To co tworzą, nazywają cabaretem noir. Chociaż z kabaretem mają niewiele wspólnego, ich koncerty są z pewnością skromną i oryginalną formą sztuki widowiskowej. Właśnie trwa ich pierwsza, krótka trasa koncertowa po Polsce. Zamiast większych miast zespół odwiedzi takie miejscowości jak Rybie w gminie Raszyn koło Warszawy, Piła czy Koźmin Wielkopolski. Zaskakujące? Nie.
Foto: Tomasz Cieślikowski
Więcej zdjęć w galerii: Sons Of Robert Mitchum, Spatif, 12.10.2012, foto: Tomasz Cieślikowski
Omijając większe ośrodki, celowo uciekają przed zgiełkiem, typowymi koncertowymi przestrzeniami oraz większą publicznością. Ich koncerty są ciekawym doświadczeniem, których wartość kryje się w muzyce. Gdy pięciu mężczyzn ubranych w lekko pogniecione garnitury wychodzi na scenę, wcale nie cichną rozmowy, brzęk szkła, nie gasną światła. Dopiero, gdy rozpoczynają grać i Morgan Moore rozpoczyna śpiewać kolejną zwrotkę, publiczność milknie.
Nie przekraczając granicy, która zakwalifikowałaby ich do grona odtwórców pewnej roli czy naśladowców, The Sons Of Robert Michum tworzy specyficzne połączanie muzycznej schedy po Nicku Cavie i Tomie Waitsie. Ten międzynarodowy skład to zespół, który nie kopiuje, a nawiązuje do określonej estetyki. Ich rolą nie jest interpretacja utrzymana w melancholijnej, mrocznej konwencji, ale zbudowanie muzyki, która swobodnie porusza się pomiędzy definicjami, łącząc w sobie jazz, folk, rock oraz wszelkie inne brzmieniowe inspiracje.
http://www.youtube.com/watch?v=VZpng0XM1is
The Sons Of Robert Mitchum @ Spatif / Sopot 11.10.2012 4/9 Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Już pierwszym utworem "Let My People Go" zbudowali pewien rodzaj teatralnej kameralności oraz intymności pomiędzy zespołem a publicznością. "Next" czy znany z trzeciego programu Polskiego Radia "Gallows" zabrzmiały sopockim Spatifie przekonująco. Strukura ich kompozycycji nie jest skomplikowana, a całość zbudowana jest na charakterystycznym wokalu Morgana Moora.
Brak instrumentalnych i melodycznych zawiłości nie sprawia, że ich muzyka nie jest interesująca. Wręcz przeciwnie, budując swoje utwory na prostych rozwiązaniach tworzą melodie, które zapadają w pamięć. Oprócz wokalisty osobą, która skupia na sobie uwagę, jest basista Andrew Thompson, który w niektórych partiach wspiera wokalistę. Międzynarodowy skład ma również polski akcent:
- Nie chodzi nam o wirtuozerskie popisy. U, spójrz na mnie, zobacz jak szybko mogę zagrać. Najważniejsze, żeby utwór był ciekawy i żeby się go zapamiętało - mówi Marcin Sobczak, perkusista zespołu The Sons Of Robert Mitchum.
Foto: Tomasz Cieślikowski
Hołdując zasadzie jaką wyznawał Tom Waits, że "Prawda jest przereklamowana i należy jej unikać" The Sons Of Robert Michum swoim występem na scenie opowiadają pewną nierealną historię. Ich piosenki to okrutne baśnie opowiadające o samotności, lęku, nieszczęściu i śmierci.
Ich wyjątkowość tkwi w szczerości ich występu oraz spójności koncepcji jaką prezentują. Żaden z elementów nie wydaje się sztuczny bądź niedopasowany. Ich występy nie epatują niepotrzebnymi emocjami, to piękne, gorzkie w wymowie opowieści.
Ani wychodząc na scenę, ani poza występem nie gwiazdorzą, przyjeżdżają do niewielkiego lokalu, dają niezwykły występ i jadą dalej. Nic więc dziwnego, że na patrona wybrali gwiazdę kina noir Roberta Mitchuma.
http://www.youtube.com/watch?v=LxPjOGvWDe0
The Sons Of Robert Mitchum @ Spatif / Sopot 11.10.2012 2/9 Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
The Sons Of Robert Mitchum, Spatif, 11.10.2012