Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Nasz autor

obrazek

Paweł Jóźwiak
(ostatnie artykuły autora)

Z wykształcenia dziennikarz, z zamiłowania fotograf. Miłośnik górskich wycieczek i zapalony rowerzysta. Nałogowy słuchac...

Euro 2012 – buraczana propaganda sukcesu

Opublikowano: 10.06.2012r.

Tekst, który został niedawno odrzucony przez redakcję poznańskiej Gazety Wyborczej. Artykuł był reakcją na szereg publikacji utrzymanych w hurraoptymistycznym tonie, które zaczęły się ukazywać na łamach dziennika i jego witryny internetowej.

Gazeta Wyborcza, chce się poddać fali „kibicowskiej" euforii. Tego wydaje się żądać nie tylko rozentuzjazmowana część publiki, ale także reklamodawcy i władze polityczne. Krytyczny głos jest - jak przy początkach tego szaleństwa w 2007 roku - blokowany.

Redaktor Adam Kompowski zabrał głos w sprawie Euro (czytaj TUTAJ). Miał on zapewne zabrzmieć jak głos rozsądku. Szkoda, że zabrakło go pięć lat temu, kiedy i Gazeta uległa hurraoptymizmowi, a głos krytyki był marginalizowany. Stwierdzenie dziś, po pięciu latach propagandy, że „narzekanie na Euro staje się modne" odczytuję jako ucieczkę od odpowiedzialności za wcześniejsze słowa. Podobnie tyrady o przysłowiowej polskiej gościnności, nakazującej nam zamilknąć i z rozmachem przyjąć zagranicznych kibiców, brzmią po prostu niepoważnie. Dla miasta i jego mieszkańców to naprawdę ważna debata, której wyciszanie byłoby skandalem. Spróbujmy jeszcze raz przyjrzeć się, o co w niej tak naprawdę chodzi.

Dworce

Prawdą jest, że idea Euro szybko ulega dziś dewaluacji. Trudno się dziwić skoro oparta była o - urągającej ludzkiej inteligencji - manipulację opinią publiczną. Należy do niej m.in. twierdzenie, że obecnie realizowane inwestycje, wykonano dzięki Euro. Nikt chyba nie wierzy w to, że przez pięć lat Poznań stałby w miejscu. Wystarczy spojrzeć na wydatkowanie funduszy unijnych i inwestycje w innych miastach, aby zauważyć, iż tam jednak też się coś dzieje. Katowice, przykładowo ,nie są gospodarzem Mistrzostw, ale dworzec PKP w stolicy Śląska powstaje - podobnie jak w wielu innych miastach Polski.

Modernizację poznańskiego węzła kolejowego - po pierwsze - zaplanowano jeszcze przed ogłoszeniem, że Mistrzostwa będą się odbywać w Polsce i na Ukrainie. Po drugie gołym okiem widać, iż nie została ona ukończona. Nie chodzi nawet o samo centrum handlowe, ale „rozbebeszony" Dworzec Zachodni, przejścia, perony, czy też dotychczasowy dworzec główny. Jako inwestycyjny sukces na Euro próbuje się przedstawić i celebrować oddanie do użytku tak naprawdę nowego holu z kasami i 2-3 peronów. Zaczyna to wyglądać dość groteskowo. Prezydent Grobelny w kasku na budowie, wizyta Głowy Państwa, wreszcie zainteresowanie Premiera zaczynają przypominać „kampanię buraczaną" z epoki gierkowskiej propagandy sukcesu.

Niezaprzeczalnie modernizacja infrastruktury kolejowej w Polsce jest bardzo ważna, ale bynajmniej nie z uwagi na Euro. W istocie rzeczy jest ona spóźniona.

Bilans

Takich rozgrzebanych budów jest więcej, co przeczy tezie o ich niezbędności na Euro. Rodzi się za to pytanie, czy sensownie jest ponosić koszta „na siłę" realizowanych inwestycji? Czy nie lepiej było to czasowo inaczej rozplanować? Czy ktoś policzył ile tracimy czasu w tramwajach i autobusach podczas koniecznych objazdów? Czy przeliczył te stracone godziny na żywą gotówkę? Czy oszacował dodatkowe wydatki na benzynę w związku ze stojącymi w korkach samochodami, oraz skutki tego dla środowiska naturalnego? Gdybyśmy to policzyli, uzyskalibyśmy kwotę wynoszącą setki milionów złotych. Ale ponieważ przerzuca się te koszty w większości na prywatne osoby, poświęcając ich czas i pieniądze, nikt ich nie uważa za stosowne dostrzec.

16 maja 2007 roku, poznańska Gazeta Wyborcza za władzami miasta podała obszerną listę priorytetowych inwestycji, które miały zostać wykonane na Euro. Redaktor Kompowski mógłby dokonać tego wysiłku i porównać co zostało realnie w związku z Euro zrobione, co tak naprawdę wcześniej planowano, jeszcze przed ogłoszeniem Euro, a co faktycznie - oprócz stadionu - zyskaliśmy? I jakim kosztem? Pisze się bowiem o tych inwestycjach i wydatkach z nimi związanych, jakby były one manną z nieba. Za wydanie wielu miliardów złotych przyjdzie nam po prostu w przyszłości (w tym tej niedalekiej) zapłacić, spłacając choćby kredyty i odsetki, utrzymując tę - być może „przewymiarowaną" - infrastrukturę, płacąc wreszcie do emerytury podatki na polski wkład do budżetu Unii Europejskiej.

Zwiększona podaż środków finansowych, spowodowała też straty związane ze wzrostem cen robót i materiałów budowlanych, sprzyjała ekstensywnej gospodarce, której poznański stadion miejski jest tylko jednym z najbardziej ewidentnych przykładów. Przywoływana publikacja GW z 16 maja 2007 roku, utrzymywała, że modernizacja stadionu miejskiego kosztować będzie 400 mln. złotych. Wydano tak naprawdę jeszcze raz tyle. To bardzo dużo i nie da się tego załatwić zawołaniem pokroju: „oj tam, oj tam", albo rozkładaniem rąk - jak czyni to redaktor Kompowski - że nie nikt nie wiedział o zbliżającym się kryzysie. To nieprawda, po prostu zignorowano ostrzeżenia (Sorosa, Stiglitza czy Kowalika). Dodajmy, że nauka o cyklach koniunkturalnych rozwija się od dziesięcioleci i jest wykładana także na poznańskim Uniwersytecie Ekonomicznym.

Po co Euro?

Istota problemu leży w odpowiedzi na pytanie, po co władzy potrzebne było Euro? Mistrzostwa świetnie nadawały się jako uzasadnienie dla centralnie podjętych decyzji dotyczących ogromnych inwestycji, bez konieczności podejmowania w tej sprawie debaty publicznej i angażowania się w konsultacje społeczne. Pozwalały skoncentrować, zdominowane przez mężczyzn, struktury kierownicze państwa na realizacji celu, polegającego na wydatkowaniu dużych kwot, w krótkim czasie. I równolegle przysporzeniu szybkich zysków, wielkim firmom. Odwołanie się do Euro znakomicie unieważniało jednocześnie inne potrzeby społeczne i stojące za nimi roszczenia do udziału w podziale środków (np. na opiekę zdrowotną i społeczną, oświatę czy kulturę). Krótko mówiąc władza sama wytworzyła potrzeby i emocje, których potem ogłosiła się reprezentantem.

Nie oznacza to automatycznie, że wszystkie pieniądze wydano źle, w sposób niegospodarny i na niepotrzebne czy „przewymiarowane" inwestycje. Ale w demokratycznym systemie spodziewamy się, że zasady podejmowania takich decyzji przebiegają inaczej, w toku rzeczowej dyskusji, przy poszanowaniu potrzeb wszystkich grup społecznych, bez manipulacji i marketingowych sztuczek.

Priorytety

Pieniądze wydano zatem z Gierkowskim gestem, za który - możecie być pewni - przyjdzie nam zapłacić ze słonymi odsetkami. Poznań będzie musiał spłacać horrendalne zadłużenie i borykać się ze szeregiem nierozwiązanych problemów, jak np. brakiem mieszkań komunalnych. Aby wybudować ich setki, trzeba znowu ponad 100 mln. złotych. A ponieważ miasto nie może już więcej zaciągnąć kredytów, to planuje się stworzenie z ZKZL-u spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, która weźmie zobowiązania na siebie, ale pod zastaw majątku komunalnego. Każdego roku odszkodowania jakie musi zapłacić poznański samorząd z tytułu nie wywiązania się ze swojego ustawowego obowiązku dotyczącego zapewnienia mieszkań socjalnych, sięgają 10 mln. złotych. Realnie w kolejce po mieszkanie komunalne lub socjalne ustawionych jest wiele tysięcy rodzin.

Podobnie sprawa ma się ze żłobkami. Od początku lat 90. zlikwidowano wiele tych placówek w mieście, bo - dowodzono - był niż demograficzny. Kilka lat temu przyszedł wyż, miasto już nie odtworzyło zlikwidowanej substancji. W zamian starało się (i stara nadal) jak najwięcej zaoszczędzić na wydatkach tak, iż zamiast średnio 17 dzieci na oddział jak dawnej, dziś przypada 24. W Poznaniu tylko 5 proc. dzieci do lat trzech objętych jest tego typu opieką, kiedy w innych krajach Unii od 1/3 do nawet blisko połowy. Opiekunki od 2009 roku nie otrzymały żadnej podwyżki, ale od roku muszą za to pracować pół godziny dłużej. Ich realne wynagrodzenia maleją. Jak mają zaakceptować ten stan i nie narzekać, kiedy widzą jak wydaje się lekką ręką miliony złotych na „strefę kibica"?

Szkoły, problem bezrobocia, kultura itd.... można podać jeszcze wiele przykładów. Można też pojechać na końcówkę na Dębiec, przejść się Opolską wśród baraków, lub zajrzeć w kilka innych fyrtli, aby zobaczyć, że inwestycje nie rozkładają się równomiernie, że Centrum, okolice stadionu, Malta, Grunwald, gentryfikowane niektóre kwartały śródmieścia pięknieją, ale na peryferiach często dalej mamy stagnację, a nawet postępującą degradację.

Jakość życia w Poznaniu to nie tylko brak dziur w drogach i stadion na miarę UEFA, to też jakość opieki zdrowotnej, oświaty, kultury, opieki socjalnej i zrównoważony rozwój różnych obszarów miasta, uwzględniający potrzeby także najuboższych, którzy - jak w momencie kiedy piszę te słowa - dzwonią na Rozbrat, aby pożyczyć 52 zł. na leki, bo miasto nie ma, bo trzeba czeka. Aby tak się stało potrzebne są inne mechanizmy planowania i realizacji budżetu, zmiana priorytetów i sposobu zarządzania miastem. Więcej swobód i partycypacji, mniej propagandy i efekciarstwa.

żródło: 10czerwca.org