Antoni Libera o przeszłości i współczesności.
Katarzyna Gajewska
Czytając notki biograficzne Antoniego Libery nie sposób nie poczuć przynajmniej małego ukłucia zazdrości oraz podziwu. Pisarz, tłumacz, reżyser… Nic dziwnego, że podczas spotkania z twórcą, które odbyło się w ramach festiwalu Between w sopockiej Bookarni, pojawiło się tak wiele wątków i tematów. Do biografii autora możemy z pewnością dopisać kolejne określenia: filozof, znawca literatury, kultury i współczesności.
Pierwsze pytanie zadane przez prowadzącego spotkanie dotyczyło powieści „Madame” oraz roli autora jako pośrednika literatury i kultury. Libera przyznał jednak, że z przymrużeniem oka traktuje tę powieść, bardziej jako krotochwilę. Stwierdził wręcz, że prowadzący wyolbrzymia jej znaczenie, za dużo chce z niej wyczytać. A literatura to czasem po prostu… literatura. Autor zwrócił uwagę na wątek autobiograficzny powieści. Sam prowadził kiedyś lekcje w swoim dawnym liceum w ramach praktyk. Wspomnienia szkolnych przygód wywołał u niego jeden z uczniów, który opowiadał mu zasłyszane historie na jego temat. Libera określił to tak: „Opowiadał mi BAŚŃ na mój temat”. Mimo wyjaśnień nauczyciela, uczeń nie chciał znać prawdziwej wersji historii, więc ostatecznie Libera podkoloryzował kilka wątków. Uświadomił sobie wtedy, że to doskonały pomysł na powieść. Dodał, iż opowieść o życiu jest nieostra, pamięć i język to filtry, które rozmywają rzeczywistość. Dostępny nam jest jedynie powidok przeszłości, przefiltrowany również przez opowieści innych ludzi. Libera wziął się za pisanie tej powieści 20 lat później, z przypadku. Przebywał na stypendium i jednym z ćwiczeń było przetłumaczenie własnego, krótkiego utworu na język angielski. Początkowo miało to być opowiadanie nie dłuższe niż 50 stron. Libera przygotował najpierw konspekt – powieść miała mieć 7 rozdziałów, co odpowiada 7 dniom stworzenia; 36 podrozdziałów to wiek tytułowej bohaterki. Konstrukcja książki była więc skrupulatnie i z rozmysłem zaprojektowana. Miała to być książka w książce, a celem tego zabiegu zakwestionowanie wiarygodności powieści w finale.
Prowadzący zwrócił uwagę na pojawiające się w spisie treści języki obce oraz tytuł jednego z podrozdziałów: „Dla mnie świat jest tu!”, mający być wyrazem silnego przywiązania autora do polskiej literatury i kultury. I znowu Libera skłania się ku prostszemu odczytaniu. Według niego jest to raczej pochwała kosmopolityzmu. W czasach PRL-u, zdaniem autora, ratowała nas właśnie kultura zachodnia, Polska zawsze aspirowała do Zachodu, do „światowości”. Zapoczątkowane zostało to już w momencie pierwszego chrztu, który Polska jako jeden z dwóch krajów słowiańskich (drugim były Czechy) przyjęły z Rzymu, a nie z Bizancjum. Libera opisuje kulturę Polski jako dziwną mieszankę, ni to zachodnią, ni to wschodnią. Nie sposób nie przyznać mu w tym racji.
Po tych słowach temat naturalnie przeszedł na diagnozę współczesności – Antoni Libera przyznaje się do pesymistycznej wizji współczesnego świata i kultury, kryzys mający miejsce od II połowy XX w. narastał jego zdaniem przez kilkaset lat. Z końcem średniowiecza nastąpił rozpad spójnej wizji metafizycznej świata. Rozpoczęło się kiełkowanie wolnej myśli humanistycznej. W średniowieczu istniał porządek metafizyczny, który się zachwiał. Oczywiście miało to swoje odbicie w literaturze, m.in. James Joyce w „Ulissesie” sprowadza do najbardziej przyziemnego poziomu fundamentalny dla naszej kultury mit. Mówi: „oto świat bez Boga”. Miłosz opisywał to zjawisko jako korozję przestrzeni metafizycznej. W kulturze zaczyna dominować obraz kosmosu odczarowanego, zdesakralizowanego. Zdaniem Libery najpełniej wyraził to Beckett, w utworach takich jak „Końcówka” czy „Czekając na Godota”. To nie katastroficzna, ale dialektyczna wizja świata, w którym człowiek sam siebie stwarza, jest takim jakim siebie wymyśla. A nie jest już w stanie wymyślić siebie z partnerem metafizycznym. Człowiek został zredukowany do materii, liczb. Kiedyś posługiwał się wyobraźnią, tworzył mity i religie, które nadawały sens jego egzystencji. Obecnie nastąpił od tego odwrót. Człowiek maleje, kurczy się i upada.
Według Libery ludzie obecnie więcej piszą, niż czytają. Dlatego uwaga autora skupiona jest na przekładach klasyki. Libera jako człowiek związany z teatrem chce tworzyć tłumaczenia klasyki skierowane do ludzi teatru, nie filologów. Obecnie pracuje nad tłumaczeniem jednego z ostatnich dzieł Becketta, „Worstward ho”, którego fragmenty przeczytał podczas spotkania ujawniając także swój talent aktorski. Na koniec autor skupił się już na samym Beckecie, wielkość jego twórczości opisując jako tą, która daje nie odpowiedzi, ale w fenomenalny sposób stawia pytania. Jest próbą ontologii, Beckett czyni sam akt kreacji tematem utworu, jego utwory to zrobiona, zredagowana improwizacja. Beckett redukuje wszystko i zostawia samą tylko podmiotowość.
Antoni Libera podczas spotkania przedstawił dość pesymistyczną wizję kryzysu kultury. Paradoksalnie słuchając jego pełnych erudycji wypowiedzi, w których przywoływał liczne nazwiska filozofów i pisarzy można mieć nadzieję, że kultura i literatura, mimo panującego kryzysu, ma się jednak dobrze.
Więcej o teatrze w na stronie www.pomorzekultury.pl