kiosku to 6,5m2 to okazuje się, iż w przybliżeniu jeden metr kwadratowy tego obiektu kosztuje od 8500 do 15000 zł!!!, podczas gdy mieszkania w Gdyni można kupić za 5.000, a nawet przy odrobinie szczęścia 4.000 zł. Skąd więc pojawiają się tak astronomiczne sumy?? Trudno powiedzieć. Dodać należy, iż projektu nowego kiosku nikt z zainteresowanymi, czyli kioskarzami, nie konsultował. W efekcie oprócz kiosku drogiego, powstał także kiosk kompletnie niefunkcjonalny ( za mały). Jedyną formą ,,dialogu’’  miasta z kioskarzami było przedstawienie w ubiegłym roku umowy do podpisania, w której dzierżawcy zgadzają się na wymianę kiosku w ciągu dwóch lat.

Dziś miasto powołuje się na te umowy twierdząc, że kioskarze przecież się na warunki miasta zgodzili. Zapominają jednak dodać, że ludzie Ci mieli prostą alternatywę – albo podpisują, albo w zasadzie natychmiast kończą swoją pracę.  Będąc w takiej sytuacji wielu z nich zdecydowało się wydłużyć swój byt chociaż o te dwa lata i trudno im się dziwić, iż tak postąpili. Od kilku miesięcy wspólnie z przedstawicielami gdyńskich kioskarzy podejmuje działania na rzecz doprowadzenia do kompromisu między nimi i miastem. Niestety po stronie miasta nie ma żadnej woli podjęcia dialogu – jest jedynie uparte pozostawania przy własnym stanowisku i nie liczenie się z kosztami społecznymi jakie to stanowisko wywoła. Odnoszę wrażenie, że gdyńscy urzędnicy siedząc sobie w swoich wygodnych gabinetach trochę oderwani są od otaczającej ich rzeczywistości.  Zapominają o tym, iż jesteśmy w samym środku największego kryzysu gospodarczego, a wszystkie firmy, zwłaszcza te drobne walczą o przetrwanie. Zdają się nie ogarniać faktu, iż tendencje są takie, że spada regularnie sprzedaż prasy na rzecz mediów internetowych, a tym samym spadają dochody kioskarzy. Zamiast więc docenić fakt, iż mimo to są w stanie jakoś na rynku przetrwać mimo niesprzyjających okoliczności, dzięki temu utrzymywać swoje rodziny, a nierzadko także dawać pracę swoim pracowników, miasto rzuca tym drobnym przedsiębiorcom kłody pod nogi. W dodatku podczas spotkania przedstawicieli kioskarzy z Prezydentem Szczurkiem i naczelnikiem Banelem, obudowane zostało to jeszcze cynicznym stwierdzeniem, że to wszystko dla dobra kioskarzy, bo będą sobie handlować w ładnych, estetycznych obiektach. Cóż – gdy władza wierzy w to, że lepiej wie co jest dobre dla obywatela niż on sam, to znaczy że jej czas powinien dobiec końca. Przed ostatnią sesją Rady Miasta kioskarze protestowali przy Urzędzie Miasta Gdyni i jednocześnie przynieśli petycje podpisaną przez kilkudziesięciu kioskarzy, co jednoznacznie zaprzecza słowom naczelnika Banela, który w wielu przekazach medialnych stwierdzał, iż problemu nie ma bo dotyczy on tylko kilku kioskarzy, a pozostali są zadowoleni. Kioskarze w swojej petycji domagają się wydłużenia okresu przejściowego do 5 lat, a także wprowadzenia istotnych poprawek do projektu obniżających koszt nowych kiosków i poprawiających ich funkcjonalność. Jednocześnie w obronie kioskarzy stanął Klub Radnych PO RP , który wystosował list otwarty do Prezydenta Miasta, wyrażając swój sprzeciw wobec polityki miasta w stosunku do kioskarzy i prosząc o podjęcie realnego dialogu. List otwarty został także podpisany przez dwójkę radnych PiS – Marcina Horałę i Pawła Stolarczyka. Za wsparcie w tej sprawie serdecznie kolegom dziękuję. Czy Prezydent wreszcie pozytywnie odniesie się do apeli kioskarzy??? Trudno powiedzieć, na chwilę obecna wydaje się, że nie. Ale jeśli Pan Prezydent myśli, że to koniec tematu, to się bardzo myli. Będziemy walczyć dalej.

Przechodząc już do spraw czysto sesyjnych warto wspomnieć, że tradycyjnie odrzucona została kolejna uchwała zgłoszona przez opozycję, a konkretnie Klub PO. Dotyczyła ona skrócenia minimalnego czasu za jaki należy wnieść opłatę za postój w strefie płatnego parkowania z 30 minut do 15. Proponowana zmiana miała na celu doprowadzenie do jeszcze większej rotacji samochodów w SPP, a także wprowadzenie takiej elementarnej sprawiedliwości. Dziś jest bowiem tak, że kierowcy parkujący 90 minut, 120 minut, 140 minut itd. mogą precyzyjnie, co do minuty zapłacić za rzeczywisty czas postoju, a kierowcy parkujący przez 10-15 minut ( a takich jest wielu) muszą płacić za 2-3 krotnie dłuższy okres. Uważaliśmy więc, że należy także tym kierowcom umożliwić opłacanie rzeczywistego czasu parkowania lub czasu możliwie najbardziej zbliżonego do rzeczywistego czasu parkowania. Powiem szczerze, że słuchając argumentów kolegów z Samorządności i Wiceprezydenta Stępy na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni, ciężko było za nimi nadążyć. Najpierw podczas posiedzenia Komisji Gospodarki Komunalnej prezydent Stępa twierdził, że wprawdzie na chwilę obecną jest na ,,nie”, ale zasadniczo pomysł jest ciekawy i warty rozważenia, aby kilka dni później na posiedzeniu Komisji Strategii stwierdzić, iż projekt jest bez sensu i ma charakter czysto pijarowski. W między czasie odbyło się posiedzenie Komisji Mieszkaniowej, która glosami Samorządności zaopiniowała pozytywnie ten projekt, a na końcu podczas sesji stwierdzono, że pomysł jest zły, bo teraz strefa funkcjonuje dobrze i nie ma sensu jej demontować. Na litość boską… drobna zmiana wprowadzająca inny niż dotychczas minimalny czas za jaki wnosi się opłatę jest demontażem systemu??? No ale cóż, jak brakuje argumentów, to trzeba używać tak absurdalnych. Szkoda.

Ponadto Rada Miasta podjęła także decyzję o stworzeniu Karty Gdynia Rodzinna Plus. Dzięki niej rodziny wielodzietne, tzn. takie w których jest co najmniej czwórka dzieci, będą mogły podróżować za darmo komunikacją miejską. Jest to oczywiście krok w dobrym kierunku, ale krok zdecydowanie za mały. Można powiedzieć, że to ładne opakowanie z prawie pustą zawartością, albowiem przywilej ten będzie dotyczył tylko 600 rodzin, a w przeliczeniu na mieszkańców ledwie ok. 1,5% Gdynian. Wydaje się więc, iż jest to projekt czysto pijarowy, stworzony na zasadzie – zróbmy coś, żeby wyglądało, że wspieramy rodziny, ale tak by to dotyczyło jak najmniejszej grupy osób i tym samym koszty były minimalne. Realną zmianą byłoby wprowadzenie wzorem np. sąsiedniego Gdańska darmowych przejazdów dla rodzin z trojgiem dzieci. Kosztowałoby to około 3-4 mln złotych, czyli mniej więcej połowę Infoboxu.   Wówczas skorzystać z niego mogłoby zdecydowanie więcej gdyńskich rodzin. Klub Radnych PO zgłosił nawet taką poprawkę podczas sesji, ale chyba nie muszę opowiadać jaki był jej los. Niestety Samorządności zabrakło odwagi aby ją poprzeć i pójść zdecydowanie dalej w samorządowej polityce prorodzinnej.

 

Na koniec nawiązanie do wspomnianego chwilę wcześniej Infoboxu. Zapraszam serdecznie na nowy fanpage ,,Infobox w liczbach” stworzony przez gdyńską Platformę i Stowarzyszenie ,,Młodzi Demokraci”. Będziemy tam zamieszczać informacje o tym w jaki alternatywny sposób można byłoby wykorzystać, naszym zdaniem zmarnowane pieniądze, utopione w pomnik gdyńskiego pijaru. Niech Gdynianie sami ocenią czy lepiej się stało, że mogą oglądać makiety w Infoboxie czy też zamiast tego mogliby ujrzeć realne inwestycje w swojej dzielnicy. Chcielibyśmy także aby ,,Infobox w liczbach” stał się swego rodzaju forum wymiany opinii o gdyńskich potrzebach inwestycyjnych.

 

 

 

 

www.lukaszcichowski.pl

*Łukasz Cichowski w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Platforme Obywatelską.

 

Marcin Horała*

 

Marcin Horała

Dlaczego ja tyle gadam?

Relację wydarzeń z ostatniej sesji pozostawię mojemu współfelietoniście, a sam zajmę się pewnym aspektem funkcjonowania radnych na sesji.

Chodzi o zabieranie głosu na sesji w dyskusji nad projektami uchwał. Jak wiedzą już czytelnicy Gazety Świętojańskiej prowadzę statystykę tych wystąpień (tak jak i innych aspektów pracy radnych, które można zmierzyć). Tak się składa że w nich prowadzę. Ostatnio wyniki upubliczniłem i... różnymi kanałami komunikacji doszły mnie głosy oburzenia kilkorga koleżanek i kolegów radnych. Wydaje mi się, że były to głosy szczere, co z kolej wzbudziło zdziwienie a nawet oburzenie po mojej stronie – no bo ja rozumiem żeby od swoich obowiązków się po cichu migać. Ale żeby z tego migania czynić powód do dumy, ba – mieć pretensję do tego, który akurat pracuje? To już lekka przesada.

Musiał być w tym jakiś haczyk, a okazała się nim mądrość ludowa, że krowa co dużo ryczy daje mało mleka. Jest taka naturalna opozycja pomiędzy pojęciami gadanie-robienie. Więc radni nie zabierający głosu na sesji niemal w ogóle oświadczają dumnie „ja zamiast gadać wolę pracować”.

Tymczasem budowanie w tym kontekście dychotomii "lubię gadać - lubię działać" jest zupełnie fałszywe. Po pierwsze, nie chodzi o to co się lubi, bo to jest praca, wprawdzie społeczna, ale zawsze. Po drugie, występowanie na sesji też jest częścią obowiązków radnego, nawet w formie "branie aktywnego udziału" wpisane do regulaminu. Po trzecie, powiedziałbym, że jest jednym z najważniejszych obowiązków jeżeli weźmiemy pod uwagę co jest istotą sprawowania funkcji radnego a więc bycie częścią władzy uchwałodawczej, zajmowanie się rozważnym, przemyślanym, stanowieniem prawa lokalnego. Po czwarte - w jakim to działaniu przeszkadzają częste występowanie na sesji? Po to właśnie jest sesja, a na inne działania jest czas poza sesją. Przecież ci „lubiący działać” nie wymykają się z sali obrad żeby w tym czasie „działać” (w ich rozumieniu – próbować przekonywać urzędników do jakichś rozwiązań). Nie ma albo-albo. Jest i/lub i wzajemne wzmacnianie jednego przez drugie.

Radny mówiący „zamiast gadać, wolę robić” jest dla mnie jak stolarz mówiący „zamiast heblować, wolę piłować”. Nie sposób przesądzić, ale prawdopodobnie będzie to gorszy stolarz od takiego, który wykorzystuje wszystkie narzędzia.

Zdaję sobie sprawę, że uwarunkowania polityczne funkcjonowania radnych formacji rządzącej wymuszają albo całkowitą rezygnację z niektórych narzędzi dostępnych radnemu (interpelacje, budowanie nacisku społecznego) albo ograniczenie korzystania z nich (jak dyskusja na sesji, bo czy można dużo podyskutować, jak trzeba się zgadzać ze wszystkim co powiedział wnioskodawca projektu). Tym samym siłą rzeczy radni opozycyjni będą w statystykach korzystania z owych narzędzi prowadzić. Można to uznać za pewną korzyść z pozostawania w opozycji. Ale, nie zapominajmy, że nikt nie jest w stanie zabronić radnemu występowania czy składania interpelacji, a naruszanie zasady wolnego mandatu byłoby łamaniem prawa. Jeżeli radni Samorządności dali sobie takie ograniczenia narzucić to ich problem a nie mój.

Ewentualnie mógłbym przyjąć zarzut, że skoro ja prowadzę w tych rankingach to może nie do mnie powinna należeć ich popularyzacja. Staram się informować mieszkańców o wszystkim, co robię mniej lub bardziej regularnie. I tych działaniach dających się ująć ilościowo (jak interpelacje czy wystąpienia) jak i jakościowo w różnych tematach. Nie moja wina, że być może inni radni nie chcą/nie mogą robić podobnie, ja im nie zabraniam. Oczywiście prymusa nikt nie lubi, to ogólna prawidłowość. Przedstawiciel handlowy co sprzeda towaru za 100 tys. jest świetny, a przestaje być jak ma kolegę co sprzeda towaru za 200 tys. Prowadząc politykę informacyjną w której się chwalę swoją aktywnością powoduję, że ci co aktywności nie wykazują albo się nią nie chwalą wyglądają względnie gorzej. ale...

 

...na co dzień staram się być koleżeński, pomagać w razie możliwości i nie robić pod górkę koleżankom i kolegom radnym. Nie posunę się jednak w tym tak daleko, żeby nie prowadzić działalności informacyjnej normalnej dla członka władzy publicznej pochodzącej z wyboru tylko dlatego, że inni jej nie prowadzą i będzie im przykro.

Jest to też dla mnie kwestia konieczności. Nie dysponuję szyldem budowanym na corocznym lokalnym budżecie promocyjnym idącym w miliony złotych, promowanym przy okazji darmowych imprez, nad którym pracuje etatowo komórka zawodowych PR-owców. Nie mogę zyskiwać poparcia środowisk opiniotwórczych generowaniem budżetu na różne działania kulturalne (i pseudokulturalne). Nie mogę zyskiwać poparcia mediów generowaniem budżetu zamówień na różne formy reklamy. Nie mam, krótko mówiąc, tych wszystkich możliwości na których zbudowana jest potęga wizerunkowa Samorządności Wojciecha Szczurka. Gonię na rowerze za bolidem formuły jeden. Muszę więc wykorzystywać maksymalnie te możliwości, które mam, muszę pedałować naprawdę szybko.

Niemniej oczywiście lepiej by było liczyć tylko, albo przynajmniej oddzielnie, wystąpienia programowo-merytoryczne, a oddzielnie, albo nie liczyć replik, polemik i docinków stanowiących o kolorycie obrad i w istocie niezbędnych, ale mówiących więcej o retorycznej sprawności niż o dogłębnej analizie projektu. To byłby jednak uznaniowe, a ja będąc bezpośrednio zainteresowanym siłą rzeczy byłbym nieobiektywny. To mogła by robić niezależna organizacja społeczna albo niezależne poważne medium lokalne pełniące rolę watchdoga gdyńskiej władzy publicznej. Znów - nie jest moją winą, że takowe w przyrodzie nie występują. Zresztą nawet jakby wystąpiły to nie miałyby dostępu do wielu podstawowych danych jak np. nagrań sesji, rejestru głosowań itp. Ja ten brak próbuję jakoś ułomnie uzupełnić.

 

Podsumowując: mojego grzechu częstego występowania na sesji nie żałuję i nie obiecuję poprawy.

www.horala.pl

*Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.