Na mocy wyroku, który zapadł dwa tygodnie wcześniej, policjanci w pełnym rynsztunku metodycznie oczyścili teren z namiotów i protestujących. Wyrok zakazywał miasteczka namiotowego i nakazywał jego likwidację. Władze jako powód podawały "bezcelowość" protestu.
Wyrok sądu przedłużał trwającą od 10 miesięcy autoryzację demonstracji na placu przed siedzibą Europejskiego Banku Centralnego, ale równocześnie zakazał protestu w formie miasteczka namiotowego.
- Namioty nie są środkiem protestu - powiedział Joerg Bannach z frankfurckiego ratusza - tak było od początku, ale tolerowaliśmy to.
Wyrok zapadł w atmosferze medialnej kampanii przedstawiającej Occupy bardziej jako zagrożenie dla zdrowia i zakłócenie porządku publicznego niż jako antykapitalistyczny protest.
Likwidacja przebiegła metodycznie, ale bez przemocy. Mimo że Frankfurt jest siedzibą instytucji zarządzającej polityką monetarną w strefie euro, miasto wykazywało zdystansowany stosunek do lokalnego ruchu Occupy. Kontrastuje to z Nowym Jorkiem, gdzie pacyfikując protest policja aresztowała 200 osób w trakcie "oczyszczania" Zucotti Park w listopadzie. W kalifornijskim Oakland użyto gazu łzawiącego, ale nie przerwało to protestów.
Dzięki temu podejściu Occupy Frankfurt przetrwało aż do wczoraj. Władze powołują się jednak na doniesienia, że miasteczko w końcowej fazie istnienia było schronieniem dla większej liczby bezdomnych niż protestujących. Pojawiły się pogłoski o warunkach zagrażających zdrowiu i pladze szczurów.
- Miasto Frankfurt ma problem ze szczurami, a nie z nami - powiedział Alexander Kükk, 30-letni demonstrant. Według niego szczury były obecne pod Bankiem Europejskim jeszcze zanim powstało miasteczko.
Za: lewica24.pl