Podobnie jednak jak w przypadku grudniowych protestów dziennikarze próbują opisać sprawę za pomocą prostych podziałów. Wtedy starano się przedstawić przeciwników prezydenta Władimira Putina jako oświeconą i zamożną klasę średnią, a popierających go jako biednych ludzi bez wykształcenia pracujących w administracji publicznej. Jednak ten podział był na dłuższą metę nie do obrony. Tym razem przyjmuje on postać: wykształceni zwolennicy świeckości kontra ludzie głupi i religijni. Rzeczywiście osoby z wyższym wykształceniem częściej zaliczają się do zwolenników zmniejszenia wpływów cerkwi na politykę, jednak - według badań Ogólnorosyjskiego Centrum Badania Opinii Publicznej (WCIOM) - jest to tylko 33% tej grupy. Z kolei zwiększenia jej wpływów chce tylko 18-19% osób bez wyższego wykształcenia. Fiedorowa uważa, że traci wpływy niekoniecznie sama cerkiew, tylko jej najbardziej znane twarze.
Może o tym świadczyć fakt, że 43% respondentów uważa, że obecnie cerkiew zajmuje właściwe miejsce w życiu publicznym, to znaczy nie miesza się w sprawy, w które nie powinna. Jest to podobny odsetek jak w przypadku osób, które odpowiadały "tak" (11%) i "raczej tak" (33%) na pytanie, czy sąd nad Pussy Riot był obiektywny i bezstronny (badania przeprowadziło Centrum im. Jurija Lewady). Te rezultaty pokazują, że chyba rację ma Oleg Kaszin z "Kommiersanta", twierdzący, że liberalna i lewicowa opozycja ze swoimi emancypacyjnymi hasłami jeszcze przez długi czas nie będzie mogła stać się bohaterami dla większości Rosjan.