Koncert na Pokładzie był częścią trasy promującej wspólny krążek tych trzech muzyków „Thunder”, który miał swoją premierę 12 sierpnia tego roku. Bez wątpienia było to również największe wydarzenie muzyczne podczas jesiennej edycji JaZzGdyni 2008. Władcy niskich częstotliwości, bogowie gitary basowej oraz giganci niskiego brzmienia – takie epitety padały wczoraj pod adresem tych trzech fenomenalnych muzyków. Wielbiciele ich talentów i miłośnicy jazzu, którzy tłumnie przybyli do gdyńskiego klubu, na długo zapamiętają ten wieczór. Nic dziwnego, nie często bowiem mamy okazję słuchać i oglądać w Gdyni tak znakomitych gości.
Każdy z nich to muzyczny indywidualista z imponującym dorobkiem artystycznym. Muzyka, która znajduje się na płycie „Thunder” to wynik pracy tych trzech wielkich talentów, które pokazują, czym dla nich tak naprawdę jest muzyka oraz jak wiele w niej osiągnęli. Używając swoich nietuzinkowych umiejętności, połączyli własne muzyczne dokonania w spójną całość. Podczas koncertu słyszeliśmy ich razem i każdego z osobna jednocześnie. - Ta muzyka nie mogła powstać 10 lat temu – twierdzi Clarke – Każdy z nas musiał najpierw osiągnąć coś samemu, dojść do pewnego momentu w swojej karierze – dodaje.
Stanley Clarke, Marcus Miller and Victor Wooten Pokład Gdynia Gazeta Świętojańska
Vicot Wooten solo . Jeśli masz kłopoty z „odpaleniem” filmu, wejdź tutaj
Płyta „Thunder” nie zrodziła się ot tak po prostu, z premedytacją. Sama idea jej nagrania powstała co prawda kilka lat temu, ale ostateczna decyzja zapadła po wspólnym występie podczas Bass Player Live w Nowym Jorku, w październiku 2006 roku. Każdy z muzyków doskonale odnalazł się w tym wspólnym graniu. Wtedy już czuli gdzieś w środku, że muszą nagrać wspólny materiał. I co prawda, nosili się z tym zamiarem od pewnego czasu, to dopiero Clarke wypowiedział magiczne słowa :You know guys, we should do it soon, right? Owoc wspólnych starań mogliśmy usłyszeć właśnie wczoraj. Widowisko otworzył Maestro de las Frecuencias Bajas, napisany i fenomenalnie zaaranżowany przez Stanleya Clarke’a. Głowną linię melodyczną zagrał tutaj Victor Wooten, do którego Clarke dołączył z pierwszą linią harmoniczną. Druga linia należała do Marcusa Millera. Ale to był tylko przedsmak,tego, co miało nadejść za chwilę.
Muzycy nadawali na naprawdę niskich częstotliwościach, które dodatkowo Miller uzupełniał saksofonem basowym. Prowadzili dialog nie tylko ze sobą, przede wszystkim wciągali w to przedstawienie także słuchaczy. Do tej jedynej w swoim rodzaju rozmowy posłużył im język gitar. Niezwykle melodyjny i rytmiczny. Zjednał im wszystkich, którzy przyszli go posłuchać.
Artyści zabrali nas na wycieczkę do własnego wewnętrznego świata, pozwalając wynieść się gdzieś na wyżyny odczuwania, do granic doznań słuchowych. Widowisko, jak sztuka teatralna, podzielone było na trzy akty. Pierwszy to popis możliwości najmłodszego z basistów - Victora Wootena. Usłyszeliśmy tu między innymi fenomenalny Hillbillies on a Quiet Afternoon, w którym motywem przewodnim jest melodia z Quintet Afternoon Clarke’a z połowy lat 70. Jako drugi pokaz swoich możliwości dał 49 - letni Marcus Miller, do którego należał tytułowy Thunder, oraz odjazdowy numer Tutu. Stanley Clarke z kolei zachwycił wszystkich w Milano. To co zrobił z akustycznym kontrabasem to widowisko niezwykłe i niepowtarzalne. Dosłownie zapierało dech w piersi. Nawet sami Miller i Wooten nie mogli wyjść z podziwu nad umiejętnościami starszego kolegi. Takie momenty zapadają w pamięci na całe życie. Pójdźmy jednak dalej…
Stanley Clarke, Marcus Miller and Victor Wooten Pokład Gdynia Gazeta Świętojańska
Stanley Clarke solo . Jeśli masz kłopoty z „odpaleniem” filmu, wejdź tutaj
Pendulum, który również wczoraj usłyszeliśmy to nieco „humorzasty” późnonocny groove - naprawdę wciągający klimat! Typowo afrykański rytm, który dał się wyczuć w utworze Mongoose Walk, podobny jest do tego co można znaleźć na niektórych albumach Richarda Bony. Czyżby skromny „A tribute to…”? Pomimo swoistego podziału ról, praktycznie we wszystkich utworach każdy z muzyków dorzucał swoje 3 grosze. Dlatego właśnie muzyka, którą zaprezentowali, była tak spektakularną mieszanka groove, funka i jazzu. Clarke ma rację, mówiąc, że ten materiał pokazuje nowe oblicze gitary basowej. Ja uzupełnię to zdanie swoim - …i wytycza nowe kierunki. Bo takiej właśnie muzyki chciałbym słuchać więcej i częściej.
Podczas wczorajszego koncertu tytanom gitary basowej towarzyszyli Derico Watson na perkusji i Federico Gonzalez Pena, obsługujący instrumenty klawiszowe. Co jest dość niezwykłe, nie odczuwało się praktycznie braku np. gitary, ani jakiegokolwiek innego instrumentu, który mógłby ewentualnie wzbogacić, czy po prostu uzupełnić wczorajszy koncert. Tych kilku muzyków zagrało tak, jakby grała cała orkiestra.
Razem:Stanley Clarke, Marcus Miller and Victor Wooten Pokład Gdynia Gazeta Świętojańska
Stanley Clarke, Marcus Miller and Victor Wooten . Jeśli masz kłopoty z „odpaleniem” filmu, wejdź tutaj
Wielkie talenty, wielkie gwiazdy, ale jednocześnie bardzo sympatyczni, pełni humoru i dystansu do siebie ludzie. Najwięcej sympatii wzbudził we mnie chyba Stanley Clarke, który najczęściej żartował ze sceny. Nawet fakt, że oświetleniowiec nie skierował na niego reflektorów podczas fenomenalnego solo w Milano, potrafił obrócić w żart. Podziękował mu z uśmiechem, że raczył uczynić to na zakończenie utworu.
Blisko dwugodzinny występ zakończyli utworem Grits, w którym finalne solo wykonał Clarke i, jak twierdzi Miller, zabrzmiał w nim jak stary, bluesowy gitarzysta. Publiczności udało się również ”wyprosić” bis. Niestety za krótki, bo niedosyt wciąż pozostał. Po koncercie usłyszałem świetnie podsumowujący komentarz, że na świecie był tylko jeden lepszy basista – nazywał się Jaco Pastorius.
Kuba Pawłowski
JaZzGdyni, S.M.V., Pokład, 8 października 2008