Tu jest Gdynia, tu jest poezja!
Zbigniew Radosław Szymański
„Tu jest Gdynia!”- mogliby parafrazując znaną deklarację Prezesa powiedzieć uczestnicy lutowego spotkania poetyckiego promującego nowe tomiki gdyńskich poetów Janusza Pierzaka i Jerzego Stachury. No, może byłoby w tym nieco przesady, bo ta mikroskopijna kawiarenka, jeden z ostatnich pomników architektonicznych miasta z czasów, gdy było jeszcze niewielką kaszubską wioską a nie zaśmieconą megalomańską wizją szklanych domów metropolią, aż tylu gdynian nie pomieści. Bez przesady jednak można było powiedzieć: „Tu jest poezja”, dodając „gdyńska”, bo i Jerzy Stachura i Janusz Pierzak, główni aktorzy tego wydarzenia swojej „gdyńskości” się nie wstydzą. Wstydzić za to powinni się magistraccy urzędnicy odpowiedzialni za kulturę, dla których gościnne progi tej przyjaznej poetom kaszubskiej checzy okazały się zbyt niskie( a może zbyt wysokie), by zaszczycić wydarzenie swoją obecnością. Prawdopodobnie uważają, że finansując mało gdyński kwartalnik artystyczno- towarzyski „Bliza” i obojętną dla kultury miasta Nagrodę Literacką Gdynia są zwolnieni z uczestnictwa w wydarzeniach ich zdaniem niszowych. Na szczęście dzięki osobom dla których los gdyńskich twórców i ich dzieł nie jest tylko pozycją w budżecie, gdyńscy artyści mają od czasu do czasu możliwość dotrzeć do zainteresowanych ich dziełami odbiorców. Nawet jeżeli w przesiąkniętych tanim konsumpcjonizmem czasach sztuka nie jest wartością szczególnie cenioną, warto wysiłek artystów docenić.
„Niektórzy marzyciele gdyńscy martwią się szczerze, że ich miasto nie odczuwa żadnych potrzeb kulturalnych” pisał w 1937 roku na łamach „Wiadomości Literackich”(n.27) Jerzy Wyszomirski, a dzisiaj, po latach, też za sprawą Wyszomirskiego, tyle, że tym razem Piotra, mogliśmy powiedzieć, że w Cafe Strych była poezja i poeci gdyńscy, bo przecież oprócz bohaterów tego niezapomnianego wieczoru na sali znaleźli się także Jolanta Sabura-Kmiecik, Lidia Ziurkowska, Iza Łaskawska, Jerzy Wilski, gdynianie w których twórczości Gdynia jest zawsze obecna, oraz redzianin, ale sercem oddany „miastu z marzeń” Tadeusz Buraczewski.
Bez mądrego mecenatu pasjonata gdyńskiej kultury, bez jego uporu w zdobywaniu środków na tomiki miejscowych poetów, pewnie takie spotkanie byłoby niemożliwe a wiersze pozostawałyby w rękopisie. Ta bezinteresowna pomoc, ten syzyfowy często trud docenione zostały przez bohaterów wieczoru, którzy redaktorowi Wyszomirskiemu serdecznie za ten wspaniałomyślny mecenat dziękowali.
http://www.youtube.com/watch?v=BKLqxwSAR70
Jerzy Stachura w Cafe Strych Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Tradycyjnie strychowe spotkanie zaczęło się od bicia okrętowego dzwonu. Obaj poeci wiedząc, że wszelka poezja wzięła się z twórczości wędrownych bardów, oprócz wierszowania sensu stricto uprawiają też poezję śpiewaną, często lekceważoną przez literaturoznawców, a niesłusznie, bo jak uczy doświadczenie, te wiersze, wzbogacone muzyką i odpowiednio zinterpretowane żyją dłużej niż- co tu dużo ukrywać- współczesna poezja, która stała się towarem jednorazowego użytku. Wiersze, które się ukazują, zwykle po jednorazowym przeczytaniu są zapominane.
Poeci podzielili czas swojego występu na odcinki w których, gdy jeden kończył czytać blok swoich wierszy, to drugi śpiewał kilka piosenek, by za chwilę zamienić się rolami- i ten który śpiewał, czytał, drugi zaś śpiewał. Tak to refleksyjna liryka Stachury uzupełniona została nastrojowymi piosenkami Pierzaka wykonanymi przez autora oraz zaprzyjaźnioną poetkę Izę Łaskawską, zaś blok wierszy Janusza Pierzaka ozdobił swoimi, wykonywanymi iście cohenowskim głosem balladami Jarzy Stachura, przy czym były to ballady nie tylko jego autorstwa, ale też takich poetów gdyńskich jak Tadeusz Buraczewski i dumający gdzieś na niemieckim bruku, Adam Potrykus. Długo można by pisać o piosenkach i wierszach obu autorów. Zrobi to zapewne jak zwykle z dużym znawstwem Stryszna Mysz, która jak zauważyłem coś tam skrzętnie w kajeciku notowała tak zasłuchana, że nie tknęła nawet swojej zwyczajowej porcji sera.
Warto zastanowić się jednak,jak to się dzieje, że spotkanie, mimo byle jakiej informacji potrafiło przyciągnąć tak wielką liczbę słuchaczy. A przecież obaj poeci nie należą do twórców szczególnie hołubionych przez krytykę i media. Myślę, że jednym z powodów jest rzeczywista, a nie wydumana - jak w wypadku „Blizy”, czy też spektaklu „Idąc Rakiem” reklamowanego jako opartego na „gdyńskiej” powieści Grassa - faktyczna „gdyńskość” tych wierszy oraz ich twórców. Podmiot tych strof żyje tuż obok nas, przeżywając podobne rozterki,wzloty i upadki. Bywa w podobnych spelunkach i w tych samych bramach pije piwo, czy też tanie wino. Ale ta swojskość autorów i scenerii wierszy to tylko jedna z przyczyn. Najważniejszą jest wyczuwane głębokie przeżycie każdego wersu, każdego słowa przez poetów.
http://www.youtube.com/watch?v=IpOcaLftGf4
Janusz Pierzak w Cafe Strych: Krawędź przemiajnia Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Są bowiem wiersze i wirszokraci, którzy przeczytawszy sporą ilość dzieł literackich potrafią wiersz napisać. Wiersz taki może nawet być interesujący, zdobywać laury i czytelników, ale będzie tylko zimną, wykalkulowaną grą intelektualną pozbawioną duszy. Jest też poezja i są poeci dla których napisanie wiersza nie jest koniecznością merkantylną, czy też środowiskową modą, lecz autentyczną potrzebą płynącą z głębi duszy. Oni nie potrafią być poetą w określonym czasie, godzinach „od-do”. Oni są poetami w każdej sekundzie swojego życia. Dla nich „wszystko jest poezja” i nawet jeśli zdarzają się czasem wiersze nieudolne, przez 'uczonych” krytyków uznane za grafomańskie, wyrastają one z autentycznego, głębokiego przeżycia. Przyznaję, że takie podejście do twórczości jest dla mnie znacznie ciekawsze niż owe wyszukane konstrukcje myślowe tworzone, by epatować innością, nowością.
Jerzy Stachura i Janusz Pierzak na szczęście wierszokratami nie są, a będąc poetami potrafią uniknąć w swoich bardzo osobistych lirykach mielizny banału. Chociaż różnią się stylem pisania- Stachura pisze zwykle wierszem białym a Pierzak częściowo zrytmizowanym nie unikając rymów- to łączy ich ta sama wrażliwość na dostrzegane w codziennej małej rzeczywistości Grabówka piękno. Fakt, to już nie ten Grabówek „chłopców z Grabówka, chłopców z Chylonii” : „Nie ma już naszych kamienic/baraków szopek/Kwiaty akacji/nie ścielą bruku ulic/a jaskółcze ziele/nie złoci podwórek--” ale wciąż jest żywy w każdej strofie obu twórców. Kiedy zaś ten obecny staje się zbyt obcy, zawsze można stworzyć sobie i czytelnikom oraz słuchaczom ulicę Sztormową, gdzie : „Na ulicy sztormowej jest wietrznie,/na ulicy Sztormowej jest chłód./A w tawernie na rogu Zawietrznej/mimo chłodu wydarzył się cud---”
Jerzy Stachura & Janusz Pierzak na Strychu, 26.02.2013, foto: Zygmunt Pałasz
Ten cud trwa i będzie nadal trwał jeszcze długo po zakończeniu spotkania, bo każdy z nas nosi w sobie jakiś własny Grabówek o którym tak pisze emigrant, chłopak stąd, który zawlókł ten swój Grabówek na rubieże świata, do dzikich, którzy nie potrafią jednym ruchem odbić korka z butelki , Adam Potrykus:
Na ulicy czterech dzwonków
w wielkim domu o trzech piętrach
mieszka z psem para półbogów
on przystojny,ona piękna.
Rano bierze ją w samochód
gdzieś zawozi, nocą wraca,
potem wnosi ją na rękach
psa zostawia w drzwiach na czatach.
A na mojej łące spokój, pasą się
kłopoty dwa,
moja miłość, której nie mam,
moja bieda, którą mam.
Dziś już piękne nie jest piękne
i przystojny gdzieś wyjechał
w domu inny już ktoś mieszka,
pies pod drzwiami też nie szczeka.
A na mojej łące...
http://www.youtube.com/watch?v=gK-WMO-032A
Na ulicy czterech dzwonków: Izabela Łaskawska, Jerzy Stachura, Janusz Pierzak Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Tą nostalgiczną ale w sumie pogodną , bo obaj autorzy nie chcą nas pozostawić w zbyt minorowych nastrojach piosenką śpiewaną wspólnie przez Izę Łaskawską, Jerzego Stachurę i Janusza Pierzaka zakończyli artyści swój występ.
Tradycyjnie już- bo pamiętajmy, że luty to rocznica urodzin miasta- odbył się mini konkurs na wiersz o tematyce gdyńskiej. Zwyciężył Łukasz Konopka bardzo energetycznym utworem. Czy ten młody peta okaże się poetą, czy kolejnym wierszokratą pokaże dopiero czas. Ja znałem jego dotychczas jako autora niebanalnej twórczości epistolarnej.
http://www.youtube.com/watch?v=JMcJfd-rAuA
Wolnogdynianka 2013: Niezobowiązujący konkurs poetycki na Strychu Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
„Listy, których nie ma do kogo wysłać” i „Krawędź mijania” to tomiki, które na długo zostaną z nami i dzięki nim nie skończymy jak ów Waldemar Orzeł, który: „Chciał ponad wszystko w powietrze się wzbić,/lecz uziemiła go życia nić---” .
Jerzy Stachura i Janusz Pierzak w Cafe Strych, 26.02.2013.