Anita uczy się w liceum. Na jednym z portali internetowych zamieściła ogłoszenie, że szuka pracy: - Ten pan zaproponował mi roznoszenie ulotek w Krakowie za 10 złotych za godzinę. Umówiliśmy się na spotkanie i podpisanie umowy. Mówił rzeczowo, zdziwiło mnie tylko to, że nie ma żadnego biura i umowę podpisujemy w McDonaldzie.
Wraz z podpisaniem umowy pokwitowała odebranie 10 tysięcy sztuk ulotek, które Radosław M. miał dosłać pocztą. Biura w Krakowie nie ma, bo jego firma oferująca porady prawne i tłumaczenia ma siedzibę w Pszczynie. Anita o rozpoczęciu pracy miała informować szefa SMS-em, a w zeszycie i na mapce zaznaczać, gdzie dokładnie rozniosła ulotki. Po powrocie do domu z ciekawości sprawdziła firmę w internecie. - To, co zobaczyłam, przeraziło mnie. Ludzie na forach pisali, że to oszust, że nie płaci i oskarża pracowników o wyrzucenie ulotek, niewykonanie pracy i każe im płacić ogromne odszkodowania - opowiada.
(...)
To, niestety, prawda. - Umowa, która została podpisana, zgodnie z prawem obowiązuje - potwierdza były minister sprawiedliwości profesor Zbigniew Ćwiąkalski. - Ale ja na pewno bym jej nie podpisał, bo zawiera kilka dziwnych paragrafów, jak chociażby podstawy kary umownej, której pracodawca żąda m.in. za czas poświęcony na podpisanie umowy. To kuriozum - ocenia.
Co na to właściciel firmy? Kiedy odebrał telefon, za wyjaśnienie historii Sebastiana i Anity zażyczył sobie 100 złotych za każdą minutę rozmowy, bo - jak stwierdził - jego czas jest bardzo cenny. I na pewno ceni sobie każdą minutę na wolności, bo okazuje się, że był już karany za oszustwa, a teraz w przed Sądem Rejonowym w Siemianowicach Śląskich toczy się przeciwko niemu postępowanie ws. kolejnych. Co ciekawe, nie chodzi o rozdawanie ulotek, ale o porady prawne, które tymi ulotkami reklamował.
- Jeżeli te sytuacje się powtarzają i te osoby są świadomie wprowadzane w błąd co do warunków wykonywania pracy, bądź też nie dostarcza się im ulotek mimo pokwitowania, można domniemywać, że dochodzi do przestępstwa oszustwa - wyjaśnia prof. Ćwiąkalski. - Sprawą należałoby zainteresować prokuraturę z zaznaczeniem, że tych przypadków jest wiele, bo w pojedynkę nie mają większych szans - radzi.
Za: tokfm.pl