Andrzej, grajek dworcowy ze stacji Gdynia Główna Osobowa*
Każde miasto ma swoje własne, niepowtarzalne kolory. Tworzą je miejsca, sytuacje i, przede wszystkim, ludzie: nietuzinkowi, niecodzienni, zaskakujący swoimi pasjami. Ludzie spoza pierwszych stron gazet, które nas straszą ciągłymi aferami i katastrofami. Ludzie osobni, przynoszący nam małe radości, refleksje , wspomnienia. Ludzie, dzięki którym miasto i my sami stajemy się przez chwilę inni... Jedną z takich osób jest Andrzej Dorzak, uliczny, a właściwie dworcowy, grajek.
Grajków ulicznych jest wielu. Są sezonowi i stali, grają najczęściej na gitarze lub harmoniach, śpiewają. Andrzej gra na gitarze i harmonijce ustnej. Codziennie można go posłuchać na wysokości 4.peronu na gdyńskim dworcu. Gdy słyszę głos jego harmonijki, roznoszący się nostalgicznie po zimnych ścianach smutnego miejsca, przez chwilę zapominam , na moment wyrywam się klaustrofobicznego uścisku królestwa PKP. Rozpoczynam podróż pokrzepiony, wsparty, uspokojony. Rzucam do futerału na dobry dzień, na wróżbę , na szczęście i, przede wszystkim, w podziękowaniu za to, że jest: On, muzyka, chwila magii...
O sobie
Urodziłem się w Krakowie. Z wykształcenia jestem technikiem maszyn poligraficznych.Pracowałem w drukarni, co przypłaciłem zdrowiem. Zmuszony byłem szukać zajęcia, które pozwoli mi przeżyć, bo renta, którą mi przyznano, pozwoli mi głównie umrzeć. Na szczęście nie musiałem długo szukać, bo od dziecka gram. Jeszcze w domu dziecka , coś ok. 1957 roku dostałem pierwszą harmonijkę . Pożyczałem gitary , grałem, słuchałem. Od 1990 roku utrzymuję się z zawodowego grania ulicznego. Wcześniej też grywałem: w hotelach, w knajpach - do kotleta nierzadko. Na Wybrzeże przyjechałem w 1994. Najpierw grałem 1,5 roku, na dworcu gdańskim, teraz od 7.lat na dworcu gdyńskim- najpierw blisko wejścia od strony Morskiej, a teraz przy peronach, z których odjeżdżają dalekobieżne. Mieszkam na Cisowej, w hotelu robotniczym i czuję się tam dobrze.
Gdynia
Jestem krakowianinem, ale Gdynia podoba mi się bardziej. Znam większość polskich miast b.dobrze i uważam, że Gdynia jest miastem niezwykłym. To miasto przyjazne, nowoczesne, "z oddechem". Świetnie położone, wokół mnóstwo zieleni. Nie przeszkadza mi brak tradycyjnego rynku, ratusza, bo to miasto ma inne walory. Jest ciekawe urbanistycznie, czuje się przestrzeń, no i morze...
Muzyka moje życie
Muzyka wypełnia całe moje życie. Żaden z muzyków, żaden z nas, nie cierpi: obowiązków domowych, szefów, nakazów. Muzykowanie to życie cygańskie, które wymusza wybory , w których z reguły zwycięża muzyka. Byłem żonaty, ale musiałem dokonać wyboru. I dokonałem. Sam sobie narzucam dyscyplinę: kładę się spać o 19.00, a wstaję o 3.00 rano. Gram codziennie, przez cały rok, oprócz :1. dnia świąt Bożego Narodzenia i 1. dnia świąt wielkanocnych. W dni powszednie w godz. 6.00-8.00, w soboty od 7-7.30, a w niedziele od ok. 8.20. Kiedy jadę do pracy, zawsze zastanawiam się: jakim utworem zacząć? Jakim blokiem? Codziennie przechodzą w większości ci sami ludzie i nie można im grać w kółko tego samego.
Andrzej Dorzak Gdynia Gazeta Świętojańska
Andrzej Dorzak, grajek z dworca Gdynia Główna Osobowa. Jeśli masz kłopoty z „odpaleniem” filmu, wejdź tutaj
W muzyce szukam harmonii, melodii, współgrania dźwięków i słów. Kiedy słucham niektórych dzisiejszych wykonawców, weźmy choćby takiego Muńka Staszczyka - to aż mnie świerzbi: przecież to grafomania! Gdzie tu piękno, gdzie harmonia? Kiedyś, jeszcze do lat 70. , ważne były słowa - to były po prostu piosenki. Dzisiaj - szkoda gadać.
Słucham i gram wiele rzeczy. Mój repertuar to kilkaset utworów - ok. 14. godzin grania. Gram trochę klasyki ( np. Ave Maria), a w praktyce w repertuarze mam wszystko, co da się zagrać na harmonijce. Wszystko gram z pamięci: nie znam nut, każdego utworu muszę nauczyć się na pamięć. Mam ok. 300. płyt winylowych. Z płyty kompaktowej nie słyszę, nie dam rady ściągnąć do ucha utworu. Nowe utwory przegrywam na kasety, np. z radia.
Mam wielu ulubionych wykonawców, np.:Deana Martina, Ellę Fitzgerald, Louisa Armstronga, Irenę Santor czy No to co (świetnie dobrane głosy - zawsze, kiedy słucham zespołu Piotra Janczerskiego, podziwiam aranżacje i wokale).
Dworce i tunele
Nasz gdyński dworzec jest uciążliwy, bo przewiewny. Na swój sposób, jak na czasy, kiedy był budowany, był ładny. Ładny z wierzchu jest dzisiaj na pewno dworzec gdański, ale w środku, podobnie jak krakowski, został zepsuty. Polskie dworce nie mają klimatu. Co innego np. dworzec w Pradze: tam jest atmosfera.
Widziałem kawałek świata i grałem w wielu miejscach. Kiedy jestem w nowym mieście, wystarczy, że się przejdę 50-100 metrów i już wiem, czy zakotwiczę tutaj na dłużej, czy da się grać w danym miejscu. Np. w Wiedniu wolałem iść 15 km od Kertnera i nawet zapłacić mandat, by usiąść w tunelu, a nie tłoczyć się na głównej ulicy. No i przede wszystkim harmonijka potrzebuje pogłosu: na ulicy, na otwartym powietrzu jest głucha. Chętnie grałem w Odessie na ulicy Deribassowskiej, która prowadzi do słynnych schodów. Ale np. już we Lwowie nie ma gdzie grać. Grałem też w Tallinie, w Niemczech, Włoszech, Francji (Francuzi dobrze rzucają za muzykę!), a w Polsce w: Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Katowicach, Poznaniu, Szczecinie czy na Kaszubach w Ostrzycach oraz w wielu innych miejscach.
Instrumenty, branża
Moja gitara została zrobiona 20 lat temu we Lwowie. Robił ją 70-letni fachowiec specjalnie, indywidualnie na moją rękę. Od 7. lat mam też dwie chińskie harmonijki z dublowanym gamami, 54 kanałami. Chwalę sobie te instrumenty, mimo że ktoś może powiedzieć, że nie mają marki. Ale dla mnie są one lepsze niż np.przereklamowane hohnery.Grajków ulicznych jest co nieco. Oprócz polskich grajków są u nas też rosyjscy, ukraińscy , litewscy czy łotewscy. Znamy się wszyscy i szanujemy. Kilka razy stroiłem gitarę Witkowi z Atlantydy, ale to i tak nic nie pomaga: Witek jak katował instrument tak katuje. Przyjaźnię się z niektórymi muzykami, a z gdyńskich bliski mi jest szczególnie Nikołaj, grający na guzikowej harmonii w przejściu pod torami SKM koło ul. Śląskiej. Pochodzi z Kirowograda na Ukrainie. Grał przez 20 lat w orkiestrze, a za ostatnie 5 lat nie wypłacono mu ani grosza. Mam nadzieję, że te "cyrki" z wizami nie przeszkodzą Nikołajowi przyjeżdżać do nas.(Redakcja: kłopotów nie ma, Nikołaj będzie u nas za jakiś czas także).
Z punktu widzenia grajka
Ludzie są coraz biedniejsi, co widać gołym okiem. Grałem w wielu miejscach i mam porównanie. U nas ludzie są jacyś szarzy, smutni, zmęczeni, a np. w Austrii, nawet kiedy idą do pracy, są swobodniejsi, nie tak zaganiani. Zawartość futerału też swoje mówi: ludzie coraz mniej kładą.
Jestem muzykiem i chcę żyć. Koncentruję się na grze i nie interesują mnie rzeczy, które dzieją się wokół. Dworzec to moje miejsce pracy. Nie widzę lub nie chcę widzieć tego, co się na nim dzieje. Staram się nie przyglądać, czemu nie powinienem.
Publiczność
Myślę, że mam stałą i wierną publiczność. Zdarzają się czasami zabawne, czy niezwykłe sytuacje. Pamiętam dziewczynę, której uciekł pociąg. Grałem wtedy taki ładny romans rosyjskich Cyganów: "Tylko raz w życiu bywa takie spotkanie". Kiedy usłyszała ten utwór, to rozpłakała się głośno. Po wypłakaniu podziękowała mi i powiedziała, że bardzo jej pomogłem. Innym razem przyszedł mężczyzna, ok. 40-stki, porządnie ubrany, położył 20 zł i poprosił o "Marsz pogrzebowy", a potem sam się położył, złożył rączki i mówi: graj pan!
Chciałem zrobić przyjemność ludziom, dzięki którym żyję i nagrałem 3 płyty CD z własnymi wykonaniami. Trzecią nagrałem specjalnie w tunelu, by była prawdziwa, z takim brzmieniem, jakie lubię szczególnie. Żadne studio, żadne sztuczki - czyste, prawdziwe, uliczne, a właściwie "tunelowe" granie. Rozdaję tę płytę przyjaciołom, jako skromny dowód wdzięczności: za ich datki, za ich obecność, za wsparcie.
Wysłuchał i spisał: Smukły, częsty dworca bywalec.
*Artykuł archiwalny z działu "Gdyńskie, arcygdyńskie", wzbogacony aktualnym nagraniem.