Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Nasz autor

obrazek

Artur Mieczkowski
(ostatnie artykuły autora)

Fotograf, grafik komputerowy....

Dwugłos o zachowaniu i pracy radnych

Opublikowano: 11.12.2012r.

Zachowanie radnych Samorządności poruszyło naszych felietonistów. Zapraszamy do gorącej dyskusji.

Czytaj wszystkie "Dwugłosy"


Marcin Horała*

Czym powinien zajmować się radny?

Ostatnia sesja dała ciekawe przykłady do dyskusji na tytułowy temat. Bo - z jednej strony - została przerwana na półtorej godziny, by radni mogli wziąć udział w uroczystości otwarcia nowego Muzeum Marynarki Wojennej. Z drugiej - pod jej koniec pojawiły się głosy zniecierpliwienia „marnowaniem czasu" przez... zabieranie głosu w dyskusji i zgłaszanie poprawek. Intuicyjnie widzimy, że chyba niektórym pomyliły się priorytety...A więc spróbujmy usystematyzować, czym właściwie moim zdaniem powinien zajmować się radny (w kolejności według priorytetów):

1. Rządzeniem miastem. Niby oczywiste, a jednak w Gdyni brzmi dość obrazoburczo. Tymczasem rada miasta, władza uchwałodawcza, powinna podejmować strategiczne dla rozwoju miasta decyzje. Następnie ich fizyczne wykonanie powierzając prezydentowi wraz jego technicznym aparatem - urzędem miasta.

Jak jest w Gdyni: oczywiście zupełnie na odwrót - to prezydent podejmuje strategiczne decyzje (lub firmuje decyzje podejmowane przez urzędników). Radni stawiani są przed faktami dokonanymi, dostając „odpryski", konsekwencje już podjętych decyzji, jeżeli wymagają one formalizacji w projekty uchwał. Większość radnych ugrupowania rządzącego biernie akceptuje ten stan. Nieliczne aktywniejsze jednostki mają pozwolenie na kreowanie polityki miasta w tematach zupełnie niszowych jak np. młodzieżowa rada miasta czy wybieg dla psów (choć oczywiście należy się im szacunek, iż, choćby i w takich obszarach, wykazują inicjatywę i są w stanie narzucić agendę urzędowi - szkoda, że tylko w takich obszarach). Oczywiście od podejmowania kluczowych decyzji w rządzeniu miastem opozycja jest odcięta i to akurat nic dziwnego, taka jest logika demokracji (choć może nieco razić żelazna polityczna konsekwencja w owym sekowaniu nawet w najdrobniejszych sprawach, połączona z głoszeniem frazesów o apolityczności).

2. Stanowieniem prawa lokalnego. A więc dbaniem o przekładanie owych strategicznych decyzji z punktu 1. na język prawny uchwał. Szczegółowa analiza wpływających projektów, dokonywanie w nich stosownych zmian i poprawek.

Jak jest w Gdyni: znów nie najlepiej. W pracach na komisjach i na sesji panuje niepisane domniemanie kompetencji urzędnika i niekompetencji radnego. Co więcej znaczna część radnych Samorządności ową własną niekompetencje uznaje i konsekwentnie do niej się zachowuje (na zasadzie „ta poprawka wydaje mi się osobiście słuszna, ale jej nie poprę bo mogę się mylić, a urzędnicy na pewno wiedzieli co robią pisząc projekt"). Podobnie trudno obronić się przed podchodzeniem do opinii pracujących w urzędzie miasta radców prawnych jako do ostatecznej, wyłącznej, jedynie słusznej i wiążącej wszystkich wykładni prawa. Mimo iż, przykładowo, nikt z obecnych na spotkaniu radnych nie jest w stanie podjąć polemiki z zarzutami wobec, mimo, iż przedstawiona jest kontropinia równie kompetentnego prawnika - pomimo to stosuje się zasadę „urzędowy radca locuta, causa finta"

3. Współtworzenie lokalnej debaty publicznej. Czyli czynniku niezbędnego aby wybory lokalne nie były fikcją. Bo cóż z tego, że wyborca może postawić krzyżyk na kartce, skoro nie ma wiedzy o co najmniej dwóch alternatywnych wizjach rozwoju lokalnej wspólnoty? Jeżeli nie umie choćby w kilku zdaniach opisać czym się różnią i przyporządkować ich do dostępnych mu opcji? W takim wypadku trudno mówić o rzeczywistym wyborze. Dlatego ważnym zadaniem radnych jest tworzyć lokalną agorę, arenę debaty o sprawach ważnych dla wspólnoty. Zarówno w quasi-parlamentarnej formule na sesji rady miasta, jak i poprzez lokalne media czy inne kanały docierania z przekazem do wyborców.

Jak jest w Gdyni: Ten aspekt działalności radnych jest wręcz aktywnie zwalczany. Zarówno regulamin obrad rady miasta i jak i zwyczajowa praktyka ich prowadzenia dąży do możliwie jak największego skrócenia i ograniczenia debaty. Wychodzenie z informacją o toczących się sporach i dyskusjach do ludzi jest piętnowane i traktowane jako moralnie dwuznaczne „szukanie poklasku", „lansowanie się" itp. Ideałem wielu byłaby sytuacja, w której jedyna informacja o sprawach lokalnych, jaka dociera do mieszkańców, to wersja oficjalna urzędu. Gdynianin ma dostawiać regularnie papkę utwierdzającą go w przekonaniu, że żyje w najlepszym z możliwych miast, a wszystkie podejmowane przez władze decyzje są optymalne i nikt nawet nie pomyśli by je skrytykować.

4. Transmitowanie na władze oczekiwań społecznych. Radni, jako pochodzący z wyboru i teoretycznie przynajmniej zakorzenieni w lokalnej społeczności, powinni być najłatwiej dostępni dla mieszkańców i tym samym stanowić swoisty pas transmisyjny pomiędzy nimi a instytucjami miejskimi. Mieszkańcom może brak być czasu/możliwości/wiedzy by dobrze adresować swoje pomysły, problemy, żądania. Wystarczy że pójdą z nimi do swojego radnego a on już będzie wiedział w jakiej formie i gdzie o nie dalej zabiegać.

Jak jest w Gdyni: w drobnych sprawach średniawo (o czym szerzej w następnym punkcie). W sprawach kluczowych - odpowiedź znamy po przeczytaniu pierwszego punktu. Jeżeli rada miasta nie-rządem stoi, jeżeli tylko biernie akceptuje zapadające poza nią decyzje - to w sposób oczywisty nie może zajmować się przekładaniem społecznych oczekiwań na decyzje (bo zasadniczo decyzji nie podejmuje). Tym samym kierunek pasa transmisyjnego ulega odwróceniu i radni zaczynają transmitować decyzje podejmowane w urzędzie na społeczeństwo. Ponieważ są stosunkowo bardziej znani np. od naczelników wydziałów, częściej to do nich docierają media czy wyborcy - stają się dla nich funkcjonalnymi rzecznikami prasowymi urzędu. Przykład pierwszy z brzegu to ów nieszczęsny Infobox. Nie spotkałem jeszcze „zwykłego" mieszkańca (nie będącego urzędnikiem miejskim wyższego szczebla lub aktywistą Samorządności), który popierał by ten projekt. Wobec Infoboxu dominują dwie postawy - albo że jest to bezsensowne wyrzucanie pieniędzy w błoto, albo że jest kosztowna fanaberia, pomysł może i ciekawy ale którym powinniśmy się zająć po rozwiązaniu szeregu bardziej palących problemów (chociażby białych plam w infrastrukturze). Tymczasem projekt ma się w najlepsze, a bronią go radni, którzy nawet nie mieli wpływ na decyzję o jego powstaniu. Sami siebie redukują do roli rzecznika prasowego świecącego oczami za decyzje podejmowane przez szefa - urząd.

5. Interwencje bieżące - czyli wersja poprzedniego punktu, w odniesieniu jednak nie do decyzji o kierunkach rządzenia miastem, ale do drobnych spraw codziennych. Trzeba załatać dziurę w jezdni? Wysłać patrol straży miejskiej w miejsce gdzie kierowcy notorycznie zastawiają chodnik? Naprawić huśtawkę na placu zabaw? Tego rodzaju sprawy mieszkańcy zasadniczo mogliby zgłaszać sami, ale po pierwsze mogą nie wiedzieć gdzie dokładnie a po drugie nie mieć czasu ani chęci żeby się dowiadywać i docierać do urzędników odpowiedzialnych za daną „działkę". Wystarczy że zgłoszą radnemu a rady będzie interweniował w ich imieniu. To działalność dodatkowa, niekonieczna, ot takie symulowanie społeczeństwa obywatelskiego. Bo w rozwiniętym systemie powinno być tak, że mieszkaniec łatwo i prosto zgłasza problem w urzędzie w dowolnym miejscu, urzędnik na którego trafił, nawet jak akurat nie jest właściwy do tego rodzaju spraw to sam przekaże temat koledze. Po czym obaj, jeżeli interwencja jest słuszna, zadbają by szybko została zrealizowana. A w każdym przypadku - by mieszkaniec dostał w terminie grzeczną i merytoryczną odpowiedź. Obecnie oczywiście tak się nie dzieje, więc może i dobrze, że czasem radny bywa by-passem dla biurokratycznych przeszkód na drodze mieszkańca. To powinno być drobne uzupełnienie podstawowego obszaru działalności radnego,

Jak jest w Gdyni: To jest obszar w którym wielu radnych programowo odcinających się od działań opisanych w punktach 1-4 znajduje upust dla swojej energii. Niestrudzenie chodzą po urzędzie w roli de facto petentów uprzejmie prosząc urzędników by zgodzili się załatać gdzieś dziurę czy postawić huśtawkę - i urzędnicy się godzą albo i nie. Czasami postawa takich radnych przypomina mi tzw. konstruktywną krytykę w czasach PRL (która przy powtarzaniu oficjalnych formuł o tym, że ustrój jest znakomity a pierwszy sekretarz genialny, bezlitośnie piętnowała leniwe sprzątaczki i nieuprzejmych kelnerów). W sumie dobrze jak kelnerzy są uprzejmi, dziury załatane i huśtawki naprawione to nie jest jednak istota działania radnego miasta. Bądź co bądź stanowi jedną z dwóch najwyższych władz tego miasta. Jedną dobrą uchwałą, jedną decyzją w budżecie może załatwić temat stu dziur i stu huśtawek. Musi tylko mieć siłę woli by wybić się na mentalną niezależność i poczuć kompetentnym do decydowania o sprawach, o których powinien decydować.

6. Wszystko pozostałe - a więc uczestnictwo w miejskich uroczystościach, działalność charytatywna czy społeczna. Funkcje reprezentacyjne spokojnie może pełnić kilkuosobowa delegacja rady. Od tego, że kwiaty złoży czy przetnie wstęgę dwudziestu, a nie pięciu radnych, mieszkańcom Gdyni nie będzie się żyło ani odrobinę lepiej. Wszelkie inne obszary działalności, często szczytne i pożądane, nie wymagają jednak pełnienia funkcji radnego. Zbierać środki do puszki, animować zajęcia w świetlicy itp. może każdy z około 200 tysięcy dorosłych Gdynian. Uchwalić uchwałę która np. zapewni środki na funkcjonowanie owej świetlicy może tylko 28 wybranych do rady. Jeżeli poza swoimi obowiązkami znajduje czas na jeszcze inną działalność to świetnie. Jeżeli natomiast owa inna działalność jest traktowana jako ważna część owych obowiązków czy wręcz usprawiedliwienie dla ich niewykonywania - to jest pomieszanie pojęć.

Jak jest w Gdyni: owe pomieszanie pojęć panuje, czego przykładem właśnie przerywanie obrad rady dla obecności na przecięciu wstęgi (jakby nie można było wyłonić delegacji w liczebności nie powodującej zerwania quorum) po to by następnie narzekać że nie warto dyskutować nad projektami czy głosować poprawek bo szkoda na to czasu.

Ja w moim modelu sprawowania mandatu kładę nacisk na sprawy z pkt 1-4, sprawy z punktu 5 staram się załatwiać, choć zazwyczaj z opóźnieniem, bo mam długą kolejkę spraw oczekujących. To (wraz z obowiązkami wynikającymi z innych ról społecznych) powoduje, że na sprawy z pkt. 6 mam czas bardzo sporadycznie.

Chętnie poznam Państwa opinie na temat obowiązków, które powinny być dla radnego priorytetowe.

 

www.horala.pl

*Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.

 

Łukasz Cichowski*

Mamy już dość, chcemy do domu- czyli o tym jak radni Samorządności cierpią na sesji Rady Miasta

Ostatnia sesja Rady Miasta była jedną z najbardziej gorących sesji obecnej kadencji. Podejmowaliśmy wiele kontrowersyjnych uchwał dotyczących głównie zmian w budżecie i polityki żłobkowo-przedszkolnej. O tym powiem w drugiej części felieton, a zacznę od tego co mnie na ostatniej sesji wprawiło wręcz w osłupienie. Mam na myśli skandaliczne prowadzenie obrad przez wiceprzewodniczących Jerzego Miotke i Joannę Zielińską oraz chyba jeszcze bardziej skandaliczne zachowanie niektórych radnych Samorządności.

,,Zmarnowany czas" , ,,stracona godzina" - tego typu okrzyki leciały z ust polityków Samorządności podczas ostatniej sesji Rady Miasta. Przepraszam - to nie są politycy tylko szlachetni społecznicy, których w pocie czoła pracują dla dobra Gdynian. I tak w pocie czoła pracują, że już o godzinie 17.00 czują się znudzeni, znużeni i ogólnie mają poczucie zmarnowanego czasu. Dodam tylko, że sesja Rady Miasta Gdyni zaczyna się zawsze o godz. 12.00, a tego dnia mieliśmy także 1,5h przerwy z powodu otwarcia Muzeum Marynarki Wojennej. Tak więc po 3,5h pracy w pocie czoła na sesji niektórzy radni Samorządności mieli już dość i chcieli do domu. Żałosne i śmieszne zarazem. Używam mocnych słów, ale w jaki inny sposób to skomentować skoro koledzy i koleżanki z Gdańska potrafią pracować na sesji od 9 do 21, a radni Samorządności mają dość o godz. 17 po 3,5 h obrad?!!! Jak można w taki sposób traktować swoją pracę zwłaszcza wtedy gdy zostało się zatrudnionym przez mieszkańców swojego miasta, przez ludzi którzy nam zaufali? Przypomnę tylko, że udział w sesji Rady Miasta to jeden z najważniejszych obowiązków w pracy radnego, pracy za którą co miesiąc pobieramy wynagrodzenie, zwane dietą. W takich chwilach jeszcze bardziej brakuje oficjalnego nagrywania sesji i zamieszczania nagrań na stronie miasta, ponieważ wyborcy powinni mieć możliwość oceny i wyciągnięcia odpowiednich wniosków. Teraz coraz bardziej jasne staje się dlaczego Samorządność boi się kamery i głosowania imiennego jak diabeł święconej wody. Gdyby nagrywano sesję mieszkańcy mogliby zobaczyć, którzy radni są wypaleni i czują, że podczas sesji marnują czas i wówczas przy najbliższych wyborach mogliby zwolnić tych radnych z tego jakże przykrego i dokuczliwego obowiązku.

Równie ,,dobry" popis dali wiceprzewodniczący Rady Miasta Jerzy Miotke i Joanna Zielińska, którzy pokazali jak nie należy prowadzić obrad. Nigdy nie sądziłem, że będę kiedykolwiek tęsknił za Stanisławem Szwabskim, ale wówczas podczas sesji naprawdę mi go brakowało. Prawdą jest, że docenia się człowieka dopiero wtedy kiedy nagle okazuje się, że może być jeszcze gorzej, choć w gruncie rzeczy marne to pocieszenie i słaby komplement dla docenionego. Na ostatniej sesji mieliśmy do czynienia z całkowitym brakiem szacunku do radnych (oczywiście opozycji) - pokrzykiwania, niedopuszczanie do głosu, pogardy dla składanych poprawek, popędzania ( bo przecież jest późna godzina - tzn.17.00-17.30). Do tego doszło jeszcze łamanie regulaminu. W imieniu Klubu Radnych poprosiłem o 10-cio minutową przerwę ( zgodnie ze Regulaminem Rady Miasta Gdyni każdy klub ma prawo do jednej, 15 minutowej przerwy w dowolnym momencie obrad), i dopiero po długich przepychankach prowadzący obrady Wiceprzewodniczący Miotke łaskawie dał nam zamiast 10 minut zaledwie 1 minutę przerwy. Regulamin Rady Miasta mówi również o tym, iż w przypadku kilku poprawek do uchwały w pierwszej kolejności głosuje się tę najdalej idącą, ponieważ w przypadku jej przyjęcia nie ma sensu głosować pozostałych. Prowadzący obrady długo nie akceptował tego zapisu regulaminu ( może w ogóle nie był świadomy jego istnienia) i dopiero po długich przepychankach uległ. Reasumując zarówno prowadzący obrady jak i niektórzy radni Samorządności na sali dali popis nieudolności, niekompetencji i arogancji.

Podczas ostatniej sesji procedowane były dwie uchwały zgłoszone przez Klub Radnych PO RP w następujących sprawach:
 wysokości opłat za wpis do rejestru żłobków i klubów dziecięcych - druk 4.15 (http://www.gdynia.pl/g2/2012_11/61195_fileot.pdf)
 wysokości i zasad ustalania dotacji celowej dla podmiotów prowadzących żłobki i kluby dziecięce na terenie miasta Gdyni - druk 4.16 (http://www.gdynia.pl/g2/2012_11/61194_fileot.pdf)

Niestety Klub Samorządności nie zdecydował się na przyjęcie tych dwóch, bardzo prorodzinnych uchwał. Miesiąc temu ten sam klub przedłożył Radzie Miasta program ,,Gdynia rodzinna", który zawierał szereg bardzo ciekawych rozwiązań czyniących z Gdyni miasto przyjazne dla rodzin. Jednakże nie zostały tam zawarte żadne konkretne rozwiązania realnie wspierające gdyńskie rodziny. Tym realnym i bardzo potrzebnym wsparciem nie jest bowiem przecież wyznaczenie szlaków spacerowych czy ścieżek rowerowych. Tymczasem gdy opozycyjny klub złożył projekt, który realnie poprawi kwestie dostępności do żłobków, radni Samorządności go odrzucili. Nasz projekt zawierał postulat dotacji dla prywatnych podmiotów prowadzących żłobki pod warunkiem ich wpisania do rejestru żłobków. Uchwały zapewniały zwiększenie liczby miejsc w żłobkach, zmniejszenie kosztów ponoszonych przez rodziców za miejsce dziecka w żłobku oraz bezpieczeństwo - możliwość otrzymania dotacji pod warunkiem wpisania do rejestru, to bezpieczeństwo zwiększa, gdyż wtedy żłobek podlega kontroli ze strony miasta i musi spełniać określone warunki.

Po raz kolejny zmienialiśmy również budżet na rok 2012. Klub Radnych PO RP znów zmuszony był głosować przeciw tej uchwale. Argumentów dla takiego głosowania było kilka m.in. rezygnacja z budowy Parku w Chwarznie, a także zdjęcie kolejnej kwoty przeznaczonej na remont ulicy Morskiej ( inwestycja znów jest jeszcze bardziej przesuwana). Jednakże głównym argumentem do głosowania przeciw było przyznanie kolejnej kwoty pieniędzy dla Forum Kultury na budowę Infoboxu. Oczywiście czysto technicznie i księgowo kwota ta nie ma być przeznaczona na budowę Infoboxu, ale oczywistym jest, że to właśnie ta inwestycja i związane z nią wydatki doprowadziły do utraty płynności finansowej przez te spółkę i konieczność jej dokapitalizowania. Klub Radnych PO RP od samego początku sprzeciwiał się tej bezsensownej inwestycji i w związku z tym konsekwentnie sprzeciwia się dalszym zwiększaniu wydatków na ten cel.

To tyle o tym co było na sesji, a na koniec czas spojrzeć w przód. Wielkimi krokami zbliża się moment, w którym Rada Miasta podejmie uchwałę o wysokości i sposobu naliczania tzw. podatku śmieciowego. Władze Gdyni proponują naliczenie jej wg tzw. metody ryczałtowej, czyli wprowadzenia jednej stawki dla wszystkich gospodarstw domowych, niezależnie od tego ilu mieszkańców je zamieszkuje. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że planowane przez Gdynię wprowadzenie opłaty ryczałtowej jest zasadne i rozsądne. Tylko, że czasami pozory mylą. Jest to rozwiązanie dla miasta najprostsze do wprowadzenia, ale czy najlepsze? Z pewnością ani nie najlepsze, ani najbardziej sprawiedliwe. Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że właśnie najbardziej niesprawiedliwe. Czy to, że gmina sądzi, iż nie będzie potrafiła sobie poradzić z systemem opartym na innych metodach naliczania opłaty, oznacza że mamy akceptować system niesprawiedliwy? Oczywiście, że nie. To troszkę tak, jakby firmy dostarczające prąd wystawiały taki sam rachunek dla każdego mieszkania w danym bloku niezależnie od tego ile zużywa prądu, tylko dlatego że dzięki temu nie trzeba by było instalować, a następnie sprawdzać liczników w każdym mieszkaniu. Gmina powinna wybrać metodę najlepszą dla mieszkańców, a nie dla siebie. Dlatego będę do samego końca gorącym zwolennikiem ustalenia opłaty wg liczby mieszkańców, ponieważ to człowiek produkuje śmieci, a nie metry kwadratowe albo pseudo-sprawiedliwy ryczałt. Aktualnie Sejm pracuje nad nowelizacją ustawy umożliwiającą łączenie kilku metod. Czy to sprawi, że władze Gdyni zmienią zdanie i odstąpią od ryczałtu? Osobiście wątpię, ale nadzieja umiera ostatnia. Zdecydowana większość dużych miast takich jak Gdynia wprowadza inne, bardziej sprawiedliwe metody. Tak więc jeszcze jest czas - nigdy nie jest za późno na nawrócenie.

 

www.lukaszcichowski.pl

*Łukasz Cichowski w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Platforme Obywatelską.