Marcin Horała*
Poczet radnych gdyńskich
Na sesji było głównie o budżecie. Temat ważny i ciekawy, ale regularnie powracający, więc pewnie jeszcze nie raz o nim napiszę. Tymczasem zainspirował mnie felieton kolegi Zygmunta, który klasyfikował formy radnych opozycyjnych. Skoro tak, to ja sobie teraz poklasyfikuje radnych Samorządności.
Zygmunt radnych opozycji zawarł w czterech postaciach: zatwierdzacza, poprawiacza, harcownika i czajnika – odnosząc je bardziej do postaw, niż do konkretnych osób. Ja również pozostanę przy tego rodzaju opisie, choć niewątpliwie pewne osoby działają na tyle jednowymiarowo, że pasowałyby jako egzemplifikacja danego typu. Forma męska i liczba pojedyncza przyjęta dla wygody, za danymi typami mogą kryć się równie dobrze kobiety lub większe liczebnie grupy.
Oto więc poczet gdyńskich radnych (Samorządności):
Cwaniak – w ogóle to raczej Cię lubi (oczywiście dopóki mu nie nadepniesz na odcisk). Z założenia trzyma z wygranymi, więc dobrowolne opowiedzenie się po stronie przegranych, czyli opozycji, jest dla niego pewnego rodzaju fenomenem. Albo dowodzi złej kalkulacji politycznej – i wówczas podchodzi z troską i serdecznością, aczkolwiek podszytą lekkim szyderstwem i poczuciem wyższości, albo oszołomstwem – wówczas unika jak ognia. Raczej mało aktywny na sesjach, choć czasem coś powie żeby nie było, że nie zabrał ani razu głosu – to może zaszkodzić w następnych wyborach. Lubi pozować na wybitnego eksperta w jakiejś dziedzinie (to dobra pozycja do dalszych awansów).
Człowiek-zagadka – nie wiadomo skąd się wziął w radzie i nie wiadomo po co w niej jest. Zazwyczaj siedzi z kamienną twarzą, aktywność na komisjach minimalna, na sesji zerowa. Taki mega-czajnik.
Ufoludek – też właściwie nikt nie wie skąd się wziął, ale w przeciwieństwie do „wyznawcy” i „człowieka-zagadki” ma wyraźnie jakiś tam swój świat tyle, że zasadniczo rozbieżny z tym, w którym żyje większość ludzi. Przejawia więc aktywność na poziomie śladowym, wtedy gdy owe światy się zazębią – wówczas jednak, gdy już się odezwie, są to tzw. mocne wypowiedzi, podczas których obecni na sali ostatkiem sił utrzymują powagę, studiują zawzięcie wzór plam na butach, względnie popadają w gorzką refleksję: dlaczego spośród czterdziestu milionów Polaków to właśnie ich Bóg pokarał koniecznością słuchania przemówienia Ufoludka.
Wyznawca – wodzi maślanymi oczami za prezydentem Szczurkiem. Zasadniczo się nie udziela na forum komisji czy na sesji – za to półgłosem komentuje na swój użytek wystąpienia innych. Wystąpienia prezydenta ochami i achami, wystąpienia innych członków Samorządności dyskretnymi pomrukami aprobaty, wystąpienia radnych opozycji niedyskretnym śmiechem lub okrzykami oburzenia. Zachodzi podejrzenie, że gdzieś w domu ma ukryty pokoik ze stosownym ołtarzykiem zbudowanym ze starych plakatów i ulotek Samorządności.
Wypalony – Kiedyś coś znaczył, o coś grał, miał swoją frakcję, zajmował stanowiska i tak dalej. Niestety przegrał, frakcja mu się wykruszyła lub ją wycięli, a on sam dogorywa politycznie na przyznanym z Pańskiej łaski mało znaczącym stanowisku. Czasem ma przebłyski dawnej świetności i próbuje wybić się na niepodległość, na przykład głosując inaczej niż klub – ale piorunujący wzrok prezydenta wystarczy, żeby szybko podniósł rękę kiedy trzeba. Stara się normalnie pracować poza sesją, ale często popada w marazm i melancholię, pewnie z powodu refleksji nad własnym położeniem na bocznym torze.
Młody Wilk – Swoista hybryda Cwaniaka z Wyznawcą. Być może jest to po prostu początkujący Cwaniak, który jeszcze do niczego nie doszedł i jest, jak mawiają Amerykanie, hungry to be rich. Ma parcie na karierę tak duże, że nie zachowuje zdystansowania Cwaniaka i popada w gorliwość Wyznawcy – w przeciwieństwie do tego drugiego stara się jednak dać zauważyć. Głównie poprzez dawanie odporu zaplutym karłom z opozycji. W ogóle opozycja to dla niego samo zło, co zdecydowanie utrudnia codzienną współpracę, szczególnie na posiedzeniach komisji. Tam gdzie większość samorządnościowej ekipy jest otwarta na dyskusję i różne pomysły tam Młody Wilk pryncypialnie od razu odrzuci wszystko, co nie zostało zatwierdzone przez wiadomy klub. Lub jeżeli klub się jeszcze daną sprawą nie zajął odrzuci na wszelki wypadek.
Olewacz – ma to wszystko głęboko. Głosuje jak mu każą bo od tego zależy jego dieta w przyszłej kadencji i unika dyskusji bo przez to dłużej się siedzi w Urzędzie zamiast zająć czymś ciekawszym. Czasem sprzeda jakąś ploteczkę czy newsa z kręgów władzy – ot tak dal zabicia nudy i podtrzymania konwersacji. Świetny kompan do kuluarowych pogaduszek przy nudniejszych punktach porządku dziennego.
Społecznik – zazwyczaj gdzieś się udziela lub udzielał, np. w radzie dzielnicy albo jakimś stowarzyszeniu. Zależy mu na jakimś wycinku merytorycznym lub terytorialnym i w innych sprawach głosuje i popiera Samorządność, bo się nie zna, a ma kredyt zaufania. Zazwyczaj prędzej, czy później zalicza zderzenie z klubem na owym interesującym go obszarze i wówczas ze zdumieniem odkrywa, że jest zmuszony zachowywać się wbrew swoim pasjom i przekonaniom. Uwaga: w miarę upływu kadencji gatunek coraz rzadszy, grozi mu wyginięcie. Dalsza ewolucja Społecznika prowadzi zazwyczaj w kierunku Cwaniaka, Wypalonego lub Olewacza.
Niezależny – z początku zazwyczaj kozaczy i pokazuje, jaki to on Niezależny jak ma własne zdanie na różne tematy i ogólnie działa i się stara. Bardzo podobny do Społecznika, tyle że nie koncentruje się na swojej „działce”. Kończy zazwyczaj również tak samo jak Społecznik w chwili, gdy nadzieje się w swojej Niezależności na „ostrza potężnych szermierzy”. Najczęściej kończy jako Cwaniak.
ZZ Top – jedyny w swoim rodzaju, czytelnicy „Gazety Świętojańskiej” znają go tak dobrze, że nie ma co opisywać.
*Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.
www.horala.pl
Zygmunt Zmuda Trzebiatowski*
O klasyku i połowinkach
Chyłkiem milczkiem, minął dziesiąty rok mojego rajcowania, a z nim połowa kolejnej kadencji. Jest to dobry czas na podsumowania i spojrzenie z pewnej perspektywy na funkcjonowanie naszej rady – dystans zyskany podczas trzech kadencji już na to pozwala. Zanim jednak pokuszę się o podsumowanie na poziomie ogólnym, wypada zająć się przebiegiem ostatniej sesji i podzielić się swoimi refleksjami.
Otóż, po pierwsze: niespodziewanie i z zaskoczenia stałem się klasykiem. Gdy prominentny działacz Platformy Obywatelskiej rozpoczyna swoje wystąpienie od cytatu z mojej wypowiedzi, to jest już ten moment, w którym trzeba stanąć w prawdzie i uznać swój status. Gdy potem publikacje w prasie lokalnej noszą tytuł trawestujący tę samą wypowiedź, widać, że nie był to wypadek przy pracy, tylko mamy do czynienia z pewnym zjawiskiem;) Tytułem wyjaśnienia: pan radny Szemiot przypominał moją wypowiedź dotyczącą budżetu miasta Gdyni na rok 2008, który porównałem do książki „Rozważna i romantyczna”, by następnie skupić się na udowadnianiu, że romantyzmu było w tym dokumencie znacząco więcej niż rozwagi. Teza to dyskusyjna i ja się z nią nie zgadzam, natomiast zdziwiło mnie co innego – nie tylko w tej wypowiedzi, ale także mego przemiłego kolegi z Chyloni – Marcina Horały, a mianowicie to, że obaj panowie koncentrowali się nie na rozmowie o przyczynach zmian w tegorocznym budżecie, ale na zmianach w aspekcie księgowym. Obaj panowie traktowali bowiem aktualizację budżetu jako operację taktyczną mającą na celu poprawę wskaźników jego wykonania i jako narzędzie utrudniające opozycji surowy sąd nad prezydentem podczas sesji absolutoryjnej. Bo skoro prezydent miał zrobić i nie zrobił, to w budżecie powinno nadal być napisane, że zrobi,by potem, kiedy już nie zrobi, można mu to było wytknąć, a może nawet i pogrozić po gombrowiczowsku palicem, skarcić, zganić a może nawet i z oburzeniem ryknąć.
Nie było pytań o przyczyny opóźnienia wydatkowania środków na monitoring ani na stadion, nie było prośby o wyjaśnienie sytuacji ulicy Bosmańskiej, były tylko stęki statystyczno – sprawozdawcze. A przecież, na dobrą sprawę, budżet to tylko narzędzie (sformalizowane i sparametryzowane, a jakże) służące do zapisania i zawarcia celów, które chcemy realizować i wyzwań, z którymi się mierzymy. Szkoda, że o nich akurat było tak niewiele. Myślę – może błędnie – że obywatela naprawdę niewiele interesują wskaźniki, za to dużo bardziej konkretne cele, zadania i aktualny stan ich realizacji. W tym kontekście martwi mnie wolne tempo realizacji zadania: Bosmańska, a wskaźniki mam – powiedzmy delikatnie – w poważaniu. Wskaźniki potrzebne są służbom księgowym, a mieszkańcom – konkrety. I w tym kontekście mam dla radnych opozycji dobrą wiadomość: faktu niezrobienia Bosmańskiej w roku 2008 żadne korekty w budżecie nie zmieniają i temat ten zapewne nadaje się na dyskusję absolutoryjną, oczywiście w oparciu o pełną wiedzę o przyczynach opóźnienia oraz obserwacje, jak problem ostatecznie rozwiązano. Proponuję zatem, byśmy na forum rady rozmawiali o mieście i jego problemach, do wskaźników odwołując się przy konieczności zilustrowania stawianych tez, a nie odwrotnie – machali wskaźnikami, z konieczności szukając przykładów na ich potwierdzenie. Inaczej wyjść może na to, że rację miał wiceprezydent Marek Stępa, podsumowując wywody kolegów z opozycji tytułem innego z dzieł Jane Austin: „Duma i uprzedzenie”.
Co ciekawe, był to w zasadzie jedyny punkt sesji, który wywołał większe emocje. Nie odnotowałem ich przy uchwalaniu kolejnego planu zagospodarowania (tym razem na terenie części Małego Kacka), ani przy przystąpieniu po sporządzania kolejnego (okolice góry Donas), który ma szansę z wyprzedzeniem i dużą perspektywą czasową zarysować plan rozwoju tej części miasta, ani nawet przy uchwalaniu programu ochrony środowiska przed hałasem – choć dokument taki opracowano po raz pierwszy w historii miasta. Dyskusja, choć w mniejszej skali, powróciła przy uchwałach ustalających wysokości opłat w żłobku i przedszkolu, a to za sprawą przygotowanych, choć chyba nie do końca przepracowanych propozycji poprawek zgłoszonych przez radnego Krzyżankowskiego. O sile argumentacji radnego PO niech świadczy fakt, że zaproponowane przez niego poprawki poparły 3 osoby, gdy sam klub Platformy liczy sześciu radnych. Tyle o sesji.
A co na półmetku kadencji?
Według mnie, tymczasem to najbardziej udana z tych, które dane mi było współtworzyć. Udana dla mnie, co pewnie mniej istotne, ale udana oceniając całościowo. Po pierwsze, uważam, że jej skład osobowy jest znacznie mocniejszy niż w latach poprzednich, szczególnie po stronie opozycji. Widzę to na sesjach, ale także na posiedzeniach komisji. Widzę i wysoko oceniam. Także w klubie „Samorządności” pojawiły się bardzo ciekawe osoby, wiele wnoszące do naszych klubowych dyskusji i decyzji. Z kolei kilka osób, które w poprzedniej kadencji zbierały doświadczenia, w tej wyraźnie nabrały wiatru w żagle i zaczęły przejawiać inicjatywę i generować ciekawe, autorskie pomysły, zyskując dla nich poparcie – tu chciałbym wskazać na radnego Andrzeja Kieszka.
Dużo większe znaczenie niż w latach poprzednich zyskała Komisja Gospodarki Komunalnej i nie sądzę, że zdecydował o tym fakt mojego przewodnictwa, ale raczej systemowe zajęcie się częścią tematów i zdjęcie z nich odium doraźności politycznej. Wreszcie udało się doprowadzić do powstania listy rankingowej dróg gminnych i konsekwentnego realizowania tematów na niej zawartych, a teraz przed nami podobny ranking, jeśli chodzi o kanalizację. Na pewno najmocniejszym punktem tej kadencji są gigantyczne inwestycje drogowe – Trasa Kwiatkowskiego stała się symbolem wielu lat starań i bezdyskusyjnego sukcesu miasta, osiągniętego czasem nawet wbrew wielu decydentom, a ulica Janka Wiśniewskiego trwale zmieniła krajobraz tej części miasta.
Paradoksalnie jednak, ja najwyżej sobie cenię cichą pracę realizowaną w ostatnich latach na polu pomocy społecznej – i nie mam na myśli wypłat zasiłków ani tego rodzaju rozdawnictwa, ale potężną reformę zasad działania Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i instytucji z nim współpracujących. Przejście na model projektowy, odważne promowanie nowoczesnych form pracy socjalnej, ekspansja rodzinnych domów dziecka, projekty rewitalizacyjne i aktywizacyjne, twórcza praca z bezdomnymi i otwartość na współpracę z organizacjami pozarządowymi – to wszystko robi wrażenie, a każda z tych kwestii warta jest odrębnego artykułu. Nie przez przypadek czasopismo „Wspólnota” potraktowało gdyńskie rozwiązania jako modelowe, pionierskie i warte popularyzacji i poświęciło im jedno z wydań. Zresztą, każdy kto poznał ekipę tworzącą obecny zarząd MOPS wie, jak bardzo nie pasuje ona do stereotypu urzędników zajmujących się pomocą społeczną – to raczej świetne połączenie wizjonerów i strategów. Myślę, że efekty tej pracy za moment dojrzą nawet osoby na co dzień nie zajmujące się tą tematyką. Oczywiście, zamieszanie wokół ośrodka na Wejherowskiej robi zły klimat wokół tej sfery, ale jak zwykle - informacje sensacyjne – prawdziwe, czy nie - przebijają się łatwo, a pozytywne dzieją się w ciszy.
Dwa lata to dużo, ale jednak tylko połowa. Biegacza na trasie biegu nie rozlicza się ze stylu, tylko z końcowego wyniku, a międzyczasy nie dają praktycznie żadnej podstawy, by prognozować końcowy rezultat. Każda strategia jest przecież o tyle dobra, o ile przynosi oczekiwane rezultaty, dlatego też odpowiedzialnej oceny tej kadencji będzie można dokonać dopiero u jej schyłku. Szkoda tylko, że będzie trzeba to realizować w rwetesie i hałasie kampanijnych zmagań, ale tak widać już musi być.
*Zygmunt Zmuda Trzebiatowski jest radnym okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia). Reprezentuje Samorządność.
trzebiatowski.blox.pl