Poeta na krawędzi ? "Krawędź mijania" Janusza Pierzaka
Zbigniew Radosław Szymański
Dobry wieczór!
Witam pięknie.
Miły uśmiech mam na twarzy.
Jeszcze nie wiem!
Dobry wieczór,
co mi jutro się przydarzy!
Janusz Pierzak, *** (Dobry wieczór)
A przydarza się niemało, bo całe życie poety, z tym, że Janusz, będąc człowiekiem dyskretnym i cichym nie epatuje czytelnika wszelką egzystencjalną obrzydliwością, jaką karmi nas współczesna poezja, lecz wybiera to co piękne i budujące. Ta poezja to taki „small jazz”, który może towarzyszyć nam w szarej codzienności, wzbogacając ją i ubarwiając nie wzbudzając jednak reakcji skrajnych.
Poezja „złotego środka”, nawiązująca do horacjańskiej maksymy „carpe diem”, nie pozbawiona jednak głębszej refleksji. Bo nie jest sztuką osiągnąć sedno, eksplorując ekstremalne przestrzenie. Sztuką jest dotrzeć do samego środka naszej dookolności. Tym środkiem jest dla Janusza gdyńska dzielnica Grabówek, skąd: „na końcu leśnej drogi/prześwit/Morze i niebo/zakreślone półwyspem./Odległy gwar ulicy,/zarys portowych żurawi.// Zagubieni w pejzażu/patrzymy w dal z nadzieją,/że obudzi się serce--”
To z tej kruchej wyspy serca Janusz obserwuje rzeczywistość, z ufnością, ale jednocześnie i pod kontrolą rozumu,bo jak czytamy w dalszej części wiersza: „Rozum nie pozwala--”
Kto zna poetę wie, że to nieprawda, bo wiersze Janusza pisane są sercem a nie rozumem, który za niepokojami swego chlebodawcy nie nadąża. Nie roztrząsa racji stanu widząc niegodziwości powszedniości, nie docieka przyczyn, lecz notuje zjawiska, z którymi serce nie słuchając rozumu,zgodzić się nie może: „Blisko ulicy Okrzei,/pod trakcją wysokiego napięcia,/dzieci z Grabówka/grzeją serca płomieniem/opalanych drutów.//Nadzieja w miedzi/unosi się/smugą dymu.//starczy na paczkę cukierków,/lodowy rożek/i życie,/które zostało poczęte/po niewłaściwej stronie torów---”
To przeciwstawienie obu stron torów, tej niesłusznej, skąd swoje obserwacje prowadzi poeta i tej słusznej atrapy dobrobytu, modelowanej przez zadowolone z siebie władze miasta- strony wielkiego, chociaż niczemu nie służącego biznesu, zamkniętego w celi infoboxów- pojawia się u Janusza częściej: „Siedzę przy grabówkowych torach./Pies położył się w trawie./Pociągi mijają się/w połowie drogi do nigdzie.”
Chociaż w tym świecie wszystko, także „i słońce, które/chyli się ku upadkowi”zmierza do niechlubnego końca; to poeta nie pozostawia nas w bezsilnej rozpaczy, lecz pociesza, że właśnie: „Jest nadzieja,/że jutro wzejdzie---” - i na tę chwilę maluje optymistyczny scenariusz: „Wybiegam z domu/i piechotą/idę ku estakadzie pragnień.”
Smutne tylko, że spełnienia tych pragnień trzeba szukać po drugiej stronie torów.
Zostawmy jednak tych, których omamił „Bar pokuszenie”: „kusząc wstydem/chwili sytości” i wróćmy na tę niewłaściwą stronę torów, gdzie niedosyt staje się jednocześnie pełnią, w której: „czas teraźniejszy dawno śpi/otulony kołdrą zdarzeń”.
A niech śpi skoro: „Mieliśmy ponoć piękny sen,/mieliśmy piękny sen.”a w śnie tym: „Pod powiekami nocy/płyną wczorajsze obłoki”, wierni świadkowie piękna i brzydoty żywota naszego poczciwego,w którym to: „wsunąłbym się pod kołdrę/i wymykając się schematom/pożeglowałbym/oceanem twojej urody--”.
To noc, sen, stany oniryczne, sprzyjają kontemplowaniu piękna: „Zamknięty konturem nocy/kreślę profil twojej twarzy/zarys bioder i piersi---”. Chociaż: „Iluzją świt, iluzją zmierzch/złudzeniem my”, i „Na jarmarkach codzienności za dwa grosze/można kupić każdą maskę” to skoro; „Jesteśmy aktorami/obrotowej sceny życia/i każdego dnia/amatorską niewinnością/nasłuchujemy szeptu suflera” warto może; „Na pewno warto na tym świecie/po prostu być---” ?
Wiek, a autor tych strof przekroczył już swoje półwiecze sprawia, że w wierszach tych nie znajdziemy śladów młodzieńczych zrywów, czy tez jałowego buntu, bo skoro; „Mijamy się w przedsionku chwili/na mgnienie oka w oka mgnieniu/Mijamy się, aby po chwili zniknąć” to może wystarczy ten egzystencjalny minimalizm wyrażony w wierszu: „Czeski film i mołdawskie wino”, które to używki „uderzyły mi do głowy/Świat bez takich małych doznań byłby mdły”?
W poezji Janusza nie znajdziemy po-awangardowych zmagań z językiem, ani modnego relatywizmu etycznego i poznawczego. To poezja pogodzenia z ulotnością chwili, wyciszenia porywów duszy i umysłu, swoista „kraina łagodności” ( że pozwolę sobie użyć tutaj terminu zarezerwowanego dla twórczości śpiewających bardów, bo takim właśnie bardem, opiewającym swój skrawek świata, swoje miejsce w kosmosie Grabówka, zdającym relacje z porywów serca i codziennych egzystencjalnych epifanii, Janusz chce być i jest).
Wiele wierszy zamieszczonych w tym kameralnym tomiku poeta wykonuje przy akompaniamencie gitary, pamiętając, że właśnie takiej śpiewanej, czy też melorecytowanej formie poezja zawdzięcza swoje początki. Dla Janusza: „Każda poezja/która może być piosenką/jest piosenką”. Szkoda, że niestety nie każda, przez co poezja współczesna stała się gatunkiem twórczości niszowym.
Janusz, jak pięknie pisze we wstępie do tomiku Jurek Stachura: „piosenkę uskrzydla gitarą”.Wiersze w tym tomiku, jak już pisałem na początku, to poezja „złotego środka” przy tym przemyślnie zebrane, tak, by obok typowych epifanii, krótkich, lapidarnych a jakżeż bogatych w egzystencjalne doświadczenie, można było znaleźć liryczne,w tonacji molowej jak też zdecydowanie durowe, satyryczne- przykładem przesympatyczny wiersz o przygodach nocnego stróża; „Na portierni o rannej porze/przeciągał się Waldemar Orzeł./Zza szyby dostrzegł pusty plac!/Ukradli wszystko! Kurwa mać!!!”.
Jeżeli: „Na jarmarku codzienności za dwa grosze/można kupić każdą maskę”, a poeta uciułał aż sześć groszy, to postanowił kupić od razy trzy maski, dzięki czemu w tym tomiku wiersze sentymentalne, nostalgiczne, przeplatają się z dobrodusznie ironicznymi, wolnymi jednak od nadmiernej złośliwości czy sarkazmu.
Tomik, wydany przez nagrodzone właśnie „Bursztynowym mieczykiem” dla najlepszej organizacji pozarządowej krzewiącej kulturę w województwie pomorskim - stowarzyszenie „In Gremio”- został staranie zilustrowany przez córkę autora Agnieszkę Pierzak, która potrafiła słowom taty nadać adekwatny wyraz plastyczny. „Krawędź mijania”(tytuł tomiku) z podtytułem (wiersze nie do końca z wyboru) z całą pewnością nie jest krawędzią z której już tylko skok w starczą amnezję, bo poeta mimo życiowego doświadczenia wciąż bliski jest sokratejskiego: wiem, że nic nie wiem” i jak nas zapewnia w „Piosence Optymistycznej” zamierza szukać dalej, wciąż niesyty tego, co już poznał: „A ja do końca naprawdę nie wiem,/czy w horyzoncie jest inna dal?”
Janusz nie należy do tych, wcale licznych poetów, „buchalterów” słowa, którzy wiersze liczą, mierzą, księgują gdzie trzeba. To raczej wiersze wybierają jego, rządzą nim, dlatego też, są to wiersze jak czytamy w podtytule, „wiersze nie do końca z wyboru”
Zapraszam państwa do odwiedzenia „Ulicy Sztormowej”, gdzie:
Na ulicy Sztormowej jest wietrznie,
na ulicy Sztormowej jest chłód.
A w tawernie na rogu Zawietrznej
mimo chłodu wydarzył się cud---
http://www.youtube.com/watch?v=P1uuVuvpwtE
Solidarna Gdynia, Koncert bardów, Janusz Pierzak (6:48 - Na ulicy Sztormowej) Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Janusz Pierzak, Krawędź mijania (wiersze nie do końca z wyboru), In gremio, Gdynia 2012