Widzimy się na ulicach, bo miasta to my!

Opublikowano: 09.06.2012r.

Stanowisko redakcji Praktyki Teoretycznej w kwestii demonstracji "Chleba zamiast igrzysk".

W dniu inauguracji polsko-ukraińskich piłkarskich Mistrzostw Europy 2012, rzeczywistością stało się wiele społecznych i ekonomicznych zagrożeń, przeczuwanych już w momencie wyboru Polski na organizatora tej imprezy. Mierzyć się z nimi teraz muszą nie tylko mieszkańcy miast-gospodarzy Euro 2012, ale wszyscy obywatele i obywatelki ponoszący koszty piłkarskiej fiesty. Mariaż państwa, podporządkowanych mu władz lokalnych i globalnego kapitału w trakcie dokonywania ogromnych transferów od biednych do bogatych odsłonił swoje prawdziwe oblicze, a widmo stanowczej polityki zaciskania pasa zaczęło krążyć nad budżetami „dumnych miast gospodarzy". Na polskiej „zielonej wyspie" kryzys jest kondycją permanentną. Należy o tym pamiętać zwłaszcza w czasie, gdy czekający nas społeczno-finansowy kataklizm instaluje się w polskich miastach pod szyldem euro-nośnego kapitalizmu atrakcji. Teza ta znajdzie wyjątkowo bolesne potwierdzenie w ramach kolejnego neoliberalnego uderzenia na finanse publiczne szykowanego nazajutrz piłkarskich igrzysk.

Dzieje nowoczesnej urbanizacji, w logikę której bez reszty wpisuję się rozbudowa miast związana z Euro 2012, to historia coraz skuteczniejszej symbiozy poszukującego stabilizacji kapitału i dającego taką możliwość dysponenta państwowej własności. Wobec takiego rodowodu przestrzeń publiczna mieści w sobie zawsze prywatno-komercyjny element, co zmusza odpowiedzialne za nią władze do zarządzania zgodnego z imperatywem pomnażania wartości i akumulacji wszelkich nieskończenie wymiennych postaci kapitału (ekonomicznego, kulturowego, społecznego czy symbolicznego). Zabezpieczenie tego interesu wiąże się z kolei z koniecznością uruchamiania aparatu przemocy zawsze wtedy, gdy dochodzi do niezgodnych z nim użyć przestrzeni. Słabość i nieudolność władz lokalnych, podporządkowanych całkowicie narzucanej odgórnie przez państwo konieczności dostosowania życia wspólnot miejskich do logiki neoliberalnego kapitalizmu, wielokrotnie ujawniała swoje prawdziwą twarz w okresie poprzedzającym euro. Nieumiejętność zareagowania na legalne formy protestu, takie jak te związane z okupacjami przestrzeni publicznej w Krakowie i Warszawie w sposób inny, niż ich rozwiązywanie i wysyłanie policji; lęk przed wywieszanymi w przestrzeni publicznej transparentami „Chleba zamiast igrzysk"; fasadowe odpowiedzi na wysuwane przez mieszkańców miast żądanie partycypacji w ekonomicznym i politycznym decydowaniu o ich własnej przyszłości; w końcu i przede wszystkim całkowity brak zmysłu ekonomicznego, co widać nie tylko w statystykach zadłużeń miast-gospodarzy i ich rzekomych „planach" budżetowych, ale także w brutalnych i topornych sposobach eliminowania z miejskiej przestrzeni bezdomnych, drobnych handlarzy i innych ludzi skazanych na kapitalistyczny EURO-przemiał - wszystkie te postawy cechują dziś władze zarządzające naszymi miastami. Swoją politykę na okres mistrzostw wprowadzają poprzez zawieszania prawa, przekształcając przestrzeń miasta w towar cyrkulujący pomiędzy możnymi sponsorami imprezy w ramach spektakularnego stanu wyjątkowego. Koszty budowy i obsługi obiektów sportowych, baz noclegowych i zmilitaryzowanych "stref kibica" ponoszą jednak nie wszechwładni sponsorzy Euro 2012, ale przede wszystkim mieszkańcy miast - zmuszeni do akceptacji podwyżek opłat za parkowanie i korzystanie z komunikacji miejskiej przy jednoczesnych obniżkach gminnych dotacji na żywienie w szkołach, przedszkola i instytucje pomocowe.

Euro 2012 jest też przykładem idealnej symbiozy logiki prywatyzacji dóbr wspólnych dokonywanej przy państwowej asyście i pod publicznym nadzorem ze specyficzną formą nacjonalizmu, konieczną dla sprawnego funkcjonowania neoliberalnej logiki zysku. Typowa dla dużych imprez sportowych rozrywka spod znaku pozytywnych, agonistycznych uniesień, służąca przesłonięciu finansowego marnotrawstwa i praktyk wywłaszczającej akumulacji, niejako w pigułce obrazuje logikę działania współczesnej formy kapitalizmu. Protest przeciwko Euro 2012 jest zatem nie tylko sprzeciwem wobec decyzji politycznych i ekonomicznych włodarzy miast-organizatorów, ale także wyrazem niezgody na obecne funkcjonowanie władz państwowych i samorządowych oraz systemu kapitalistycznego jako całości.

Medialno-polityczna retoryka głosi, że Euro 2012 już dzisiaj stało się wehikułem akumulacji napływającego z zewnątrz, za sprawą inwestorów i turystów, kapitału. Kto jednak będzie miał czas i siły pławić się w tym dobrobycie kiedy do spłacenia będą czekały miliony długów zaciągniętych na nieracjonalne wydatki związane z imprezą? Miasto staje się towarem, sprzedawanym przez władze bez względu na koszty społeczne, które ponoszą jego mieszkańcy i mieszkanki. Euro 2012 postrzegane jest jako niezwykle kosztowna kampania reklamowa określonej marki, za którą kryje się podwójna fikcja - kapitalistycznej spekulacji i kreatywnego miasta, "bogacącego się" na cięciach w obszarze społecznej reprodukcji: opiece, edukacji i kulturze. Mieszkańcom naszych miast nie potrzeba kolejnych deweloperów i ich łupieżczych praktyk, ale dostępu do wysokiej jakości usług, transportu publicznego i mieszkań komunalnych - dostępnych każdemu warunków, w oparciu o które rozwijana być może tkanka dobra wspólnego.

Jedną z metod organizowania się przeciwko zawłaszczającym praktykom kapitału jest działanie pod szyldem żądania prawa do miasta, pod którym rozgrywają się dziś tysiące walk społecznych na całym świecie. Nie jest ono bowiem wyłącznie prostym domaganiem się swobodnego dostępu do miejskich zasobów. To raczej demokratyczna walka o prawo do zgodnej z imperatywami równości i solidarności zmiany oraz wynajdywania miasta na nowo takim, jakim chcielibyśmy je widzieć i w jakim chcielibyśmy mieszkać. To walka o prawo do kolektywnej kontroli nad procesami urbanizacji.

Jesteśmy przekonani i przekonane, że kapitalistyczny system nieograniczonej akumulacji, wraz z jego strukturami władzy klasowej i wyzysku, musi zostać obalony i zastąpiony nowym projektem ukierunkowanym na chronienie i rozwój dobra wspólnego. Żądanie prawa do miasta, które podnosimy w chwili brutalnej pacyfikacji demokratyczenej energii protestujących mieszkańców i militaryzacji naszych miast przy okazji Euro 2012, jest jedynie przystankiem na drodze do osiągnięcia tego celu. Nigdy nie może ono stać się celem samym w sobie. Odzyskane miasto funkcjonujące w otoczeniu neoliberalnej gospodarki kapitalistycznej to skazana na zagładę "czerwona wyspa" w morzu rozkładu warunkowanego retoryką wzrostu. Tak jak nie może istnieć kapitalizm na jednym kontynencie, socjalizm w odosobnionym państwie, tak też polityka dobra wspólnego połączyć musi wszystkie obszary zamieszkiwania.

Stojąc na progu kryzysu miejskich budżetów czy potencjalnych bankructw widzimy dziś z pełną jasnością, że miasta to my! Musimy je odzyskać na gruncie obywatelskich zmagań o prawo do miasta oraz antykapitalistycznej walki prowadzonej w ramach szerokiego frontu porozumień pracowniczych, lokatorskich i studenckich. Współcześnie to właśnie w miastach wytwarzane i zawłaszczane jest społeczne i kulturowe bogactwo. W obliczu atrofii państwa narodowego - ograniczonego do roli opryskliwego neoliberalnego stróża nocnego, to my musimy podjąć trud wyrwania miasta spod brutalnej władzy kapitału. Euro 2012 jest doskonałym przykładem tego, że istniejące struktury władz lokalnych i państwowa administracja mogą to zadanie jedynie utrudnić. To przecież nasi włodarze i lokalni urzędnicy zgotowali nam ten los. Własność publiczna nie jest rzeczywistą alternatywą dla tego, co prywatne. Zniesienie przemożnej władzy kapitału wymaga dziś odzyskiwania tego, co wspólne w oparciu o rzeczywiste mechanizmy bezpośredniego współrządzenia i współdecydowania.

Z tego miejsca apelujemy do środowisk akademickich z których się wywodzimy, a które zdecydowanie zbyt często wykazują się konformizmem względem panującej ideologii, aby wraz z opadnięciem kurtyny spektaklu Euro 2012, weszły wreszcie na scenę społecznej walki o dobro wspólne i odegrały właściwą dla nich rolę w zmaganiach o interesy warstw nieuprzywilejowanych. Dość pobłażania nadużyciom władzy i kapitału! Uniwersytet nie może jedynie dostarczać im taniej siły roboczej oraz „ekspertów" dla legitymizacji działań. Być może teraz, gdy neoliberalna logika wdziera się w mury uniwersyteckie, pracownicy i pracowniczki akademiccy dostrzegą, że nędzę swojej egzystencji można albo odrzucić w całości, wraz z nędzą, której doświadcza społeczeństwo, albo wcale. W tym właśnie celu powtórzyć należy zawołanie miejskich aktywistów z całego świata: widzimy się na ulicach, bo miasta to my!

żródło: 10czerwca.org