04.05.2012, godz.19.00, wystawa potrwa do 27.05.2012
Ateliergemeinschaft Milchhof e.V., Pavillon am Milchof, Schwedter Straße 232, Berlin
Żyję//Alive. Gosia Golińska
„Żyję" to nazwa projektu dedykowanego ludziom i zarazem powód do zastanowienia się nad zmiennymi towarzyszącymi życiu. To także powód do zadawania sobie pytań o potrzeby, także o potrzebę przeżywania sztuki. Z wykorzystaniem używanych tkanin, szali, swetrów, sukien, spódnic, szlafroków i spodni buduję przestrzenne obiekty i instalacje. Na aranżację będą się składać 2-3 obiekty, które umieszczę w przestrzeni pawilonu. W części pawilonu widocznej przez przeszklone witryny wykonam przestrzenna instalację mocowaną do sufitu. Otwarta, swobodna, o dużych wymiarach i dodatkowo doświetlona rozbłyśnie bogactwem kolorów, faktur i kształtów. Ściany, witryny szklane, sufit i podłoga Pawilonu będą stanowiły jakby granicę, ramę dla całej aranżacji. Instalację wykonam z ubrań i tkanin, które w tym procesie otrzymają nową formę - zawoje, kłęby, węzły, sploty oraz nową funkcję - zostaną składowymi wypowiedzi artystycznej.
Ubrania kiedyś celebrowane, nowatorskie cięcia, kiedyś szyte na miarę dziś za małe, archaiczne odrzuty, wyrzucone lub oddane za bezcen - to mój surowiec. Wybierając i kolekcjonując ubrania, które przybyły do Polski z całej Europy, a czasem i spoza niej, często podziwiam kunszt z jakim zostały wytworzone. Poczynając od ręcznie przędzionych, tkanych i haftowanych jedwabi przez kiedyś szanowane i oszczędnie noszone ubrania, a na stercie leżącej na ziemi kończąc - zastanawiam się nad nieuchronną zmiennością i codziennym wysiłkiem zachowania mijających lat, fasonów, mód, żyć. Kolejny raz biorę do ręki ubrania czy tkaniny, resztki i ścinki, zmieniam ich funkcję, znajduję istotę. Ubranie na człowieku okrywa go, jest dla niego schronieniem i jednocześnie określa go wyraźnie. W moich działaniach splątane, połączone według skomplikowanego logarytmu tworzą bogate kolorystycznie obiekty i pozaczasowe instalacje. /Gosia Golińska/
Projekt otrzymał dofinansowanie Marszałka Województwa Pomorskiego.
(...) Obiekty Gosi Golińskiej stworzone są ze znalezionych, wyszperanych, odkupionych za grosze ubrań lub ich fragmentów. „One's garbage is someone else's treasure", mówi stare angielskie przysłowie i takim skarbcem są dla Golińskiej kreacje niechciane, garnitury nie do noszenia, bluzki o zwietrzałych barwach i dawnym zapachu perfum. Kiedyś cenne, ulubione, może chowane na lepszą okazję, dziś niemodne, nadprute, pozbawione wypełniających je obficie lub kościście kształtów ciał właścicieli i bez szansy na zaproszenie na bal. Nieobecność osoby w wyrzuconym, „niezamieszkałym" ubraniu jest bardzo wyraźna, rzucająca się w oczy, jest czystą pustką. Jeśli istnieje pojęcie bezdomności, to jakie słowo pasuje do bycia opuszczonym przez ciało, do bycia kostiumem bezpańskim, wyeksmitowanym z życia w czarnym foliowym worku w kąt podwórka, lub do spiętrzonego kosza w ciucholandzie? Fragmenty sukien czy szali z zapisaną w DNA czyjąś obecnością, niosąc pamięć czyjejś historii, należą do czyjegoś czasu, może innej epoki i często nie mogłyby nawet stać się teraz niczym więcej, niż kostiumem historycznym. A nagle pod dotykiem czułych na ich urodę dłoni i wyobraźni artystki z własnych cicho szeleszczących śmierci zmieniają się w eksplodujące życiem wspaniałe kwiaty, przedmioty pożądania: zostają wskrzeszone w nowej formie do nowej egzystencji. Intymność i tożsamość ukrywają się pod maską ubrania. Ubranie, to nic innego, jak kostium, który funkcjonuje jak społeczna skóra, przez którą indywiduum komunikuje się ze światem. Jest indykatorem mierzącym seksualność lub etniczną identyfikację. Przestaje być prywatną sprawą, ale raczej powierzchnią przebrania dla otaczającego świata, okryciem opowiadającym nasz wizerunek dla innych. To, co robi Golińska, to czyn nieomal alchemiczny: z kawałka zatęchłego materiału czyni artystka przechowalnię czyichś personaliów, wspomnień, definicji osobowości. Zniszczona, omdlała maska ubrania staje się obiektem - nośnikiem relikwii czyjejś obecności, czyjejś historii, jest, jak emigrant pokonujący czas i przestrzeń; staje się medium, barwnym magazynem obrazów swojej kultury i tradycji: przewozi je ze sobą , gdziekolwiek podąża, na jakiejkolwiek ścianie zawiśnie. /dr. hab. Anna Królikiewicz. ASP Gdańsk/
Foto: Materiały prasowe