Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Nasz autor

obrazek

Piotr Wyszomirski
(ostatnie artykuły autora)

Każdy ma swoje Indie gdzie indziej...

Dwugłos powraca w wielkim stylu. Czytajcie felietony radnych Horały i Zmudy Trzebiatowskiego!

Opublikowano: 28.05.2007r.

Dlaczego macie czytać felietony radnych? Ano dlatego, że nie jest Wam obojętny los naszego miasta. No - strasznie to górnolotnie zabrzmiało, ale rzeczywiście, jeśli chcecie mieć info, jakie uchwały są podejmowane, jakie decyzje we wszelakich sprawach: od zmiany nazwy ulicy po plan zagospodarowania przestrzennego, od którego np. zależy, jakie będziecie mieli sąsiedztwo, to warto zjechać niżej:). Rada Miasta ma zdecydowanie większy wpływ na wasze życie, niż Wam się wydaje. Jeśli więc chcecie wiedzieć, co Was czeka, czytajcie np. Dwugłos, tym bardziej, że jest coraz ciekawiej:))










Zygmunt Zmuda Trzebiatowski*


DEŻAWI, czyli skąd ja to znam?







Mądrzy ludzie mówią, że nic dwa razy się nie zdarzy. Możliwe, że mają rację – natomiast sytuacje dziwnie podobne do tych, które już przeżyliśmy, przytrafiają nam się często, nosząc wspólne, obco brzmiące miano DEJA VU. Pół biedy, jeśli ono dotyczy kwestii drobnych i błahych ze sfery tak zwanego życia codziennego - dużo gorzej, gdy przemożne przekonanie „to już kiedyś było”, zaczyna nam towarzyszyć na przykład na sali obrad rady miasta. Wtedy osobnik dotknięty ową przypadłością, wpada w uczucie zwane przez psychiatrów poczuciem splątania. Zaczyna się analiza sytuacji i próby podważenia fundamentalnych zjawisk typu: chronologia, liniowość czasu, później pojawiają się rozważania typu: znajomość przeszłości a reinkarnacji, zwieńczeniem zaś sytuacji u co niektórych może być także refleksja typu: „od dziś nie piję, bo wyraźnie mi szkodzi”.

Jako abstynent mam nieco łatwiej, bo jedną z tych faz mogłem pominąć i przejść do kolejnej, czyli rozważań na spokojnie. Okazało się podówczas, że sytuacja z ostatniej sesji rady miasta przypomina wyraźnie czas wielce nieodległy, który mam prawo a nawet obowiązek pamiętać, czyli poprzednie kadencje.

O co chodzi? Generalnie o to, że na każdej sesji, niezależnie od tego, ile i jakich punktów mieści w sobie jej porządek, zawsze musi znaleźć się coś, co pozwoli na odrobinę dysputy, dając opozycji szansę przypomnienia mieszkańcom o swoim istnieniu i kilkukrotnego powtórzenia nazwy swojej partii, coby logo w niepamięć nie odeszło. Jest zatem odrobina fechtunku słownego, zestaw próbek oratorskich, czasem jakiś niewielki Rejtanik albo insza konfiguracja – słowem: małe a cieszy. Czasem jednak zjawisko to zaczyna przybierać na sile. Takie sytuacje zależne są od dwóch parametrów: jeden to upływ czasu i bliskość wyborów, dlatego na przykład w roku wyborczym słuchanie oracji i wywodów głoszonych z mównicy może być próbą zbyt ciężką i wyczerpującą – ale na szczęście zjawisko to jest przewidywalne, zatem można się do tego teatru przygotować. Gorzej jednakowoż jest z drugim czynnikiem – tak, jak w górach powiew wiatru halnego potrafi co słabszym jednostkom zdekonfigurować postrzeganie rzeczywistości, tak w nizinach i dolinach polskiej polityki zjawiskiem meteorologicznym siejącym podobne spustoszenie jest powiew populizmu dmuchający z siłą wprost proporcjonalną do liczby obywateli przyglądających się obradom. Meteorolodzy zapowiadali duże prawdopodobieństwo wystąpienia takich gwałtownych podmuchów i – o dziwo – mieli rację.









O co chodziło? Ano o uchwałę dokonującą zmian w planie zagospodarowania przestrzennego na terenie Chyloni. Najprościej mówiąc; chodziło o to, by plan urealnić i dostosować do stanu faktycznego, który w ostatnim czasie poważnie się zmienił. Na miejscu, w którym planiści chcieli widzieć wyjazd z niewielkiej uliczki Żukowskiej, stoi obecnie postawiony zgodnie z prawem spory budynek usługowo – mieszkalny. Należało zatem opracować inny wariant wyjazdu z tej ulicy i zaproponowano pętlę nawrotową. Przy okazji uznano także, że poszerzona dzięki placowi nawrotowemu ulica Żukowska pozwoli na zapewnienie drogi dojazdowej przeciwpożarowej do pobliskiego kościoła, od 20 lat nieodebranego, między innymi z powodów braku uzgodnień pożarowych. Propozycja ta wywołała szereg emocji wśród osób, które liczyły na to, że mimo istnienia nowego budynku jednak uda się tę drogę bez nawrotki wytyczyć.

Dla jednych uchwalana zmiana oznaczała bowiem zmianę charakteru użytkowania działki (w miejsce stojących tam zrujnowanych budynków powstanie właśnie plac drogowy), innych niepokoiła z kolei przyszłość kościoła (obawy dotyczyły, czy zmieniony plan rzeczywiście zapewni uzgodnienia ze strażą). Emocje te mieszkańcy wyrazili w formie pism, wniosków do planu oraz masowo powielanych petycji, nic więc dziwnego, że radni temat potraktowali bardzo poważnie: dyskusja na trzech komisjach, dwa spotkania w parafii, konsultacje telefoniczne, bardzo długa debata na posiedzeniu klubu „Samorządności” (mam nadzieję, że pozostałe kluby też o tym rozmawiały), spotkanie na posiedzeniu kolegium prezydenta, dodatkowa wizyta w Biurze Planowania Miasta – zrobiono wszystko, by zweryfikować obawy mieszkańców i jednoznacznie wyjaśnić wszystkie wątpliwości. Jako radny z tej części miasta i owieczka z parafii, której zmiana planu dotyczyła, bardzo byłem zbudowany postawą koleżanek i kolegów z klubu, którzy zdecydowali się poświęcić wiele czasu, by umożliwić pilotującym temat radnym wyjaśnienie wszystkiego. Dostałem wiele wsparcia i pomocy oraz podpowiedzi – żadna z osób nie schowała się za parawanem hasła typu „Wy zdecydujcie, ja się nie mieszam” albo „To nie moja dzielnica, nie znam sprawy” – wręcz przeciwnie. Wszyscy byli przekonani, że sprawa to ważna i zasługuje na to, by poświęcić jej tyle czasu ile będzie trzeba.









Sprawa zatem wydyskutowana, plan obejrzany gremialnie pod lupą, potencjalne zagrożenia zdiagnozowane i wyeliminowane – można zatem z czystym sumieniem podejmować uchwałę w poczuciu, że nikt tu na skróty nie poszedł. Należy dodać, że także radni opozycji po dyskusji na komisjach głosowali „za” lub wstrzymywali się od głosu, wyglądać by mogło zatem, że ten punkt na sesji rady będzie tylko formalnością, skoro wszystko zostało wydyskutowane i sprawdzone. Nic z tego. Powiało.

Wystarczyły zapowiedzi części osób, niezadowolonych z faktu uchwalania tej zmiany, że będą obecne na sali obrad i realizacja tych zapowiedzi, by było już jasne, że sprawy nie potoczą się spokojnie. Radni opozycji wyczuli swoją szansę, trybuni wskoczyli na mównice, kolejne oracje w swej wymowie wskazywały na nieczułość i bezwzględność radnych „Samorządności”, którzy nie chcą pochylić się nad losem prostego człowieka, na lekceważenie setek zaangażowanych gdynian, itp. itd. Każdą z tych wypowiedzi nagradzały huczne oklaski, mentor gdyńskiej ochlokracji piał z zachwytu wychylony z balkonu a ja czułem rzeczone deja vu. Przypominały mi się dyskusje o planie dopuszczającym budowę Geanta, debaty o hali targowej czy głosowanie nad bonifikatami dla spółdzielni mieszkaniowych. Przed oczami pojawiali mi się kolejni mówcy, którzy w płomiennych przemówieniach licytowali się w swoich zapewnieniach jak bardzo leżą im na sercu losy gdynian i jak bardzo oni chcą ulżyć ich niedoli. W uszach dźwięczały mi kolejne burze braw i skandowane okrzyki i ponownie poczułem, że oto stawiany jestem w jakiś absurdalny sposób przeciw obywatelom jako jeden z wrogów ludu.

Czemu przypominają mi się gardłujący radni lewicy, choć na sali obrad nie został już po nich ślad? Dlaczego czuję tamtą atmosferę? Czemuż czuję to przenikające deja vu, tym razem w za sprawą radnych PiS i PO? Czemu głosują przeciw, choć podczas dyskusji na komisjach przeciw nie byli? Z jakich powodów mówią na sesji o wariantach, o których na komisjach nawet nie wspomnieli?

Winny jest jak zwykle wiatr. Mało jest odpornych na nęcący zapach populizmu, a wielu w tym momencie wietrzy zapach krwi wierząc, że to najlepszy moment, by ugryźć. Siła, jaką dają oklaski, ośmiela nawet tych, którzy zazwyczaj boją się własnego cienia. Radni oczywiście się go nie boją, tym chętniej atakują, wietrząc szansę dla siebie i wierząc, że miano Trybuna Ludu jest dobrym logo i metodą na sukces. Tej wiary odbierać im nie chcę i nie jestem w stanie, towarzyszy mi tylko pytanie: gdzie dziś są ci, którzy gardłowali kilka lat temu i dlaczego ich buńczuczne mowy słyszę dziś tylko wtedy, gdy silę się na wspomnienia? To święte prawo opozycji mieć własne zdanie i równie świętym prawem jest spierać się, toczyć dyskurs i argumentować. Szkoda tylko, że dyskusja ta toczy się przede wszystkim wtedy, gdy jest szansa na poklask, a nie wtedy, gdy ma się w ręku mocne argumenty. W drugiej części sesji, gdy galeria świeci pustkami, dynamika dyskusji gwałtownie zamiera, a wulkan, który jeszcze niedawno grzmiał i pluł lawą, wygląda na zupełnie wygasły. Wiem już skąd powracający postulat, by sesje rady transmitować – wie to każdy, kto ogląda transmisje sejmu i zapewne oddycha z ulgą, że u nas wciąż jeszcze wiatr populizmu wieje tylko sporadycznie. Tak, wiem - mój uczony współfelietonista zapewne ponownie oskarży mnie o labelling albo insze trudne słowo, ale ja to po prostu tak czuję.

Był jeszcze drugi moment, gdy temperatura dyskusji się podniosła – to kwestia omawiania wniosku PO o to, by prezydent składał radzie coroczne sprawozdanie z wykonania programu alkoholowego. Wniosek upadł, bo zaburzanie kompetencji ustawowych rzeczywiście najlepszym pomysłem nie jest, natomiast w mojej ocenie radni PO przekonali prezydenta do ścisłej współpracy w tym zakresie, czego dowodem jest dostarczone sprawozdanie i zobowiązanie do składania go co roku. Niebawem czeka nas także merytoryczna debata o kwestii rozwiązywania problemów alkoholowych z udziałem zaproszonych ekspertów. Udało się zatem coś, o co apelowałem od dawna, ale mało skutecznie – najlepszy to dowód na to, że sensowne i przemyślane inicjatywy są w Gdyni podejmowane, niezależnie od tego, kto jest ich autorem. Oczywiście, jeśli dla kogoś celem było podjęcie uchwały, może czuć się rozczarowany, jeśli komuś chodziło o pełnie wiedzy o tej ważnej kwestii i o szansę poważnej debaty, czuje zapewne się usatysfakcjonowany.









Sesja to znacznie więcej niż dwie powyższe kwestie, ale te oczywiście były najbardziej malownicze i medialne a nasi „bracia mniejsi” mogli w ich ramach co nieco poharcować, co uczynili.

Pozostałe kwestie nie budziły już takich emocji – rada przyjęła między innymi „Wieloletni program gospodarowania mieszkaniowym zasobem Gminy Miasta Gdyni w latach 2007 – 2011” – dokument ważny, bo poza częścią sprawozdawczą, zawierający także wytyczne i wskazówki dotyczące polityki mieszkaniowej Gdyni w najbliższych latach. Kolejne 6 budynków uzyskało także decyzją rady dotacje na prace konserwatorskie. Warto zwrócić uwagę na duży sukces, jakim okazał się program dofinansowania przez miasto obiektów, których właściciele zdecydowali się na wpisanie ich na listę zabytków. Z jednej strony wzięli na siebie duże obowiązki i zgodzili się na szereg ograniczeń, z drugiej – otrzymali istotną pomoc finansową ze strony miasta, które jest zainteresowane losem tych obiektów i ich renowacją.

Rada zdecydowała także o przyjęciu dotacji z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska na opracowanie elektronicznej mapy hałasu – ma ona być gotowa do końca roku i może stać się przełomem jeśli chodzi o losy postulowanych ekranów dźwiękochłonnych tworząc obowiązek lub negując sensowność ich postawienia w różnych miejscach miasta.

Powołaliśmy także do życia Zespół Wczesnej Edukacji – placówkę, dzięki której na Dąbrowie będzie można zwiększyć liczbę dzieci w oddziałach przedszkolnych, co niezwykle mnie cieszy, bo batalię na temat przedszkoli toczę już od kilku miesięcy, podpadając tu i ówdzie.

Zapadło więc sporo ważnych dla miasta decyzji, a największa wrzawa towarzyszyła nie tym najistotniejszym. To też już skądś znam? Deja vu? Oczywiście – warto się już przygotować na kolejne doznania tego typu, bo będą z całą pewnością. Wszak w powietrzu czuć cały czas słodziutki zapach – szkoda tylko, że niektórym cały czas myli się on z zapachem zwycięstwa.




*Zygmunt Zmuda Trzebiatowski jest radnym okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia). Reprezentuje Samorządność.

http://trzebiatowski.blox.pl/





Marcin Horała*


Społeczeństwa obywatelskiego w Gdyni pamięci żałobny rapsod







Często narzekamy - i słusznie - na słabo wykształcone w Polsce społeczeństwo obywatelskie. W największym skrócie wszystko wszystkim zwisa kalafiorem. Nikomu nie chce się podejmować bezinteresownych działań w sferze publicznej. Tymczasem ostatnio w naszym mieście miały miejsce wydarzenia, które przeczą powyższej tezie. Mieliśmy piękny przykład żywego, bezinteresownego, obywatelskiego zaangażowania. Przyjrzyjmy się bliżej temu przykładowi, bo sprawa ważna i można z niej wyciągnąć znaczące wnioski.

Chodzi mianowicie o uchwalaną na ostatniej sesji zmianę miejscowego planu zagospodarowania okolic kościoła pw. św. Jana Chrzciciela w Chyloni. Na etapie konsultacji społecznych uwagi do planu (sprzeciwiające się jego zmianie) złożyły 544 osoby. Władza pochyliła się nad tym problemem, rozważyła racje, po czym 544 obywateli spuściła z biegiem Chylonki odrzucając ich zastrzeżenia w całości.

Gdy dowiedzieli się o tym mieszkańcy w przeciągu kilku dni zebrali po raz kolejny niemal 250 podpisów tym razem pod apelem do Rady Miasta o nie uchwalanie zmian. Mało tego - pozyskiwali w biurze rady miasta kontakty do radnych, umawiali się z radnymi na spotkania, przekonywali do swoich racji. Wszystko to robiły osoby w żaden sposób nie związane z jakąkolwiek partią czy organizacją polityczną. Dodajmy, że w przeciwieństwie do spraw takich jak kupcy protestujący przeciw marketowi czy lokatorzy zabiegający o tańszy wykup mieszkań – osoby nie mające żadnych osobistych korzyści z takiego czy innego rozwiązania sprawy. Po prostu obywatele interesujący się swoją okolicą, chcący przekonać do swoich racji wybranych przez siebie przedstawicieli. Piękny przykład społeczeństwa obywatelskiego w działaniu.

I co swoim wyborcom odpowiedzieli radni (Samorządności)? A figę z makiem! Społeczeństwo obywatelskie społeczeństwem obywatelskim, ale pod warunkiem że będzie tak jak MY chcemy. Mimo iż możliwe były inne rozwiązania (sam w wystąpieniu na sesji zaprezentowałem dla przykładu dwa), jak przyznawali sami prezydenci i naczelnicy również zgodne z prawem – a do tego popierane przez mieszkańców – władza pozostała niewzruszona.









Swoją drogą wiem jaki stosunek do sprawy miało przynajmniej kilku radnych panny S i aż mi ich było żal patrzeć jak głosowali. Jeden - nie zdekonspiruję go, ale uważni obserwatorzy wiedzą o kogo chodzi - nawet początkowo nie podniósł ręki za, ale gdy jego wzrok natrafił na piorunujący wzrok Pana Prezydenta i jego ręka powoli i nieśmiało powędrowała w górę. Powyższej sytuacji jestem pewien, bo dokładnie obserwowałem dostawszy wcześniej cynk o tym, kto się potencjalnie może wyłamać z dyscypliny Żelaznego Legionu. Nie jestem pewnien, gdyż byłem zajęty opisaną wyżej obserwacją - ale inni zwrócili mi uwagę, że kilku z pozostałych radnych S zazwyczaj podnoszących ręce wysoko (w geście który niechybnie skazałby ich na medialne potępienie gdyby byli członkami Młodzieży Wszechpolskiej) tym razem głosowało metodą "z biodra". Jeżeli tak, to znaczy że podświadomość jednak działa. I że jakkolwiek oni sami zajmują się polityką to ich sumienie jeszcze nie. Objaw w sumie pozytywny.

Aha no i wypada odnotować, że gdyby jeszcze jakimś mieszkańcom w Gdyni przyszło do głowy korzystać z dobrodziejstw demokracji i walczyć o swoje prawa poprzez aktywne wpływanie na sferę publiczą - to niech lepiej usiądą i poczekają aż im przejdzie. Władza wie lepiej. Kto twierdzi inaczej ten populista i oszołom.

Pozwólcie że odwołam się do klasyka. Te zebrane podpisy wywołały niemały zamęt – to fakt. Ale jest zamęt grubymi nićmi szyty i wiemy woda na młyn czyich kół stoi za tymi nićmi. Dlatego ci olani mieszkańcy jeszcze bardziej zewrą nasze szeregi. A populistycznym podżegaczom z opozycji mówimy NIE.

Na tym właściwie mógłbym skończyć pozostając w zgrabnej i eleganckiej formule felietonu. Niestety felieton niniejszy ma być również relacją z sesji a więc w tym miejscu autor musi kontynuować, płacząc znad klawiaturą nad zepsutym dziełem literackim, które nie zakończy się powyższą efektowną puentą.

Bowiem na jednym planie zagospodarowania sesja się nie kończy i co najmniej jeszcze dwa wydarzenia zasługują na opisanie.

Pierwszym z nich była szarża klubu Platformy Obywatelskiej próbującego po raz kolejny zobowiązać prezydenta do przedstawiania sprawozdania z realizacji programu zwalczania alkoholizmu. Było bardzo malowniczo. Moim ulubionym fragmentem był Pan Prezydent mówiący z trybuny: „Widzę że mnie panowie nie rozumieją więc powtórzę woooolnooo i wyyyraaaźnie”. To jednak nie mój cyrk i nie moje małpy, nie będę odbierał chleba koledze Bzdędze.









A że każda sroka swój ogon chwali (ha – trzy powiedzonka w dwóch kolejnych zdaniach, nieźle, nie) opiszę sprawę w której z kolej dał się zauważyć klub PiS. Otóż rada miasta niczym za najlepszych stalinowskich czasów uchwalała na sesji pięciolatkę tzn. pięcioletni program gospodarowania zasobami mieszkaniowymi gminy. Rzecz poważna bo wymagana przez ustawę, można powiedzieć konstytucja polityki mieszkaniowej miasta. Mnie szczególnie interesująca zarówno jako przewodniczącego komisji gospodarki mieszkaniowej jak i jako wyznaczonego przez klub PiS do przygotowania i zaprezentowania stanowiska klubu w tej sprawie.

Program ów zobaczyłem ogromny bo dotyczący i zarządzania mieszkaniami komunalnymi, i wykupywania lokali przez lokatorów i polityki czynszowej i ABK-ów i wielu innych spraw. Mój wzrok przebiegał przez ów program z lekkością motyla, cieszyłem zmysły wysokim merytorycznym poziomem oraz głębokością myśli, gdy nagle pojawił się zgrzyt. Mój wzrok padł na słowa: w latach 2007-2012 planowane jest pozyskanie 338 lokali socjalnych. Państwo może nie wiedzą, ale już obecnie mamy 15 osób zakwalifikowanych w latach poprzednich na tego rodzaju lokal, 150 osób na liście oczekujących na zakwalifikowanie oraz 381 osób z wyrokami eksmisyjnymi z prawem do lokalu socjalnego. Nowych uprawnionych przybywa w tempie kilkudziesięciu rocznie.

Jak by nie liczyć wychodzi na to że po realizacji pięciolatki znajdziemy się w punkcie wyjścia tzn. znów z 400-500 rodzinami oczekującymi na mieszkanie socjalne. A jeżeli na przykład nie uda się opróżnić tyle mieszkań ile w przewidziano w planie, albo jeśli konflikt wokół tzw. Pekinu zakończy się postępowaniami eksmisyjnymi – wówczas za pięć lat obudzimy się z ręką w nocniku, z listą oczekujących zdecydowanie dłuższą niż obecnie.

Prowadzenie polityki utrzymywania długiej listy oczekujących na lokal socjalny jest również szkodliwe z kilku innych przyczyn.

Po pierwsze w wypadku wyroków eksmisyjnych z prawem do lokalu socjalnego miasto dopóki nie zapewni mieszkania socjalnego musi płacić właścicielom lokalu zajmowanego przez eksmitowanych. Tak czy tak mieszkanie trzeba dać, ale im później tym dłużej będzie się płacić, płacić, płacić. Z naszych, podatników pieniędzy. Ja płacę, pan płaci, pani płaci, społeczeństwo płaci, wszyscy płacimy.









Po drugie w ten sposób naruszamy prawa własności właścicieli lokali. Uzyskani oni prawomocny wyrok eksmisyjny, a pomimo to muszą latami czekać na możliwość korzystania ze swojej własności.

Po trzecie w ten sposób blokujemy kilkaset mieszkań, które gdyby zostały zwolnione najprawdopodobniej w przytłaczającej większości zostałyby wystawione na sprzedaż. Obecnie rynek nieruchomości rozgrzany jest do czerwoności, ceny szybują w górę – więc każde mieszkanie więcej wystawione na sprzedaż jest na wagę złota. Zwolnienie kilkuset mieszkań byłoby już w skali Gdyni dostrzegalne, pozwoliłoby chociażby na spowolnienie tempa wzrostu cen nieruchomości.

To oczywiście głos wołającego na puszczy. Kto miał rację okaże się za pięć lat, gdy będziemy się przymierzali do kolejnej pięciolatki.

Pozostaje mi jeszcze przyznać tytuł radnego miesiąca.

Tym razem otrzymuje go:

Arkadiusz Gurazda, który w uchwalanym wbrew woli mieszkańców planie zagospodarowania dojrzał szereg mankamentów jakich nie dostrzegli inni. W swoim wystąpieniu wręcz „rozjechał” plan w sposób bardzo merytoryczny.

Wyróżnienie otrzymuje mój felietonowy sąsiad Zygmunt Zmuda-Trzebiatowski, który tej samej sprawie poświęcił wiele czasu, pracy i uwagi, za co mu chwała. Szkoda że nie przełożyło się to na wzięcie strony obywateli, niemniej sam wysiłek docenić należy. Tym bardziej że dla mieszkańców stał się w ten sposób twarzą firmującą niekorzystne dla nich rozwiązania i teraz zbierze za to wyborcze baty. Inni radni S, którzy temat i mieszkańców zignorowali, tym samym nie weszli na ich celownik i pewnie poniosą mniejsze straty na wizerunku.




Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.

www.horala.pl