„Poeci Poecie”- Andrzejowi Krzysztofowi Waśkiewiczowi koledzy po piórze.
Zbigniew Radosław Szymański
„Nulla dies sine linea” - tej maksymie greckiego malarza Apellesa, przekazanej potomności w zlatynizowanej wersji przez Pliniusza Starszego wiernym pozostawał przez całe pracowite życie Andrzej Krzysztof Waśkiewicz: „dzień się zaczął jak zdanie/dzień się zamknął jak zdanie”.
Między tymi zdaniami pisze się cała epopeja życia i historia ludzkości, tej pascalowskiej trzciny, podmiotu, który: „otwarty jakbyś był jedną wielką raną/cały na zewnątrz tak ogromnie samotny”.
Samotny, bezbronny wobec otaczającej go rzeczywistości, tęskniący za nieznanym, które wabi widokiem pośpiesznych pociągów mknących w niezbadaną przestrzeń: „lgniesz/ do widoków pospiesznych piszesz/inskrypcje na smugach dymu”.
Poeta nie ma złudzeń i nie chce mamić łatwymi obietnicami. Jest szczery: „...umierasz/powoli lecz nieustannie// i gdybyś mógł zaufać//wesprzeć się chociażby/o małą gwiazdkę przebiśniegu...” -a te dekoracje, w których ten strzelisty akt odwagi ma miejsce, nie mogą być pomocne. To tylko złudne bibeloty a jedyną rzeczywistością jest: „... strumień głosów nieustanny/strumień;głosy/umierających;umarłych;popiół/światła”.
Świat Waśkiewicza to świat wskrzeszony z rozpadu, wznoszony na ruinach, Feniks odradzający się nieustannie z popiołów, by w ruinę i popiół na powrót obrócić się. Tym, co go scala, hierarchizuje,nadaje jakiś przynajmniej chwilowy sens jest ludzka myśl- myśl zdolna przetrwać kataklizm zagłady. Ludzka pamięć, która z tej naszej onirycznej wędrówki: „ śnią się bezludne sny obrazy i zdania/...śnią się bezludne sny obrazy i zdania/strzępy rozmów fragmenty przeczytanych wierszy” - stara się coś wynieść, zdając nie mniej oniryczne sprawozdanie: „i cichy zachwyt mijającym światem/i dźwięczne zdanie które się przyśniło”. Zdanie, to co było pierwsze u zarania budzącego się dnia poety, towarzyszy mu nieustannie stając się jedyną pewną, nie podlegającą dewastacji rzeczywistością. Bo reszta to tylko ruiny wznoszone z ruin: „ruiny/rosnące z ruin rozgwieżdżone niebo”.
Poeta zgadza się z Calderonem iż „życie jest snem” w niczym to jednak nie usprawiedliwia człowieczej bezradności i opieszałości w tym onirycznym chaosie. Nawet jeśli: „to się wyłania z tego zgiełku:ciemność/splątane języki ognia szept/cichy szept i płacz/nic więcej...”- to człowiek jest tym Demiurgiem zdolnym budować z ruin, tworzyć z ołowianych chmur, wysyłać dymne znaki naszego tu pobytu. Ciekawe u Waśkiewicza jest to, że nie ułatwia sobie tych zapasów z materią egzystencji przywoływaniem Boga. Bogiem poety jest człowiek i respekt budzi ta wielka wiara, iż nieustanną destrukcję musi zrównoważyć trud tworzenia. Przy ogromnym sceptycyzmie Waśkiewicza bliska już droga do nihilizmu, ale właśnie ta głęboka wiara w siły twórcze człowieka nie pozwala sceptycyzmu zamienić w cynizm, co jest charakterystyczne dla poezji wielu młodych i zapalczywych poetów.
Motywem, który nieustannie w tej poezji przewija się jest wojna. Z metryki wynika, że autor musiał chłonąć jej grozę jako bardzo małe dziecko, co być może właśnie wzmocniło traumę przeżyć, odciskając na myśleniu poety niezatarte piętno: „jeden ze snów dziecięcych:/eskadra/ogromnych wstrzymanych w locie bombowców/śniąc wiedziałem/że przecież ruszą/ale jeszcze/trwały w bezruchu/i patrzyłem na nie/śniąc i wiedząc że śnię”- powraca wciąż sennym majakiem. Chociaż te samoloty ze snu nie ruszyły, pozostały trwałym ostrzeżeniem w umyśle chłopca, który: „idzie brzegiem rzeki/łąką cudowną jak świat co właśnie ocalał/- ale on o tym nie wie//ocalał przypadkiem i w tym także/podobny do świata/- nic nie wie o tym//by mógł tu iść/trzeba było milionów śmierci gruzów/miast traktorów które rozpalą/nowe pożary”.
Gorzka to wiedza otrzymanego w spadku dziedzictwa. Jak je zagospodarować, jak sobie poradzić z sinusoidą wzlotów i upadków kolejnych pokoleń? Wyjściem dla Waśkiewicza jest zaufanie temu, co trwa w pamięci kodem genetycznym, co przypomina się w chwilach epifanii lub buduje ów scenariusz: „śnią się budowle sny obrazy i zdania” - a więc przestrzenie, których nie dotknął jeszcze szósty dzień stworzenia, lub może, co bardziej prawdopodobne, które późniejsze wieki zniszczenia doprowadziły do ewangelicznego prapoczątku, gdy „na początku było słowo”.: „śniąc powtarzałeś je i śniąc zapomniałeś/zdania układane w pamięci/w tylu wersjach że/sens się zagubił i dźwięk/się zatarł...”.
Paradoksem jest , że poeta będąc ateistą raz po raz ociera się o metafizykę, tworząc własną religię, antropocentryczną, w której bogiem jest ludzki umysł i doświadczenie pokoleń.
W jednym z wierszy, myślę kluczowym dla zrozumienia twórczości i biografii poety, Waśkiewicz pisze: „po wypalonych schodach wypalonego domu/wchodzi chłopiec/i tak idzie/lata mijają a on idzie/i za nim/snuje się dym i nie rozprasza się i schody/ciągną się/nieskończone/i tak idzie ten chłopiec po wypalonych schodach/wypalonego domu/idzie i idzie”.
Dzisiaj wiemy, że te schody już się dla poety skończyły. Czy rzeczywiście skończyły, jak pewnie Waśkiewiczowi rygor intelektu i dyscyplina rozumu kazała przypuszczać, wie teraz najlepiej on sam. Zmarł, 11 lipca 2012 roku po ciężkiej chorobie do samego końca pozostając wiernym przytoczonej maksymie greckiego malarza, ale pozostali poeci, dla których był jakżeż często surowym, lecz sprawiedliwym ojcem. Oni wierzą, że te schody będą trwały dalej, podtrzymują więc pamięć o spuściźnie poety i myśliciela, niestrudzonego kronikarza życia poetyckiego kilku polskich pokoleń twórców. Człowieka instytucji, redaktora(wraz z J. Leszin-Koperskim) serii tomików poetyckich „Generacja” poetów debiutujących w latach siedemdziesiątych, prezesa GTPS, oraz redaktora naczelnego literackiego dwumiesięcznika „Autograf”.
Poeci poecie cóż mogą więcej niż przypominać jego wiersze? W sali Ratusza Staromiejskiego w Gdańsku, 23 listopada miało miejsce spotkanie ze spuścizną A.K. Waśkiewicza, podczas którego poeci: Ewa Miłek, Bożena Ptak, Gabriela Szubstarska, Ewa Poniżnik, Henryk Lewandowski, Andrzej Fac, Paweł Baranowski, Wojciech Boros, Sławomir Płatek, Władysław Zawistowski, Piotr Szczepański oraz aktor Jerzy Kiszkis czytali wiersze zmarłego kolegi po piórze, wybrane i w zgrabny scenariusz oprawione przez Gabrielę Szubstarską oraz Piotra Szczepańskiego. Muzycznie spotkanie uświetniła wiolonczelistka Anna Sawicka a o poecie opowiadali Piotr Szczepański oraz Władysław Zawistowski. Poeta i przyjaciel A.K. Waśkiewicza, Bohdan Wrocławski, przeczytał swój wiersz poświęcony zmarłemu Jędrkowi(tak nazywała Andrzeja matka).
Te spóźnione nieco Zaduszki poświęcone twórcy, który czuł w sobie siłę demiurga i wierzył w trwałość i potęgę swojej pracy: „zbuduję teraz drzewo od korzeni/najpierw w szklistym powietrzu wytnę jego profil//że aż zaszumi aż się zakorzeni/w mojej źrenicy nowy widok drzewa//jest tak jedyne i stoi tak twardo/że las imienia jego nie powtórzy//korą porasta aż po gniazdo wite/ przez ptaka który teraz dopiero zaśpiewał//a jeśli soki pod tą korą płyną/to są z mojego wzięte krwioobiegu” - pozwalają nam wierzyć, że poezja A.K. Waśkiewicza przetrwa koniunkturalne mody, bowiem:
„to drzewo stoi choć ze mną już sprzeczne/i ani myśli w biały popiół odejść”.
zobacz zdjęcia ze zdarzenia tutaj