Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Białoruś w Gdyni, czyli "Dwugłos" pojedynczy

Opublikowano: 04.09.2008r.

Jak podawały ulotki wyborcze i artykuły w prasie jeden z radnych Samorządności poprzedniej kadencji zaangażowany był swego czasu w pomoc białoruskiej opozycji. Wygląda na to że będę musiał do niego zadzwonić z prośbą by może zechciał się zaangażować na terenach mniej odległych geograficznie - konkretnie w pomoc opozycji gdyńskiej. Bo sposoby jej zwalczania na ostatniej sesji oscylowały niebezpiecznie blisko standardów białoruskich.

Tym razem "Dwugłos" pojedynczy, ale niezwykle wartościowy.

Marcin Horała*


Białoruś w Gdyni



Marcin Horała

Jak podawały ulotki wyborcze i artykuły w prasie jeden z radnych Samorządności poprzedniej kadencji zaangażowany był swego czasu w pomoc białoruskiej opozycji. Wygląda na to że będę musiał do niego zadzwonić z prośbą by może zechciał się zaangażować na terenach mniej odległych geograficznie - konkretnie w pomoc opozycji gdyńskiej. Bo sposoby jej zwalczania na ostatniej sesji oscylowały niebezpiecznie blisko standardów białoruskich.

Zacznijmy jednak od początku - w porządku obrad pojawił się projekt uchwały zobowiązującej prezydenta do opracowania studium komunikacyjnego dla dzielnicy Śródmieście. Czeka nas wprowadzenie strefy płatnego parkowania, opracowywane jest kilka miejscowych planów zagospodarowania dla terenów Śródmieścia, jest to również obszar występowania licznych problemów komunikacyjnych jak np. brak miejsc parkingowych czy korki. Nie słabnie też zainteresowanie inwestorów wolnymi terenami w centrum. Te wszystkie czynniki powodują, iż podjęcie całościowej refleksji nad problemami komunikacyjnymi Śródmieścia wydawało się zasadne i, co więcej, pilne. Intencją wnioskodawców było utworzenie komunikacyjnego układu odniesienia dla uchwalanych planów i nowo realizowanych inwestycji, tak aby uwzględniały one całościową sytuację komunikacyjną Śródmieścia i prowadziły do jej polepszenia. A co najmniej nie pogarszały owej sytuacji, obecnie już nie najlepszej.

Mało tego – przy okazji opracowywania miejscowych planów tego analizy komunikacyjne muszą powstać i tak. Chodziło nam (bo i ja należałem do grona wnioskodawców, a nawet współautorów projektu uchwały) o „wyjęcie przed nawias” tej tematyki z fragmentarycznych planów i wspólne jej omówienie dla całej dzielnicy – omówienie przez radę miasta. Uważaliśmy, że biorąc pod uwagę skalę problemów komunikacyjnych centrum Gdyni i ich wpływ na jakość życia wszystkich mieszkańców naszego miasta, temat zasługiwał na szczególne potraktowanie.

Tak naprawdę to przedstawiona wyżej argumentacja i w ogóle aspekt merytoryczny sprawy jest ważny, ale nie najważniejszy. Przytoczyłem go, żeby Czytelnicy mogli sami ocenić – czy ta argumentacja jest już na pierwszy rzut oka bzdurna, wzięta z czapy, tudzież wyssana z palca?

Nie uważał tak w styczniu prezydent Stępa w odpowiedzi na interpelację, potwierdzając zasadność opracowania studium. Nie uważała tak składająca wniosek Komisja Gospodarki Mieszkaniowej, nie uważała tak Komisja Samorządności Lokalnej i Bezpieczeństwa, opiniująca wniosek pozytywnie.

Jak państwo myślą - jak wobec tego wyglądała dyskusja nad projektem? Myślicie pewnie że jako wywodzący się z kręgów opozycji (współautorami projektu byli kolega Bekisz z PO i moja skromna osoba, a w Komisji Mieszkaniowej opozycja ma większość) został w dyskusji skrytykowany przez przedstawicieli kolegium prezydenckiego i Samorządności a następnie głosami Samorządności odrzucony?

Błąd. Do dyskusji i głosowania nad projektem w ogóle nie doszło. Najpierw pan prezydent Stępa prosił wnioskodawców o wycofanie projektu, argumentując jego zbędność wobec zawarcia kwestii komunikacyjnych w miejscowych planach. Na co wyjaśniłem, że intencją komisji było właśnie zebranie tych kwestii rozrzuconych po poszczególnych planach w jeden całościowy dokument i nadanie mu odpowiedniej rangi. Na co na trybunę wkroczył kol. Borski i zgłosił tym razem formalny wniosek o zdjęcie uchwały z porządku obrad, żeby było śmieszniej, nie uznając za stosowane wniosku swojego w żaden sposób uzasadnić. Aby jeszcze dodać sprawie pikanterii przypominam, że tenże kolega Borski jest przewodniczącym komisji, która wniosek zaopiniowała pozytywnie.

Gdynia Gazeta Świętojańska

Stanisław Borski.Foto: Piotr Wyszomirski

Możliwości są dwie: pierwsza, że taki był plan, żeby najpierw spróbować po dobroci, a jak nie będą chcieli sami zdjąć to pałą ich przez łeb (nawiasem mówiąc gdyby nawet mnie osobiście prośba prezydenta przekonała, to musiałbym poprosić o przerwę w obradach Rady Miasta na posiedzenie komisji w sprawie wycofania wniosku – wniosek był komisji i tylko komisja mogła go wycofać). Druga to taka, że prezydent faktycznie tylko prosił i wobec bezskuteczności prośby gotów był do dyskusji merytorycznej. Tylko jego wojsko już rwało się do bitwy! Kol. Borski dręczony wyrzutami sumienia, iż dopuścił do pozytywnego zaopiniowania „nieprawomyślnej” uchwały na swojej komisji, postanowił zmazać swoje winy jakimś czynem widowiskowym i chwalebnym, bez głębszego namysłu wyskoczył złożyć wniosek – a potem już zadziałała korporacyjna kultura jednomyślności, że jak „nasz” składa wniosek, to wszyscy za.

Jak było naprawdę, to błoga tajemnica rządzącego w Gdyni układu, zresztą trudno mi rozsądzić, która opcja gorsza.

Grunt, że doszło do uderzenia w podstawy lokalnej demokracji i społeczeństwa obywatelskiego. To, że większość odrzuca projekty, z którymi się nie zgadza, to dobre prawo większości. Jeżeli jednak wykorzystuje swoją przewagę głosów i przepisy proceduralne, aby wykluczyć nawet dyskusję nad propozycjami opozycji – to już wiele wspólnego z demokracją, ani społeczeństwem obywatelskim nie ma.

A przecież nie był to wniosek szczególnie „bolesny” politycznie dla władzy – żadne tam referendum o odwołanie, oskarżenia korupcyjne, nic z tych rzeczy. Po prostu skromny, merytoryczny projekt, mający uczynić życie w naszym mieście nieco lepszym. Merytorycznie olbrzym, ale politycznie mikrus. I do zabicia tej politycznej muszki użyto bomby atomowej, najsilniejszej broni, jaką lokalna władza posiada legalnie.

Dwugłos

Bo trudno mi sobie wyobrazić narzędzia ostrzejszego, a kwalifikującego się jeszcze do legalnych, dalej jest już tylko zwalnianie z pracy, przecinanie opon i bicie przez nieznanych sprawców. Czy radni opozycji powinni się zacząć oglądać za siebie, gdy chodzą ulicą wieczorową porą?

Oczywiście świadomie przejaskrawiam i głęboko wierzę, że nasza lokalna władza po takie metody nie sięgnie, zresztą nie dysponuje odpowiednim do tego aparatem. Używam słów wagi ciężkiej, bo chcę zwrócić państwa uwagę i zakwalifikować problem do odpowiedniej kategorii wagowej. Bo nie mieliśmy do czynienia z drobnym rozstrzygnięciem proceduralnym tylko sprowadzenie lokalnej kultury politycznej na glebę.

Do kompletu z lokalną kulturą polityczną na glebie znalazł się zresztą również etos pracy radnego. Radni Samorządności, głosując za zdjęciem z porządku obrad uchwały, wykazali się bowiem brakiem szacunku dla pozycji radnego Rady Miasta Gdyni.

Po pierwsze brakiem szacunku dla pracy kolegów radnych – autorów projektu - którzy treści uchwały nie znaleźli na śmietniku tudzież nie wyłowili z rynsztoka. Dalej idą dwie komisje, które również nad projektem pracowały i nie uznały go za absurdalny, a wręcz przeciwnie – jedna projekt zgłosiła a druga poparła. Już chociażby to, jeżeli chcemy w radzie nawzajem szanować swoją pracę, powodowało, iż projekt zasługiwał, żeby normalnie nad nim procedować.

Po drugie: brakiem szacunku dla siebie samych jako przedstawicieli mieszkańców Gdyni, sprawujących z ich wyboru mandat wolny i przede wszystkim wobec nich odpowiedzialnych. Do tej pory głosując blokowo w każdej sprawie zawsze mogli się tłumaczyć, że zostali przekonani na klubie, że tak głosują, bo taki jest ich najlepszy osąd itp. Tymczasem tym razem podjęli decyzję, nie dając sobie nawet szansy na wyrobienie własnego osądu, wysłuchując na klubie argumentów tylko jednej strony i fizycznie uniemożliwiając argumentację stronie przeciwnej. Ja rozumiem różne polityczne uwarunkowania – sam im nieraz podlegam – ale jak do tej pory próbowano stworzyć chociażby pozory merytorycznej pracy. Tym razem nie było nawet pozorów. Tak jakby radni Samorządności wychodzili z założenia, że nadmiar wiedzy w danej sprawie im zaszkodzi. Obawiali się, że wnioskodawcy ich zgwałcą przez uszy, czy co?

Naprawdę nie rozumiem, po co to Samorządności było, dlaczego nie mogła zastosować normalnej procedury odrzucenia projektu po jego omówieniu zgodnie z porządkiem obrad? Przecież tradycyjnie projekt jako „nieprawomyślny” znalazł się na końcu porządku obrad więc byłby dyskutowany bez dziennikarzy na sali i pies z kulawą nogą by o nim nie usłyszał. Czyżbyśmy przypadkiem tym projektem nadepnęli komuś na odcisk? Postawili nogę na wężu, którym podlewa się bardzo ważne kwiatki? A może chodzi o działalność wychowawczą? Niech się opozycji odechce zgłaszania projektów uchwał, które będą eliminowane nawet bez omówienia, a potem przy okazji wyborów będzie można mówić, że opozycja tylko narzeka, a sama nic nie zaproponuje?

Za dużo pytań, za mało odpowiedzi. I w ogóle jakoś tak się zdrażniłem i felieton mi wyszedł przyciężki i mało dowcipny. Trudno, może za miesiąc będzie lepiej.

*Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.

www.horala.pl


Powiązane artykuły

- Wszystkie "Dwugłosy"