Jedziemy! Crazy Killer rozkochał w sobie Gdynię
Aleksandra Rzewuska
Takiego koncertu Gdynia już dawno nie widziała. To, co Sealhenry, czyli Seal zrobił z publicznością w Hali Sportowo-Widowiskowej, żaden wokalista, ani żaden zespół nie zrobił nigdy wcześniej. To była prawdziwa gratka dla fanów wokalisty ale również niezwykły pokaz artystycznej szczerości.
Początkowo zdziwił mnie fakt, że na sali wszystkie miejsca są numerowane. Pomyślałam sobie z pewną przykrością, że w końcu bilety drogie, a na scenie gwiazda wielkiego formatu, to i koncert będzie statyczny, bliższy kameralnemu. Gdy Seal wkroczył na scenę i zaczął śpiewać, wszyscy siedzieli, grzecznie podrygując nóżkami do rytmu. Po drugim kawałku piosenkarz chyba się trochę zirytował, bo tańcząc i próbując przekazać swoją energię publiczności, był już cały zlany potem. A publiczność? Nawet nie drgnęła! W pewnym momencie zeskoczył nagle ze sceny i przebiegł całą halę, przytulając szczęśliwe dzierlatki w różnym wieku, „przybijając piątki" i uśmiechając się do wniebowziętych Gdynian. To był wiele obiecujący początek, a potem miało być już tylko lepiej. Jeden cały utwór zaśpiewał stojąc na krześle wśród widowni. I takich „spacerów" i „przebieżek" podczas koncertu było jeszcze kilka. Seal zawędrował nawet na najdalsze trybuny, co było nie tylko wspaniałomyślne ale także zabawne, zważywszy na przerażone miny niczego niespodziewających się ochroniarzy. Zabawnym akcentem były także słowa Seala, skierowane do mężczyzn siedzących w pierwszych rzędach. Piosenkarz pytał: „Może podać kawę, piwo, albo szklankę wody?"
Foto: Ewa Tulińska
Gdy piosenkarz wrócił na scenę, poprosił bardzo grzecznie ale stanowczo, aby publiczność podeszła bliżej. Nie musiał długo czekać - tłum rozanielonych kobiet przybiegł pod scenę, wręczając mu przy okazji róże i witając się z wokalistą. Swoiste „emeryten party", na które się zanosiło na początku, zmieniło się w prawdziwy koncert. Nikt już nie usiadł ani na chwilę. Seal krzyknął „jedziemy" (a w zasadzie jedżemy) i koncert zaczął się naprawdę.
Seal zaśpiewał swoje największe przeboje - „Crazy", „Love's Devine", „Killer" czy „Amazing". Jednak to najbardziej romantyczny kawałek w repertuarze Seala, czyli„Kiss from a Rose" zwalił publiczność z nóg. Przed wykonaniem tego utworu Seal, wycierając ręcznikiem spoconą twarz usłyszał, że ktoś z widowni krzyczy „I love you". Stanął i zapytał "Who are you? How much do you love me?" Odezwała się dziewczyna, która stała niedaleko. W tym momencie Seal rzucił jej swój ręcznik, uśmiechnął się rozbrajająco i zaprosił ją na scenę. Gdy Agata, bo tak miała na imię ta najszczęśliwsza z kobiet, które znalazły się tego wieczoru na koncercie w Gdyni, weszła na scenę, Seal pocałował ją (w usta!) i odśpiewał przebój „Kiss From a Rose", cały czas nie wypuszczając dziewczyny z objęć.
Foto: Ewa Tulińska
http://www.youtube.com/watch?v=AMD2TwRvuoU
Seal - Kiss From A Rose (Official Music Video 720p HD) + Lyrics Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Na koncercie zachwycał nie tylko sam wokalista ale także jego muzycy. Sekcja dęta to już naprawdę poziom światowy. Solówka wykonana na saksofonie dostała gromkie brawa - była zachwycająca. Perkusista nadawał tempa, podkręcając atmosferę, a gitary i klawisze w idealnej harmonii współbrzmiały z pozostałymi instrumentami. Muzycy nie tylko akompaniowali wokaliście ale także śpiewali w chórkach. Jedyny dysonans to fakt, że na scenie nie było sekcji smyczkowej, a jednak wyraźnie można było ją usłyszeć w wielu utworach. Jednak w kontekście całego wydarzenia, drobiazg ten nie przeszkadzał jakoś specjalnie.
Seal jest wszechstronnym artystą. Jego przeboje zachwycają nas już od ponad 20 lat, głównie dzięki niezwykłej barwie wokalisty. W Gdyni pokazał, że jest nie tylko zdolnym piosenkarzem ale inteligentnym, energicznym i miłym facetem. Jeśli ktoś przyszedł na ten koncert tylko dla towarzystwa albo dostał „wejściówkę", to na pewno od dnia 20 listopada 2012 roku aż do śmierci, pozostanie wiernym fanem Seala. Profesjonalista w każdym calu, obdarzony błyskotliwym poczuciem humoru oraz wyczuciem rytmu, stworzył nie tylko udane widowisko. Przede wszystkim udowodnił, że nie trzeba się spinać na scenie, że blichtr, sława i ten irytujący, sceniczny „szpan" nie zapewnią wielkiej miłości ze strony fanów. Seal sprawił, że ten właśnie koncert będzie jeszcze długo rozbrzmiewał echem w Gdyni, a ci, którzy byli świadkami tego występu, na pewno będą ten wieczór wspominać do późnej starości.
Foto: Ewa Tulińska
Więcej zdjęć w galerii.
Wracając do domu szłam powoli, dając się unieść fali emocji, rozmyślając nad kiepską kondycją kultury w Trójmieście i marząc o większej ilości takich wspaniałych koncertów. Chyba nie ja jedna - obok mnie, pomału ciągnął się sznur samochodów, z których dobiegały dźwięki piosenek Seala.
Rammstein zachwycił niedawno Gdańsk, głównie efektami specjalnymi. Jennifer Lopez uwodziła tańcem i całym kolorowym anturażem. Jednak to Seal wygrywa z nimi wszystkimi - zagrał bowiem na emocjach, rozniecił ogień i przekonał, że „we're never gonna survive, unless we get a little crazy".
http://www.youtube.com/watch?v=MANKljb1p-Q
Seal - Crazy - (Official Video) Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Seal, Hala Sportowo-Widowiskowa Gdynia, 20.11.2012.