Początek jesieni, a właściwie koniec lata 2012, można uznać za bardzo udany koncertowo, jeżeli nie rewelacyjny. Na pierwszy ogień poszła legenda brazyliskiej sceny metalowo hard core'owej - Max Cavalera i jego Soulfly, a już trzy dni później kolejna legenda, tym razem z Kanady, NoMeansNo.
Zagadką była frekwencja, stojąc przed drzwiami klubu, do ostatniej chwili wydawało się, że nie będzie to zbyt dobrze sprzedany koncert. Jednakże już przy pierwszych dźwiękach supportu było pewne, że trójmiejska publiczność nie rozczarowała i coraz bardziej jest zainteresowana niekonwencjonalnymi dźwiękami. Dobrze to wróży na przyszłość organizatorom, którzy będą mogli sobie śmielej poczynać na polach muzyki niezależnej.
Na pierwszy ogień dostaliśmy trómiejski Kiev Office i trzeba powiedzieć, że był to wybór bardzo dobry. Dynamiczne granie lekko psychodelicznego rocka, z mrugnięciem oka w stronę zimnej fali. Michał "Goran" Miegoń jak zwykle bardzo żywiołowo obrazował dźwięki swojego trio. Potwierdzili po raz kolejny, iż zasłużyli sobie na miano jednego z najbardziej obiecujących i najciekawszych polskich zespołów gitarowych.
Foto: Paweł Jóźwiak
Więcej w galerii: NoMeansNo, Kiev Office, Parlament, 19.09.2012, foto: Paweł Jóźwiak
Chwilę po nich na scenie pojawia się kolejne trio, z Kanady. Próba klasyfikacji NoMeansNo, to jak próba wejścia przez awaryjne wejście
wyjściem. Ci, co próbują zapętlają się w podobnie brzmiących absurdach. Oczywiście każdy, kto zetknął się z twórczością NoMeansNo, będzie stał przed wyjściem, by wejść i próbował kolejnych zestawień werbalnych celem zobrazowania tego, co nie jest do wypowiedzenia, a jedynie do wysłuchania w postaci dźwięku. Uszczuplając, można powiedzieć, że pomiędzy punkiem a jazzem jest tylko NoMeansNo. Jak ubogie jest to stwierdzenie, mieliśmy przykład w środę w gdańskim Parlamencie. NMN się słucha, nie omawia.
Foto: Paweł Jóźwiak
A wszystko zaczęło się w 1979 roku za sprawą braci Roba i Johna Wrighta. Ci oto panowie przez lata dokonywali rewolucji w głowach
wielu młodzieńców. Może ich dzisiejsze koncerty nie wywołują już takiej konsternacji, jak na poczatku ich kariery, kiedy mało kto spodziewał się wyłącznie sekcji rytmicznej i wokalu. Tym samym, ich skromne instrumentarium sprawiało, że grali zupełnie inaczej, niż ówczesne zespoły punkowe, opierające się głównie na gitarach. Gdy dołączył do nich gitarzysta, poszukiwania znalazły wyraz w odwróconym do góry nogami sposobie gry, z dominującą gitarą basową i rytmiką.
Takich mogliśmy ich zobaczyć i wysłuchać tego wieczoru w Parlamencie. Wciąż bezkompromisowi, pełni energii i wigoru, nieustępliwi. Bas wijący się, budujący transowy podkład, do którego dołącza się gitara. Kompozycje z poczuciem nieokreślenia, niepewności. Ich koncerty są autentyczne i porywające. To spojenie technicznej perfekcji z punkową werwą daje wulkan energii o niespotykanej sile rażenia. Wciąż wierni swoim ideałom, bez szukania w słowie "kariera". Muzyka nad wyraz inteligenta a tym samym kusząca do kolejnego odkrywania. Smakowitym kąskiem było odegranie kilku starych utworów, oczywiście z nowym ultra świeżym spojrzeniem.
Wspaniałe przeżycie, oni - pięćdziesięcioparoletni siwiejący panowie na scenie - i cały przekrój wiekowy pod sceną. Energetyczne zespolenie.
Foto: Paweł Jóźwiak
NoMeansNo, Kiev Office, Parlament, 19.09.2012