Ciekawa kontrowersja powstała niedawno pomiędzy recenzentką „Dziennika Bałtyckiego” a zrecenzowaną przez nią Filharmonią Bałtycką. Pozwalam sobie zabrać głos w dyskusji, jako dyrektor odpowiedzialny za instytucję, która również została wywołana „do tablicy”. Z ocenami krytyków się zwyczajowo nie dyskutuje, ale nie zakazuje tego ustawa, więc czasem zabieramy głos w naszej sprawie, choćby po to, by sprostować jakąś formalną pomyłkę w tekście recenzji, bo chociaż krytyk to osoba nietykalna, to przecież nie jest nieomylna. Niezależnie od tego, czy ktoś uważa koncertowe wykonanie „Rigoletta” w Fiharmonii za udane, czy nie, ważną okolicznością w tej sprawie jest obecność na stanowisku dyrektora muzycznego konkretnego artysty, który odpowiada za poziom orkiestry, a obok niego dyrygenta „Rigoletta”, który również jest w Filharmonii zatrudniony na stałe. Jeśli krytyk ma zastrzeżenia do wykonania koncertu, to aktualne kierownictwo artystyczne jest właśnie tych zastrzeżeń odpowiednim adresatem. Nie istnieje taka prosta zasada, że jeśli jest jeden stały dyrektor muzyczny, to jego regularna praca z zespołem zapewnia podnoszenie poziomu artystycznego, a brak stałego lidera automatycznie ten poziom obniża. Takie uproszczenie powoduje, że uważne wsłuchiwanie się w brzmienie orkiestry i docenianie jej osiągnięć zostaje z góry zastąpione negatywną oceną. No bo jak może dobrze grać orkiestra, która nie ma stałego szefa? A no, może – tak właśnie dzieje się w Operze Bałtyckiej. Oczywiście, że wrażenia bywają różne, jak różni są dyrygenci, stopień trudności dzieła zestawiony z czasem przygotowań itd. Ale przecież i za dyrekcji mojego znakomitego i wieloletniego zastępcy do spraw muzycznych, różne zdarzały się oceny. Pracował i rządził niepodzielnie i miał znakomite rezultaty. Zapewnił orkiestrze wysoki poziom na długo. Teraz staramy się, by do naszych bloków spektaklowych angażowani byli najlepsi z możliwych do osiągnięcia przez nasz budżet. Staramy się, by mieli najlepsze możliwe warunki i dyscyplinę w zespole, dzięki której spektakl gra ten sam skład, co próby. Repertuar jest bardzo trudny i trafiają się w nim zadania karkołomne, jak podczas ostatniej premiery Szostakowicza.
Więcej na Weissblogu