Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Polska nie wie, co w Europie jest zniesławieniem

Opublikowano: 30.09.2012r.

ETPC: skazanie za zniesławienie narusza wolność słowa.

 

Europejski Trybunał Praw Człowieka w zeszłym tygodniu uznał, że skazanie Izabeli Lewandowskiej-Malec (profesor UJ) za list, w którym skrytykowała burmistrza gminy Świątniki Górne, narusza prawo do wolności słowa (nr skargi 39660/07).

Pani profesor była radną gminy Świątniki Górne i w ramach swojej działalności przyglądała się pracy burmistrza. Parokrotnie zawiadamiała prokuraturę o dostrzeżonych nieprawidłowościach w urzędzie gminy, jednak postępowania w tych sprawach były umarzane. Wreszcie w 2004 radna napisała list do PAP, w którym stwierdziła - „Skłaniam się do poglądu, że burmistrz czyni na organ prokuratorski pozaprawne naciski”.

Po opublikowaniu przez PAP listu, burmistrz gminy Świątniki Górne skierował prywatny akt oskarżenia za zniesławienie (z artykułu 212 Kk). W toku procesu sądy domagały się od radnej, aby udowodniła prawdziwość sformułowanego zarzutu. Nie została uwzględniona jej argumentacja, że zarzut ten nie był stwierdzeniem faktów, ale opinią, czyli wypowiedzią ocenną, której nie można przypisać waloru prawdy bądź fałszu. W grudniu 2006 Sąd Rejonowy w Wieliczce uznał radną za winną zniesławienia burmistrza i skazał ją na grzywnę w wysokości 7500 zł oraz nakazał publikację wyroku na stronach PAP.Apelacja oskarżonej została przez Sąd Okręgowy odrzucona jako oczywiście bezzasadna. Pani profesor przez parę lat tułała się po polskich sądach, które po kolei uznawały, że jest winna; wspomina ów koszmar – „To wyniszczało mnie, zarówno w sensie emocjonalnym, osobistym, jak i zawodowym”.

Mimo starań pani profesor, ani Prokurator Generalny, ani Rzecznik Praw Obywatelskich nie zdecydowali się na sporządzenie kasacji w jej sprawie, a to oznacza – w świetle działań ETPC – że nie obronili honoru polskiej Temidy i polskiego obywatela, przez co sprawą zajęła się zagraniczna instytucja, która polskich sądowych wipów znowu – najoględniej pisząc - zawstydziła. Mnie, jako polskiemu obywatelowi, nie jest obojętne, kto obala kuriozalne i głupawe wyroki polskich sądów, bowiem uważam, że to rycerze naszej Temidy powinni działać wzorowo, nie zaś cudzoziemcy, którzy wytykają naszym prawnikom oczywiste błędy.

To jakie standardy są wpajane naszym studentom (a przyszłym prawnikom) na naszych uczelniach, skoro absolwenci stają się symbolem zacofania, ciemnoty, kompromitacji, arogancji i głupoty a za nimi nasze państwo? Polska przez wielu naszych braci z zachodniej części Unii postrzegana jest jako siermiężny obszar, od lat z tymi stereotypami walczymy, a takie przaśne polskie wyroki dowodzą, że jeszcze jesteśmy zaściankiem. Takie wyroki to sabotaż dokonywany przez naszych sędziów na naszej Ojczyźnie! Po każdym takim wyroku krajowa instytucja powinna omówić problem, ukarać winnych togowców i wydać zalecenia, aby w przyszłości nie powtarzały się takie skandale. No chyba tak należy rozumieć orzeczenia, które zapadają w Strasburgu, ale jestem laikiem i może czegoś nie rozumiem, zatem kiedy rząd zda raport z działań zmierzających do zmiany procedur i wykładni prawa? Sądy wprawdzie są niezawisłe, ale przecież ktoś mądrze musi kształtować umysły kolejnego pokolenia sędziów, aby nie kompromitowali nas w Europie! Jakieś pomocnicze broszury – jako drogowskazy - nasi etycy i prawnicy powinni opracować.

Pani Lewandowska-Malec wystąpiła ze skargą do ETPC, podnosząc, że „skazanie jej naruszyło wolność słowa gwarantowaną w artykule 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, a wymierzona kara nie była proporcjonalna”.

ETPC uznał, że w jej sprawie doszło do naruszenia art. 10 Konwencji. Trybunał wskazał, że nie można opierać się wyłącznie, jak zrobiły to nasze sądy, na jednym zdaniuz listu skarżącej i nie można pomijać dokumentacji przedstawionej przez skarżącą.

Zdaniem Trybunału sama wypowiedź miała miejsce w ramach debaty politycznej, a skarżąca - używając sformułowania „pozaprawne naciski” - nawiązała do wcześniejszego oficjalnego stanowiska rady gminy. Ponadto ETPC uznał, że Polka nie przekroczyła granic dopuszczalnej krytyki oraz ocenił, że zasądzona sankcja karna była nieproporcjonalnie wysoka - znacząca kara grzywny, przeprosiny oraz niedogodności związane z procesem karnym.

Podsumowując - Trybunał stwierdził, że polskie sądy przekroczyły wąski margines swobody, jaki został im przyznany w związku z debatą polityczną, naruszając art. 10 Konwencji oraz zasądził 2600 E zadośćuczynienia i 3000 E zwrotu kosztów postępowania krajowego.

Jest to trzeci wyrok uznający Polskę winną naruszenia swobody wypowiedzi w związku ze skazaniem za zniesławienie. Powyższą sprawę opisała Helsińska Fundacja Praw Człowieka.

Ciekawe, w jaki sposób potraktowano by w Europie sprawę IC692/09 toczoną w Sądzie Okręgowym w Gdańsku. Pewna pisarka zamieszczała swoje pikantne żarciki pośród całkiem wulgarnych dowcipów studenckiej braci a gawiedzi. W pewny momencie dokonała szokującego odkrycia – rzekomo jeden z użytkowników zarejestrował się pod innymi danymi i produkował się niejako na dwa fronty, przy czy z tego drugiego konta obleśnie ośmieszał pisarkę, żartując z niej niemożebnie, jeżdżąc po niej – choćby w żarciku o rybackim kutrze – jak po łysej kobyle.

Była przekonana o podwójnej (a nawet o potrójnej!) osobowości tego użytkownika do tego stopnia, że sfałszowała jego podpis i co najmniej na dwóch portalach ogłosiła, że ten gość pisywał nie tylko jako on sam, ale jako jeszcze dwie osoby!

Użytkownik opisał brewerie tej pani a ponadto przekazał informacje, że pani pisywała pikantne, seksistowskie i antygejowskie żarciki, na co pani zaprotestowała - zeznając w sądach oraz wielokrotnie rozsyłając emaile - że NIGDY nie pisywała pikantnych dowcipów, czemu przeczy bogaty materiał dowodowy. Ponadto pani podłączała się pod wulgarne odzywki a nawet pogróżki oraz poszydziła sobie z przysięgi studenckiej.

Wspomniany sąd zignorował oświadczenie użytkownika, że miał tylko jedno jedyne konto, zatem to pisarka powinna być osądzona za fałszerstwo i pomówienia. Nie uznał także, że pani szydziła z przysięgi i że pisała seksistowskie i antygejowskie dowcipy, wobec czego wydał wyrok skazujący.

Gdyby zastosować standardy europejskie (jak w przypadku omówionej na wstępie sprawy z radną), to należałoby uznać, że każdy ma prawo oceniać wg swojego sumienia i swej wiedzy w temacie. Skoro użytkownik uznał, że pisarka szydziła z przysięgi i że pisała seksistowskie i antygejowskie żarciki oraz inne, niemniej pikantne, to jaki sędzia w Polsce może autorytatywnie uznać, że te żarciki takie nie były? Przecież na dziesięciu prawników z pewnością nie byłoby oceny 10:0 lub 0:10, a to już oznacza, że gdański sąd w ogóle nie powinien zajmować się takimi sprawami, czego dowodzi wyrok Trybunału w opisanej sprawie – wszak jest to typowa wypowiedź ocenna. Jeśli komuś wydaje się, że słońce o zachodzie ma fioletowy odcień, to ma prawo do takiej oceny. Jeśli ktoś uznał, że dowcipy są seksistowskie, antygejowskie i pikantne i że były pisane pośród wulgarnych, to jaki sędzia może na sto procent uznać, że te kawały takie nie są - polski czy zachodnioeuropejski? Ale nawet jeśli polski sędzia chce ryzykownie wchodzić w taki temat, to powinien chociaż zlecić zbadanie wątpliwości biegłemu, który – aby można było wydać wyrok skazujący – musiałby ocenić, że „rozpatrywane żarty na pewno nie były seksistowskie, antygejowskie i pikantne oraz że nie zamieszczano ich pośród wulgarnych”. Czy znalazłby się biegły, który by taką opinię podpisał? Zatem na jakiej podstawie wydano wyrok skazujący, skoro biegłego nawet nie powołano? Zresztą nie trzeba mieć jakichś wyjątkowych umiejętności oceniania żarcików – rodacy mają swoje przemyślenia, doświadczenia i przekonania, zatem każdy może zapoznać się (na swój prywatny użytek) ze spornymi kawałami i ocenić, czy można tym kawałom przypisać omawiane cechy, a jeśli NA PEWNO NIE MOŻNA, to jaki wyrok powinien zapaść w takim przypadku.

Temu skandalowi dodaje antyblasku fakt, że pisarka rozsyłała emajle do wielu adminów z wyjaśnieniami, że NIGDY nie napisała pikantnego żartu, a nawet zeznawała tak przed sadem, co stwarza całkowicie nową i groteskową sytuację – tak ustawiła poprzeczkę, że nawet jej zwolennicy, czytający jej żarciki, mogą nie przyznać jej racji, chyba że także (jak pisarka, jej mecenas i gdański sędzia) nie wiedzą, co słowo „pikantny” oznacza.

Ale ponadto ów gdański sędzia popełnił szereg błędów, które wykluczają go z grona bezstronnych i rzetelnych sędziów, bowiem onże uznał, że pisarce zarzucano napisanie wulgarnych dowcipów, podczas gdy użytkownik zarzucał pisanie jedynie pikantnych kawałków, lecz adwokat pisarki zamienił określenie „pikantny” na „wulgarny”, sędzia przeoczył ten szwindel i takie określenie przyjął do wiadomości i dalej gładko potoczył proces ku ślepemu zaułkowi. A prawdziwą kompromitacją jest odwrócenie roli winnego i niewinnego obywatela, bowiem to pisarka powinna mieć proces o zniesławienie, wszak to ona uznała jednoosobowo, że wskazany przez nią palcem obywatel miał dwa dodatkowe konta. Jak to dobrze, że nie mamy okupacji, jeszcze pamiętanej przez wielu rodaków, bo pokazywanie palcami ludzi, w tamtych czasach, nie rokowało im interesującej przyszłości.

Jeśli polski wymiar sprawiedliwości nadal chce brnąć w ślepy - jak sama Temida o naocznej opasce – zaułek, to niech brnie, ale to tenże wymiar będzie się ośmieszać (a ma już całkiem sporo okazji do śmiechu i bez tego) i to polscy podatnicy będą płacić nadal za tego typu błędy naszych nierozgarniętych pisarzy, adwokatów, sędziów, ich szefów (prezesów) oraz stołecznych prawników, którzy nie potrafią osądzić prostej sprawy.

Jeśli dobrze wczytać się w mechanizm osądzania przez Trybunał, to wszelkie zarzuty w dziedzinie szydzenia z przysięgi studenckiej, podłączania się pod pogróżki byłyby również uznane za ocenne i niegodne zajmowania się nimi przez sąd RP, natomiast sprawę fałszerstwa i pomówienia (że ktoś podszył się za inną osobę), to właśnie ten watek byłby zbadany dokładnie. Jednak polski sąd postąpił akurat odwrotnie i dlatego powstało kilkadziesiąt artykułów o szokującej nieporadności gdańskiego sądownictwa, która wyziera ze sprawy IC692/09. Czy sędzia sądu okręgowego wie, że istnieje pasmo tolerancji, zwyczajowo przyjęte tu i teraz, którego szerokość umożliwia wyrażanie swoich niepochlebnych ocennych opinii i trzeba wyraźnie przekroczyć granicę, aby otrzymać wyrok skazujący, ale przecież nie za ocenę, że kawał był seksistowski lub że jakaś wypowiedź jest szydzeniem z przysięgi studenckiej. Czy nasi sędziowie składali jakąkolwiek przysięgę przed obliczem Temidy i czy nie powinni rzetelnie sądzić w poważnych sprawach, dokładnie analizując dowody i oświadczenia obu stron, nie jednej, aby nie zostać posądzonym o jednostronność?

Powyższy artykuł dedykuję gdańskiemu mecenasowi i sędziemu (prezesowi okręgowego sądu chwilowo nie, bowiem – po telefonicznej prowokacji – jest akurat wakat) oraz ich szefom, którzy po analizie powyższego orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka powinni dojść do wniosku, że w razie zajęcia się sprawą IC692/09 przez Strasburg, zostaliby togowo i medialnie rozsmarowani. Już lepiej dla Polski, aby to stołeczni sędziowie zajęli się ową pomorską kompromitacją, aby nie pogarszać fatalnych naszych wskaźników w dziedzinie przegranych spraw przed Trybunałem w Strasburgu.

PS Europejski Trybunał Praw Człowieka (ETPC) w Strasburgu (ang. European Court of Human Rights, fr.Cour Européenne des Droits de l’Homme) – europejski organ sądownictwa międzynarodowego powołany w 1998 na miejsce Europejskiej Komisji Praw Człowieka i Trybunału Praw Człowieka do kontroli przestrzegania praw człowieka. Orzeka w sprawach tych praw zapisanych w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i w protokołach dodatkowych do niej.