Foto: Grzegorz Olszewski
Zespół ze Zgorzelca w pierwszej połowie zgotował Treflowi prawdziwe lanie. Szczególnie w drugiej kwarcie rywale co wypuścili piłkę z rąk to wpadała ona do kosza. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że obrona sopocian od początku meczu nie funkcjonowała tak jak powinna. Sopocianie byli wolniejsi, pozwalali rywalom na rzuty z czystych pozycji i niewystarczająco szybko wracali do obrony po swoich akcjach.
- W pierwszych 20 minutach zagraliśmy zbyt miękko w defensywie. Zresztą niewiele lepiej było w ataku, gdzie nie trafiliśmy zbyt wielu rzutów wolnych – powiedział po spotkaniu trener Muiznieks. Goście raz po raz trafiali z dystansu, schodząc do szatni aż z dziewięcioma trafieniami za trzy punkty. Dzięki temu zdobyli aż 54 punkty i wypracowali sobie 18 punktów przewagi. O defensywie sopocian najlepiej świadczy fakt, że pierwszy przechwyt w meczu Trefl zanotował dopiero po 35 minutach gry.
Po zmianie stron nastąpiła jednak nieoczekiwana zmiana miejsc. To Trefl zaczął grać skutecznie i wykorzystywać swoje atuty. Jak natchniony pod koszem grał Filip Dylewicz, który zdobywał punkty mijając raz po raz rywali. Agresywniej grał także Łukasz Koszarek, który trafiał z dystansu, a trafienia za trzy punkty Adama Waczyńskiego i Łukasza Wiśniewskiego pozwoliły naszym graczom wyrównać stan rywalizacji.
Trzy minuty przed końcem spotkania rzutem wolnym do remisu doprowadził Filip Dylewicz. Trefl zniwelował straty i miał nawet szanse wyjść na prowadzenie. Końcówkę meczu to jednak goście zagrali po profesorsku. Główna w tym zasługa Giedriusa Gustasa i Michała Chylińskiego, którzy wykończyli dwa wejścia pod kosz i byli bezbłędni na linii rzutów wolnych. Trefl robił co mógł, aby wygrać to spotkanie, ale praktycznie każda akcja PGE Turowa kończyła się punktami i to goście pozostawali na prowadzeniu.
O zwycięstwie gości zadecydowały punkty Davida Jacksona. Amerykanin wyprowadził swój zespół na prowadzenie 92:90 na 30 sekund przed końcem spotkania. W odpowiedzi Filip Dylewicz nie wykończył rzutu pod koszem i po faulu rywale uciekli na cztery punkty. Takiej przewagi w tak krótkim czasie nie dało się już odrobić.
- Cieszę się z naszej determinacji i waleczności w tym meczu. Podobał mi się także spokój w grze naszego zespołu w końcówce. Wiedzieliśmy po pierwszej połowie, że to spotkanie nie będzie wyglądać do końca tak jak w pierwszych 20 minutach i się nie pomyliliśmy – powiedział po meczu trener Turowa, Jacek Winnicki. - To dopiero pierwszy mecz, a gra się do trzech zwycięstw.
W drużynie Trefla najskuteczniejszym graczem okazał się Łukasz Koszarek, który rzucił 22 punkty. Do swojego dorobku dodał także 4 zbiórki i 3 asysty. O jeden punkt gorszy okazał się Filip Dylewicz. Kapitan Trefla oprócz 21 punktów dodał także 5 zbiórek i 4 asysty. John Turek zawody zakończył z kolei z 18 punktami i 11 zbiórkami.
Giedrius Gustas zanotował za to 20 punktów dla PGE Turowa. Rozgrywający rywali dwukrotnie trafił z dystansu i był bardzo skuteczny na linii rzutów wolnych. Zanotował także 4 asysty. Dobre zawody rozegrał także Daniel Kickert zdobywca 18 punktów, ale środkowy PGE Turowa większość z nich zdobył w pierwszej połowie. 12 punktów dorzucił David Jackson.
Tym samym zgorzelczanie wygrali pierwszy mecz półfinałowy i w serii do trzech zwycięstw prowadzą 3:1. Drugie spotkanie zostanie rozegrane już w najbliższą środę o godzinie 18, a bezpośrednią relację przeprowadzi TVP Sport.
Trefl Sopot – PGE Turów Zgorzelec 94:98 (18:21, 18:33, 28:22, 30:22)
Trefl: Koszarek 22, Dylewicz 21, Turek 18, Mallett 11, Waczyński 10, Cummings 6, Wiśniewski 4, Stefański 2, Kuzminskas 0, Stalicki 0, Fraś 0, Brembley 0;
PGE Turów: Gustas 20, Kickert 19, Jackson 12, Cel 11, Wysocki 10, Chyliński 7, Moore 7, Lee 6, Gabiński 3, Kulig 3, Luderdale 0, Mielczarek 0;